Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Moja mała tancereczka

Wiele ludzi postrzega osoby głuche, jako osoby, które, nie mogą się komunikować, nie mówią lub mówią szczątkowo, a jeśli już mówią, to bardzo niewyraźnie. Uznają je za osoby, które dziwnie się zachowują, z którymi nie ma kontaktu, bo "są upośledzone, otępiałe, gorsze". Osobę, która na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo podobna, staje się tak inna…

I tak, Martina zawsze była inna, bo urodziła się głucha.

Jej rodzina nie miała zbytnio problemów z porozumiewaniem się w języku migowym, bo babcia dziewczyny, od strony jej mamy, również była niesłysząca. To wiele im ułatwiało... Ale tylko im.

Dziesięcioletnia wtedy Martina wracała znaną sobie drogą do domu, niezbyt zwracając uwagę na cokolwiek. W normalnych okolicznościach, prawdopodobnie miałaby słuchawki w uszach - w jej przypadku wyglądało to dość podobnie, tyle że bez słuchawek. Dziewczynka spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu, sprawdzając, czy nie dostała żadnej wiadomości od rodziny, ale w tamtym też momencie poczuła mocne szarpnięcie.

To była zaledwie chwila, a ona potrzebowała ich kilka, by zrozumieć, że ktoś o mało nie wjechał w nią rowerem, gdyby nie nieznany jej chłopak, który w porę ją odciągnął. Spojrzała na jego twarz, dostrzegając, że coś do niej mówił. Nie wiedziała tylko, co dokładnie, bo robił to zbyt szybko, by zrozumiała z ruchu jego warg.

Już po chwili jego telefon zaczął dzwonić, a Martina wciąż przyglądała się chłopakowi. Jack, bo tak miał ją imię jej bohater, przyłożył urządzenie do ucha, nie spodziewając się, że ktoś mógłby do niego dzwonić w takim momencie.

- Jack, gdzie ty się podziewasz? - spytała jego matka, na co westchnął cicho, tak, by go nie słyszała.

- Zaraz będę w domu, mamo. Po prostu uratowałem taką jedną dziewczynę.

- Och. - westchnęła kobieta, nie spodziewając się tego po swoim synu. Była szczerze zdziwiona, ale i dumna z niego. - Pospiesz się. Na osiemnastą masz pierwszy trening, nie możemy się spóźnić.

- Wiem, mamo. Paa! Zaraz będę. - powiedział na pożegnanie, od razu się rozłączając. Prędko schowała telefon do kieszeni i spojrzał na dziewczynę przed sobą. - Wybacz, to moja mama. Martwi się o mnie i wydzwania, kiedy nie jestem na czas. - zaśmiał się dość nerwowo, oczekując od niej jakiejś reakcji. Martina jednak milczała. - Umm... Słyszysz mnie?

Jack zmarszczył brwi, gdy Martina powiedziała do niego po migowemu, że musi już iść. Kompletnie nic nie zrozumiał, a kiedy zaczęła odchodzić, był zdezorientowany jeszcze bardziej. Nie rozumiał całej tamtej sytuacji, ale musiał przyznać, że nieznajoma wpadła mu w oko, nawet jeśli nie chciał tego przyznawać sam przed sobą. Już po chwili jednak jego telefon znów zaczął wibrować, więc lekko zdenerwowany odpisał swojej matce, że już idzie i rzeczywiście skierował się do swojego domu.

W głowie wciąż mając piękną, dziesięcioletnią nieznajomą, która nie odezwała się do niego ani słowem.

~*~

Taniec towarzyski był i wciąż jest dla jednych jedynie formą wyrazu, pasją, hobby, podczas gdy dla drogich zawodem i wymagającym sporem turniejowym. Taniec towarzyski posiada wiele różnych odmian i rodzajów, więc każdy pasjonat tańca na pewno znajdzie w nim coś dla siebie. Tańce towarzyskie różnią się od siebie między innymi względami technicznymi, jak tempo, takt i kroki oraz praktycznymi, jak charakter tańca, ubiór czy muzyka.

Jack wiedział, że, zapisując się na taniec towarzyski, będzie musiał wykonywać go w parze. Potrafił tańczyć, ale po przeprowadzce zdawał sobie sprawę, że tak łatwo żadnej nowej partnerki nie znajdzie. A jednak życie tamtego dnia znów go zaskoczyło.

Wszedł wraz z rodzicami i trenerką do sali, gdzie znajdowało się już kilka par - chłopców i dziewczynek w jego wieku, ubranych jednak dość luźno, jak na to, czego mieli się uczyć. Początkowo nie zwrócił na nich większej uwagi, skupiony na słowach nowej nauczycielki. Stresował się, bo to miał być jego pierwszy trening w nowym miejscu, z nowymi ludźmi, z nową trenerką. Spodziewał się wszystkiego.

- Dobrze się składa, że do nas dołączyłeś, Jack. Ostatnio wykruszył się od nas jeden z chłopców, przez co jedna z dziewczynek nie ma teraz pary. Będziesz z nią tańczył. - powiedziała kobieta, kiedy szli w odpowiednią stronę. Zatrzymali się jednak przed salą, gdzie znajdowali się już uczniowie. - Obiecuję, że jest świetna. Jest tu z nami już od czterech lat i radzi sobie wyśmienicie. Przedstawię ci ją.

Kobieta odeszła na chwilę od Jacka i jego rodziców, a on sam zerknął na swoją matkę, szukając u niej jakiegoś wsparcia. Ta uśmiechnęła się do niego szeroko, mierzwiąc mu włosy. Zaraz oboje spojrzeli na trenerkę i jedną z dziewczyn, które kierowały się w ich stronę. I wtedy serce Jacka zabiło mocniej, gdy uświadomił sobie, że przecież już spotkał tamtą dziewczynę.

- Jack, poznaj proszę Martinę. - powiedziała kobieta, wskazując na dziesięciolatkę obok siebie. Ha uśmiechnęła się delikatnie, machając chłopakowi.

- Cześć. - przywitał się Jack, wciąż zdezorientowany, aczkolwiek szczęśliwy, że mają ją spotkał. Przecież chciał znać jej imię i oto poznał.

- Tina jest niesłysząca. To chyba nie problem?

To dlatego nie odpowiedziała!

Julia - matka Jacka - już chciała coś powiedzieć, zaprotestować, ale jej syn ją w tym ubiegł. Tyle że miał inne zdanie, niż ona. Wyciągnął do Martiny dłoń, którą tym razem uścisnęła delikatnie, uśmiechając się w jego stronę. Zaraz jednak spojrzała na swoją trenerkę, którzy przyglądała się im w zaciekawieniu i z szerokim uśmiechem.

- Jeśli mogę spytać, umie pani migowy? - zagadnął Jack, nie mogąc się przed tym powstrzymać. Nim jego matka zdążyła go za to zganić, kobieta mu odpowiedziała.

- Nauczyłam się specjalnie dla niej. To nasz skarb tutaj, najlepsza uczennica. Ale nie mówicie o tym nikomu. - zaśmiała się, ściszając specjalnie głos, by nikt ich nie usłyszał. - Pozwoli pani, że panią wyproszę. Musimy już zaczynać. Będą wolni za dwie godziny.

- Jasne, rozumiem. - przytaknęła Julia niemalże od razu, zdając sobie sprawę, że już nic nie dało się zrobić. - Powodzenia, Jackie. Uważaj.

Jack przytaknął skinięciem głowy, po czym znów odwrócił się do Martiny. Nie wydawała się mu taka zła, była ładna i świetnie tańczyła - o czym chciał się przekonać, jak najszybciej. Nie pozostawało mu nic innego, niż zaprzyjaźnienie się z nią.

I nauczenie się języka migowego, by jakoś się z nią porozumieć.

Żadne z nich nie przypuszczało wtedy, że to mogła być znajomość na całe życie.

~*~

Dziesięć lat później

Choć Martina była dla wielu autorytetem i przykładem pewności siebie, stres zjadał ją od środka za każdym razem, gdy miała wystąpić w jakim konkursie, turnieju bądź w zwykłych kwalifikacjach. Miała jednak koło siebie idealną osobę, która to wszystko niwelowała. I za to była mu niezmiernie wdzięczna.

Jack, który stał tamtego dnia koło niej, czekając na ich kolej, obejmował ją w pasie, starając się myśleć pozytywnie. Stresował się i nie dało się temu zaprzeczyć, ale chciał być też oparciem dla Martiny. Znał ją przecież tak dobrze...

- Boję się. - powiedziała nagle, stając do niego przodem, by dobrze ją widział. Spojrzała mu w oczy, dzięki czemu dobrze zauważył tamten strach.

- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

Martina wtuliła się nagle w ciało Jacka, chcąc się uspokoić. On sam objął ją mocno, kładąc głowę na tej jej. W pozycji i z miejsca, gdzie stali, idealnie widział i słyszał, jak wywoływano kolejne pary. Serce zatrzymało się mu na chwilę, gdy usłyszał swoje imię oraz imię Martiny. Odsunął się od niej nieznacznie i wystawił w jej stronę dłoń, a ona od razu zrozumiała. Przyjęła jego, po czym oboje skierowali się na parkiet.

W tańcu towarzyskim to mężczyzna prowadził kobietę i tak też było podczas tamtego występu. Tańce latynoamerykańskie - czyli między innymi samba, cha-cha, rumba, paso doble oraz jive - uznawane były za najbardziej elektryzujące i energiczne tańce wykonywane w parze. Było to widać, kiedy Martina i Jack sunęli po parkiecie w rytm muzyki. Dynamika i tej efektowny układ taneczny... Och, i oczywiście bogato zdobiony, kolorowy strój Martiny - kusa sukienka o jaskrawym kolorze pomarańczowym, pełna barwnych dodatków, frędzli oraz cekinów - a także jednoczęściowy, obcisły i błyszczący strój Jacka, idealnie eksponujący jego umięśnioną sylwetkę.

Wyglądali obłędnie. Ich bliscy nie mogli wyjść z podziwu, z jaką lekkością poruszali się po parkiecie, mimo wielu przeciwności - przede wszystkim głuchoty Martiny. Uzupełniali się jednak wzajemnie i było to widać w tym jakże elektryzującym tańcu, który właśnie się kończył...

Jack przyciągnął do siebie nagle Martinę, opierając czoło o to jej, podczas gdy cała widownia, ich rodziny, jury oraz inni zawodnicy zaczęli klaskać. Oni jednak nie zwracali ja to uwagi - ona, bo nie słyszała, on, bo był zbyt zajęty patrzeniem jej w oczy. Prędko się odsunął, pocałował ją w czoło, aż w końcu się ukłonili i zeszli z parkietu, ustępując innej parze.

Nie mieli zbytnio czasu, by jakkolwiek odpocząć, bo kiedy swój taniec skończyła ostatnia z par, wszystkie pozostałe wyszły z powrotem na parkiet, ustawiając się w rzędzie. Jack i Martina ustawili się pod koniec, a jego dłoń prędko znalazła się na jej biodrze, chcąc dać jej poczucie bezpieczeństwa. Stresowali się wszyscy, bo tamten występ był decydujący. I bardzo ważny dla wszystkich.

Martina obserwowała jury, ale nie słyszała ich. Co chwilę rozlegały się wiwaty i oklaski, ale tylko Jack w ich duecie miał pojęcie, co się działo. Kiedy jego ręka zniknęła z talii Tini, dziewczyna odwróciła się do niego, zdezorientowana. On sam uśmiechał się szeroko, wystawiając przed siebie rękę, by zasygnalizować jej, że wygrali. Martina z początku nie wiedziała, co się dzieje, ale kiedy Jack zaczął klaskać, zrozumiała... Wręcz rzuciła mu się na szyję, ale zaraz odsunęła się od niego, łapiąc go za dłoń, po czym oboje podeszli do jury, by odebrać nagrodę.

Szczęście, jakie ich ogarniało, nie miało znało pojęcia wielkości. Jack cieszył się równie mocno, co jego partnerka, ale po niej widać to było o wiele bardziej. Kiedy oboje przebrali się w końcu w swoje normalne ubrania, do przebieralni weszły ich rodziny - rodzice Jacka i jego dwie starsze siostry oraz rodzice Martiny, a także jej bracia.

- Wygraliśmy! - powiedziała Martina, patrząc na swoich bliskich. Szeroki uśmiech ozdabiał jej twarz, tryskało z niej niesamowite szczęście i radość.

- Wiem, skarbie. - odpowiedziała jej matka, ściskając ją lekko i całując w głowę, jak miała w zwyczaju robić. - Jestem z was dumna. - dodała już normalnie, spoglądając na Jacka z uśmiechem.

- To głównie zasługa Tini. - stwierdził chłopak, patrząc ze szczerą radością na swoją dziewczynę.

- Nie bądź taki skromny, Jack. Też jesteś ważną częścią tego zwycięstwa.

Nie zamierzał się sprzeczać i tylko przytulił się do swojej matki, która objęła go mocno. W tym samym czasie do Martiny podszedł jej starszy brat i rozłożył szeroko ramiona. Dziewczyna zaśmiała się, mówiąc mu, że był głupkiem, po czym wtuliła się w jego ciało, ciesząc się, że przyjechał tam specjalnie dla niej. Była mu za to niesamowicie wdzięczna.

- Pójdziemy świętować? - zagadnęła po chwili, ale nie każdy ją wtedy zrozumiał. Trudno było ukryć, że Julia ciągle nie nauczyła się za dobrze języka migowego.

- Ja wciąż niezbyt rozumiem, co Tina do nas mówi.

- Spytała, czy idziemy świętować. - wytłumaczył Jack, posyłając rodzicielce ciepły uśmiech. Ta przytaknęła skinięciem głowy, obserwując, jak jej syn, spojrzał na dziewczynę obok siebie. - I tak, idziemy.

Martina oparła głowę o ramię Jacka, uśmiechając się do pozostałych. A oni nie mogli wyjść z podziwu, jak dobrze tamta dwójka się dogadywała, mimo wielu różnic i wielu przeciwności stawianych im na drodze przez ostatnie dziesięć lat.

~*~

Walentynki

Tini siedziała w salonie, przykryta kocem i z kubkiem herbaty w dłoni, oglądając lecący wtedy w telewizji film - Top Gun, który wyjątkowo uwielbiała. Było jej przyjemnie ciepło i wygodnie, oczy jej ciążyły po nieprzespanej nocy. Była wyczerpana, mimo że dochodziło dopiero południe, a ona tak naprawdę nie zrobiła niczego pożytecznego. Nieświadomie przymknęła powieki, a gdy w pomieszczeniu zjawiła się jej matka, prędko dostrzegła, że jej córka zasnęła. Uśmiechnęła się delikatnie, wyłączyła telewizor i pocałowała dziewczynę w czoło.

Ava, bo tak miała na imię matka Martiny, zajęła się przygotowywaniem obiadu, gdy ktoś nagle zapukał do drzwi. Zdziwiona, spojrzała w tamtym kierunku, po czym skierowała się do drzwi, by otworzyć przybyłej osobie. Jej oczom już po chwili ukazał się wielki bukiet czerwonych róż, który zasłaniał osobę, która go trzymała. Kobieta prędko jednak zorientowała się, kto przyszedł, bo tylko jedna osoba była do tego zdolna.

- Dzień dobry! - powiedział głośno, by kobieta go usłyszała. Ta tylko zaśmiała się cicho, otwierając szerzej drzwi.

- Cześć, Jack. Wchodź. Tylko uważaj.

Jack wszedł do środka niemalże od razu choć z lekkim kłopotem przez trzymany bukiet. Spojrzał zaraz na kobietę i uśmiechnął się szeroko, widząc, że jej wzrok poleciał na kwiaty.

- To dla Tini. - wyjaśnił, choć wcale nie było to potrzebne. Wiedziała przecież, że raczej nie dla niej, tylko dla jej córki. Ale i tak zamierzała odpowiedzieć w swój charakterystyczny sposób.

- A już myślałam, że dla mnie. - zaśmiała się, co udzieliło się również jemu. Zawsze uważał ją za wesołą kobietę, która znacząco różniła się od jego matki. - Tina śpi. Ale chyba trafisz do jej pokoju, co? Zaraz przyniosę ci jakiś wazon. - powiedziała, wskazując w odpowiednią stronę. Zaraz zmierzyła go jednak wzrokiem i znów się zaśmiała. - Lub wiadro.

Oboje zaśmiali się cicho. Jack natychmiast ruszył na górne piętro, by odłożyć bukiet, a Ava udała się po wiadro i wodę. Zaniosła je do pokoju swojej córki i pomogła chłopakowi wsadzić kwiaty. Zaraz po tym oboje wrócili na parter, gdzie Martina wciąż spała, nieświadoma tego, że jej chłopak tam był. On sam podszedł do niej bliżej i pocałował w głowę, ale kiedy się nie obudziła, udał się do kuchni, gdzie znajdowała się jej matka.

- Co u rodziców?

- Są w pracy, dziewczyny też. Ale później mają iść na jakąś kolację. W sensie, rodzice. Jenn i Jas w sumie też mają się spotkać ze swoimi chłopakami. - wyjaśnił pokrótce Jack, trochę mieszając się w odpowiedzi. Nie zraziło to jednak Avy. - A co tam u pani? Jake wciąż jest? Tini nic nie mówiła.

- Jake pojechał do kolegi, z którym dawno się nie widział, ale tak ogólnie wciąż jest. A u mnie w porządku.

Kobieta miała dodać coś jeszcze, ale tylko się uśmiechnęła, nie zdradzając chłopakowi, że ktoś za nim stał. Sam się o tym przekonał, gdy ktoś złapał jego głowę i odchylił do tyłu. Prędko zorientował się, kto był tym ktosiem, bo poczuł usta dziewczyny na swoich i nieświadomie się uśmiechnął, ciesząc się, że już wstała. Martina zaraz odsunęła się od niego i przytuliła od tyłu, by już po chwili usiąść obok, spoglądając na swoją matkę.

- Dzięki, że mnie nie wydałaś. - powiedziała Martina, śmiejąc się pod nosem. Była wdzięczna matce, że jej nie zdradziła.

- Zostawię was samych. Zapiekanka niech się piecze. - stwierdziła Ava, podnosząc się na równe nogi i kierując w odpowiednim kierunku. - Mam nadzieję, że zostaniesz na obiad, Jack.

- Z przyjemnością.

Ava spojrzała jeszcze raz na zakochanych, którzy patrzyli na siebie z taką miłością... Uśmiechnęła się pod nosem i wyszła z pomieszczenia zostawiając ich samych.

A oni nie mogli się sobą nacieszyć, nawet jeśli nie wydali z siebie żadnego głosu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro