Droga ku szczęściu
Cześć! Jestem Ezra Bridger! Zwykły chłopak który całkiem niedawno dołączył do Rebelii. Ale zaraz "zwykły"? Hm? Nie, no właśnie to nie jest do końca prawda. Mam mały sekrecik i wolałbym by nikt go nie odkrył. Oczywiście to tylko życzenie. Jedynym powodem dla którego dołączyłem do Rebelii to moja nagła chęć pomocy innym. To jednak sprawia że mam więcej styczności z ludźmi przez co mój sekret może wyjść na jaw. Ale minęło już blisko pół roku i nic. Może nikt się nie domyśli. No cóż, poczekamy zobaczymy jak to mówią.
- Ezra! - Usłyszałem jak ktoś mnie woła
Byłem w swojej kajucie którą dziele z Zebem. Trochę niechętnie się ruszyłem bo to mój zwyczajowy czas drzemki. Jak się porządnie nie wyśpię to robię się natarczywy i wredny choć muszę przyznać że udaje mi się utrzymywać nerwy na wodzy. Oczywiście na razie.
Wyszedłem z kajuty i ruszyłem do salonu gdzie zwykle się wszyscy naradzaliśmy. Byli tam wszyscy. Sabin, Hera, Zeb, Kannan i Czoper. Ale zaraz, koło drzwi stoi jakiś brązowowłosy chłopak o jasno brązowych oczach i jego skóra wydawała się bardzo opalona. Mam wrażenie że z kąś go znałem ale nie mogłem sobie przypomnieć skąd.
- Ezra ten kolega za mną pomoże nam w następnym zadaniu - Powiedziała Sabin po czym szeroko się uśmiechnęła - Mam nadzieje że go pamiętasz? - Wiedziałem
Podszedłem bliżej i zacząłem mu się niby przyglądać choć tak naprawdę to robiłem coś całkiem innego. Ten zapach.. moje oczy się rozszerzyły i nie wiadomo czemu zrobiło mi się strasznie gorąco!
- Jai! - Zaśmiał się i kiwnął głową - Nie wieże! To ty?
- A myślałeś że kto? - Nagle objął mnie na powitanie co mnie zaskoczyło lecz po chwili oddałem uścisk - Ile to? Trzy miesiące? - Spytał
- W zasadzie to będzie blisko cztery - Sprecyzowałem na co ten zachichotał i mnie puścił - I muszę powiedzieć że ci się urosło - Zauważyłem
Gdy byliśmy razem w Akademii myłem od niego wyższy o kilka centymetrów a teraz on przewyższa mnie o głowę! Niespecjalnie mi się to podoba. I czemu czuję ciepło na policzkach.
- Pogadacie sobie później - Powiedziała Hera - Teraz mamy zadanie do wykonania -
- A co to za zadanie? - Spytałem
- Imperium niedługo będzie transportować spore ilości materiałów do Kopalni ta południu planety - Oznajmiła - Jai nam pomoże bo eskorta jest dosyć spora i im więcej ludzi tym lepiej - Stwierdziła - Musimy przejąć ten transport zanim dotrze na miejsce albo go po prostu rozwalić
- Super! - Zatarłem ręce z podekscytowania - To kiedy ruszamy?
-Natychmiast - Powiedział Kanan i wszyscy prócz mnie i Jaia ruszyli na mostek
Gdy wszyscy wyszli Jai położył swoją rękę na moim ramieniu.
- Naprawdę dobrze cię widzieć - Powiedział z uśmiechem Jai
- Ciebie też - Szybko odpowiedziałem - Ale co z twoją mamą? - Zmarkotniał i spuścił wzrok
- Zmarła miesiąc temu - Wyznał ze smutkiem i poczułem się w tej chwili strasznie
- Przepraszam niewi... - Nie dał mi dokończyć
- Nic się nie stało - Uspokoił się i wysilił się na uśmiech - To może... dołączymy do innych? - Natychmiast kiwnąłem głową bo czułem że jeśli dalej pozostaniemy sami w tym pomieszczeniu to wydarzy się coś co niekoniecznie może nam się spodobać
Jakiś czas później
Dlaczego? No pytam się? Dlaczego? Dlaczego nikt się nie domyślił że to może być płapka? No? NO PYTAM SIĘ! Wszystko jak zwykle na początku szło gładko. Zniszczyliśmy ich eskortę i wyeliminowaliśmy szturmowców kiedy nagle nadleciały ich myśliwce i kanonierki pełne żołnierzy. A kto na czele? Oczywiście że Inkwizytor i Agent Kallus. No i się pytam. Skoro ciągle ten schemat się powtarza TO CZEMU NIKT NIE WYMYŚLI LEPSZEGO PLANU!? I po co ja do tej Rebelii dołączyłem? Eh, muszę się zastanowić nad moim dalszym uczestnictwem w tej maskaradzie bo buntem nazwać mi jest to coraz trudniej.
- Zrobiło się za gorąco - Stwierdził Kannan - Spadamy z tond! - Krzykną
Ostrzał był ciężki. Szturmowcy byli coraz bliżej nas. Co prawda wielu z nich padło ale mieli stanowczą przewagę. Usłyszałem dźwięk zapalanego miecza świetlnego. Odwróciłem się i zobaczyłem jak Kannan walczy z Inkwizytorem. Nieco dalej Zeb pojedynkował się z Kallusem. Szybko podbiegłem do sabin która osłaniała się za skrzyniami.
- Co robimy!? - Spytałem
- Czekamy! A co innego możemy zrobić?
- Gdzie jest Hera? - Spytałem i oddałem kilka strzałów powalając dwóch szturmowców
- A jak myślisz? Patroluje okolice zgodnie z planem - Oznajmiła
- Ty to nazywasz planem?! - Oburzyłem się - To jest atak na ślepo! - Stwierdziłem
- Ezra! Nie czas na takie...! - Nie dałem jej skończyć
- O nie! Koniec! Po wszystkim opuszczam rebelie! - Oznajmiłem i pobiegłem w stronę innych skrzyń zostawiając oniemiałą Sabin
Nagle coś mnie trafiło. Poczułem ogromny ból w lewej nodze a po chwili się przewróciłem. Nikt jednak nie pofatygował się by mi pomóc więc podczołgałem się do jednej ze skrzyń.
- Piepszona Rebelia - Syknąłem z bólu
Nad sobą usłyszałem statek. Duch wrócił. Wylądował kilka merów za mną lecz noga tak mnie bolała że nie mogłem się ruszyć. A do tego reszta z premedytacją nie zostawiła! Sabin widziała mój stan a mimo to po prostu mnie minęła. A to suka! I pomyśleć że się w niej podkochiwałem. Ale nagle usłyszałem Jaia.
- A gdzie Ezra? - Spytał wyraźnie zaniepokojony
- Nie żyje - Skłamała Sabin - Widziałam jak upada - Piepszona kurwa!
- Co!? Nie możliwe! - Powiedział - Trzeba wrócić po jego ciało! - Niespodziewanie powiedział i wybiegł ze statku
- Czekaj! To nie ma sen... - Krzyczał Kannan
- Myśliwce! - Krzyczy Zeb
Weszli na statek który zaczął szybko uciekać przed Imperialnymi pozostawiając nas na pastwę Imperialnych.
Czyli dla Jaia znaczę więcej niż dla mistrza co? Nawet jeśli to samo ciało bez duszy. Dałem się im omotać! Rodzina, he! Też mi coś.
- Ezra gdzie jesteś - Szeptał do siebie Jai omijając strzały z blasterów i nagle skoczył nad skrzynią za którą się schowałem. Gdy mnie zobaczył żywego był w widocznym szoku ale i czymś na wzór... szczęścia? - Ezra! - Przytulił mnie bardzo ale to bardzo mocno - Nie rozumiem - Wyszeptał - Sabin powiedziała... - Przerwałem mu
- Jak widać rebelii nie warto ufać - Wysapałem a ten zmarkotniał
- Co robimy? - Spytał - Zaraz nas schwytają?
- Szybko przenieśmy się to tego naziemnego transportera - Wskazałem na niego - Jest szansa że uciekniemy - Obraz zaczął mi się załamywać. To był naprawdę potworny ból
Wziął mnie na księżniczkę przez co się bardzo zarumieniłem i pobiegliśmy do transportera. O mało nas nie trafili kilka razy ale się udało. Jai usiadł przy fotelu kierowcy a mnie posadził tuż obok i ruszyliśmy tak szybko jak tylko się da. W tym momencie straciłem przytomność.
Jakiś czas później
Powoli otworzyłem oczy. Było ciemno więc nie miałem z tym problemu. Chciałem wstać lecz noga bardzo mnie bolała. Jakoś w końcu zdołałem się podnieść. Spojrzałem na ranę. Była opatrzona bandażem i plastrem z bactom. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Był to jakiś stary, pewnie opuszczony, budynek.
- Gdzie Jai? - Spytałem sam siebie cicho
Na biurku zauważyłem karteczkę. Sięgnąłem po nią. Była to wiadomość od Jaia. Pisał że niedługo wróci bo musi gdzieś ukryć Transporter którym uciekliśmy. Westchnąłem. Jeszcze raz spojrzałem na ranę. Chyba przyśpieszę jej gojenie tylko czy powinienem. A jak Jai zaraz wróci i mnie zobaczy? Co w tedy będzie? Ale to tak boli a ja muszę się poruszać! Nie mam wyjścia.
Skupiłem się. Nie na mocy ale na moim ciele. Nagle z mojej głowy zaczęły wychodzić kocie uszka koloru moich włosów. Niektóre ząbki mi się naostrzyły tak samo jak paznokcie u rąk i nóg. Wyrósł mi tę ogonek w kolorze moich włosów. Ale to nie wszystko. Mój nos znacząco się zmniejszył a twarz jakby odmłodziła. Skurczyłem się też niestety o kilka centymetrów. Ta... to mój prawdziwy wygląd. Jestem kotołakiem. Chyba ostatnim. Nasza rasa zawsze żyła w ukryciu przed ludźmi i innymi rasami i żyła w spokoju na tej planecie. Nagle jednak nasze samice zaczęły rodzić coraz mniej dzieci i ostatecznie zostałem sam. Bez rodziny czy współbraci. Bez bliskich. Musiałem jednak sobie jakoś radzić więc kradłem i zbierałem różne przedmioty do mojego gniazda. Dlaczego przyłączyłem się więc do Rebelii? Była to po prostu chwila słabości. Mój lud też cierpiał dlaczego więc nie pomóc innym? Było to bardzo głupie.
Zdiąłem powoli bandaż z nogi, co bardzo bolało i otworzyło ranę. Krew zaczęła spływać mi po nodze. Zacząłem oblizywać ranę. Najpierw oczyściłem ją z krwi a następnie zająłem się samą raną. Nasza ślina miała niezwykłe możliwości lecznicze. Rany szybciej się po niej goiły a krwotok ustawał. Wszystko szło świetnie! Aż ktoś wszedł nagle do pokoju. Był to Jai i maił w ręku jakąś torebkę.
- Ezra? Obudziłeś się? - Położył torbę na ziemi i wyją latarkę. Cholera nie zdążę się przemienić! - Już wszystko...- Poświecił na mnie a na jego twarzy pojawił się szok - ...w-poż--ątku?
Automatycznie się najeżyłem. Gratulacje Ezra! Jesteś chyba pierwszym kotołakiem widzianym przez człowieka!
- Ezra? - Podszedł do mnie powoli - To ty prawda? - Powoli kiwnąłem głową - Ty..ty masz uszy i.. ogon... - Zaciął się - Jak? - Spróbował mnie dotknąć ale odsunąłem się od niego jeszcze bardziej do samej ściany - Spokojnie, przecież nic ci nie zrobię - Instynkt jednak mówił mi by mu nie ufać więc pokręciłem głową - Ezra...? - Już skakałem na biurko by spróbować uciec kiedy rzucił się na mnie i przycisną do łóżka z całej siły
Wierciłem się, szamotałem i krzyczałem a nawet gryzłem i drapałem go tak mocno jak tylko mogłem ale on mnie nie puszczał. Przywarł z całej siły do mojej piersi i nie miał zamiaru jej puszczać! Zapach krwi podrażnił moje nozdrza. Dopiero teraz się uspokoiłem i odzyskałem trzeźwość myślenia. Spojrzałem na jego głowę która była tuż pod moją. Czułem jak dyszał z bólu który mu zadałem. Ubranie miał całe potargane i z wielu miejsc w tym szyi ciekła szkarłatna ciecz. Łzy popłynęły mi po policzkach lecz nie szlochałem. Może i mogło się to wydawać dziwne zacząłem lizać jego rany. Ten na to drgną zaskoczony ale nie miał siły by protestować. W zasadzie to się nawet jakby odprężył i zmniejszył uścisk. Podniosłem go i zacząłem oblizywać wszystkie rany. Był wpół na jawie. Pewnie nie za bardzo zdawał sobie sprawę z tego co się dzieje. Gdy skończyłem zaczynało już świtać. Byłem zmęczony ale nie mogłem spać. Po prostu nie mogłem. Instynkt kazał mi go teraz pilnować jak oka w głowię. Tylko co ja mu powiem jak już odzyska samoświadomość. Czy mi wybaczy? A może ucieknie ode mnie jak najdalej ale gorzej. Mnie wyrzuci! Zacząłem się bać. Naprawdę! Jeszcze nigdy tak się nie bałem. Jai drgną i zamrugał oczami. W końcu spojrzał na mnie. Patrzyliśmy tak na siebie i byłem gotowy na wszystko. Na wyzwiska, obelgi, złość a nawet rękoczyny... ale nie bylem gotowy na pocałunek! Tak! On mnie pocałował w usta! Byłem w takim szoku że nie mogłem się ruszyć. A wiecie co mnie jeszcze bardziej zdziwiło? Podobało mi się. TAK! Te jego miękkie usta! O boże! Nigdy nie czułem takich motyli w żołądku! Kiedy przerwał pocałunek byłem zawiedziony. Jai wstał i usiadł przede mną na swoich kolanach ze spuszczoną głową.
- Przepraszam - Wyszeptał a ja patrzyłem na niego zdziwiony
- Hę?
- Przepraszam - Powiedział głośniej
- A.. ale za co? - Spytałem zbity z tropu
- Za... - Zarumienił się - pocałunek - Powiedział cicho
Sam też się zarumieniłem i w wyniku odruchu zdzieliłem go ręką w policzek.
- IDIOTO! TO JA CIĘ POWINIENEM PRZEPRASZAĆ! - Wrzasnąłem na niego a on spojrzał na mnie w szoku - Przecież to przeze mnie o mało się nie wykrwawiłeś! - Spojrzał po sobie zdziwiony a następnie zachichotał
- To nic... - Powiedział
- NIC! Prawie mi tu umarłeś! Przeze mnie! - Krzyczałem a po policzkach spływało mi coraz więcej łez
- Ezra... - Wyszeptał ale powstrzymałem go zatykając mu usta dłonią i przywarłem głową do jego torsu by mnie nie widział w tym stanie
- Przepraszam - Powiedziałem płaczliwym głosem - Naprawde, HLIP, przepraszam!
Objął mnie całego a nawet zaczął głaskać po głowię. Płakałem jak małe dziecko ale inaczej teraz nie mogłem. Zrozumiałem. Późno ale jednak. Ja go... kocham. Kocham go! Wiedziałem to już od dawna ale nie przyjmowałem tego do wiadomości. Już pierwszego dnia kiedy go poznałem wiedziałem że coś do niego czuję ale nie przyjmowałem do wiadomości by mogła być to miłość. Ale teraz jest inaczej. Jest tu. Nie, jesteśmy tu. Razem. My. Tylko my. To wystarczy. Tak. To zdecydowanie mi wystarczy. Miłość. Miłość do Jaia.
Gdy względnie się uspokoiłem spojrzałem na niego. Jego oczy były pełne troski. Jemu też płynęły łzy choć trochę mniej niż mi. Przymknąłem oczy i pocałowałem go tak jak on to zrobił wcześniej. Początkowo był zaskoczony lecz szybko oddał pocałunek kładąc ręce na mojej głowię i przyciskając ją do swojej. Nie protestowałem. Wręcz przeciwnie. Podobało mi się to. Czułem jak mój ogon się porusza z ekscytacji. Szybko przeszliśmy do pocałunku z języczkiem. Zaczęliśmy walkę o dominację. Muszę mu przyznać. Świetnie całuje! Oczywiście to on wygrał tą rywalizację i szybko zmusił mnie bym się położył. Ciągle się całując zaczął pozbawiać mnie ubrań w czym mu ochoczo pomagałem. Oddech braliśmy co kilka sekund i mimo że byliśmy już cali czerwoni nie chcieliśmy przerywać jakby miał to być nasz jedyny raz. Niedoczekanie! A tak chce codziennie!
Gdy leżałem już cały nagi i mokry od potu zacząłem pomagać rozebrać się jemu. Na chwilę przerwaliśmy pocałunek by nabrać trochę tlenu. Oboje ciężko dyszeliśmy co ewidentnie nas jeszcze bardziej nakręcało. Gdy zdiąłem jego bokserki zatkało mnie. Jak on niby się we mnie ma zmieścić!? A jak jakimś cudem wejdzie to mnie rozsadzi! Gdy już pozbył się ostatniej części garderoby nie czekając ani chwili dłużej rzucił się na mnie i rozpoczął badanie mojego ciała. Rozbawiło mnie to a jak doszły do tego jego pieszczoty śmiałem się na cały głos. Najpierw przebadał szyją a następnie powoli doszedł do piersi. Podniósł moją rękę by dostać się do pachy którą zaczął lizać. W tedy przestałem się śmiać bo byłem nazbyt zażenowany ale niczego mu nie zabraniałem. Następnie zajął się moimi sutkami. Lizanie było przyjemne ale nic nie przebiło uczucie kiedy zaczął je gryść! Jęknąłem z przyjemności i ekstazy co widocznie bardzo go zadowoliło bo powtórzył tą czynność parę razy. Chyba polubił jak jęczę. Zszedł językiem na brzuch. Najdłużej został przy pempku. Zboczeniec albo po prostu doświadczony. Wolę to pierwsze. Podczas gdy tak schodził jego członek się o mnie ocierał doprowadzając mnie do szału! W końcu dotarł do mojego członka który od samego początku domagał się uwagi. Mój w porównaniu do jego nie był tak imponujący ale jemu widać to nie przeszkadzało. Zanim zajął się nim samym zajął się okolicą. Gdy tak ssał moje jądra miałem ochotę go trzepnąć za te dręczenie. W końcu przeniósł się na mojego penisa. Zamiast jednak wziąć go do ust zaczął lizać jego czubek co bardzo mnie podniecało i sprawiało że w każdej chwili mogłem dojść.
- P..rzest.. ań mnie.... dr..en..czy..ć - Zdołałem wyjęczeć
Od razu się mnie posłuchał i wziął do ust całego. Ssał go na początku powoli by stopniowo przyśpieszać. Jego język owija się wokół mojego penisa niczym wąż. Czułem na czubku swojego penisa jego migdały.
- Zzzaraz... doj..de - Ostrzegłem go lecz było za późno
Biała ciecz zapełniła jego usta i mimo zaskoczenia niczego nie wypluł. Gdy tylko wyją penisie ze swoich ust połkną wszystko na moich oczach. Zaczerwieniłem się jeszcze bardziej o ile to możliwe. Nagle przywarł do moich ust. Czułem smak swojego nasienia lecz nie przeszkadzało mi to.
- Podoba ci się? - Spytał a ja pokiwałem głową - Cieszę się - Powiedział i ugryzł moje kocie uszko
Przyjemnością nie było końca. Jedną ręką gładził mój policzek o drugą masował mój otwór. Miałem dość czekania.
- W... wejdź we mn..ie! - Przerwał pieszczoty zaskoczony - Jestem gotowy! Wejdź we mnie!
Kiwną głową z niewielkim ale szczerym uśmiechem. Rozsunąłem swoje nogi by ułatwić mu wejście. Włożył swoje palce do buzi a następnie do mojego otworu. Początkowo nic nie szło źle. Dopiero później zaczęły się problemy.
- Ale ciasny - Wyszeptał Jai ale i tak usłyszałem
Kiedy uznał że jestem gotowy przyłożył swojego penisa do mojego otworu.
- Wejdź - Pozwoliłem mu i też tak zrobił
Zrobił to bardzo szybko i gwałtownie. Wygiąłem się w łuk z przyjemności. Czekał aż się przyzwyczaję do jego obecności we mnie. Boże, nigdy nie myślałem że ból może być tak przyjemny. Z oczu płynęły mi łzy. Łzy szczęścia i przyjemności. Chciałem go więcej! Na znak by zaczynał zacząłem wpychać jego penisa głębiej mnie. Ręce położył blisko mojej głowy. Spojrzałem na niego. Wydawał mi się teraz ogromny i bardzo umięśniony. Ja za to musiałem był bardzo malutki prawda? Wsuwał się we mnie stopniowo coraz szybciej aż w końcu stracił wszelkie hamulce. Złapał mnie za ramiona a następnie zaczął we mnie wchodzić z całej siły! W końcu wszedł na tyle głęboko że trafił w mój wrażliwy punkt. Wiłem się i jęczałem z przyjemności i mimo wielkiego bólu wręcz mu pomagałem w penetracji mnie! Objąłem go od tyłu moimi nogami zmuszając do szybszych ruchów a ogonem drażniłem jego jądra co jeszcze bardziej go rozruszało! Nie wiem ile czasu tak spędziliśmy ale w końcu poczułem jad doszedł we nie bardzo obficie a jego nasienie rozpływa się po moim wnętrzu. Chwile później i ja doszedłem brudząc jego tors. Po tym jak drgawki odeszły przez chwile się na siebie patrzyliśmy aż w końcu złączyliśmy usta w namiętnym pocałunku. Było bosko! Zaczął ze mnie wychodzić co niespecjalnie mi pasowało bo polubiłem jego obecność we mnie ale wiedziałem że z pewnością jeszcze wiele razy to powtórzymy. Kiedy w końcu go wyją cała biała ciecz wypłynęła ze mnie brudząc posłanie. Nie zwracając na to uwagi przywarliśmy do siebie w czułym uścisku.
- Kocham cię - Wyszeptał mi do ucha na co się szeroko uśmiechnąłem
- Ja ciebie też kocham - Odpowiedziałem
Po kilku minutach oboje zasnęliśmy całkowicie wykończeni.
Dwa Miesiące Później
Kilka dni po tyk jak Jai i Ja zostaliśmy parą uciekliśmy z Lothal i przeklętych Zewnętrznych Rubieży. Uciekliśmy na Chandrile która była jednym ze światów Jadra. Zamieszkaliśmy w niewielkiej wsi na obrzeżach. Klimat był tam umiarkowany a pogoda nie zmieniała się zbyt gwałtownie. Po prostu raj. Jai otworzył własny sklep mechaniczny. Okazało się że ma do tego niezłą rękę. Byłem z niego dumny. Oczywiście opowiedziałem mu dlaczego ukrywałem to kim jestem i czemu tak agresywnie zareagowałem kiedy mnie odkrył. Wszystko zrozumiał i zaakceptował! Do dziś nie mogę uwierzyć. Ale teraz czas by jego doprowadzić do tego stanu. Dziś ma urodziny więc najwyższy czas.
- Wróciłem! - Wszedł do naszego małego skromnego ale pięknego domu z ogrodem - Cześć - Pocałował mnie w czoło
- Jai, usiądź - Poprosiłem
- Cos się stało/ - Spyta zaniepokojony
- Usiądź to ci powiem - Szybko usiadł przy stole - A więc pamiętasz jak ci opowiadałem o mojej rasie prawda?
- Tak?
- To o naszym wymarciu też?
- Oczywiście! Ale do czego zmierzasz!
- Do tego że... chyba wiem dlaczego nie mieliśmy tylu dzieci - Wyznałem na co ten spojrzał na mnie zaskoczony i z troską - Jai - Spojrzałem na niego ze łzami w oczach i z uśmiechem - Jestem w ciąży - Przez kilka minut przetwarzał informację po czym wyszczerzył w szoku oczy zdając sobie sprawę że mówię poważnie
Przytulił mnie z całych sił jakby się bał że zaraz coś mi si stanie!
- Wszystkiego najlepszego kochanie - Poczułem jak po mojej szyi płynie jakaś ciecz. Jai płakał. Płakał ze szczęścia
Pół Roku Później
Jakie było moje zaskoczenie kiedy urodziłem trojaczki. Dwoje synów i córeczkę. Najstarszy miał moje futerko i oczy ojca, młodszy syn miał futerko koloru włosów ojca a oczy po mnie, natomiast córeczka miała prawe oko brązowe a lewe niebieskie natomiast futerko miała żółte. Nazwaliśmy ich Aleen - Najstarszy, Ima - Młodszy i Ola - Najmłodsza. Były takie słodkie. Rodzina Kellów w komplecie.
9 Lat Później
"Rebelia przegrała!" Tak głosiły wszystkie wiadomości w Galaktyce. Dzięki niejakiemu Wielkiemu Admirałowi Thrawnowi i Dyrektorowi Krenicowi Imperium pokonało marną Rebelie. Myśliwce TIE-Defender okazały się być gwoździem do trumny dla floty rebelii. Admirał celnie przewidział że staną się nieocenionym sprawcą wygrania konfliktu. Gwiazda Śmierci Dyrektora Krenica nie stała się symbolem zniszczenia lecz pokoju jak i bezpieczeństwa i w ciągu 4 lat jej funkcjonowania zniszczyła tylko trzy planety, Alderan, Yavin 4 i Jakku, a w walce kosmicznej użyta dwa razy, w bitwie o Endor i Scarif. Generalnie stała się straszakiem na wrogów Imperium. Imperium nie chciało niszczyć wszystkich zbuntowanych światów. Gwiazda była ostatecznością! A po tym jak Lord Vader obalił Imperatora i sam zajął jego miejsce wraz ze swoim synem Lukiem galaktyka zaczyna się powoli odradzać.
A co z załoga Ducha? Kannan siedzi w więzieniu o zaostrzonym rygorze. Sabin została stracona za zdradę klanu. Herę zesłano na planetę Hoth gdzie miała doczekać końca swoich dni. Zeb zginą na Endorze a Czopera przetopiono. Sam statek dryfuje gdzieś w śród szczątków Jakku tam gdzie jego miejsce.
A nasza rodzinka? Nigdy nie było lepiej. Oczywiście Imperium nasz szybko odkryło ale udało nam się wybronić i zostaliśmy ułaskawieni ale mieliśmy absolutny nakaz informowania rządu o ewentualnych wycieczkach poza planetę. Nie przeszkadzało to nam. Agent Kallus, to on nas znalazł, stał się naszym przyjacielem i ojcem Chrzesnym naszych dzieci. Naprawdę miły facet jak się go bliżej pozna. Jai został Imperialnym urzędnikiem dzięki czemu dużo zarabiał i miał więcej czasu dla rodziny. Sklep sprzedaliśmy za rozsądną cenę. Byliśmy szczęśliwi i wiem że to szczęście będzie trwało wiecznie! Nasze dzieci szybko rosły a ich kocie cechy zaczynały być coraz bardziej widoczne. Są takie słodziasznę i mądre. Oczywiście to drugie po ojcu. Nie zamienił bym tego życia na żadne inne i drżę na samą myśl co by było gdybym do końca pozostał w Rebelii i gdyby ona wygrała.
To pierwsza moja książka tego typu(18+) więc liczę na wiele uwag
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro