16. Wspaniała Nowina
#Natalia
Ja od ponad miesiąca cały czas wymiotuje i mam bardzo dużą migrenę, że nie mogę wytrzymać!
Po prostu koszmar yhhh...
Jest już jedenasta, a ja wciąż leżę na łóżku i się leniwie. A mój mąż Blake jest już od piątej rano na nogach.
Najpierw miał przez trzy godziny trening, potem poszedł zjeść, a teraz chyba siedzi w swoim gabinecie.
Nagle do mojego pokoju weszła Melanie.
-Ty jeszcze dziewczyno jesteś w łóżku?!~zapytała zdziwiona.
-A nie widać? ~odparłam jej z sarkazmem.
Wziełam poduszkę na której śpi Blake i przyłożyłam sobie ją do swojej twarzy wciągajac jego cudowny zapach...
-O nie dziewczyno! Wstajesz, myjesz się, ubierasz się, jesz śniadanie i idziemy obie na kolejny trening. ~powiedziała.
-Yhhh no dobra! ~powiedziałam zła.
Szybko wstałam z łóżka i pobiegłam do łazienki, bo znowu mi się zebrało na rzyganie. Kiedy już zwymiotowałam to szybko umyłam zęby oraz wziełam szybką kąpiel. Wysuszyłam moje włosy i zrobiłam sobie koński ogon. Moje całe ciało owinełam w ręcznik i poszłam do mojej garderoby. Wziełam czystą bieliznę, białe leginsy oraz różowy crop top bluzkę i do tego sportowe buty w kolorze miętowym. A wyglądają tak:
Zeszłam z moją przyjaciółką na dół do kuchni i obie zjadłyśmy pyszne śniadanie. Gotowa wyszłam z Melanie, z domu głównego i obie poszłyśmy na plac główny, gdzie są treningi. Było tutaj bardzo dużo samic. A w tym Katy i Lizzy oraz ja z Melanie. Na środku placu pojawił się jeden z bet i zaczął nasz trening wcześniej pokłaniając się w moim kierunku pokazując mi szacunek jako dla Luny.
Ćwiczyłam ile miałam siły, ale po pewnym czasie bardzo mocno zakreciło mi się w głowie i upadłam na ziemię tracąc przytomność oraz uderzając głową o nią. Słyszałam głosy jak za mgłą i była już ciemność...
#Blake
Siedzę w swoim gabinecie i wypełniam dokumenty dotyczące mojej watahy. Nie wiem czemu, ale mam jakieś złe przeczucie, że coś się dzieje niedobrego. Wstałem z mojego krzesła i podeszłem do okna z którego widać plac główny na którym odbywają się treningi. Zobaczyłem tam bardzo duże zbiorowisko osób. Byli wokół kogoś. Coś się stało i to bardzo poważnego.
<Coś się złego dzieje z naszą mate! Biegnij do niej! Już Blake! >~zaczął krzyczeć przerażony mój wilk, a to bardzo źle.
Kiedy to usłyszałem wybiegłem z mojego gabinetu i zacząłem szukać mojego skarbu. Najpierw byłem w naszej sypialni, lecz tam jej nie ma. Moja intuicja mi podpowiada, abym udał się na ten plac główny. Więc tak zrobiłem, ale to co tam zobaczyłem wywołało mój bardzo głośny ryk rozpaczy i bólu. Szybko podbiegłem do mojej kochanej żony i wziełem w swoje objęcia. Leżała ona nie przytomna na ziemi i miała ranę na głowie z której wypływała szkarłatna czerwona krew.
Ona nie może umrzeć! Ja ją kocham z całego swego serca! Jest ona sensem mojego życia!
-Gdzie jest lekarz?!~wargłem na nich, bo nie wezwali lekarza, aby pomóc mojej mate.
-Byliśmy po niego, ale on nie słuchał i wolał uprawiać seks z swoją mate. ~powiedziała jedna z samic.
-CO KURWA JEBANA MAĆ?! O NIE, TAK SIĘ BAWIĆ NIE BĘDZIEMY! JEŚLI ONA UMRZE TO I JEGO MATE ALBO ON UMRZE! ~krzykłem bardzo mocno wkurwiony.
Po chwili byli też tutaj moi rodzice i bracia. Kiedy zobaczyli co tu się dzieje byli bardzo przerażeni.
-To jest moja wina... Gdybym ją nie wyciągła z łóżka i nie namawiała, abyśmy poszli na ten głupi trening to by się to nie wydarzyło... A jeszcze to, że ona rano wymiotowała... ~powiedziała smutnym i obwiniającym się głosem Melanie.
-Co robiła?! Jadła wogule cokolwiek kurwa mać! ~wargłem wściekły.
-Jadła oraz wymiotowała. ~powiedziała cicho Melanie.
-Ej! Do jasnej cholery nie krzycz na moją mate! ~wargnął jeden z moich braci.
Wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech wdech wydech...
-Przepraszam. ~powiedziałem.
Wziełem moją księżniczkę i zaniosłem do naszego szpitala. Delikatnie położyłem ją na wolnym łóżku i przekazałem wściekły w myślach do naszego lekarza, że ma być za minutę przy mnie w szpitalu. Innaczej zostanie ukarany.
Po tym czasie pojawił się lekarz. Bardzo mocno dyszał. Miał poczochrane włosy oraz nie do końca zapietą biała koszule.
-Alfo...o i...i Luno. Co się stało? ~zapytał przerażony.
-Co się kurwa stało?! Moja mate straciła przytomność, uderzyła się głową o cegły na placu głównym podczas treningu, a do tego wcześniej wymiotowała! ~powiedziałem zły.
Poprawka byłem bardzo bardzo bardzo mocno wkurwiony na niego!
-J...już się Luną zajmę. ~powiedział.
-Teraz się nią zajmiesz? A co robiłeś dziesięć minut temu jak do ciebie przyszła jedna z samic z naszej watahy? Jeśli coś się stanie poważnego mojej mate albo nie daj Boże ona umrze to ciebie lub twoją mate zabije. Nie będę miał żadnych wyrzutów sumienia. ~powiedziałem głosem Alfy.
-D...dobrze A...Alfo.~powiedział przerażony.
Szybko podszedł do mojego skarba i zaczął ją badać. Za każdym razem jak on ją dotykał warczałem zły, ponieważ on tego nie robił delikatnie. Pożałuje tego on i to bardzo mocno.
Wkońcu po pół godzinie skończył badać moją kochaną malutką mate.
Podeszłem do mojej Natalci i delikatnie zacząłem ją głaskać po włosach.
-I co jej jest? ~zapytałem się go.
-Alfo, Luna jest bardzo osłabiona i mam bardzo dobrą nowinę. ~powiedział.
-Jaką nowinę? ~zapytałem się go.
-Luna jest w ciąży!~zawołał radośnie.
-Na prawdę? To jest wspaniała nowina! ~zawołałem radośnie.
-Tak na prawdę Alfo. Te wymioty Lunę wyczerpały, a do tego wymęczyły ją te treningi. Moim zdaniem Luna za dużo ćwiczy. Ona jest człowiekiem i jest dużo słabsza od nas. Gdyby była taka jak my to by nie było żadnego problemu.~powiedział.
-Nigdy tak nie mów o Lunie! To co, że jest człowiekiem do cholery jasnej! Mi oraz reszcie osób z watahy to nie przeszkadza. Oni traktują ją jak swoją drugą matkę, zwłaszcza szczeniaki! ~powiedziałem zły.
Jak on mógł coś takiego powiedzieć o mojej księżniczce? On ostatnio za dużo sobie pozwala zwłaszcza jeśli chodzi o moją mate, a jego Lunę. Ja z moimi rodzicami oraz pozostałymi członkami watahy to zauważyliśmy i nie tylko mi się to nie podoba. Nawet moi rodzice się na nim zawiedli, zwłaszcza mój tata.
-Za godzinę masz być w moim gabinecie. Muszę z tobą bardzo poważnie porozmawiać i to nie będzie miłe. ~powiedziałem głosem Alfy.
-Dobrze...e Alfo. Teraz mogę już odejść z tąd? ~zapytał się mnie.
-Tak, nie chce ciebie teraz widzieć na oczy. Chcę pobyć sam z moją kochaną żoną. ~wargłem.
On w bardzo szybkim tempie zniknął mi z oczu. Usiadłem obok mojego skarbu i się w nią wtuliłem oraz zaciągłem się jej zapachem, który od razu mnie uspokaja.
Nie chciałem teraz nikogo widzieć oprócz mojej kochanej księżniczki.
Jestem bardzo mocno szczęśliwy.
Ja właśnie zostałem tatą!
HURA! HURA! HURA!
Ale jedna rzecz mnie nie pokoi. Mówie o tym uderzeniu Natali w głowę o twarde cegły na placu głównym. Mam obawę, że przez to może stracić pamięć. Tego bardzo mocno nie chce...
Z moją małą księżniczką siedzę już godzinę, a ona wciąż się nie obudziła. Błagam malutka już obudź się...
Muszę iść do tego mojego gabinetu i wyjaśnić pewną kwestię z Carlis'em. Nie pozwolę sobie na to, żeby on tak traktował moją mate. Mnie może, ale nie ją! Kurwa jebana mać!
Wstałem z krzesła na którym siedzę. Pochyliłem się nad moją małą księżniczką i delikatnie pocałowałem ją w czubek głowy delikatnie głaszcząc ją po jej włosach.
-Za nie długo wrócę do ciebie moja kochana księżniczko. ~szepłem cicho.
Z groźną miną i z dłońmi zwiniętymi w pięści poszłem do mojego gabinetu. Nie przejmowałem się tym, że bardzo głośno trzasłem drzwiami. Podeszłem do okna i w myślach bardzo złym głosem Alfy kazałem Carlisowi przyjść natychmiast do mnie. Nie obchodziło mnie co on w tej chwili robił. Miał do mnie przyjść i koniec kropka.
Po dwóch minutach wreszcie się pojawił w moim gabinecie. Nie za głośno zapukał do drewnianej powłoki.
-Alfo...~powiedział pochylając się.
-Siadaj na krześle! ~wargłem wściekły.~ Sobie za dużo pozwalasz! To co, że jesteś przyjacielem moich rodziców! Ja, oni i reszta watahy zauważyliśmy, że za bardzo pewny siebie jesteś! Myślisz, że ci wszystko wolno? Jeśli tak to jesteś w bardzo dużym błędzie! ~krzykłem bardzo mocno wkurwiony.
-Alfo...o to nie tak! ~zawołał przerażony.
-Nie obchodzi mnie to! Była u ciebie jedna z samic. Prosiła Cię o to, abyś pomógł swojej Lunie, bo ona zemdlała i upadła na chodnik, który jest na placu głównym! A ty co? Wypędziłeś ją i po prostu wolałeś się ruchać z swoją mate! Jeśli ona kurwa umrze pożałujesz tego i to bardzo mocno. A jeśli też coś się stanie naszemu dziecku to już nie będę miał żadnych wyrzutów sumienia, aby ciebie zabić! Rozumiesz? ~powiedziałem na maksa wkurwiony trzymając go bardzo mocno za gardło.
On w odpowiedzi tylko kiwnął głową na znak zgody.
-Masz wszystko zrobić, aby z moją mate i naszym maleństwem było dobrze. A i jeszcze jedno! Jeszcze raz potraktujesz ją jak nic nie wartego śmiecia, że możesz robić wszystko bez uczuciowo to się dla ciebie źle skończy. ~powiedziałem głosem Alfy.
-D...dobrze Alfo...o. Przepraszam. ~powiedział bardzo mocno przerażony.
-Teraz się wynoś i się pilnuj. ~wargłem.
On tylko kiwnął głową i szybko zniknął za drzwiami. Wziełem kilka uspokajających oddechów i wyszłem z mojego gabinetu. Moim celem teraz jest moja mała księżniczka, którą kocham ponad swoje życie oraz nasze maleństwo, które tak samo kocham. Po około pięciu minutach wreszcie byłem na miejscu. Weszłem do środka sali szpitalnej po cichu i usiadłem na krześle, gdzie wcześniej siedziałem.
Lekko wstałem z mojego krzesła i pochyliłem się nad nią. Pogłaskałem ją po włosach i delikatnie pocałowałem ją w czubek głowy. Tylko ona potrafi mnie uspokoić...
Bardzo ostrożnie wtuliłem się w moją Natalię wciągajac jej zapach. Po paru minutach odpłynełem do krainy Morfeusza, gdzie mi się śniło, że jestem z moją mate i naszymi dziećmi. To wyglądało bardzo realistyczne i tak właśnie bym chciał, aby było.
🌜🌜🌜🌜🌜🌜🌜🌜🌜🌜🌜🌜🌜🌜🌜
A o to mamy kolejny rozdział opowiadania! I jak wam się podoba? Piszcie w komentarzach czy wam się podoba ten rozdział!
Dobranoc/ Dzień dobry wszystkim!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro