rozdział trzydziesty czwarty
KLARA
Czekała chwilę, nim dołączył do niej Tristan. Przechadzała się po komnacie, zerkając z niepokojem na Pałac.
Co, jeśli Diana ją tu znajdzie?
Może nic takiego, starała się przekonać samą siebie.
Lecz dopiero gdy go ujrzała, strach nieco zelżał.
- Jesteś – odezwała się.
- Przepraszam, musiałem przeprowadzić kolejną duszę.
Kiwnęła głową. Oczywiście. Zdawała sobie sprawę z tego, kim jest. Jednak...
- Dziś miałam trochę nieprzyjemności – nie mogła się powstrzymać.
- Tak? Jakich?
- Tristanie – nie wytrzymała, rzucając się mu na szyję. On, początkowo zdumiony, chwycił ją i przytulił.
- Co się dzieje, moja kochana? – spytał łagodnie.
- On... On pokazał mi coś.
- Co takiego?
Usiedli, a Klara zalała się łzami.
- Nie chcę, Tristanie. Wiem, że to dziecinne. Ale ja nie potrafię.
- Powiedz mi, co się dzieje.
- Wiesz, co takiego – wzięła głęboki oddech. – Oni... Tak bardzo mnie przerażają...
Opowiedziała mu pokrótce o tańcu. Wreszcie dodała:
- Tristanie, musisz powiedzieć mi prawdę. Co dzieje się z tobą w ciągu dnia?
Mężczyzna westchnął.
- Kolekcjoner nie stał się tym, kim jest, przez przypadek. Pewna bardzo stara istota, z którą nierozważnie się połączył, całkowicie go zmieniła. Nie jest człowiekiem – nie do końca. Ten byt, który go omotał, jest wrogiem Miasta Pomiędzy od samego początku. Stara się jak może, by tu wrócić. Jedną z jego strategii jest strach. Oni wszyscy właśnie tym się karmią. Podobno jeśli on zbierze go wystarczająco dużo, wydostanie się na wolność. Nie wiem tego. Mam nadzieję, że Lustro go powstrzyma – został weń uwięziony na wieki. Sam jest jednak przekonany, iż nadejdzie dzień jego wielkiego powrotu.
- Tak czy inaczej – wstał, przechadzając się po komnacie – nie ma dnia, bym nie próbował w jakiś sposób go powstrzymać. Ja... Zrobiłem więcej rzeczy, z których nie jestem dumny. Zasługujesz na to, by wszystko wiedzieć, Klaro. Nawet jeśli prawda jest przykra.
- Zgadzam się – przerwała. – Chcę, byś mi powiedział.
- Tak, tak Klaro – powtórzył, stanąwszy i wpatrzył się w krajobraz za oknem. – Kiedy po raz pierwszy obudziłem się, jako niewolnik Kolekcjonera, nie spodziewałem się jeszcze, co stanie się później. Byłem, zdaje się, jednym z długów, jakie musiał spłacić. Ponieważ jestem tym, kim jestem, a on to wiedział, nie chciał mnie widzieć. Pomiot Śmierci, jak mnie określił. Dlatego nie było mu specjalnie żal, gdy trafiłem do pokoju z Lustrem. On już czekał. Ten, którego wieki temu uwięziono w środku.
Tristan przymknął oczy.
- Powiedziałaś kiedyś, że jestem silny, lecz to nieprawda. W istocie czuję się potwornie słaby, ilekroć zsyła na mnie sny.
- Sny?
- Widzę w nich, jak ci, na których mi zależy, odchodzą – wyznał.
- To nie jest twoja wina.
- Powinienem nauczyć się z nim walczyć – pokręcił głową, jakby jej nie usłyszał.
- To nie jest twoja wina, Tristanie! – krzyknęła, łapiąc go za rękę.
- Ja...
- Naprawdę – szepnęła. – Nie możesz obwiniać się o coś takiego. Sama byłam dziś przerażona. Czasem każdy z nas jest.
- Najbardziej napawa mnie lękiem, że on naprawdę się wydostanie.
- Nie sądzę – ścisnęła palce. – Co, jeśli to kolejne kłamstwo?
- Zapewne tak – przełknął ślinę. – Ale widok ciebie, jak umierasz... To dla mnie zbyt wiele.
- Och, Tristanie – wtuliła się w niego. – Jestem przecież tutaj.
- Nie powinnaś oglądać mnie w takim stanie – wymamrotał. – Dziś było wyjątkowo trudno.
- Jestem tutaj, a oni, jak sam powiedziałeś, nie mogą mi nic zrobić.
- Wiem o tym, a jednak się boję – wyznał. – Podobnie jak tego, że pewnego dnia on naprawdę tutaj wróci.
- Dlaczego tak uważasz? Czyż nie jest uwięziony?
Tristan westchnął.
- Nim opuściłem Pałac, zabrałem coś. Uznałem, że mi pomoże. Diana nie chciała nigdy dzielić się pewnymi sekretami, a ja chciałem poznać prawdę. Pewien bardzo ważny przedmiot.
- Notatki Mędrca.
- W istocie. Jak udało ci się zgadnąć?
- Gdy go spotkałam, powiedział mi o nich. Że należy je znaleźć.
- To stało się dawno – przełknął ślinę. – Żałuję, nie powinienem był ich zabierać. To stąd znałem legendę o ćmach. Jak również ostrzeżenie o tym, że należy mieć się na baczności, ponieważ pewnego dnia może się tak stać, że powrócą tu ci, których należy trzymać z daleka od Pomiędzy. I... jest coś jeszcze. Ostatnie strony wyrwano. Te, na których znajdowały się wskazówki, jak ich przegnano. Można jedynie przeczytać, że są z tym powiązane figury aniołów z Pałacu.
- Zaintrygowały mnie – przyznała Klara. – Kryją w sobie tajemnice.
- Też tak uważam. Nigdy nie przyjrzałem się im dostatecznie dobrze... A jednak jest w nich coś złowrogiego. Sprawiały nieraz, że odwracałem wzrok.
- Dziękuję, że powiedziałeś mi o tym wszystkim.
- Czy teraz patrzysz na mnie inaczej? Po tym gdy wiesz, kim mnie uczyniono?
- Nie. Oczywiście, że nie, Tristanie. Jakżebym mogła? Jest mi tylko przykro, że nie powiedziałeś wcześniej.
- Nie chciałem cię tym obarczać.
- Tristanie. Jesteśmy w tym razem. Mnie Kolekcjoner również więzi, choć inaczej.
- Gdybym mógł, wydostałbym cię stamtąd całkiem.
- I tak jestem wdzięczna, że mogę tu być.
- Właśnie! Już niedługo czas, by naszykować wodę.
- Och?
- Chciałaś zająć się kokonami. Sądzę, że damy radę to zrobić. Zajmę się przygotowaniami i gdy wróci cisz tu następnym razem, sporo będzie już zrobione.
Poczuła niewymowną wdzięczność i coś jeszcze. Pragnienie, które do tej pory usilnie tłumiła.
- Zagraj mi coś – powiedziała nieoczekiwanie, gdy chłodny wiatr owiał jej skórę. Chciała zapomnieć o tym, jak Potwór znów sprawił, że pomyślała z przykrością o tańcu. Doświadczać. Smakować życia, choć przecież ono już ją opuściło, czyż nie? Dlaczego zatem miała wrażenie, że dopiero teraz naprawdę ożyła?
Tristan zrozumiał ją. Nie zadając zbędnych pytań, usiadł. Po chwili z fortepianu poleciały pierwsze dźwięki.
***
Tańczyła z pasją, czerpiąc radość z każdego kolejnego ruchu. Pozwoliła sobie na zapomnienie, nie myśląc o niczym, po prostu wykonując kolejne ruchy. Roześmiała się nawet, opadając na podłogę.
- Jak ja to uwielbiam! – wykrzyknęła. – Tak właśnie jest i nikt mi tego nie zabierze.
W bezpiecznych murach Cytadeli wszystko było inne. Również jasne, dzięki światłu księżyca i gwiazd. Zerknęła z góry na Miasto Pomiędzy, chcąc nasycić się jego wyjątkową atmosferą.
- Mogłabym tu zamieszkać – odezwała się. – Gdyby to było możliwe.
- Naprawdę?
- Tak.
Stanął za nią, kładąc ręce na jej talii. Ona nie wzdrygnęła się, a zamiast tego odwróciła się i pocałowała go lekko.
- Kiedyś zaproponowałeś, byśmy się zatracili. Na moment zapomnieli o tym, kim jesteśmy w ciągu dnia. Myślę, że... - zagryzła wargę. – Jestem na to gotowa.
- Na co dokładnie? – poczuła delikatny pocałunek na szyi. Na moment zamarła, a wszelkie wątpliwości minęły.
- Z tobą, Tristanie? Na wszystko.
- Chciałabyś, bym cię dotykał? – zbliżył usta do jej ucha. – Byśmy zbliżyli się do siebie tak, jak nigdy wcześniej?
- Tak – zaczerwieniła się, słysząc to i czując jego oddech na rozgrzanym karku.
Przytulił ją do siebie od tyłu i pocałował w czubek głowy.
- Och – zdołała tylko powiedzieć.
- Pójdziemy do innej komnaty – zaproponował. – Z łóżkiem.
Pisnęła zaskoczona, gdy chwycił ją i podniósł, niosąc, ale uśmiechnęła się do niego na dowód, że się zgadza.
Pałac – niech runie, nadal wznosił się nad Cytadelą, ale nie mieli zamiaru się tym przejmować. Z tej części budynku i tak nie było go widać, a blask księżyca, niczym niepokojony, wpadał łagodnie do środka.
Tristan uklęknął przed Klarą.
- Czy jesteś pewna?
- Całkowicie. Ja...
Popatrzył na nią z uwagą.
- Kocham cię, Tristanie. Dawno powinnam była to powiedzieć.
To, co zobaczyła w jego oczach... Aniołowie niebiescy, ileż w nich było zachwytu, niedowierzania i miłości!
- Klaro, moje słońce – szepnął, całując ją, a ona przyciągnęła go do siebie.
Zdjęła wisior i, wciąż nie mówiąc, co znajduje się w środku, odłożyła go na szafkę obok. On w tym czasie rzucił w kąt płaszcz.
Rozbierali się nawzajem powoli, przerywając co chwila kolejnymi pocałunkami.
Gdy zsunął z niej ostatnią warstwę i leżała przed nim naga, zadrżała.
- Czy wciąż jesteś pewna? – spytał z powagą.
- Tak.
Popatrzył na nią całą, aż się zaczerwieniła. Być może nie powinni tego robić. Cóż powiedziałby jej ojciec? A co matka?
Z drugiej strony przecież sama nie była ślubnym dzieckiem.
Zresztą co jej po takich rozmyślaniach, skoro z nadejściem poranka równie dobrze świat mógł się skończyć?
- Jesteś piękna – wyszeptał. – Najwspanialsza.
Nie wiedziała, co na to odpowiedzieć ani gdzie podziać wzrok. Nigdy nie widziała męskiego ciała w całej okazałości. Poza tym wstydziła się nieco własnego ciała. Co prawda nie było na nim ran i blizn po ostatnich tygodniach spędzonych z macochą, a jednak... Poza tym była jeszcze jedna kwestia.
- Nigdy tego nie robiłam.
- Będę delikatny – obiecał.
– Czy ty...
- Jesteś pierwszą, z którą zamierzam się kochać. Czy w przeszłości robiłem coś, bo chciałem dowiedzieć się, jak to jest? Tak. Czy to ci przeszkadza?
- Nie.
Przynajmniej on wiedział, co robi, taką miała nadzieję. Bała się, a jednocześnie z całych sił tego pragnęła.
- Zapewne mimo to będzie boleć – zaznaczył.
- Jestem gotowa.
- Postaram się sprawić ci jak najwięcej przyjemności.
Długo ją całował. Najpierw wargi, później szyję i ramiona. W końcu zaczął całować piersi i poczuła, jak twardnieją jej sutki. Kiedy zaś musnął ustami skórę na brzuchu, zadrżała.
- Jest mi tak dobrze – szepnęła.
Błądzili dłońmi po swoich ciałach, badając je. Delikatnie i ostrożnie, jakby bali się, że to drugie może rozpaść się pod wpływem dotyku. Zachwycali nawzajem swoją prawdziwością. Potem nieco mocniej, rozpaczliwiej. Klara, zaczerwieniona, opadła na poduszki.
Rozluźniła się już nieco i stała pewniejsza.
- Jeśli cokolwiek będzie nie tak, powiedz mi o tym.
Rozchylił jej uda i dotknął dłonią między nogami, aż jęknęła. Pomasował lekko, a ona poruszyła się, chcąc jeszcze lepiej go poczuć.
- Zrób to, proszę. Nawet jeśli ma boleć.
Zacisnęła palce na jego ramionach.
Miał rację – poczuła pieczenie, gdy w nią wszedł.
- Przepraszam, następnym razem będzie lepiej – obiecał, całując ją.
Nie żałowała. Przy nim czuła się tak bezpiecznie! Pokochała go jeszcze mocniej za to, z jak wielkim szacunkiem traktował ją i jej ciało.
Podobało jej się też, że jest tak prawdziwy, materialny. Jak rozgrzana skóra Tristana dotyka jej własnej. Jak to wszystko jest niemal boleśnie realne.
- Jak się czujesz? – spytał na koniec, gdy opadli na poduszki i pocałował jej czoło.
- Wspaniale, Tristanie. Mimo wszystko. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie nam to dane – wyszeptała.
- Zrobię wszystko, byśmy mogli byś ze sobą tak długo, jak tylko się da – pogładził jej twarz.
Dotknęła jego dłoni i ścisnęła ją lekko.
- Kocham cię, Tristanie – powiedziała znów. Dopóki nic się nie stało, a oni są razem, zamierzała to powtarzać.
Jego oczy zwilgotniały.
- Chyba nigdy nie przyzwyczaję się, że to mówisz – wyznał. – Nie sądziłem, że to się stanie.
- A jednak – uśmiechnęła się. – Myślę, że czeka nas jeszcze wiele pięknych momentów.
Tak właśnie chciała myśleć, gdy ciekawskie gwiazdy zaglądały do środka przez uchylone okno, a w jej sercu wciąż czaił się lęk. Bo czuła, że prędzej czy później przyjdzie im za to wszystko zapłacić.
Lecz teraz? Teraz wtuliła się mocniej w Tristana, chcąc być jak najbliżej i jak najlepiej zapamiętać ten moment.
______________
Dziękuję Wam za wszystkie gwiazdki i komentarze! <3
Dziś rozdział nieco szczęśliwszy dla bohaterów :D Zaraz pojawi się również następny, już w nieco innym tonie hehe
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro