niedoszła panna młoda
Był wiek XIX, rok około 1860. Feliks Łukasiewicz, bogaty zegarmistrz mieszkał w willi, co w warszawskiej dzielnicy, Pradze dokładniej, się mieściła.
Znany był on z trzech rzeczy: doskonałych zegarków, silnego poczucia polskości i jakże wielkiej gościnności.
Willa jego była duża, a on bez rodziców, czy żony w niej żył, więc często zwykłych ludzi, którzy grosza przy sobie nie mieli, zapraszał i prace, jako służba na czas pewien oferował, po czym w świat z uśmiechem ich wypuszczał.
Były to najczęściej Ukrainki lub Białorusinki, gdyż pan Feliks do panien z kresów byłej Rzeczpospolitej miał słabość wielką.
Żyła w tym samym czasie panna Natalia, co Arlovskaya się zwała. Białoruskiego pochodzenia była, co majątkiem dużym się pochwalić nie mogła, bo po Rosjan wejściu cały swój dobytek rodzina straciła i radzić sama od tamtej pory sobie musiała.
I jak można było się spodziewać i ona do domu pana Łukasiewicza trafiła i jako jego służba skończyła, jednakże ich relacja po pewnym czasie poza to wykraczać zaczęła.
Nie wiadomo czemu tą właśnie pannice sobie zegarmistrz warszawski upodobał. Rozpieszczał prezentami, nauczał nauk ścisłych, jak i humanistycznych, oraz na pobliską łąkę częstą ją zabieram, więc cóż się dziwić, że po pewnym czasie i ona zaczęła serduszkiem go miłować.
Każdy kwiatek, który wplątywał jej we włosy, każdy wiersz, który znajdowała pod poduszką, każda chwila po prostu z nim spędzona, zaczęła być dla niej jak rzecz święta, więc w pewnym momencie rzekła, iż ruszać się stad nie zamierza.
Co on na to? To, czego chyba najbardziej oczekiwała.
Raz jeszcze zabrał ją na łąkę i pierścionek podarował, na swe życie zarzekając, że ich drogi nie rozejdą się już nigdy, na co ona w ramiona tylko mu wpadła i czuła się jak najszczęśliwsza panna.
Był jednak wtedy rok 1863 i pan Łukasiewicz na powstanie dostał wezwanie.
Gdy dzień rozłąki przyszedł, raz jeszcze swą przyszłą żonę ucałował, się zarzekł, iż jeśli wola nieba będzie chciała go na polu chwały o ojczyzny wolność zabrać, to majątek jego cały ma odziedziczyć ona i poszedł, zostawiając swą lubą na najgorszy w jej życiu okres.
Pory roku mijały, aż wreszcie złota jesień przyszła, a z nią do Natalii, do której już pani Łukasiewicz mówiono, wiadomość straszna.
Łącznik przekazawszy wieść tą straszną, niedoszłą pannę młodą w rozpacz wpędził, bo cóż to się stało?
Pan Łukasiewicz zamiast do ślubnego kobierca w piach poszedł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro