Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VI

- Czekaj, co? - spytałam, a uśmiech znikł z mojej twarzy - Wtedy zaczynam pracę.

- Nie gadaj. - jęknęła Anka.

- Ej, ale jak to się uda, to po co ci praca?

- Policja jest bardziej przyszłościowa. - prychnęłam.

- Oj no dawaj. Zaryzykuj. - po słowach Anki, oboje spojrzeli na mnie błagalnie. Przyglądałam się ich twarzom, aż w końcu westchnęłam.

- Okej. - powiedziałam zrezygnowana, a przyjaciółka pisnęła.

- A teraz pora na próbę. - zarządziłam.

Skończyliśmy po jakieś godzinie. Ustaliliśmy, że możemy zostawić sprzęt w kawiarni, a jutro dokończymy jutro. Właśnie kierowałam się w stronę parku, kiedy usłyszałam za sobą znajomy głos.

- Podwieźć cię? - odwróciłam się w stronę chłopaka. Luke. Stał oparty o czarne auto. Cóż jeżeli chodzi o samochody to jestem całkowitym lajkiem.

- Dzięki. - powiedziałam idąc w jego stronę.

Usiadłam na miejscu obok kierowcy i zapięłam pasy.

- Gdzie? - spytał a ja podałam mu adres, na co skinął głową i ruszyliśmy.

- A tak właściwie to co tu robisz? - przerwałam ciszę.

- Byłem w parku i grałem. Właśnie miałem wracać do domu i spotkałem ciebie.

- Mhm.

- A ty?

- Mieliśmy próbę. W poniedziałek mamy spotkanie wytwórni.

- Mówiłaś, że muzyka nie jest na poważnie. - powiedział udając oburzonego, a ja roześmiałam się.

- Trochę się zmieniło. - powiedziałam z uśmiechem.

- Już jesteśmy. - powiedział, a ja wysiadłam z auta.

- Dzięki. - powiedziałam wychodząc z auta i idąc w stronę drzwi. Mniej więcej w połowie drogi usłyszałam Luke'a.

- Ola, czekaj! - zobaczyłam, że Luke wyszedł z auta.

Luke POV

Luke, idioto, co ty sobie myślałeś? Podszedłem do Oli i staliśmy przez chwilę przed drzwiami.

- Coś się stało? - spytała z... troską? Nie jestem pewien.

- Nie, to znaczy... - język zaczął mi się plątać.

- Ej, gadaj mi tu. - powiedziała uśmiechając się delikatnie.

Na jej ustach widniał najcudowniejszy uśmiech jaki widziałem. Na jej twarzy cień tańczył z ostatnimi promieniami słońca. Wyglądała olśniewająco. Tak cholernie się bałem zniszczyć naszą przyjaźń, ale to było silniejsze ode mnie. Złapałem ją za podbródek i pocałowałem ją.

Kiedy się od niej odsunąłem w jej oczach zobaczyłem ból, a po jej policzku spływała łza. Nie rozumiałem jej reakcji, ale zranienie jej i utrata przyjaźni była na końcu listy moich życzeń.

Dziewczyna w końcu otrząsnęła się i spuściła wzrok. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, zniknęła za drzwiami. Byłem zły na sobie i na swoją słabą wolę.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro