Rozdział 8 Lekkie Uzależnienie ✔
~!Uwaga! Chciałabym poinformować wszystkich czytelników o tym, że w samym tytule tego opowiadania jest napisane "Moja Historia..." więc to oznacza, że postacie mogą być zmienione przeze mnie w charakterze np. Mikey w serialu jest radosny, a u mnie będzie załóżmy najbardziej ponury. Podsumowując proszę o nie czepianie się do tego, że np. Będzie taki komentarz jak "Ale przecież Raph jest bardzo agresywny, a nie taki miękki jak tutaj w Twoim opowiadaniu!". Proszę o przeanalizowanie tego co napisałam ;) !~
Uciekłam do łazienki, zamknęłam drzwi od środka, aby nikt nie mógł wejść. Zasłoniłam moją zapłakaną twarz rękoma i usiadłam na podłodze. Byłam załamana... Nie wiedziałam już powoli co mam robić.
Co mogło mnie jeszcze gorszego spotkać? Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Karina otwórz ! - krzyknął Leo.
- Zostawcie mnie! - spanikowałam.
Miałam dosyć tego wszystkiego. Chciałam pobyć sama. Przemyśleć to wszystko. Nagle przyszedł mistrz Splinter.
- Co się tu dzieje? - zapytał.
- Obstawiam Donniego, bo to ona była z nim w pokoju, a potem wybiegła zapłakana - powiedział Leo patrząc złowrogo na brata.
Brunet milczał. Splinter podszedł do drzwi.
- Karina, proszę wyjdź z łazienki.
- No dobrze by było - powiedział skrępowany Mikey jakby miał mu pęcherz zaraz wybuchnąć.
Otworzyłam drzwi i podniosłam moją zapłakaną twarz do góry.
- Ja... Ja przepraszam mistrzu Splinterze za te zachowanie, ale... Moja mama... Nie żyje... - powiedziałam z płaczem znów zakrywając twarz.
- Co?! Jak to ? - wszyscy razem.
Jak patrzyłam na ich miny to widziałam, że bardzo głupio zrobiło się dla Donniego. Pewnie za te zachowanie...
- A przypadkiem to nie Donnie powiedział lub zrobił coś głupiego? - zapytał zaciekawiony Leonardo.
Popatrzyłam się na Donniego. Po jego wyrazie twarzy mogłam zrozumieć, że nie chciał, abym powiedziała to co się niedawno wydarzyło.
- Nie Leo... - powiedziałam.
- Naprawdę jest nam przykro Karino z Twojego losu [...] Oj już tak późno? Zaraz 23, ja lecę do pracy, a wy młodzieżo kładźcie się do łóżek - powiedział Sensei.
****************
- Hmm... Dlaczego wasz ojciec tak późno idzie do pracy ? - zapytałam.
- Obiecasz, że nikomu nie wygadasz? - dopytał Raph.
- Wiadomka!
- Jest tajnym agentem! Podziwiam mojego tatę naprawdę! Niby taki staruszek, a jest najlepszym pracownikiem!
- O to super...
- Dalej jesteś smutna?
- A jak mam nie być?
Raph uścisnął mnie jak najmocniej. Powiedziałam mu, że będę powoli już kładła się spać. Wyszłam z jego pokoju i przez przypadek zamiast wejść do swojego weszłam do pokoju Donniego. Widziałam jak coś trzyma w ręku i pije.
- Donnie!? C-co ty robisz!?
Chłopak się na mnie popatrzył zmęczonym wzrokiem po czym szedł w moją stronę, aby zamknąć drzwi.
- Karina... Ja przepraszam, ale ja... Źle się z tym czuję...
- Ale co masz na myśli?!
Chłopak mnie przytulił i zaczął płakać.
- To co wcześniej działo się w pokoju... Ja... Nie wiedziałem, że Ciebie dotykam... Ja przed przyjściem do Twojego pokoju trochę się napiłem, żeby się zrelaksować...
- Ale jak to? Ty pijesz ?! Od kiedy ?! Przecież wyczułabym alkohol!
- Zależy... - powiedział Donnie pijąc już resztki alkoholu.
- Ale przestań to pić! Po co to pijesz!? - krzyknęłam zabierając mu butelkę.
- Mam wyrzuty sumienia, że to zrobiłem... Poza tym nie tak głośno, bo jeszcze usłyszą...
Donnie zaczął głaskać mnie po policzku i trzymając mnie znów za biodra.
- Donnie przestań! Ty pijany jesteś! Uh! Nie dotykaj mnie! Słyszysz co do Ciebie mówię?!
Znów zaczął odwalać to samo. Tylko nie rozumiałam tego, że ma wyrzuty sumienia i znowu robi to samo. Teraz chyba jest bardziej pijany... Chciałam jak najszybciej uciec od niego.
- To co teraz powiesz na małą zabawę?
- CO?! Ty pijany jesteś! Zostaw mnie zboczencu!
- No czemu się wyrywasz?
Starałam się go uderzyć. Trzymał mnie bardzo mocno i rzucił mnie na jego łóżko.
- Nie Donnie! Proszę Cię! Otrząśnij się! Nie jesteś sobą! Przecież normalnie nie jesteś tak napalony!
- Heh... Najwidoczniej nie znasz mnie od tej strony... Ale nie martw się kochana... Za chwilę poznasz - powiedział Donnie zdejmując koszulkę.
Byłam zagubiona. Została mi ostatnia opcja... Muszę szybko kogoś zawołać.
- Słuchaj Donnie... Nie chcę robić Ci na złość, ale jeżeli zaraz nie przestaniesz to zacznę krzyczeć.
- Oh, naprawdę? Myślałem, że zaraz przeze mnie będziesz krzyczeć.
Nie mogłam znieść tych jego zboczonych tekstów, tego jak się na mnie patrzył i mnie dotykał. Był coraz bliżej mnie. Zaczęłam krzyczeć.
- Pomocy! Pomocy!
Dosłownie po chwili Leo wywarzył drzwi. Był z nim Raph
- Donnie zostaw ją! - krzyknął wkurzony czerwonowłosy idąc w jego stronę.
- Wypierdalać stąd - warknął Donnie.
Co z nim jest?
- Ło, ło, ło Donnie hamuj się - zwrócił mu uwagę niebieskooki.
- Bo co? - zaczął iść w ich stronę zaciskając pięści.
Wydaje mi się, czy jest bardziej napakowany?
Donnie przyłożył w nos dla zielonookiego. Krew zaczęła mu lecieć z nosa.
- Zawsze chciałem ci to zrobić Raph! Haha! Czuj ból!
Leo zaaragował i próbował go obezwładnić, a po chwili Raph mu pomógł i wyprowadził brata z pokoju. Leo do mnie podszedł i mocno przytulił.
- Karina... Przepraszam Ciebie... Myślałem, że jak do nas przyjdziesz będzie lepiej... A jest gorzej...
- Nie będę ukrywać, że nic się nie stało... - powiedziałam mając szklane oczy przytulając się jak na mocniej do Leła.
- Proszę, nie płacz... - powiedział ocierając moje łzy - Chodź pójdziemy już do Twojego pokoju.
Położyłam się spać, a Leo poszedł zgasić światło. Nie mogłam zasnąć po tym co się przed chwilą wydarzyło... Nagle do pokoju wszedł Raph.
- Ehh... Naprawdę jest mi wstyd za niego...
- Raph! Nic ci nie jest? Wszystko dobrze? Bardzo cię skrzywdził? Może pójdziesz z tym do lekarza? - zaczęłam panikować.
- Hej! Hej! Hej! Nie przejmuj się mną. Trochę krwi poleciało i koniec. Już wszystko dobrze. Będzie już tylko lepiej.
- Obiecujesz?
- Obiecuję...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro