Rozdział 4 Przeprowadzka ✔
Gdy wyszliśmy z baru chciałam pójść już do domu i się powoli pakować, ale coś mi w środku mówiło, żebym nie przeprowadzała się.
- Chłopcy ja pójdę do domu się spakować. Możecie podać mi swój adres?
- Pójdę z Tobą Karina - powiedział Donnie.
- Donnie może ja się zajmę Kariną, a ty przypilnujesz Mikey'go, żeby odrobił sam lekcje - rzucił Leo.
- A może tym razem ty to zrobisz? Ostatnio ciągle ja biorę na siebie tą odpowiedzialność...
- A ci ciężko to zrobić? - zdenerwował się Leo.
- Hej! Przestańcie proszę! - krzyknęłam - Mogę sobie też sama poradzić, ale napiszcie mi adres, okej?
Raph popatrzył się na mnie.
- Dobra... Ja przypilnuje Mikey'go... - znudzonym głosem Raph.
- A czemu ktoś musi mnie pilnować? - zapytał oburzony Mikey.
- Może dlatego, że nie robisz sam tylko spisujesz z neta głąbie! - powiedział unoszącym się głosem zielonooki po czym poszli w stronę ich domu. Donnie patrząc jeszcze chwilę na czarnowłosego, dołączył do reszty braci.
****************
- Hej to już wszystko?
- Zapomiałam wyprać mojej ulubionej bluzki - trochę się skrzywiłam.
- No dobrze, zaczekam.
Szybko zeszłam na dół, aby wziąć z łazienki miskę. Pralka była popsuta... Musiałam to ręcznie wyprać. No cóż... Zdarza się. Rzadko, ale się zdarza Szybko napełniłam miskę wodą, a gdy się odwróciłam stał za mną Leo i przez przypadek wylałam na jego koszulę wodę. Mój wzrok utkwił na parę chwil na jego klatce piersiowej, ale się szybko otrząsnełam.
- O matko! Przepraszam! - powiedziałam cała zaczerwieniona i bezmyślnie zaczęłam wycierać jego ubranie.
- No cóż, bywa... To ja nie powinienem stać za Tobą. Nie wycieraj tego. Przebiorę się w domu - Leo wziął moją rękę, abym przestała wycierać jego górną część ubioru. Nasze oczy się spotkały.
- Mhm... Zaraz wrócę - dodałam zmieszana.
Poszłam na chwilkę na górę i szukałam czegoś dla Leo, ale nic nie mogłam znaleźć. Westchnęłam i wróciłam na dół. Starałam się jak najszybciej wyprać bluzkę.
*****************
Podeszłam do Leo i powiedziałam mu, że możemy już wychodzić. Założyłam kurtkę, czapkę, szalik i chwycicłam za walizkę, ale Leo nie chciał, żebym tego dźwigała. Ustąpiłam mu.
- To co? Na piechotę, co nie ? - zapytałam z uśmiechem na twarzy.
- Heh... Taxówka czeka już na nas pod twoim domem Karina.
Spojrzałam zdziwiona przez okno i faktycznie stał tam samochód.
- No chodź! Nie ma co tracić czasu!
Wsiedliśmy do taxówki i wyruszyliśmy. Przyznam szczerze, że jeszcze nigdy u nich nie byłam i może to dlatego czuję się trochę nie swojo... Nie ukrywam też, że wzbudza mnie ciekawość ich mieszkania lub domu...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro