Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6 Ostateczna Walka

       !UWAGA PRZEKLEŃSTWA!

Spojrzałam na E-Donniego, który powoli szedł w moją stronę.
- Karina! Ja już wiem co trzeba zrobić! - krzyknął Donnie.
Przewróciłam wzrok na niego.
- Trzeba pozbyć się jego twórcy... Czyli mnie... Wtedy on i ja powinniśmy zniknąć.
- Donnie nie! Nie zgadzam się na to! - krzyknęłam ze szklanymi oczami.
- Karina... Zawsze Cię kochałem... I zawsze byłem gotowy oddać za Ciebie życie... - w tym momencie w jego dłoni pojawiła się ciemna, fioletlwa magia...
Magia, która z tego co pamiętam nosiła natychmiastową śmierć.
- Oo... Jak uroczo - dodał chamskim głosem sobowtór marszcząc brwi.
Klon się zatrzymał. Nie wiem, czy z przerażenia takiego, że Donnie najprawdopodobniej domyślił się jak go pokonać. Aby zabić kogoś takiego jak E-Donnie... Trzeba poświęcić osobę... Nie byle jaką osobę, a mojego, wiernego przyjaciela, który zawsze, ale i to zawsze mi pomagał... A teraz... Głównie dla mojego dobra chce oddać życie... Nie wiem, co mam mu teraz powiedzieć... Wiem, że chce usłyszeć coś w stylu "Też Cię kocham, Donnie", ale... Nie chcem kłamać... Spojrzałam na bruneta.
- Leo... Kocham Cię bracie... A ty Karina... Zawsze byłaś dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką... - powiedział Donnie mając szklane oczy.
W tym momencie łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Tak samo jak dla Leo. Nie wiedziałam co robić. Donnie zrobił do mnie parę kroków, wziął mnie za podbrudek i głęboko spojrzał mi w oczy. Nasze wargi się złączyły. Był bardzo delikatny, a chwilę potem ta sytuacja nie mogą mieć miejsca. Brunet rozłączył nasze usta. Jeszcze chwilę na niego patrzyłam dopóki nie zauważyłam gniewu E-Donniego. Widziałam, że od razu rzuciłby się na Donniego. Brunet od nowa wyczarował tą moc i trafił w swoje serce, co spowodowało natychmiastową śmierć. Łzy z oczu lały mi się jak z wodospadu, nie wspominając już o Leo... Popatrzyłam na sobowtóra. Przeglądałam się mu, aby zobaczyć, czy z nim też się coś dzieje. Usłyszałam nagle głośny śmiech, co nas to zaniepokoiło.
- Naprawdę myślicie, że zabijając go pozbędziecie się mnie!? - nadal było słychać jego rechot.
- Jak to? - zapytał wystraszony Leo.
Spojrzałam na czarnowłosego. Też byłam tym przerażona. Przecież... To było logiczne rozwiązanie... E-Donnie nagle rzucił się na niebieskookiego, przygniatając go do drzewa i jednocześnie dusząc. Twarz Leła przybierała powoli czerwoną barwę. Bałam się cokolwiek zrobić... Chwilę się zastanowiłam jak mogę go pokonać. Nagle na ziemi  pokazała się taka kartka:

Już wiem jak pokonać go i przy tym ratując Donniego.
- Hej! E-Donnie! Ty naprawdę myślisz, że możesz żyć wiecznie?! - krzyknęłam, a w tym momencie przestał dusić Leo i patrzył na mnie ze zdenerwowaniem - Otóż się mylisz! Dlaczego po mojej próbie samobójczej zrobiłeś się tak nagle słaby?! Dlaczego wtedy Ciebie nie było?!
- Ty szmato... Nie taka głupia na jaką wyglądasz! - warknął wkurzony.
- Że co proszę?!
- To co słyszałaś dziwko!
Zmarszczyłam brwi. Leo zrobił taką minę jakby pierwszy raz w życiu naprawdę się mnie bał. Niebieskooki szybko do mnie pobiegł, a ja rzuciłam pewną mocą w sobowtóra, aby uniemożliwić mu przemieszczanie się.
- Karina, o czym Ty do cholery mówisz?! - zapytał przestraszony.
- Leo... Żeby się go pozbyć trzeba zniszczyć jego cel. A tym celem jestem ja...
- Nie! Nie! Nie Karina! Pamiętasz co Ci mówiłem?! Nie będziesz wtedy istnieć! Ten kto Ciebie znał już nie będzie Cię w ogóle pamiętać! Ja tego nie chcę!
- A ja nie chcem Twojej śmierci Leo...
Wyczarowałam sobie dość ostry nóż i zaczęłam się nim dźgać przy tym głośno krzycząc i jęcząc. Czarnowłosy robił wszystko, abym tego nie czyniła. Kiedy już nie miałam sił, upadłam na ziemię. Słyszeliśmy krzyki E-Donniego, który znikał. Zaczynał nie istnieć, co oznaczało, że zaraz umrę.
- Karina... Dlaczego mi to robisz...? - zapytał chłopak ze łzami w oczach.
- Bo Cię kocham... Kocham Cię Leo... Kochałam, kocham i będę kochać... I jest coś o czym musisz wiedzieć... - chłopak zaczął szlochać - To ja... To ja zabiłam Karai...
- CO?! Jak to?! Dlaczego?! Dlaczego Karina?! - zaczął panikować.
- Dla Ciebie... Żebyś mnie zauważył... Żebyś mnie pokochał... - moje oczy się zamykały.
- Karina! Karina nie! Karina proszę nie! - wziął moją rękę i mocno uścisnął.
Nic nie widziałam, ale czułam i jeszcze trochę słyszałam. Poczułam jak chłopak delikatnie musnął moje usta, a przy tym jego łzy pojawiły się na mojej twarzy. Należące do mnie ciało zostało, a moja dusza z niego wyszła. Widziałam płaczącego Leo przy moim ciele. Nagle ciało na ziemi zaczęło znikać. Niebieskooki zaczął głośniej płakać i wykrzykiwać moje imię. Spojrzałam na ciało Donniego, które wstawało i zaczęło iść do brata. Nagle obaj zamknęli oczy i przez chwilę tak stali. Najprawdopodobniej oczyszczałam się z ich pamięci. Brunet pomógł wstać dla Leo. Czarnowłosy się zatrzymał i wziął karteczkę, która wcześniej pojawiła się przede mną na ziemi.
- Karina? A kto to w ogóle jest? - zapytał Leo zwracając się do brata.
Czerwonooki wzruszył ramionami, a po chwili razem poszli i kierowali się do domu. Te słowa zabolały... Bardzo... Moja dusza nagle zaczęła znikać wraz z wiatrem. Zaczęłam nie istnieć. Tylko jedno mnie bardzo ciekawi... Jak potoczyłoby się to wszystko bez E-Donniego?





























Książka jest już skończona. Wiem, wiem, że jest smutne zakończenie, ale tak musiało się stać. Zapraszam również do moich innych książek, a dla fanów TMNT niedługo zacznę pisać nową książkę związaną właśnie odrobinę z tym fandomem. Więcej o tej książce będzie w opisie. Gorąco zapraszam <3~!










Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro