Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14 Prawda

Wybiegłam z tego budynku. Widziałam jak 'wychodziłam' z korytarza, Leo i Donnie natychmiast wstali i zaczęli za mną biec. Biegłam do 'domu'. Ale teraz to żadnego miejsca nie mogę nazwać domem, bo  wszędzie czuję się niebezpiecznie. Słyszałam jak Donnie mnie woła, abym się zatrzymała. Nie słuchałam go... Biegłam cały czas do wyznaczonego miejsca. Chwilę później byłam już tam. Szybko zamknęłam drzwi na klucz. Oparłam się o wrota i odetchnęłam. Nagle poczułam, że ktoś próbuje wyważyć drzwi.
- Karina otwórz! - krzyknął Leo.
Szybko poszłam po drugie klucze i zamknęłam na drugi zamek. Udałam się na górę, do mojego pokoju. Usiadłam na podłodze i skuliłam się. Po chwili zobaczyłam, że leży obok mnie mój pistolet. Wzięłam go do ręki i zaczęłam się mu przyglądać. Na mojej twarzy zaczęły spływać łzy. Po chwili usłyszałam jak znów próbują wyważyć drzwi. Chciałam wiedzieć o czym rozmawiali. Zacisnęłam pięść, pistolet i zaczęłam o tym myśleć przy tym zamykając oczy. Nagle usłyszałam jak Leo coś mówi.
- Myślisz, że to coś da?
- Nie wiem! Nawet nie wiem, dlaczego Karina tak zaaragowała! Musiało coś się stać Leo! Naprawdę się nie domyślasz?!
- Dobra, dobra. Rozumiem, ale skoro zamknęła się w domu, to znaczy, że po prostu chce pobyć sama.
- Nie pozwolę jej.
- Niby dlaczego? Jakiś chory jesteś! Każdy ma taką potrzebę!
- Jeżeli chcesz wiedzieć, to w każdej chwili może się pojawić E-Donnie!
W tym momencie wstałam, opuściłam pistolet i zaczęłam myśleć co mam zrobić. Oczy nadal miałam zamknięte. Zaczęłam coś wytwarzać, myśląc o tym, aby Leo, Donnie i E-Donnie nie mogli tu wejść. Z rąk wyczarowałam różową moc. Rzuciłam to w podłogę. Podłoga, szafy i ogólnie cały dom przepełnił się tym, a po kilku sekundach, dym nie był widoczny. Znów usłyszałam rozmowę.
- Co to było?! - lekko spanikowany Donnie.
- Myślisz, że ona mogła to wyczarować? - zapytał Leo.
- Wykluczone! Przecież nawet nie wie jak używać mocy! - przewróciłam oczami jak to powiedział.
- Dobra próbuje jeszcze raz Leo.
- A nie lepiej... Nie wiem... Na przykład się do niej przeleportować, czy coś w tym stylu?
- I dopiero teraz mi o tym mówisz?!
- Em... Najwidoczniej... To tak.
Słyszałam kroki. Jak idą w jakieś miejsce. Byłam ciekawa, czy to co sama zrobiłam zadziała.
- Ej! Donnie nie mogę się przeleportować!
- Ja też nie mogę... Czekaj spróbuje jeszcze raz.
- Nie ma sensu!
- To co Twoim zdaniem powinienem zrobić?!
- Pomyśleć, co mógłbyś zrobić.
- Wiesz... Mam jakieś wątpliwości Leo...
- Na przykład?
- Jestem pewny w 50%, że Karina mogła coś wyczarować...
- A te drugie 50%?
- Możliwe, że E-Donnie ma coś z tym wspólnego.
Natychmiast zaczęłam się rozglądać, po tym co powiedział brunet. Usłyszałam kroki. Szybko wzięłam pistolet do ręki i celowałam w drzwi, z których dobiegał ten dźwięk. Moje serce waliło jak szalone. Moja klatka piersiowa przyśpieszała ruchy. W drzwiach ukazał się E-Donnie. Przeszły mnie ciarki. Zaczęłam pistolet kierować w niego, choć było to ciężkie, bo ręce strasznie mi się trzęsły ze strachu.
- Dawno się nie widzieliśmy... Karina... A ty mnie tak witasz? Z pistoletem w ręku?
- Powiesz mi wszystko o co zapytam! Rozumiesz?!
- Na wszytko to może nie koniecznie... Ale proszę... Pytaj moja droga.
Lekko opuściłam pistolet.
- Jak tu weszłeś?! Przecież...
- Twoja moc była dla mnie za słaba. Wzmocniłem się.
- Dla... Dlaczego zabiłeś-... Sam wiesz kogo...
- Najpierw kochanie trzeba pozbyć się osób, które mogą spowodować zagrożenie, a potem zlikwidować rywali - uśmiechnął się chamsko.
- Co?! Jacy w ogóle rywale?! O czym Ty do mnie gadasz?!
- Raph Cię nie kochał... Prawda, ale z drugiej strony kochał Twoje ciało, czyli jednak zaliczam go do rywali - zrobił krok bliżej.
W tym momencie uniosłam pistolet, a sobowtór się zatrzymał.
- A Mikey? Przecież to był tylko mój przyjaciel!
- Kochał Cię po przyjacielsku, a to też coś oznacza.
- Skoro ich uważasz za rywali, to niby dlaczego nie zabijesz Donniego i Leła?
- Dlaczego nie zabiję Donniego? - zaśmiał się - Wkrótce się dowiesz. A Leo? Bo Cię nie kocha.
Zamurowało mnie.
- Przecież... On mnie kocha! Ja to widzę! I wiem o tym!
- On jest tylko Tobą zauroczony i to wszystko... Kocha inną, którą za jakiś czas wybierze i wyzna jej miłość.
- Kłamiesz!
- Gdybym kłamał, dawno by już nie żył i zabiłbym go jako pierwszego - mruknął.
Łzy zaczęły mi spływać.
- To nie może być prawda... On tylko i wyłącznie mnie może kochać! - krzyknęłam z ogromnym zdenerwowaniem.
- Jak widać masz rywalkę...
Chwilę milczałam. Domyślałam się, że chodziło o Karai. Brunet zrobił dwa kroki w moją stronę. Natychmiast skierowałam w niego pistolet.
- Nie podchodź! - krzyknęłam.
- Skoro tak bardzo Ci zależy... To proszę... Strzelaj - zatrzymał się. Był jakieś dwa, trzy metry ode mnie.
Zaczęłam celować w jego serce. Mocno ścisnęłam pistolet dwoma dłońmi i naciągnęłam "przycisk", ale kulka nie wystrzeliła. Spojrzałam spanikowana na pistolet. E-Donnie podejrzanie zaczął się na mnie patrzeć.
- Chyba amunicja Ci się skończyła... - chamskim głosem brunet.
































Ledwo to napisałam. Serio. Nie chodzi mi o pomysły tylko o rękę. W sumie już pisałam, więc nie będę się powtarzać  :b
Ale tak dla przypomnienia rozdziały będą wychodzić wolniej. Dlaczego? Pisałam już lol XD
























Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro