Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2 "Głupio Wyszło"


Po lekcjach







Wracaliśmy już do domu. Donnie i Mikey zostali w szkole, bo mieli jakieś dodatkowe zajęcia czy coś. W drodze powrotnej mineliśmy sklep spożywczy.
- Hej chłopaki! - krzyknęłam.
- Tak? - zatrzymali się obaj.
- Bo słuchajcie... Może dzisiaj coś ugotuję? Ymm... Nie wiem, na przykład makaron z jakimś sosem? - zapytałam.
- Czemu by nie? - powiedział Raph.
- To chodźmy - rzucił Leo.
- Tak, jasne... Tylko... Czy mogłabym pożyczyć od Was trochę pieniędzy? - zapytałam skrępowana, a bracia spojrzeli na siebie - Oddam! Naprawdę!
- Coś ty! Nie trzeba! I tak to my wszyscy będziemy jeść, a nie Ty sama! - zdenerwowany Raph.
Złapałam się prawą ręką lewego ramienia i lekko spóściłam głowę w dół.
- Ja stawiam, ty gotujesz Kara. Okej? - zapytał Leo.
- No... Okej... - cicho powiedziałam.
Weszliśmy do sklepu i zaczęłam szukać potrzebnych rzeczy. Po chwili miałam już je wszystkie. Zaczęłam iść do kasy z Raphem, bo Leo gdzieś przepadł przy regale z gotowcami. Zatrzymałam się przed półką z pożywieniem fit. Raph spojrzał na mnie, a potem na te artykuły.
- Bierz - powiedział chłodnym głosem.
- Nie chcę, dzięki - zaczęłam iść do kasy.
- Nie pytałem czy chcesz, czy też nie.
Przewróciłam oczami, zrobiłam znudzaną minę i zwróciłam. Sięgnęłam po jednen jogurt fit i wrzuciłam do koszyka.
- Zadowolony? - zapytałam.
- Ty powinnaś - zaśmiał się.
Uśmiechnęłam się i zaczęliśmy iść do kasy. Zaczęłam wyjmować z koszyka rzeczy i kłaść na blad.
- Karina, Leo jest na zewnątrz. Mogłabyś do niego pójść? Ja spakuje te rzeczy.
Nic  je mówiłam tylko się go posłuchałam. Wyszłam ze sklepu, ale nie dostrzegłam chłopaka. Po chwili usłyszałam jakąłś kłótnię.
- Raph, przecież to ja miałem zapłacić!
- Stój pysk. Wkurzasz mnie.
- Niby czym?!
- O! O! O! Właśnie tym. Zamknij się.
- Pffft.
Obróciłam się. To był Raph i Leo.
- Raph? A przypadkiem Leo nie miał być tutaj? - zapytałam krzyżując ręce.
- Ja tutaj? Cały czas w sklepie byłem! - zaśmiał się czarnowłosy.
- Coś mi się pomyliło... Wybacz... - powiedział Raph.
- Nie no ok. Każdemu się zdarza - puściłam mu oczko.
Kilka minut później byliśmy już w domu. Leo odłożył torbę na stół i zaczął ją opróżniać, odkładając każdą rzecz na swoje miejsce. Raph poszedł do salonu i uruchomił PS4. Splitera nie było, więc mógł sobie pograć, bo telewizja w końcu była wolna. Podeszłam do Leo.
- Hej, może jakoś pomogę? - zapytałam.
- Pomożesz mi, jak będziesz gotować - zaśmiał się.
- Ha, ha, ha. Boki zrywać...
Stałam za nim, a on w tym momencie coś odkładał na wyższą półkę. Nie dosięgał, więc wziął krzesło i postawił przy blacie. Wszedł na nie, a ja zaczęłam podawać mu rzeczy z torby. Nie wiem skąd, ale jakoś więcej pojawiło się tych jogurtów fit.
- Wszystko? - zapytał.
- Wszystko.
Leo trochę się zniżył i przez chwilę nie utrzymywał równowagi. Krzesło spadło na ziemię. Szybko podsunęłam się, abym stała obok jego. Chłopak spadł na mnie. Chwilę leżał mi na klatce piersiowej. Podniósł głowę i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Przepraszam... Chciałam dobrze...
- Nie no, nic się - próbował wstać, ale znów "runą" na mnie - Uh!
- Ał... Ludzie ile ty ważysz? - zaczęłam się śmiać.
- Gruby nie jestem. Wiesz, ćwiczę - chłopak podjął kolejną próbę, aby wstać, ale tym razem o mało co nie złączył swoich warg z moimi.
Między naszymi twarzami były cztery centymetry. Nastała cisza. Patrzyliśmy tylko sobie w oczy.
- Naprawdę Leo nie masz nic ciekawego do roboty? - zapytał jak zwykle trochę wkurzony Raph, podpierając się całym ciałem o ścianę.
- To nie jest tak jak wygląda! - krzyknęłam i zaczęłam się wyrywać.
- Yhym, yhym... - potakiwał czerwonowłosy odchodząc z tego pomieszczenia.
Leo w końcu wstał i podał mi rękę, aby mi pomóc. Chwyciłam go za dłoń i pomógł mi wstać. Podrapałam się w plecy z uniesionyn łokciem.
- Głupio wyszło... - powiedział zawstydzony.
- Chcieliśmy dla siebie dobrze, a wyszło jak wyszło - zaśmiałam się rumieniąc.
- No tak...
- Wiesz... Ja pójdę się przebrać. Nie chcem ubrudzić tego mundurka. A jeżeli chodzi o obiad, to ugotuję coś wieczorem - puściłam oczko i zaczęłam iść na górę.
Leo się wstydliwie uśmiechnął. Byłam już w pokoju i zamknęłam się na klucz. Nie chciałabym, aby była taka sytuacja, że się przebieram, a tu nagle wchodzi jakiś chłopak. Otworzyłam szafę, założyłam czarny T-shirt i granatowe jeansy. Po chwili podeszłam do biurka. Zaczęłam szukać mojej szczotki do włosów. Otworzyłam szufladę i o mało co nie zemdlałam na widok tych rzeczy. To były jakieś zdjęcia. Wzięłam je i zaczęłam przeglądać. Na wszystkich zdjęciach jestem ja! Tutaj z Leo, latem  na lemoniadzie, tutaj z Mikey'm na huśtawkach, tu z Raphem na wrotkach we wrotkarni. Pamiętam wtedy uczył mnie jeździć. O! Tutaj z Donnim na kolejce górskiej. A tu... Cała nasza piątka w fotobudce. A tutaj... To same zdjęcie, ale skreślone długopisem twarze Mikiego, Rapha i Leła. Zaczęłam przeglądać dalej. Na reszcie zdjęć byłam sama, otoczona i wycięta w jakieś serce. Nie rozumiałam tego... Po co dla Donniego jakieś moje zdjęcia?!
- Karina otwórz!





















Pomysły PV~ 😏❣🖤














Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro