Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

...........I misja.
Budzę się rano. A raczej Percy mnie budzi.
- Pospiesz się śpiochu! Zaraz przegapisz przygodę swojego życia!
- Chyba OSTATNIĄ przygodę swojego życia.-poprawiłam go
- Nie przesadzaj! Nie jest tak źle-Percy chciał tryskać optymizmem ale w jego oczach widziałam błysk niepokoju.
- Nie, nie jest źle.
- No właśnie!
- Jest BARDZO źle. Katastrofalnie (o ile takie słowo istnieje)! Masakrycznie!
-Uspokój się siostra... też się denerwowałem na swojej pierwszej misji.
- Aha. Tja. Na pewno. Na tej na której byłeś pewny siebie i chciałeś uratować swoją mamę z Podziemia?
- Szczery?
- Tak.
- Tak, na tej.
- Wiedziałam.
- To jak? Zabieramy rzeczy i idziemy na przygodę?
- W wir potworów? Zawsze.
- Dobra! Kierunek... Wzgórze Herosów!
Kiedy wyszliśmy z domku wpadliśmy na Annabeth.
- Hejka Percy i.... SIOSTRO Perciego.
- Mam na imię Oliwia. Zdaje mi się że jesteś córką bogini mądrości. Jak już coś raz usłyszysz to tego nie zapomnisz, nieprawdaż?
- Nie ważne- warknęła Annabeth- Może... udamy się na Wzgórze Herosów.- spojrzała na mnie- RAZEM?
- Nie mam nic przeciwko, Ann.
Percy albo był dobrym aktorem albo był ślepy i niedostrzegał że córka Ateny wyraźnie za mną nie przepada.
Kiedy tak staliśmy na wzgórzu Annabeth zabrała mnie na chwilę.
- Jesteś Oliwia. Wiem o tym.
- To dobrze. Myślałam że masz jakiś zanik pamięci lub po prostu jesteś głupia.
- Zamknij się! Percy jest mój! Zapamiętaj to sobie!
- Nie musisz tak wrzeszczeć, nie jestem tobą.
- O co ci chodzi?
- Nie jestem głucha.
Annabeth stała powalona tą ripostą. Odtoczyłam się na bok i wróciłam do Perciego.
- Gdzie jest Ann?
- Za chwilę przyjdzie.-spojrzałam na nią. Była cała czerwona. Zaciskała pięści.
- Wow. Nieźle ją wkurzyłaś.
- To nie moja wina. Sama się o to prosiła.
- Tak więc w wybranych składach-Chejron zaczął mówić
- Chwilkę!- Annabeth się odezwała- Chciałabym coś zmienić.
- Co? Annabeth to nie czas na zmiany...
- Wiem o tym. Ale... ja chcę przejść do patrolu Perciego. Do mojego dołączy Sara- moja siostra przyrodnia.
- Ale grupa Perciego ma teraz 5 osób...
- Ja nie idę.- odezwał się Grover
- Ach... no dobrze
- I tak nie chciałem iść. Oddział szturmowy....nieeeee.
Wiedziałam że udawał. Ostatni raz kiedy go widziałam błagał Perciego żeby należał do ekipy.
- Tak więc Sara...
- Jestem tutaj. Przygotowana.
- No dobrze. Ekipa strategiczna... wyruszacie.
Weszli do jednego z samochodów i już byli na szosie.
- Teraz czas na was. Powodzenia. Mam nadzieję że starsi zajmą się...młodszymi.
- Hej! Jesteśmy w tym samym wieku!
- Chodzi o poziom inteligencji-ironia Annabeth
- Chodzi o umiejętności panno Chase.
- Wiem Chejronie. To był tylko sarkazm...
- Mam nadzieję.
Wsiedliśmy wszyscy do samochodu. Z przodu usiadła Annabeth. Nie chciała rozmawiać nawet z Percym.
- Mały stresik?-szepnęła do mnie Thalia.
- Jasne. Nie ma to jak... pierwsza misja-przełknęłam ślinę
- Spoko. Też się stresuję.
- Percy... gdzie my tak właściwie jedziemy?-zapytałam brata bo rozmowa z Thalią o stresie była trochę no....stresująca.
- Nie wiesz? Aha no tak... Jak na razie do Nowego Jorku.
- Nowy Jork... A gdzie jest Luke?
Annabeth spojrzała na mnie groźnie. Percy przechwycił te spojrzenie.
- Annabeth nie bardzo lubi jak mówi się o Luku jakby to ON był całym powodem tego wszystkiego.
- Ale to prawda! On to wszystko... rozpoczął.
- Nie! On jest kierowany przez Kronosa! To wina tytana!-wykrzyknęła Annabeth
- No tak ale... chyba Luke jakby mu służy. Jakby na to nie patrzeć.
- Nie służy mu! Luke jest dobry!
Odwróciła się i zamknęła szybkę.
- Ona sądzi że Luke ukrywa dobro.
- Nie wiem jak można być tak naiwnym...
- Nie wiń jej za to. To był jej przyjaciel z dzieciństwa.
- To jej nie usprawiedliwia.
- Tak. Ale wyjaśnia w jakiej jest sytuacji.
Tymi słowy Percy Jackson zakończył naszą rozmowę. Jechaliśmy w ciszy do Nowego Jorku. Chciałam jak najszybciej poznać tego całego "Luka". Natomiast Argus (nasz szef ochrony) wysadził nas pod Empire State Building.
- Empire State Building? Żarty sobie robicie? To tu jest Luke?
- Nie idiotko.-odezwała się Annabeth
- Ann przestań się tak do niej zachowywać. Po pierwsze jest dopiero 2 dni na obozie. Ty też od razu wszystkiego nie wiedziałaś. Po drugie jesteś córką Ateny, a twoje zachowanie powinno być mądre. Jak na razie nie jest.-przemówił jej do rozsądku Percy. Dosłownie. Zaraz po tych słowach w Annabeth coś jakby przeskoczyło. Jej wskaźnik pokazywał teraz "miła". Już była do mnie miła do końca naszej misji.
- Przepraszam Percy. Wybaczysz mi Oliwia?
Podała mi ręke. Uścinęłam ją.
- Spoko.
- Tak się składa, córko Posejdona że najpierw idziemy odwiedzić kogoś innego niż Luka i jego armię potworów.
- Kogo?
- Twojego tatę i spółkę.
- Mojego tatę...?-dopiero po chwili do mnie dotarło- Aha! Posejdona i innych bogów tak?
- Tak. Chociaż bogowie wolą jak się mówi o jej ojcu i spółce-wskazała na Thalię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro