Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 43

Znalazłam się znów na krawędzi ale tym razem nie stawiałam oporu. Wpadłam do łódki Charona.
- No, no, no... Kogo my tu mamy?-spytał-Kto cię pokonał?
- Ja pokonałam Hadesa i Aresa ale ten ostatni zadał mi śmiertelny cios.
- Super. Będziesz się wyrywać?
- Nie. Pogodziłam się ze śmiercią.
- I stratą brata też?
- Też.
Płynęłam 3 raz tą samą drogą. Nie wiedziałam jednak kogo zastanę w pałacu i co się stało z Hadesem. Mam nadzieję że znowu nie będę miała jakiejś trudnej pracy. Kiedy dopłynęliśmy do zamku wysiadłam i ładnie pożegnałam się z Charonem. Ruszyłam niepewnie do środka. Kiedy dotarłam do sali tronowej stała tam Persefona.
- Kim jesteś?-spytała mnie
- Yyy...jestem Oliwia Jackson. Poległam w walce z Hadesem i Aresem.
- Zabiłaś ich?
- Chyba tak...
- Dzięki! Dziękuję!-uścisnęła mnie
- Spoko. Tylko że ten drugi zadał mi śmiertelny cios i oto jestem!
- Uuu...biedna mała dziewczynka! Masz brata? Perciego?
- Tak.
- Czuję jego uczucia. Coś pomiędzy płaczem a staraniem się wierzyć że żyjesz. Czemu on w to wierzy?
- Kazałam mu wierzyć we wszystko. Jak inni mówią że to niemożliwe on musi uważać że to możliwe. Gdyby tak było poprzednim razem bym się tu nie dostała.
- To musi byc trudne...widzieć śmierć i wierzyć że ktoś jeszcze żyje...
- Trochę. Ale mam plan. Chcesz się stąd wydostać?
- Jasne że tak!!! Ile masz lat?
- 18+
- Wystarczy. Wydostańmy się stąd.
- A możemy tak łamać reguły?
- Na tym polega całe moje życie...
- Ok. Wchodzę w to.
Wyszłyśmy przed pałac. Kora (będe tak na nią mówić ok) zawołała Charona. Ten się zdziwił jak nas zobaczył.
- Chcecie stąd uciec?
- Tak!!!
- To nie takie proste...
Pomacałam w kieszeni mój miecz w mojej krwi tam spoczywał. Kora znała już moją historię i bardzo mi współczuła.
- Mam miecz więc jest ok.
- Dobra. Ostrzegałem was.
Wsiedliśmy do łódki i popłynęliśmy do wyjścia. Kiedy wysiedliśmy z niej nagle zrobiło się zimno.
- O co chodzi?-spytałam
- To chyba pułapka mojego "męża". Tak to była prawda. Nagle przed nami pojawiło się ogromne monstrum. Poleciłam Korze się schować. Zaczęłam je atakować. Nagle zamachnęło się swoją łapą i uderzyło mnie. Walnęłam o ścianę i zakręciło mi się w głowie. Zbilżyło się i kompletnie mnie znokautowało. Leżałam półprzytomna na ziemi. Byłam poobijana a moja pechowa lewa ręka znowu zaczęła mnie boleć. Miałam połamaną na kawałki rękę i czułam że będę kuleć na prawą nogę. Potwór nachylał się już by zadać mi śmiertelny cios gdy nagle odnalazłam w sobie energię. W ostataniej sekundzie wzleciałam wysoko i odcięłam mu rękę. Potwór rozsypał się w piasek a ja wylądowałam na ziemi.
- Nieźle...-powiedziała Kora
- Jak ja to zrobiłam?!?-nie mogłam w siebie uwierzyć
Popędziłyśmy dalej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro