Rozdział 43
Znalazłam się znów na krawędzi ale tym razem nie stawiałam oporu. Wpadłam do łódki Charona.
- No, no, no... Kogo my tu mamy?-spytał-Kto cię pokonał?
- Ja pokonałam Hadesa i Aresa ale ten ostatni zadał mi śmiertelny cios.
- Super. Będziesz się wyrywać?
- Nie. Pogodziłam się ze śmiercią.
- I stratą brata też?
- Też.
Płynęłam 3 raz tą samą drogą. Nie wiedziałam jednak kogo zastanę w pałacu i co się stało z Hadesem. Mam nadzieję że znowu nie będę miała jakiejś trudnej pracy. Kiedy dopłynęliśmy do zamku wysiadłam i ładnie pożegnałam się z Charonem. Ruszyłam niepewnie do środka. Kiedy dotarłam do sali tronowej stała tam Persefona.
- Kim jesteś?-spytała mnie
- Yyy...jestem Oliwia Jackson. Poległam w walce z Hadesem i Aresem.
- Zabiłaś ich?
- Chyba tak...
- Dzięki! Dziękuję!-uścisnęła mnie
- Spoko. Tylko że ten drugi zadał mi śmiertelny cios i oto jestem!
- Uuu...biedna mała dziewczynka! Masz brata? Perciego?
- Tak.
- Czuję jego uczucia. Coś pomiędzy płaczem a staraniem się wierzyć że żyjesz. Czemu on w to wierzy?
- Kazałam mu wierzyć we wszystko. Jak inni mówią że to niemożliwe on musi uważać że to możliwe. Gdyby tak było poprzednim razem bym się tu nie dostała.
- To musi byc trudne...widzieć śmierć i wierzyć że ktoś jeszcze żyje...
- Trochę. Ale mam plan. Chcesz się stąd wydostać?
- Jasne że tak!!! Ile masz lat?
- 18+
- Wystarczy. Wydostańmy się stąd.
- A możemy tak łamać reguły?
- Na tym polega całe moje życie...
- Ok. Wchodzę w to.
Wyszłyśmy przed pałac. Kora (będe tak na nią mówić ok) zawołała Charona. Ten się zdziwił jak nas zobaczył.
- Chcecie stąd uciec?
- Tak!!!
- To nie takie proste...
Pomacałam w kieszeni mój miecz w mojej krwi tam spoczywał. Kora znała już moją historię i bardzo mi współczuła.
- Mam miecz więc jest ok.
- Dobra. Ostrzegałem was.
Wsiedliśmy do łódki i popłynęliśmy do wyjścia. Kiedy wysiedliśmy z niej nagle zrobiło się zimno.
- O co chodzi?-spytałam
- To chyba pułapka mojego "męża". Tak to była prawda. Nagle przed nami pojawiło się ogromne monstrum. Poleciłam Korze się schować. Zaczęłam je atakować. Nagle zamachnęło się swoją łapą i uderzyło mnie. Walnęłam o ścianę i zakręciło mi się w głowie. Zbilżyło się i kompletnie mnie znokautowało. Leżałam półprzytomna na ziemi. Byłam poobijana a moja pechowa lewa ręka znowu zaczęła mnie boleć. Miałam połamaną na kawałki rękę i czułam że będę kuleć na prawą nogę. Potwór nachylał się już by zadać mi śmiertelny cios gdy nagle odnalazłam w sobie energię. W ostataniej sekundzie wzleciałam wysoko i odcięłam mu rękę. Potwór rozsypał się w piasek a ja wylądowałam na ziemi.
- Nieźle...-powiedziała Kora
- Jak ja to zrobiłam?!?-nie mogłam w siebie uwierzyć
Popędziłyśmy dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro