Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9.Musisz mnie pocałować...

Impreza minęła nam, gdy biedny Christopher skończył ją w łazience. Wszyscy z naszej paczki pili, więc  postanowiliśmy wrócić  do domu taksówką. Ja pojechałam z Chrisem, z którym kłóciłam się przez pół drogi, kto z naszej dwójki zapłaci. Doszliśmy jednak do kompromisu, że oboje na pół się złożymy. Przed powrotem do domu Leo poprosił mnie na bok.

- Mam nadzieje, że umówmy się na randkę - odparł wesoło.

- Jasne. Możemy.

- Cieszę się. Jedź bezpiecznie. Zobaczymy się na sprzątaniu szkoły.

No tak... Jutro osoby, które zgłosiły się wcześniej do dyrektora mają przyjść do szkoły i wraz z nauczycielami posprzątać ten burdel, który zrobiliśmy.

- Ty również. Do później.

Ruszyłam z moim bratem do taksówki i usiadłam z nim z tyłu. Kierowcą okazał się miły pan koło pięćdziesiątki. Jego brązowe włosy zaczęły już siwiec, a oczy w kolorze brązu, zmęczone patrzyły na nas. Pomimo tego, że facet był przepracowany, on delikatnie się do nas uśmiechał w lusterku.

- Pamiętam, jak byłem w waszym wieku. Tak samo robiliśmy takie przyjęcia w szkole. Na jednych z takich imprez poznałem swoją żonę- Rosalie. – Powiedział sielskim głosem.

- Ma pan szczęście – odpowiedziałam.

- Masz rację. Chodziliśmy razem do klasy, ale to wtedy pierwszy raz ją dostrzegłem. Rosa raczej była nieśmiałą dziewczyną i zawsze przestraszoną świata i ludzi.

- To co pana skłoniło, by ją poznać? Raczej taką osobę ciężko ''zobaczyć''?

Kierowca taksówki zaczął się śmiać, jakby przypomniał sobie tę historię. Westchnął parę razy i podzielił się z nami tą opowieścią.

- Pamiętam, jakby to było wczoraj... Stała taka wystraszona i wrażliwa na wszystko. Miała delikatne złote fale i mądre chabrowe oczy. Urzekły też mnie jej piegi, których nie lubiła. -Mężczyzna się trochę zamyślił. - Na zewnątrz była przeciętna. Jakoś nikt nie zwracał na nią uwagi. Miała też trochę ciałka. Ja byłem tym popularnym gościem. Byliśmy razem na imprezie. Szkoła obchodziła wtedy swoje dziesięciolecie. Rosale była jak zawsze ubrana w delikatną błękitną sukienkę, a we włosy wpięła niebieskie kwiaty. Do dzisiaj pamiętam, że były to niezapominajki. Szedłem właśnie nalać sobie ponczu, gdy ona odwróciła się i wylała na moją białą koszulę ten napój. Strasznie się zrobiła czerwona i zaczęła się jąkać. Praktycznie od razu uciekła, a przy okazji zgubiła swoje kwiaty. Na drugi dzień poszedłem do niej do domu, bu je oddać, to wtedy umówiliśmy się na kawę. Później do kina, a następnie na kolejną randkę.

- I zostaliście parą od razu? - przerwałam mu.

- Oczywiście, że nie. Mieliśmy dużo kłótni, sprzeczek i innych pierdół. Dużo razy ze mną zrywała, bo byłem upartym osłem. Pakowałem się też w każde kłopoty, a ona cały czas płakała... Chciałbym teraz każdą łzę jej wynagrodzić. Za każdym razem dawała mi szansę. Kolejną, następną i tak dalej... - Mężczyzna tutaj urwał.

- Musiała bardzo pana kochać...

- Oczywiście, że tak. Kiedyś spytałem się jej: ,, Rosalie, dlaczego tak odpuszczasz moje grzechy?''. Wiecie co mi odpowiedziała? ,, Kochanie, bo tylko twoje oczy pasują do moich i tylko przy tobie moje serce się gubi...''

- Piękne słowa... Ale jak kogoś oczy mogą pasować do innych? Nie rozumiem tego.

- Ja też tego nie rozumiałem. Wyjaśniła mi to później.

Nawet nie wiem, jak tak szybko znaleźliśmy się pod naszym domem. Siedziałam z Chipem, który też czekał na ciąg dalszy mężczyzny. Szatyn odwrócił się w naszą stronę i odpowiedział:

- Twierdziła, że jej oczy ożywały przy mnie, tak jakby zgubiły się tam gwiazdy i tylko przy niej moje miały ten sam wyjątkowy blask. Wierzyła, że jak spotkają się bratnie dusze, to ich oczy to odsłonią.

- Dziękujemy za podwiezienie. Ile się należy?- rzekł Chip.

- Nie musicie mi nic dawać. Choć możecie mi obiecać jedno - stwierdził kierowca.

Popatrzyliśmy się na niego z wyraźnym zapytaniem w oczach. Co mogłam ja czy mój brat mu przysiąc? Wątpię, że raczej spotkamy się przy najbliższej okazji. Mężczyzna wydawał się bardzo sympatyczny i widać było, że lubi rozmawiać z ludźmi. Chętnie posłuchałabym jego historii, bo wydają się wartościowe i mądre.

- Co możemy obiecać?

- Jeżeli kiedyś spotkacie osobę, przy której wasze oczy będą tak samo błyszczeć, to za wszelką cenę nie pozwólcie tej istocie odejść. Może to będzie wasza bratnia dusza? Czasami człowiek robi różne głupoty, których później żałuje. Możecie płakać, być źli, ale czy to nie emocje pokazują nam, jak bardzo zależy nam na danej osobie? Czy łzy, które wyleciały nie ukazują nam tego bólu albo tęsknoty? Kiedyś popełnicie wiele błędów i będziecie chcieli wybaczenia, więc i wy odpuście komuś winę...

Pokiwaliśmy głowami z Chipem w tym samym momencie. Kierowca miał dużo racji. Każdy popełnia błędy te mało istotne, jak i te znaczące, ale jesteśmy tylko ludźmi...

- Dziękujemy! Miłej nocy! - powiedziałam wraz z bratem i wyszliśmy z samochodu.

Pomachałam odjeżdżającemu mężczyźnie i ruszyłam w stronę domu. Zastanawiałam się, czy moje oczy błyszczały tak przy Leo...

***

Sprzątanie szkoły zajęło nam parę godzin. Ja, Chip, Kira, Nathan i parę innych osób doprowadzaliśmy do porządku korytarz. Rudowłosa była dzisiaj jakoś za bardzo szczęśliwa, jak nie ona. Co jakiś czas wyciągała telefon ze swoich jeansowych spodni i pisała SMS. Ściągałam kartki, które porozwieszane były na ścianie i drzwiach, gdy wybuchła niepohamowanym śmiechem i zawzięcie coś odpisywała.

- Ktoś tu chyba pisze z chłopakiem – rzekł Nathan, który zbierał puste kubeczki do worka.

- Może tak, a może nie. Co cię to obchodzi? - odpowiedziała mu dziewczyna.

- W sumie to nic. Dziwię się tylko tej osobie. Kto by chciał taką paskudę?

- Każda potwora znajdzie swojego amatora. - Ucięła mu ruda.

Popatrzyłam się na dziewczynę, której oczy błyszczały. Boże! A jak ona się zakochała?! Podeszłam do niej chcąc się czegoś dowiedzieć.

- Z kim piszesz? - spytałam.

- Dowiesz się później. Przyjedzie pod szkołę, jak skończymy.

- No okej.

Gdy minęła kolejna godzina na zamiataniu i myciu podłóg, podszedł Chip. Jego wzrok był zmęczony. Schował ręce do swojej siwej bluzy i oparł się o ścianę.

- Czuję się, jak sprzątaczka – odparł, wzdychając.

- Nie nadawałbyś się nawet na to – odpowiedziałam mu z uśmiechem.

- Sugerujesz, że źle wyglądałbym w zielonym fartuszku, myjąc podłogę? - odparł kładąc dłoń, gdzie leży jego czarne serce.

- Bardzo seksownie... Tak jak brzydka ropucha z kijem.

- Ha ha...

Mój brat opadł na podłogę i opuścił kaptur na oczy.

- Obudź mnie, jak skończycie.

Zamiatałam dalej nie zwracając uwagi na brata. W tle słyszałam śmiech Kiry, która czytała wiadomość. Moja ruda przyjaciółka nigdy się tak nie zachowywała. Owszem miała kilka chłopaków, ale zawsze była obojętna na nich. Nudziły ją związki, wolała się bawić i korzystać z życia. Spojrzałam na Nathana, który patrzył się na mnie.

- Odbiło jej – wyszeptał w moją stronę.

Pokiwałam mu głową, bo miał całkowitą rację. Przyda się umówić Kirę na jakąś wizytę u dobrego psychiatry. Dziewczyna była śliczna, więc wiadomo, że podoba się każdemu. Nawet Nathan do niej kiedyś startował, ale doszli do porozumienia, że to jednak tylko przyjaźń. Myłam ciemne kafelki szkoły, gdy znów zaczęłam rozmyślać na temat rady kierowcy taksówki, a gdy o tym myślałam, miałam przed oczami Travisa. Strasznie mnie irytował, wkurzał i w ogóle denerwował tym, że oddycha przy mnie, ale właśnie czy to nie sugeruje, że zależy mi na nim? Przecież, gdybym nic do niego nie czuła to byłabym raczej obojętna? Miałabym go gdzieś, a tu jednak odczuwam jakieś emocje. Fakt, że negatywne ale... jednak jakieś są. Powiedział też, że to ja go opętałam. Przy Leo czułam się dobrze, ale przy Travisie moje serce się gubiło. Nie wiedziałam co z tego będzie, ale chce poczekać i zobaczyć co przyniesie mi los.

- Wy dalej tu? Możecie iść do domu. Inni uciekli już po dwóch albo trzech godzinach pracy, a wy tu siedzicie już pięć godzin. – Odparł trener Rivera. - A ten co tak się ślini? - powiedział wskazując na mojego brata. Mężczyzna koło czterdziestki z ciemnymi włosami i piwnymi oczami trącił butem, nogę mojego brata bliźniaka. Chip wymruczał coś przez sen i dalej smacznie spał. Trener uśmiechnął się demonicznie i przykucnął obok śpiącego blondyna. Zza czarnej bluzy wyciągnął swój srebrny gwizdek, z którym się nie rozstawał, a później co się działo, to już podejrzewacie. Chip zerwał się na równe nogi, po tym jak pan Rivera dmuchnął w ten przedmiot przy uchu mojego brata. Christopher stał na baczność, a prawą dłoń trzymał, tak jakby salutował. Wybuchnęliśmy wszyscy śmiechem,nawet ten znudzony życiem mężczyzna.

- Bardzo śmieszne – rzekł mój brat, ziewając.

***

Wyszliśmy przed szkołę, gdzie stało parę aut, w tym czarny samochód Travisa, obok niego był zaparkowany czarny Dodge RAM. Zerknęłam na Kirę, która cała się rozpromieniła. Boże! A co jeśli dziewczyna zakochała się w Travisie?! Tak jakby właściciel imienia usłyszał moje myśli, bo wyszedł z auta. Stał oparty o swojego Nissana w jeansowych spodniach i czarnej bluzce. Teraz mogłam zobaczyć, że obie ręce ma wytatuowane. Z auta obok wyszedł Owen, Joel i jakaś dziewczyna, której twarz mi była znajoma. Miała różowe włosy i była przy nich dość niska, na moje oko mogła mieć ponad metr sześćdziesiąt. Ubrana była w ciemne, jeansowe spodnie i czarny crop top. Dwa kroki obok niej stał Owen. Ubrany tak samo w ciemny strój, a blisko chłopaka stał blondyn, który jako jedyny z nich wszystkich założył chociaż bordową bluzę.

- Jeszcze jego tu brakowało – odparłam do Kiry.

Nie doczekałam się żadnej reakcji, bo moja ruda przyjaciółka prawie biegiem ruszyła do przodu. Westchnęłam i jako ostatnia z naszej paczki poszłam w tamtą stronę. Naprawdę nie chciałam widzieć, jak Kira obściskuje się z czarnookim. Gdy stanęłam bliżej nich, zdobyłam się na odwagę i zerknęłam. Ku mojemu zdziwieniu ruda właśnie kleiła się do Owena. Nathan zaś gadał z różową laską, a mój brat rozmawiał z pozostałymi. Czułam się, jak piąte koło u wozu. Wsadziłam swoje ręce z tyłu do kieszonek moich spodni z wysokim stanem i kopałam małego kamyczka butem.

- A ty co się nie przywitasz? Mama kultury nie nauczyła? - powiedział obiekt moich koszmarów.

- Nauczyła, ale jesteście zajęci sobą więc...

- Czyżbyś czuła się pominięta?

Naszej wymianie zdań przysłuchiwali się inni, co było zbyt krępujące.

- Cześć wszystkim! – odpowiedziałam. - Lepiej? - zwróciłam się do chłopaka.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a nawet sam Travis. Po chwili podeszła do mnie różowo włosa dziewczyna.

- Cześć, jestem Roxanne, ale mów mi po prostu Rox. Travis dużo o tobie mi mówił.

- Jestem Mia i znając życie to same negatywy – odpowiedziałam.

- Coś ty! Mówił tylko, że jesteś miła i szybko się denerwujesz.

- Tak, ale tylko przy nim – rzekłam.

Do naszej rozmowy dołączył blondyn.

- My się nie znamy, ale czas to zmienić. Jestem Joel. Przyjaciel Travisa.

-Mia – uśmiechnęłam się do chłopaka.

- Miło mi cię poznać.

Chłopak mnie do siebie przytulił, co przyjęłam dość śmiesznie, bo nie wiedziałam co zrobić i poklepałam go jedynie po plecach. Rox zaczęła się śmiać, a to nie uszło uwadze Travisa, który spojrzał w naszą stronę. Czarnooki cały się spiął. Dziwne...

- To co robimy? - spytała Kira, którą przytulał uśmiechnięty Owen.

- Możemy jechać coś zjeść? Jestem mega głodny – odparł Chip.

- Ty to akurat zawsze jesteś głodny – powiedziałam do niego i pokazałam mu język.

- Wredna jędza! - rzucił w moją stronę, na co wybuchnęłam śmiechem.

Rox złapała mnie za rękę i stanęliśmy bliżej Travisa i całej paczki.

- To co jedziemy do pana Lee?

- Możemy jechać – odpowiedziała dziewczyna obok mnie.

- Kto i z kim jedzie? - spytał Nathan.

Stałam tak nie wiedząc, co mogę zrobić najchętniej to pojechałabym do domu, ale przyjechaliśmy dzisiaj samochodem Nathana, bo Chipa auto wzięła mama.

- Ja mogę jechać z Nathanem – odparła Rox.

- Ja jadę z Owenem – rzuciła Kira.

- Ja też! Ktoś musi pilnować tych zboczuchów – odparł Joel, na co każdy się zaśmiał.

- To ja będę ich pilnować – rzucił mój brat w stronę Nathana i Rox.

- Ja mogę pojechać też z wami – odpowiedziałam do nich.

Nie to, że nie chciałam jechać z Travisem. Po prostu moje ciało dziwnie reaguje w jego otoczeniu. Zresztą on mnie nie lubi i też wolałby, bym jechała z kimś innym. Prawda?

- Pojedziesz ze mną. - Rzucił i ruszył do swojego auta.

- To bez sensu jechać na tyle aut – odpowiedziałam mu.

- Dwa razy powtarzać nie będę!

- Ja też!

Mierzyliśmy się wzrokiem. Jego czarne oczy pożerały moje szare. Mieliśmy uparte charaktery, więc żadne z nas nie zrezygnuje ze swojego zdania. Naszym wymianom przysłuchiwali się inni. Atmosfera zrobiła się napięta, ale tak naprawdę, nikt nie chciał jej przerwać. Czekali na rozwój sytuacji.

- Nie każ mi cię wepchnąć do tego auta – powiedział z groźnym uśmiechem,a  ja wiedziałam, że był do tego zdolny.

- Jesteś jakiś obłąkany. Podam ci numer do dobrego psychologa.

- A co? Korzystasz z jego usług?

- Tak! Odkąd cię poznałam! - odpowiedziałam szorstko.

Zapadła martwa cisza. Nikt chyba nie śmiał się odzywać takim tonem do Travisa. Teraz napięcie jakie panowało można było, by kroić nożem.

- Przestańcie. Kłócicie się, jak stare małżeństwo – odpowiedział Joel, chcąc chyba załagodzić sytuację.

- To niech jedzie ze mną! Przecież ją nie zabije.

- Nie chce z tobą jechać – odpowiedziałam mu.

- Przestań zachowywać się, jak dziecko!

- Odezwał się dorosły. - Zakończyłam tą niepoważna rozmowę.

Poszłam w stronę auta Nathana, choć tak naprawdę tylko ja ruszyłam się ze swojego miejsca. Inni stali, tak jakby zapuścili w ziemi korzenie. Toyota była już na wyciągniecie ręki, gdy nagle poczułam, jak ktoś odrywa mnie od ziemi. Travis z łatwością przerzucił mnie na swoje plecy, tak jakbym nic nie ważyła. To chyba jakiś żart! I to mało śmieszny!

- Co ty robisz?! PUŚĆ MNIE! - wykrzyczałam w jego plecy.

- Mogłaś się posłuchać, a ty nie! Więc...

- Do reszty zgłupiałeś?!

- Jak widać!

- Postaw mnie ty nędzna imitacjo faceta!

Poczułam na swoim pośladku klapsa. Ten gnojek miał czelność mnie uderzyć! Minęliśmy naszych znajomych, a ja popatrzyłam się na ich roześmiane twarze.

- Może mi pomożecie?!

- Ale po co, jak to jest ciekawe? - powiedziała Kira i wybuchnęła śmiechem.

- Przyjdziesz pierwsza! - warknęłam w jej stronę.

Travis postawił mnie koło swojego auta i otworzył drzwi od strony pasażera.

- Wsiadaj.

- Chyba w twoich snach.

Z uśmiechem drapieżcy pochylił się w moją stronę i szepnął mi do ucha, coś co sprawiło, że zmiękły mi kolana, a na twarz wkradł się rumieniec.

- W moich snach jesteśmy sami, nago i w moim łóżku... A ty głośno krzyczysz...

- Jezu Chryste!

- Nie, nie to – odparł ze śmiechem.

***

Siedzieliśmy w aucie i słuchaliśmy muzyki. Żadne z nas, jak dotąd się nie odezwało. W tle leciała piosenka Skillet- Monster. Znałam ją bo Chip często jej słuchał, jak grał w te swoje głupie gry z zombie.

The secret side of me
I'll never let you see
I keep it caged but I can't control it
So stay away from me, the beast is ugly
I feel the rage and I just can't hold it

Jechaliśmy za samochodem Nathana. Podziwiałam widoki, które mijałam. Wiedziałam tylko tyle, że jedziemy do Kempston, czyli do miejscowości, gdzie mieszkał Travis, Owen, Joel i Rox do jakiejś knajpki z jedzeniem. Rozmyślałam nad całym tym zajściem. Czemu mu tak zależało, bym z nim jechała? Raczej mnie nie lubi. Powiedział, że oszalał na moim punkcie, ale myślę, że to było specjalnie. Moja szkoła rywalizowała z jego, więc pewnie nie lubi Leo, z tego powodu i chciał mi dopiec. Spojrzałam w jego stronę. Siedział skoncentrowany patrząc się na drogę. Jego włosy były dłuższe, niż wtedy na stacji paliw, gdzie uratował mi po raz drugi tyłek. Jego twarz była przystojna, ale gdzieniegdzie dało się zauważyć małe blizny. Jedną miał na łuku brwiowym, drugą posiadał na policzku, a trzecią na górnej wardze. Były małe i różowe. Skanowałam go wzrokiem schodząc niżej. Miał szeroką klatkę piersiową, którą opinała czarna zwykła koszulka. Teraz też mogłam podziwiać jego tatuaże. Były naprawdę dziwne i różne. Na prawej ręce na górnej części miał wytatuowaną różę, która oplatała jego biceps. Niżej był zegar, którego wskazówki zatrzymały się na godzinie trzeciej. Później jedna wielka czaszka na przedramieniu z napisem: ,, Jestem martwy w środku.'' Na górnej części nadgarstka miał namalowany zwój banknotów. To wszystko dopełniały dziwne wzory albo postacie. Na łokciu miał wytatuowaną gwiazdę. Drugą rękę, którą mniej widziałam była w podobnym stylu wzory, gwiazda, postacie i nawet diamenty. Na przedramieniu widniała klepsydra czasu, która owinięta była bluszczem. Na ramieniu znajdował się napis, którego nie mogłam rozszyfrować:
''Etiamin aeri, cum ecce cecidit Etiam si res Nulla dolor non patitur Etiamsi oportuerit me simul conmori tibi'', a obok wytatuowany był krzyż.

- Patrzysz się – odpowiedział.

- A co nie mogę?

- Możesz. Mam nadzieję, że podoba ci się ten widok.

- Masz tłuszczyk na brzuchu!

- Gdzie?

- Tutaj - wskazałam na dolną partię jego brzucha.

Ten podwinął swoją bluzkę, ukazując mi swój sześciopak. Omatkoboskajezusowa! Podziwiałam go i mogłabym przysiąść, że uśmiechają się do mnie jego mięśnie.

- Ślinisz się. W schowku masz chusteczkę.

Nie skomentowałam tego. Jestem tylko dziewczyną! Dałam głośniej piosenkę, która teraz leciała, by nie słyszeć jego śmiechu. Wygrałeś bitwę, ale wojnę ja wygram – pomyślałam z uśmiechem.

Słuchałam piosenki, jak się okazało była nią My Demons- Starset. Bardzo ją lubię, więc śpiewałam po cichu, patrząc się na obraz za oknem.

Take me high and I'll sing oh
You make everything okay, okay, okay
We are one in the same oh
You take all of the pain away, away, away
Save me if I become my demons.

Travis po chwili ściszył radio. Głęboko się nad czymś zastawiał, po czym powiedział:

- Jak widzisz nasi znajomi kręcą ze sobą... – Zaczął mówić. – Myślę, że powinniśmy się jakoś dogadać, bo będziemy widywać się często.

Westchnęłam. Spodziewałam się tego. Kira poszła na całość filtrując z Owenem, ale chciałam szczęścia mojej przyjaciółki, a jak widać dawał jej to ten brunet. Mam nadzieję, że ją nie skrzywdzi. 

- Masz rację. Jestem skazana na twoje towarzystwo.

- Ja też się z tego powodu nie cieszę – odparł złośliwie.

- A czy ja skaczę ze szczęścia? Jesteś irytującym, wrednym,chamskim dupkiem z przerośniętym ego!

- A ty jesteś dobrą dziewczynką, w dodatku miła do obrzydzenia! Nawet nie masz pewnie swojego zdania! Jeszcze masz ten swój zadarty nos i myślisz, że wszystko ci się należy! 

- Gówno prawda! Idiota z ciebie wiesz?!

- A z ciebie taka paniusia!

- Dupek!

- Jędza!

- Gnojek!

- Pokemon!

- Prostak!

- Dobra koniec z tym. Prędzej się pozabijamy, niż zaczniemy siebie tolerować. Po prostu będę udawać, że nie istniejesz.

- O nie! Ja tu jestem, więc będziesz mnie musiał znosić!

- A jak nie to co?

-Pstro!

- Ale dojrzała odpowiedź Mia! Brawo! Jestem pełny podziwu!

- O proszę! Znasz moje imię. Czekaj ty nazywasz się ten... No...Jack? Albo Thomas? Tak, na pewno Thomas.

- Nie mam tak gejowskiego imienia jak Tom albo Leo – odparł ze śmiechem. – Jak można nazwać kogoś Leo? Pewnie rodzice go nie kochają - zaczął śmiać się brunet.

- A bo Travis to ładne imię?! - popatrzyłam się na jego głupi wyraz twarzy.

- Czyli jednak znasz moje imię? Pewnie w nocy je wymawiasz, gdy bawisz się palcem...

- Jesteś chorym zboczeńcem! Nie wierzę...

- Przynajmniej nie udaję świętego.

Stanęliśmy pod knajpą, gdzie czekali nasi znajomi. Lokal był mały, ale przytulny. Jasne ściany panowały na zewnątrz budynku. Knajpka znajdowała się na uboczu drogi. Naprzeciwko była mała stacja paliw, a wokół tylko szosa, drzewa i dalej drzewa...

- Mam nadzieję, że się udławisz i nie będę musiała cię znosić– rzekłam z uśmiechem.

Wyszłam z gracją z auta i ruszyłam przed budynek, gdzie czekali znajomi. Spojrzałam na chłopaka, który stał oparty o samochód i palił papierosa. Popatrzył się akurat w moją stronę i uśmiechnął się mało przyjaźnie. Przeklęty cham. Weszliśmy do środka. Naprzeciwko wejścia stał mały bar, gdzie można złożyć samemu zamówienie. Zza ladą było pomieszczenie, gdzie zapewne znajdowała się kuchnia. Dookoła poustawiane były jasne krzesła i stoły, lecz w kącie i przy oknach były brzoskwiniowe kanapy ze szklanymi konsolami. Ściany były w kolorze mocnego brązu, a podłoga z ciemnych kafelek. Po paru minutach dołączył do nas Travis.

- Witajcie dzieciaki! - odparł wesoło starszy mężczyzna, który wyszedł z pomieszczenia. - Dawno was nie widziałem.

- Wie pan szkoła, dziewczyny, trening – odparł Joel.

- A co to za ślicznotki nowe?

- Jestem Chris, a to Nathan – odparł mój brat, udając dziewczynę.

Wybuchnęliśmy śmiechem, a siwiejący pan, który mógł być koło sześćdziesiątki również się zaśmiał.

- Co podać wam?

Po małej naradzie wszyscy zamówiliśmy frytki, burgera i cole. Ruszyliśmy do stolika na samym końcu, przy oknie. Przy ścianie usiadł Chip, później Joel, ja i niestety Travis. Na przeciwko nas zasiadła Kira, Owen, Nathan i Roxanne.

- Możesz się trochę posunąć? - spytałam czarnookiego.

- Jakbyś miała mniejszy tyłek, to by było okej.

- Mówiłem ci siostra, że musisz schudnąć – rzekł w moja stronę ze śmiechem Chip.

- Ty się zamknij! Nikt cię nie prosił o zdanie.

- Droczę się, wyluzuj – odpowiedział.

Zaczęliśmy rozmawiać o szkole, imprezie i ogólnie. Kira filtrowała z Owenem, Nathan z Roxanne, czyli nic nowego. Popatrzyłam się na chłopaka obok mnie, który też spojrzał w moją stronę. Mogłam powiedzieć wiele negatywnych cech jego charakteru, ale był bardzo przystojny, a gdy się uśmiechał widziałam mały dołeczek w jego prawym policzku. Jak taki śliczny chłopak może być tak zepsuty? Choć mogłam stwierdzić, że to przy nim czułam się naturalnie. Mogliśmy się wyzywać, denerwować, ale miało to swój urok. Byłam przy nim po prostu Mią i zaczynałam to lubić. W tym towarzystwie, co teraz byłam i choć nie znałam Joela, Owena czy Rox mogłam śmiało oświadczyć, że czułam się dobrze. Czasami człowiek, jak rozmawia pierwszy raz z kimś może stwierdzić, że czuje się, jakby znał go całe życie. Ja właśnie teraz tak uważałam. Po paru minutach dostaliśmy zamówienie. Jadłam swoje frytki, słuchając jak chłopaki rozmawiają na temat lacrosse. Travis co jakiś czas kradł mi moje jedzenie, a ja go wyzywałam. Wyczułam moment, gdy chciał mi ukraść kolejną zdobycz, a wtedy uderzyłam go w dłoń.

- Za co to? - szepnął mi do ucha, a ja znów poczułam ten dreszcz.

- Za to, że kradniesz mi mój pokarm, a masz swój – odpowiedziałam i pokazałam mu język.

Nasze twarze dzieliło kilkanaście cholernych centymetrów. Wdychałam jego zapach. Był urzekający. Męski, a zarazem delikatny. Tak pachniał tylko on. Patrzyłam w jego tęczówki, które błyszczały. Jego ciemność przełamała się jasnością.

- Ej, Mia! Joel  frytki ci wyjada – rzekła ze śmiechem Rox.

Spojrzałam na swój talerz, gdzie zostało kilka tych smażonych ziemniaków. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam jeść z talerza Travisa.

- No chyba cię coś boli! Co ja za to dostanę?

- Mój uśmiech? – oznajmiłam ze śmiechem.

- Wolę coś innego – odparł chytrze.

- Niby co? - spytałam, biorąc do ust słomkę chcąc się napić.

Travis spojrzał na moje usta i jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył, a ja stwierdziłam, że mogłabym zabić za ten dołeczek. 

- Musisz mnie pocałować, o tutaj! – pokazał swój policzek, gdzie znajdowało się to cudo.

- Za głupie frytki mam cię całować? Przecież to śmieszne i niedorzeczne. 

- No ja się nie śmieje, a to tylko głupi pocałunek – odparł patrząc się w moje oczy. - No chyba, że twojemu chłopakowi to się nie spodoba.

- Leo to nie mój chłopak.

- Jakoś tego tak nie widzę, ale skoro jego całujesz w usta, tak dla zabawy, to ja też chce.

- Skąd ja mogę wiedzieć co całowałeś przede mną? Może jakąś laskę, co więcej miała w buzi członków niż lizaków?

- Kocham cię dziewczyno! - wydarła się Rox, śmiejąc się, a po jej mlecznym policzku popłynęły łzy. Naszą wymianę zdań przerwał telefon Travisa, który leżał na stole. Na wyświetlaczu pokazał się numer niejakiego Adama.

- Kochanek dzwoni, a ty nie odbierasz? - spytałam

- Nie twój interes! – wycedził przez zęby.

Teraz mogłam dostrzec pełną napięcia atmosferę. Każdy był wpatrzony w Travisa. A sam chłopak przepełniony był gniewem. Na jego szyi zobaczyłam małą żyłkę, a pięści miał zaciśnięte. Patrzył się w to urządzenie, tak jakby chciał je spalić wzrokiem. Za trzecim sygnałem Joel nie wytrzymał.

- Odbierz!

Travis chwycił telefon i wyszedł z nim na podwórko. Chodził wściekły w kółko, jak lew po klatce, na przemian zaciskając pięści.

- Kim jest Adam? I czego chce? - spytałam.

- Nie możemy ci powiedzieć – szepnęła Rox.

Wpatrywałam się w tą bestie za oknem. Wyglądał teraz dziko. Chłopak spojrzał w moją stronę, jakby wiedział, że go obserwuje. Nie wiedziałam, jak mu pomóc. Widać było, że ta rozmowa mogła wróżyć coś strasznego, a ja chciałam go wesprzeć pomimo tego, że Travis działał mi na nerwy. Czarnooki zastanawiał się głęboko nad czymś, po czym odebrał telefon. Jego ciało było spięte. Rozmawiał z kimś sztywno. Po chwili się rozłączył. Rozejrzałam się po sali i zobaczyłam, że każdy był wpatrzony w Travisa. Każdy oprócz Joela, który patrzył się na mnie smutnie. Nie wiedziałam, co to mogło znaczyć...

***

Travis stał odwrócony do nas plecami. Jego ciało było sztywne, a sam chłopak miał opuszczoną głowę. Wyglądał tak bezbronnie. Chwyciło mnie coś za serce. Czarnooki zawsze był wredny, śmiały i umiał rozbawić mnie swoimi tekstami, a teraz stał tam bezsilny.

- Pójdę sprawdzić, co z nim – rzekłam.

- Eee... nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedział Joel, a Owen z Rox pokiwali głową.

- Przecież mnie nie zabije... Dajcie spokój - odparłam. 

Ruszyłam w stronę wyjścia, choć sama nie wiedziałam dlaczego. Przecież nie jest moim przyjacielem. Wyzywamy się, kłócimy  i droczymy ze sobą, więc czemu tam idę, tak jakby mi zależało? Wyszłam przez drzwi i stanęłam bliżej chłopaka. Już stąd mogłam poczuć chłód, który opanował jego ciało. Stał nadal odwrócony do mnie tyłem.

- Wracasz do nas? - spytałam.

- Zaraz przyjdę. Możesz już iść. - Wycedził przez zęby.

- Jak widzisz przyszłam tutaj do ciebie bo widzę, że coś cie gryzie.

- Nie musisz udawać mojej matki, ani nikogo innego! IDŹ STĄD! -wypowiedział to ostatnie zdanie z takim naciskiem i jadem, jakiego jeszcze u niego nie znałam.

- Chciałam ci tylko jakoś pomóc – szepnęłam.

Zabolało mnie to cholernie, bo już któryś raz z kolei ktoś mnie odtrąca. Nie wiem, co robić, gdy ktoś jest smutny albo zły. Boję się, że palnę coś głupiego i pogorszę sytuację, a ta w której byłam teraz, była bardzo specyficzna.

- A czy widzisz, że chce tej pomocy akurat od ciebie?!

- Travis! Wiem, że długo się nie znamy, a nasze rozmowy to przeważnie droczenie, ale...

- Zamknij się i idź stąd! - warknął.

- Jesteś dupkiem, wiesz?!

Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do środka. Czułam się słaba. Dałam się pokonać. Weszłam do środka, a wszystkie oczy spojrzały w moją stronę. Kira jako pierwsza pobiegła w moją stronę. Przytuliła mnie do siebie, bo wiedziała, jak ciężkie to dla mnie było. Po mojej twarzy potoczyła się tylko jedna łza. Kolejnym nie pozwoliłam wypłynąć...

***

Siedzieliśmy w ciszy. Nikt nie wiedział co powiedzieć, słowa były też zbędne. Atmosfera była napięta. Przyjaciele Travisa czekali na cokolwiek. Owy chłopak stał w tym samym miejscu. Minęło od jego wyjścia sporo czasu.

- Mia -przerwała ciszę Rox.

Popatrzyłam się na dziewczynę, której twarz była zmartwiona.

- Słucham cię. - Odparłam.

- On nie jest taki. Cokolwiek ci powiedział, to nie był on.

- Możesz go przestać bronić? Travis jest skończonym dupkiem i tyle w tym temacie.

- Nie znasz go. Ja go znam przez parę dobrych lat. Nie wiesz w jakiej sytuacji jest.

- Zawsze może z niej wyjść -odparłam.

- Z tej się akurat nie da wyjść – odpowiedział za dziewczynę Owen.

- Z każdej się da wyjść... – rzekłam sucho.

- Po prostu... Travis mimo wszystko jest dobrą osobą. Został kiedyś skrzywdzony i przez to... już taki jest. Nie wiem, jak inaczej ci mogę to wyjaśnić – powiedziała.

Czarnooki odwrócił się w naszą stronę, a jego wzrok był pusty i martwy. Przeraził mnie ten widok, lecz nie tylko chyba mnie. Roxanne zasłoniła usta drżącą dłonią, a chłopaki rzucili przekleństwem. Chip spojrzał w moją stronę, ale moja twarz wyrażała obojętność, lecz pod tą maską moje ciało i dusza cierpiało. Travis ruszył w naszą stronę i po chwili znalazł się obok naszego stolika. Usiadł obok mnie, ale jego ciało było oddalone ode mnie, a ja sama wcisnęłam się w Joela. Brunet rzucił telefon na stół, który z głośnym trzaskiem opadł na szybę.

- Dzisiaj o dwudziestej pierwszej w ,,Mortem'' – powiedział przez zaciśnięte zęby.

- Z kim? - odparł Owen.

- Z Walterem.

- Jest po siedemnastej. Wracamy?

Pokiwaliśmy głowami, bo już raczej nikt nie chciał tu siedzieć. Chłopaki poszli uregulować rachunek, a ja pogrążyłam się w myśleniu. Kto to Walter? Co to jest ,, Mort''? I co on będzie tam robił? Moje rozmysły przerwała Kira.

-Idziesz?

-Tak.

Ruszyłam z nią do wyjścia i zastanawiałam się z kim pojadę. Przyjechałam tutaj z Travisem, ale wątpię, że chce być w moim towarzystwie teraz, zwłaszcza po tej kłótni. Szłam w stronę auta Nathana, gdy usłyszałam ten mroczny głos.

- Jedziesz ze mną – powiedział i ruszył do auta.

- Możesz jechać z nami, jak chcesz... – powiedziała Kira.

- Jedź z Travisem. – Poprosiła mnie Rox.

- Okej – szepnęłam.

- Na pewno? - spytał Chip wraz z Kirą.

- Jasne. Odwiezie mnie do domu i tyle. Dam sobie radę.

Ruszyłam w stronę czarnego Nissana, choć moje serce rwało się do ucieczki. Nie byłam głupia. Po prostu dorośli ludzie, tak rozwiązują problemy. Rozmawiają, a nie uciekają. Usiadłam i zapięłam swoje pasy. Spojrzałam w stronę okna, nie chcąc denerwować Travisa, jak będzie chciał to sam zacznie rozmowę. Mijały minuty, a on nic się nie odezwał. Słuchałam muzyki, która leciała w tle.

- Jak jestem wkurzony, to muszę pobyć sam – zaczął tłumaczyć się chłopak.

Trochę mi ulżyło. Jednak, gdzieś tam w środku zależy mu ma mnie i naszej znajomości.

- Rozumiem – odpowiedziałam.

- Nie. Miałaś rację jestem dupkiem i zachowuje się czasami, jak ostatni skurwiel.

- Każdy ma swoje wady – odpowiedziałam, patrząc się teraz w jego oczy.

- Zawsze byłaś taka mądra? - uśmiechnął się pod nosem.

- Ktoś musi być w tej rodzinie. Chip rozumem nie grzeszy.

- Dobrze, że mam tak inteligentną koleżankę – odparł ze śmiechem.

Po kolejnych dwóch piosenkach odważyłam się spytać.

- Travis?

- Hmm?

- Co będzie o dwudziestej pierwszej?

Jego ciało znów się spięło, a ja pożałowałam tych słów. Widać, że to drażliwy temat.

- Nie zaczynaj tematu, okej?

- Okej. - Wyszeptałam.

Resztę drogi minęło nam w ciszy. Travis odwiózł mnie pod sam dom i dopiero teraz zrozumiałam, że wie, gdzie mieszkam.

- Skąd wiedziałeś? - spytałam się go, patrząc w ciemne oczy.

- Mam swoje źródełka – odparł i mrugnął mi okiem.

Moje serce zrobiło fikołka, a moje usta się otworzyły układając w literę ,,O''. Chłopak wybuchnął śmiechem, a ja zrobiłam się czerwona.

- Nigdy nie widziałem, by ktoś tak ładnie się rumienił – odparł ze śmiechem.

- Pff. Już nigdy nie zobaczysz. Dziękuje za powózkę. Do następnego razu.

-Cześć.

Wyszłam z auta, a Travis odjechał z piskiem opon. Dupek.

***

Siedziałam w pokoju i widziałam, jak zbliża się godzina dwudziesta. Za godzinę Travis będzie robił Bóg, wie co. A jak handluje narkotykami? Albo bronią? Rozmyślałam, gdy nagle dostałam wiadomość od Nathana.

Od:Nathan

Ubieraj się na czarno. Wiem, gdzie jest ,,Mort''.

Do:Nathan

Głupi jesteś? Jutro poniedziałek i szkoła. Poza tym Travis się wkurzy.

Od:Nathan

Daj spokój. Nie obchodzi cię, co robi?

Jasne, że mnie to obchodzi. Miałam w głowie milion pytań. Może to pomoże mi zrozumieć czemu taki jest. Mam nadzieję, że nie będę tego żałować. Napisałam do przyjaciela, by był po mnie za dwadzieścia minut. Podeszłam do mojej szafy i wyciągnęłam z niej czarne jeansowe spodnie z wysokim stanem, ciemną koszulkę i zapinaną w tym samym kolerze bluzę z kapturem. Zabrałam swoje ubrania i ruszyłam do łazienki pod szybki prysznic.

- Gdzie się wybierasz? Na pogrzeb? - spytał Chip, który wszedł do łazienki, przez swoje drzwi.

-Jadę pojeździć z Nathanem po mieście– odpowiedziałam.

-Jedziecie do Mort? - spytał bez owijania w bawełnę.

- Skąd wiesz?

- Znam ciebie. Jadę z wami – rzucił.

Po szybkim prysznicu i przebraniu się w ciemne ciuchy, zrobiłam delikatny makijaż, czyli tylko pomalowałam rzęsy i podkreśliłam trochę brwi. Jestem blondynką, więc obie te rzeczy miałam jasne.

- Gotowa? Nathan już jest – powiedział brat, wchodząc do mojego pokoju.

Ubrany był w czarne, luźne jeansowe spodnie i ciemną bluzę z kapturem. Czy ja byłam gotowa zobaczyć kim był Travis? Czy chciałam się  z tym zmierzyć? Po chwili wyszeptałam:

- Tak. Chodźmy.

Zeszliśmy na dół. Moja mama siedziała w salonie i oglądała coś na laptopie. Ubrana była w swoją ulubioną piżamę, którą dostała od nas na urodziny w zeszłym roku. Była to jasnoróżowa koszula nocna.

- Dokąd to? Jutro szkoła.

- Jedziemy z Nathanem coś zjeść – odpowiedział Chip, bo ja nie mogłam nic z siebie wykrztusić.

Mój brat posłał mi spojrzenie typu: ,,Serio?'', na co ja wzruszyłam ramionami. Stresowałam się tą całą sytuacją, w której tkwiłam.

- Macie dwie godziny i widzę was z powrotem, jasne?

Pokiwaliśmy głowami, a nasza mama odwróciła się w naszą stronę. Jak zobaczyła nas strój, zmarszczyła brwi. Tak mamo, idziemy obrabować bank - pomyślałam.

- Czemu jesteście ubrani na czarno? O czym nie wiem? - spytała.

- Czarny wyszczupla, prawda? - zaśmiał się sztucznie Chris.

Mama pokręciła głową z politowaniem. Pewnie sama się zastanawia, dlaczego nas spłodziła, a zwłaszcza Christophera. Czasami mój brat był niemożliwy. Ruszyliśmy do Toyoty Nathana. Z przodu siedziała też Kira ubrana w podobny strój do mojego.

- Cześć wam – powiedziałam z bratem, wsiadając z tyłu samochodu.

- No cześć – rzucili w naszą stronę.

- A więc, gdzie jest ten cały ,,Mort''? - spytałam pierwsza.

- Nie zaczyna się zdania od '' A więc'' to po pierwsze, a po drugie w Kempston. Sama zobaczysz.

Siedzieliśmy w ciszy. W tle leciała piosenka Someone You Loved, którą nuciłam.

Now the day bleeds
Into night fall
And you're not here
To get me through it all
I let my guard down
And then you pulled the rug
I was getting kind a used to being someone you loved

Mijałam znajome uliczki, w których dorastałam. Wspominałam poszczególne momenty, które przeżyłam z tymi ludźmi, z którymi teraz jechałam poznać prawdę. Cholernie się bałam. Nawet nie wiem dlaczego mi tak zależało. Co ten chłopak ma w sobie, że przyciąga mnie do siebie jak magnez. Był aroganckim dupkiem, bez krzty zrozumienia czy współczucia. Więc, dlaczego on?

Dlaczego to nie Leo? Ten blondyn był miłym, wspaniałym chłopakiem. Dobrze mi się z nim rozmawia. Jest przystojny i ułożony. Travis to jego przeciwieństwo. Jest mega śliczny, owszem. Fascynują mnie jego oczy. Nigdy nie widziałam, tak głębokiej czerni. Jego tatuaże, ciało, głos i nawet te cholerne włosy strasznie mnie przyciągają. Kłócimy się, droczymy, wyzywamy, ale nie ma u nas monotonni, przy nim się nie nudzę, a nasze odzywki mnie nawet bawią. Czuję, że mogę przy nim być sobą. Nie udawać nikogo. Nie być dziewczyną z dobrego domu. Przy nim mogę zaszaleć, zasmakować trochę życia. Może to ta adrenalina mnie tak do niego ciągnie? Może to ten dreszcz ekscytacji, który przy nim czuje? Nie wiedziałam tylko, że to tak szybko uzależnia, a sam Travis stanie się dla mnie narkotykiem.

-Jesteśmy - powiedział Nathan.

Nawet nie wiedziałam, że tak szybko dojechaliśmy. Staliśmy na parkingu przed dużym budynkiem, którym okazał się być stary magazyn. Owy budynek gdzieniegdzie się już sypał. Z przodu zamiast drzwi była wielka dziura. Moje przeczucie mi mówiło, że nie chce tu być. Dookoła nas były drzewa, krzaki, więc pewnie dlatego nie widać było go z drogi. Idealne miejsce do robienia czarnych interesów. Na parkingu stało dość dużo samochodów, więc nie byliśmy sami, by zobaczyć co dzieje się w środku. Moje ręce, jak i nogi zaczęły drżeć ze strachu. 

-Idziemy? - spytał cicho Chris.

Pokiwaliśmy głowami i ruszyliśmy, choć moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Szliśmy na przód do paszczy zła. Gdy byliśmy już bliżej, usłyszałam głośny hałas. Krzyki, wiwatowanie i różne inne podobne dźwięki. Co tam się dzieje? – pomyślałam. Weszliśmy do środka, gdzie panował półmrok. Drogę oświetlały pojedyncze lampki. Pod nogami czułam cegły i tynk, które posypały się z sufitu i dachu, dając mroczny wygląd temu obiektowi. Ściany były paskudne. Wszędzie czerwoną farbą były napisane różne teksty typu : ,,Piekło to jesteśmy my sami'' lub ,, Piekło wita wszystkich, z otwartymi ramionami''.

- Boże, czemu wygląda to tak źle? - szepnęłam.

- A czego się spodziewałaś? Lokaja, kwiatów i czerwonego dywanu? - powiedział Chip.

- Nie, ale na pewno nie tego.

- Nie wiesz co znaczy ,,Mort'' po łacińsku ?

- Nie, co znaczy? - spytałam, choć wiedziałam już, że coś złego.

-,,Mort'' to... Śmierć albo martwy...

Boże! O co tu chodziło? Czemu jest tutaj Travis? Co się tutaj dzieje? Te myśli krążyły mi po głowie, niczym huragan.

- Tędy – powiedział Nathan.

Musieliśmy wejść do jakiejś piwnicy. Tutaj ciężko było coś zobaczyć, ale dało się poczuć zapach krwi, który mieszał się z wilgocią. Zewsząd dochodziły krzyki, które nasilały się, gdy schodziło się niżej. Trzymałam Chipa za rękę i byłam mu wdzięczna, że był tu ze mną, że pomagał mi przez to przejść. Przypomniał mi się okres, gdy był ze mną po odejściu taty. Tak samo czułam się rozbita jak teraz. Zeszliśmy po ostatnim stopniu. Musieliśmy przejść przez korytarz, a na wprost była dziura, przy której stało dwóch ochroniarzy. Mieli około dwóch metrów wysokości. Ubrani w takich samych czarnych garniturach i na pewno byli łysi. Przerażali samym wyglądem, choć nie mogłam zobaczyć jeszcze ich twarzy. Skierowaliśmy się w ich stronę. Teraz w delikatnym świetle ukazały mi się ich twarze, które miały więcej blizn, niż moje nogi po goleniu. Ich oczy zakryte były pod czarnymi okularami. Co wyglądało to śmiesznie... Przecież nic ich tu nie może razić. Przez otwór wyszła po chwili różowo włosa z Owenem. Ubrani byli w podobne stroje do naszych. Rox miała ciemne rajstopy i krótkie spodenki, a na górę założyła czarną bluzę. Brunet miał w tym samym kolorze jeansowe spodnie i bluzę.

- Mówiłem wam, by ona tutaj nie przychodziła – powiedział Owen, wskazując na mnie.

- Przecież jej nie zobaczy. Ma prawo wiedzieć, z kim się zadaje! - powiedział Nathan.

- To zły pomysł! - rzekł brunet.

- Jestem tutaj! Więc uważajcie co mówicie! - warknęłam w ich stronę, bo zaczynało mnie to irytować.

- Travis urwie mi jaja, jak dowie się, że tu jesteś! – powiedział Owen, łapiąc się za swoje klejnoty.

- Nic ci nie urwie, bo się nie dowie. Co on właściwie tu robi? - szepnęłam w stronę Rox, która stała jakaś zgaszona.

- Sama się zaraz dowiesz. Chodźcie. - Powiedziała dziewczyna.

- Oni są z nami. – Rzucił Owen do ochroniarzy, którzy teraz patrzyli się w moją stronę z zainteresowaniem i po raz pierwszy na ich twarz wypłynął szatański uśmiech, który mnie sparaliżował. Christopher, jakby to wyczuł złapał mnie za rękę i pomógł mi przejść przez otwór. To co zobaczyłam... No nie spodziewałam się tego... Wszędzie było dużo ludzi, a na środku stał ring, który owinięty był drutem kolczastym. Musieliśmy zejść jeszcze prowizorycznymi schodami w dół, by nie blokować drogi.

- Musimy wmieszać się w tłum, by Travis cię nie zobaczył – szepnął mi Chris do ucha.

- Przecież to tylko ring. Co on tutaj robi? - odpowiedziałam mu.

Christopher popatrzył się na mnie z politowaniem, a moje trybiki w głowie w końcu zaczęły pracować. Byłam taka głupia, ale przecież to stres przeze mnie przemawiał. Nie jedna laska na moim miejscu nie wiedziałaby, co tu się dzieje i co robi jej kolega, ale właściwie, czy Travis był dla mnie tylko znajomym? Ruszyliśmy stanąć, gdzieś z boku. Obok mnie stanęła Kira z Owenem, a po drugiej stronie Rox z Nathanem, Chris objął mnie z tyłu. Doszło do mnie dopiero teraz, co robi tutaj Travis. On walczy na tym ringu.

- Powiedz mi proszę, że to zwykły boks – szepnęłam do Chrisa.

- Nie mogę cię kłamać. To nie jest zwykła walka – szepnął mi brat.

W tym chaosie nie dało się nic słyszeć. Moje myśli nawet ledwo rozumiałam. Rozejrzałam się dookoła, ale przez tłum i brak normalnego światła ciężko było cokolwiek zobaczyć. Na ścianach porozwieszane były głośniki. Ludzie dzielili się na grupki, by były ze wszystkich stron przejścia. Obok nas był korytarz, do których prowadziły drzwi. Droga zrobiona była z barierek i czerwonych taśm. Staliśmy naprzeciwko ringu, a z tyłu za nami było wyjście, więc jakbym nie zniosła tego widoku, mogłabym szybko opuścić to miejsce. Do walki zostały cztery minuty, a w moich żyłach krążyła adrenalina zmieszana ze strachem. Spojrzałam w stronę ringu, który był na dużym podeście. Owa rzecz była dobrze oświetlona. Druty kolczaste były w zaschniętej krwi. Wyglądało to strasznie. Moje rozglądanie przerwał ktoś, kto wchodził na ring. Był to mężczyzna koło trzydziestki, ubrany w srebrny garnitur. Jego krótkie włosy były ciemne. Mogłam śmiało stwierdzić, że miał około metr osiemdziesiąt i był osobą przy kości.

- Witajcie w Mort! Przed wami długo wyczekiwana walka! Mam nadzieję, że jesteście gotowi na wielkie show! Zakłady można obstawiać jeszcze przez dziesięć minut, więc jak ktoś się jeszcze zastanawia to zostało mu niewiele czasu! - wykrzyczał do mikrofonu szorstkim głosem.

- Kto to jest? - spytałam Rox, która z nienawiścią patrzyła na mężczyznę.

- To ten skurwiel Adam!

Popatrzyłam się w stronę ringu, gdzie stał owy facet. Czyli to jest ten cały Adam, który wydzwaniał do Travisa? Najchętniej potrąciłabym go autem albo oblała go kwasem. Byłam wściekła na kolesia, który zniszczył nam fantastyczny moment w knajpie u pana Lee.

- Przed wami pierwsza walka i mogę śmiało stwierdzić, że będzie niezapomniana! Ogłaszam otwarcie mistrzostw ,,Mortis Certamen''!

Z głośników popłynęły pierwsze głośne dźwięki piosenki 2PAC- Legendary. Zobaczyłam, że każdy odwraca się w moją stronę, a raczej na korytarz obok nas. Drzwi zostały otwarte, a przez nie dumnym krokiem szedł chłopak, który na sobie miał niebieskie spodenki i biały szlafrok zarzucony na oczy. Zmierzał w naszym kierunku i poczułam, jak Rox łapie mnie mocno za rękę. Chłopak musiał mieć prawie z metr dziewięćdziesiąt, był dobrze zbudowany. Patrzyłam na jego ciało, które składało się z tatuaży czaszek, mięśni i dużo testosteronu.

- Pierwszy zawodnik! Metr osiemdziesiąt osiem, waży dziewięćdziesiąt osiem kilogramów. Na koncie ma parę udanych walk! Powitajcie WALTERA!

Po sali przeszedł jeden wielki ryk, aż dostałam dreszczy. Chłopak truchtał na ringu i rozglądał się z uśmiechem po sali. Nie był to jednak radosny uśmieszek, jego mówił: ,,Dziś poleje się tutaj dużo krwi''. Walter ściągnął z siebie biały szlafrok, który opadł na mate. Gdy piosenka się skończyła, a z głośników popłynęła nowa, która nosiła tytuł: Kings Never Die- Eminema, z przeciwnej strony otworzyły się drzwi, a moje oczy ujrzały tego przystojnego mężczyznę, który szedł w towarzystwie Joela. Oboje mieli obojętny wyraz twarzy, choć podejrzewałam, co czuje przyjaciel Travisa. Zaraz jego najlepszy kolega stoczy walkę i nie wiadomo, jak z tego wyjdzie. Czarnooki miał na sobie czarne spodenki i mocno czerwony szlafrok. Jego twarz patrzyła się prosto i bezczelnie na przeciwnika, a wzrok mówił, że zaraz skopie jemu dupę.

- Zmierza do nas przeciwnik! Ponad metr osiemdziesiąt siedem, prawie dziewięćdziesiąt kilogramów ! Wiele zwycięstw na swoim koncie. Laski rzucają mu na ring staniki ze swoim numerem telefonu! A jego imię to... Travis!

Po sali przeszedł jeszcze większy hałas, niż był przy Walterze. Mój czarnooki wszedł na ring w towarzystwie Joela. Stanęli obok siebie, a ja mogłam patrzeć na tego przystojnego chłopaka, bo stał naprzeciwko mnie. Mój strach osiągnął apogeum. Błagam cię nie daj obić sobie tej ładnej buźki – powiedziałam do siebie w myślach. Rox trzymała mnie za rękę, mój brat obejmował mnie z tyłu, a Kira szepnęła, że będzie dobrze.

- Przeciwnicy! Podejść do siebie – powiedział Adam.

Stali dumnie i mierzyli się wzrokiem. Widziałam, jak Adam coś im tłumaczy, na co oboje pokiwali głową. Chłopaki poszli do swoich narożników, by przez dwie ostatnie minuty mogli posłuchać rad swoich trenerów. Do Waltera podszedł chłopak w naszym wieku. Miał okulary na nosie, brązowe włosy i był trochę niższy od kolegi.

- To Matt, przyjaciel Waltera. Jest jego trenerem, u Travisa jest Joel– wytłumaczyła mi Rox.

Travis rozglądał się po sali, a Joel mu coś zawzięcie tłumaczył, gdy Travisa wzrok spoczął na Rox, a później na mnie...

- No to mamy przejebane! – krzyknął Owen. - Moje jaja!

Travisa ciało momentalnie się spięło, a w oczach czaiła się furia. Chłopak zaczął chodzić po swoim narożniku. Joel chcąc zobaczyć, co zmieniło  zachowanie przyjaciela, spojrzał w naszym kierunku. Z jego ust mogłam wyczytać milion przekleństw. Przeciwnik Travisa również popatrzył się w naszą stronę, a jego oczy w kolorze błękitu zderzyły się z moimi. Na jego usta wkradł się diabelski uśmiech, a moje ciało dostało gęsiej skórki. Pewnie domyślał się, że byłam sprawcą wściekłości Travisa.

- Może pójdę stąd? - spytałam Owena.

- Stój! Jak pójdziesz, to nie będzie mógł się już całkiem skupić. Powiemy mu, że schowałaś się w bagażniku.

- Myślisz, że w to uwierzy?

- Oczywiście, że nie. Mogę zapomnieć już o dzieciach w przyszłości – stwierdził brunet.

Usłyszałam gong, który oderwał mnie od rozmowy z Owenem. Przeciwnicy zaczęli zmierzać w swoim kierunki, ale czarne oczy Travisa pożerały moje szare...

- Da radę - szepnęła Rox do siebie, chcąc dodać sobie otuchy. 

Wiedziałam, ile znaczył dla niej Travis. Byli przyjaciółmi. Dzielili się tajemnicami. Wspierali się. Ona jako jedna znała go tak dobrze jak Joel, czy Owen. 

- Musi dać radę - odpowiedziałam jej z uśmiechem.

Zawodnicy spotkali się na środku, lecz czarnooki na tym nie poprzestał. Ruszył w stronę wyjścia z ringu. Ludzie, którzy byli na sali zaczęli piszczeć i skakać, lecz on szedł tylko w jednym kierunku... Do mnie... W moją stronę.

- O cholera! - powiedziała Rox i puściła moją rękę. 

Ja sama stałam w pełnym strachu. Pewnie każe mi stąd wyjść. Jego wzrok był wściekły, ale im bardziej się zbliżał do mnie, stawał się delikatniejszy. Gdy stanął naprzeciwko mnie, a ludzie zrobili mu miejsce. Wokół panował totalny armagedon. Laski wykrzykiwały do Travisa, co chcą mu zrobić, chłopaki próbowali dostać jego podpis na koszulce, a on stał i patrzył się na mnie z tym swoim cholernym pewnym siebie uśmiechem. Tak, jakby był Panem całego świata.

- Wiem, mam sobie stąd iść - szepnęłam i spuściłam wzrok. 

Było mi cholernie przykro. Chciałam być tu dla niego i go wspierać i choć wiedziałam, że ta walka nie należy do normalnych, chciałam w niego wierzyć, tak jak inni. 

- Nie... Teraz to musisz mnie pocałować ptaszynko.. Na szczęście... - Odpowiedział z błyskiem w oku.

W tym magicznym momencie moje serce zabiło, jak nigdy dotąd. Chłopak, jakby nie czekał na pozwolenie wpił się w moje wargi, a cały chaos, który panował- umilkł. Nasze usta łączyły się w zachłannym pocałunku. W moim brzuchu panował armagedon. Czułam się, jakby ten pocałunek dodał mi skrzydeł. Mogłam latać. To co przeżyłam z Leo było niczym, w porównaniu co czułam teraz. Travisa zapach atakował moje nozdrza, a ja po raz pierwszy poczułam się bezpiecznie. Czułam, że jestem na swoim miejscu. Wplotłam palce w jego włosy i przybliżyłam się, chcąc być bliżej niego. W moich żyłach krążyła adrenalina połączona z żarem. Mam nadzieję, że czuje on, co robi z moim ciałem. Bo ono właśnie płonęło. Jeżeli Travis był diabłem, to ja chciałam zostać razem z nim w piekle. Oderwaliśmy się od siebie, gdyż nie mogliśmy złapać już tchu, a dookoła nas wszyscy zaczęli klaskać i gwizdać. Serio ludzie? Patrzyłam się w te ciemne oczy i widziałam wokół tylko mrok, który otaczał nas jak mgła. Czarnooki uśmiechnął się do mnie i puścił mi oczko.

- Wygram dla ciebie - szepnął, a jego oczy nadal świeciły się, jak milion gwiazd na niebie.

Pokiwałam mu głową, bo nie mogłam nic z siebie wykrztusić. Mój mózg wyłączył się, jak tylko zaczął mnie całować. Chłopak ruszył w stronę ringu, a ja patrzyłam na jego tatuaż na plecach. Była to otwarta paszcza lwa, która szykowała się do ryku. 

- Jezu! Co to było? - pisnęła Rox, a Kira po mojej drugiej stronie szczerzyła się, jak głupia.

- Sama nie wiem. To nie był sen? - spytałam się.

- Nie idiotko! To było na prawdę - zaczął śmiać się Chip.

Walka teraz zaczęła się na prawdę, a pierwszy cios, który dostał Travis był, jak strzał w moje serce. Z każdym kolejnym uderzeniem moje oczy zachodziły łzami, ale uparcie trzymałam zaciśnięte kciuki. Mój czarnooki zrobił odwet. Zaczął okładać pięściami swojego przeciwnika. Kilka razy uderzył go w nos, z którego zaczęła sączyć się rubinowa krew.  Walter przerwał tą wymianę i kopnął Travisa w brzuch. Była to brutalna walka. Przeciwnik Travisa złapał go za włosy i popatrzył się w jego oczy, szepcząc mu coś do ucha. Na twarzy czarnookiego malowała się wściekłość. Walter uderzył go z pięści w szczękę, z której wypłynęła krew. Chłopak w czarnych spodenkach upadł na kolana, a moje serce cierpiało. Nie poddawaj się!- krzyczałam w myślach. Chłopak spojrzał w moją stronę, a jego twarz była posiniaczona i cała z krwi. Pokazałam mu, że trzymam kciuki za niego, a po moich policzkach płynęły łzy. Roxanne, która stała obok mnie sama szlochała, a Owen przeklinał. Travisa ciało dostało tyle ciosów, że sama się dziwiłam jak on jeszcze tam stał. Minęło kilka sekund, a może minut. Cisza, która panowała na sali była otępiająca. Wolałam już jak krzyczeli, bo wtedy moje myśli zostawały w głowie. Travis wstał na chwiejnych nogach i szepnął w moją stronę coś, co mogło brzmieć, jak: ,,To dla ciebie''. Całą swoją siłą zaatakował Waltera, który się tego nie spodziewał. Upadli razem na matę i próbowali wywalczyć dominację. Travis okładał pięścią twarz przeciwnika, a cała mata była poplamiona ich krwią. Po chwili ciało chłopaka przestało się ruszać. Zamarłam. Zabił go - pomyślałam. Na sali wybuchły emocje. Była złość tych, którzy przegrali kupę kasy i radość, którzy wygrali. Czarnooki popatrzył się w moją stronę. Stał odwrócony do mnie. Jego twarz wyrażała powagę. Rox koło mnie skakała i piszczała. Owen wymachiwał rękami, a ja stałam otępiała.

- Zabił go? - szepnęłam do Chipa, który z uwagą skanował moją twarz.

- Raczej nie. Travis jeszcze nikogo nie zabił na ringu - odpowiedział.

- Byłeś już na jego walce?!- Prawie krzyknęłam.

Mój brat wzruszył ramionami.

- Parę razy byłem z Erickiem, dlatego cię ostrzegaliśmy - rzekł. 

Odwróciłam swój wzrok na ring, gdzie stał przystojny chłopak, do którego moje serce się rwało. Uśmiechnęłam się. Ważne, że wygrał i mógł dalej mnie denerwować. Travis ruszył w moją stronę. Jego szczęka była delikatnie spuchnięta, a łuk brwiowy rozwalony.

- Patrz, jak wygląda twoja twarz -szepnęłam, dotykając jego policzka. Był to impuls. 

- Nie śmiem wątpić, że wygląda tragicznie - odparł. - Ktoś musi się mną zająć.

- Tak. Musimy jechać do szpitala. Zaraz zawołam Joela. 

- Głupia jesteś? I co im powiem? Że wpadłem na drzwi obrotowe? - zaczął się śmiać, choć sprawiło mu to ból, bo się skrzywił.

- To Rox cię opatrzy.

- Nie. Ty to zrobisz. Chodź. - Chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę drzwi, z których przyszedł.

- A mój brat, Kira i inni? - spytałam.

- Przyjdą zaraz do nas - odpowiedział. - No chodź. Nie zjem cię.

- Z tobą nigdy nic nie wiadomo.

Przy drzwiach stał Joel, który uśmiechał się w naszą stronę, a jak podeszłam bliżej to mnie przytulił, witając się, ale usłyszeliśmy znaczące chrząknięcie czarnookiego. Weszliśmy przez drzwi, gdzie znajdowało się małe pomieszczenie, w odcieniu bordowym. W kącie stała biała, metalowa szafa, a obok niej na ścianie wisiało lustro. Na przeciwko była drewniana ławka. 

- Gdzie masz apteczkę? - spytałam.

- W szafce - odparł i usiadł.

Ruszyłam w stronę owej rzeczy. Gdy ją otworzyłam mogłam poczuć zapach bruneta. Na górnej półce była apteczka, ale coś rzuciło mi się w oczy. Na drzwiczkach powieszone było zdjęcie. Przedstawiało parę. 

- Masz? - spytał.

- Tak. Już idę. - powiedziałam - Nie mówiłeś, że masz dziewczynę.

- Bo nie mam. 

- A ona? - spytałam, pokazując wyblakłą fotografię.

- To nikt ważny - wyszeptał, a w jego oczach mogłam przez chwilę dostrzec ból. 

***

Witam was!

Trochę czekaliście na rozdział, ale nie miałam teraz czasu go wstawić. Praca, wesele i życie... W ramach przeprosin napisałam mega długi rozdział, bo ma ok 9K słów. Pisałam go przez parę godzin. Mogą pojawiać się błędy. Co myślicie o rozdziale? Mam nadzieję, że jest znośny <3 

Dziękuję za 1K wyświetleń, ponad 170 gwiazdek i ponad 50 Followersów <3

Jesteście najlepsi ! <3

Ps. Zostawcie coś po sobie <3 
Ps2. Jak myślicie, kim jest dziewczyna na zdjęciu? 🤭

Kocham <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro