Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Nigdzie się nie wybieram...

Do Halloween został tydzień. Już miesiąc temu przed tą imprezą, w szkole porozwieszane były wszędzie plakaty informujące o godzinie i miejscu spotkania. Zabawa miała odbyć się w sali gimnastycznej, która była dość spora. Początek imprezy zaczynał się o godzinie dwudziestej. Pewnie duża ilość uczniów będzie''zwiedzać'' też inne sale, albo boisko. W szkole panował tylko ten temat. Choć w pierwszym tygodniu była jeszcze jedna plotka, która dotarła też i do moich uszu, a mianowicie to , że ten pustak Olivia przespała się z Travisem. Nie powiem, wkurzyłam się strasznie. Zwłaszcza, że chciał mnie pocałować w ''Toxic''. Bezczelny dupek! No i właśnie tam ''wyrwał'' tę żmiję.

- W co się przebieracie na Halloween? - spytał Nathan.

- Boże! Jeszcze ty?! - odparłam wściekła.

Siedzieliśmy w szkole, a dokładnie w stołówce. Kira obok mnie bawiła się sałatką, a Nathan jadł swojego burgera, który nie przypominał owe jedzenie.

- Ja chce się przebrać w aniołka – oznajmiła Kira.

- Nieźle! Rudowłosy anioł! - odparł szatyn.

- To ja przebiorę się za diabła – uśmiechnęłam się sztucznie.

Nie miałam pomysłu w co mam się tak na prawdę przebrać, ale Kira podsunęła mi pomysł. Choć to ona bardziej pasowała do roli diabła, a ja do aniołka, ale to tylko głupie przebranie, więc można zaszaleć.

- A ty w co się przebierasz? - spytałam chłopaka.

- Ja będę policjantem! Super seksownym policjantem tak dla ścisłości, więc uważajcie, bo mogę was zakłóć.

- Taa... Ty nie umiesz się nawet kajdankami obsługiwać – odpowiedziałam mu, jedząc swoje frytki.

- Ty za to możesz skuć swojego faceta, może będzie bardziej wierniejszy – rzekł Nathan.

- Kogo ty masz namyśli? - powiedziałam, mierząc go wściekłym spojrzeniem.

- Zaczyna się na T kończy na RAVIS – powiedział ze śmiechem.

- Ha ha... Bardzo śmieszne. Ubaw po pachy – opowiedziałam mu, rzucając w jego włosy tłustą frytką.

- Czemu właściwie, wtedy uciekłaś z baru ? - spytała Kira, patrząc na mnie swoimi zielonymi oczami. Nathan w tym czasie rzucał we mnie morderczym spojrzeniem. To pewnie za tą frytkę, rozpaćkała się w jego włosach. Ohyda. 

-  Musiałam – szepnęłam.

Od tego czasu minęły jakoś trzy tygodnie, a może więcej. Nie widziałam później nigdzie chłopaka. Z czego się cieszyłam. Strasznie mącił mi w głowie. Pierw był wrednym dupkiem, którego chciałam rzucić pod nadjeżdżającą ciężarówkę, a później chciał ze mną tańczyć. Jeszcze ten pocałunek. Myślałam, że moje serce samo rozetnie sobie klatkę piersiową i ucieknie na Bahamy.

Cholera... Nawet nie wiem, dlaczego tak bardzo chciał to zrobić. Byłam zwykłą dziewczyną, a go prawie każdy kojarzył. Byłam nikim, a on był kimś. Więc, dlaczego ja? To pytanie zadawałam sobie do tego czasu. Wtedy jak mnie pociągnął za rękę, poczułam pieprzony skurcz brzucha. Niemożliwe... Nie znam go w ogóle. Muszę po prostu o tym zapomnieć. To zwykły pieprzony drań z przerośniętym ego. 

- Co to znaczy''musiałam''? - spytała Kira, robiąc cudzysłów w powietrzu.

Nie mówiłam nikomu dlaczego, wtedy tak szybko zwiałam. Bałam się, że jak powiem to na głos to, wtedy stanie się to prawdziwe, a ja wolałam trzymać to w sobie. Choć sama już nie wiedziałam, czy dobrze robię. Strasznie mnie to męczyło i powoli dusiłam się z tym.

- Chciał mnie pocałować – powiedziałam jak gdyby nigdy nic, bawiąc się frytką.

Rudowłosa i szatyn wybuchnęli śmiechem. Gdy minęło parę minut, a ja mordowałam ich w myślach na tysiąc dwieście różnych sposobów. Kira się opamiętała.

- O cholera, Nathan! Ona mówi poważnie! - powiedziała zszokowana dziewczyna, klepiąc Nathana w tył głowy.

- Ha ha... Śmiejcie się dalej – powiedziałam, wściekła na przyjaciół.

- Po prostu myśleliśmy, że sobie żartujesz z nas – powiedział chłopak.

- Dlaczego miałabym żartować z tego? Mi wtedy nie było do śmiechu.

- Travis nikogo nigdy pierwszy nie całuje. To zawsze laski się pchają. Tak zawsze było...

- Jak widzicie, zmienił taktykę – odparłam.

Kira i Nathan stwierdzili, że nie wypowiedzą się już na ten temat, wręcz nawet zmienili go.

***

Siedziałam na ostatniej lekcji, którym był to mój najlepszy przedmiot na całym świecie, czyli WYCHOWANIE FIZYCZNE. Boże! Jak ja gardziłam tymi zajęciami. Jakim cudem można mieć z tego sprawdzian? Mam też traumę, jak muszę zagrać z kimś w koszykówkę albo siatkówkę. JESZCZE zapomniałam o najważniejszym, czyli o szatniach. W męskich dławisz się potem, a w damskich dezodorantami i innymi kosmetycznymi specyfikami. Dostaję pieprzonej palpitacji serca, jak mam tam wejść. Dobrze, że miałam te zajęcia z Kirą i Nathanem, bo bym psychicznie nie wytrzymała.

- Musimy dzisiaj podjechać do jakiegoś sklepu kupić kostiumy – oznajmiła Kira.

Rozciągaliśmy się przy drabinkach, robiąc jakieś ''potrzebne'' ćwiczenia, by nie mieć zakwasów na drugi dzień.

- Możemy podjechać, nie daleko mojego domu jest fajny sklep. Możemy tam zajrzeć – wysapałam, robiąc przysiady. Miałam związane włosy, a mimo to i tak te kłaki leciały mi na twarz i wchodziły do oczu.

- Jasne. Przydałoby mi się też podjechać do fryzjera. Mam strasznie wysuszone końce.

- Świetnie! Też zrobię coś z moimi. Mam ich dość – stwierdziłam, rozczesując palcami włosy.

Spojrzałam na rudą, która robiła jakieś dziwne ćwiczenia, które miały chyba na celu złamać jej kręgosłup. Siedziała na podłodze z wyprostowanymi nogami i próbowała dotknąć głową kolana.

Od samego widoku, aż mnie coś skręcało w środku. Po paru minutach tego okropnego widoku, podszedł do nas Nathan. Jego biała zwykła koszulka była trochę przepocona, a siwe dresowe spodenki poplamione ciemną mazią.

- Jak nie masz w domu pralki to wypiorę ci te spodenki –powiedziałam, śmiejąc się.

- Jakaś ty szlachetna! - odpowiedział szatyn, pokazując mi środkowego palca – chyba okres ci przeciekł – powiedział, uśmiechając się przebiegle.

Spojrzałam z paniką na moje różowe spodenki i nie zobaczyłam tam żadnej plamy. Po chwili ogarnęłam, że te krwiste paskudztwo skończyło mi się parę dni temu.

- Ha ha... Takie śmieszne, że aż wcale – rzuciłam, siadając na podłodze.

Spojrzałam na Kirę, która zawzięcie próbowała dotknąć kolana. Miała na sobie krótkie, zielone spodenki oraz czarną koszulkę. Ja miałam taką samą, ale biała. Z tyłu na plecach była uśmiechnięta buźka Mieczysława Stilinskiego. Kira była moją bratnią duszą, więc to było pewne, że pokochamy tego przystojniaka. Równać się mógł z nim tylko sam Lucyfer. Udawałam, że coś ćwiczę, ale tak na prawdę plotkowałam z przyjaciółmi. Po chwili na sale weszli chłopaki, którzy mieli z nami dziś zajęcia. Spojrzałam na każdego z nich, ale byli po prostu wysocy, wysportowani i tacy nijacy.

Rudy, blondyn, szatyn, szatyn, blondyn, brunet i znów blondyn  – patrzyłam, jak różne odcienie włosów wchodzą na sale. Na końcu wszedł mój braciszek z Olivierem. Prawie zapomniałam o jego istnieniu. W domu przeważnie znikał w pokoju, zaś w szkole praktycznie nie mieliśmy ze sobą zajęć, bo mijaliśmy się wykładami. Stanął na przeciwko mnie i świdrował mnie tym swoim pedalskim uśmieszkiem. Oczywiście inne laski zaczęły wypychać cycki do przodu, poprawiać włosy lub malować usta błyszczykiem. Głupie płytkie pustaki z Olivią na czele.

- Ej, Chris! Bo ci tak zostanie – krzyknęłam do brata, wskazując na jego wyszczerz zębów.

- Nawet z tym jestem ładniejszy od ciebie! - odpowiedział mi blondyn.

-Dalej tak sobie wmawiaj!

Odwróciłam się w stronę moich przyjaciół, którzy śmiali się z naszej małej wymianie zdań.

- Oho! Ciasteczko na dwunastej! Zmierza do nas! - szepnęła mi Kira.

Odwróciłam się i zobaczyłam jak zmierza do nas Leo Collins. Tak to było najprawdziwsze ciasteczko. Mogłam czochrać te jego blond włosy. Miał ponad metr osiemdziesiąt, był dobrze zbudowany i został kapitanem lacrosse'a. Wszystkie laski padały u jego stup, jak muchy po Muchozolu. Nie wiem czy to przez te jego białe ząbki czy lazurowe oczy. Sama Olivia miała pewnie w pokoju wystawiony ołtarzyk do tego bóstwa.

- Cześć Mia – powiedział blondyn, uśmiechając się do mnie tymi białymi perełkami.

Powinien reklamować pastę do zębów. Nie jedna dentystka wystawiła, by jego uzębienie w gablocie i modliłaby się do nich na kolanach.

- Cześć Leo. Co tam? - spytałam zawstydzona.

- Jakoś leci. Chciałem się w sumie coś spytać – powiedział, drapiąc się po karku, a jego bicepsy uśmiechnęły się do mnie czule.

- Możesz spytać, nie gryzę.

- Może chciałabyś pójść ze mną na tą szkolną imprezkę?

O Jezu! Uszczypnijcie mnie! - pomyślałam.

-PÓJDZIE! - usłyszałam pisk Kiry i Nathana.

Popatrzyłam się w ich stronę, mając ochotę rzucić moich przyjaciół jakimś głazem. Leo wybuchnął śmiechem, a mi się trochę głupio zrobiło, za brak mózgu w tym momencie. Jaki obciach! Pewnie teraz pomyśli, że jestem jakaś niedorozwinięta. 

- Jasne, mogę iść – powiedziałam, mrugając zalotnie oczami, jak te wszystkie laski w mojej szkole.

- Wpadło ci coś do oka? - spytał, patrząc się na mnie uważnie.

Jezu! Nawet to mi nie wychodzi! Zakopcie mnie głęboko w ziemi i odkopcie w przyszłej epoce!

Usłyszałam jak Nathan ryczy ze śmiechu, bo zapewne to usłyszał i widział moje idiotyczne zaloty.

- Tak... Tak mam czasami... - skłamałam.

- Musisz pójść do lekarza. Może to być jakaś choroba.

Teraz Nathana i Kirę chyba cała planeta słyszała. I to są moi przyjaciele?! Powinni mnie wspierać!

- Tak, zapewne pójdę do niego za nie długo.

A raczej do więzienia, jak zabije te dwa okazy za mną! - dodałam w myślach.

- To świetnie. Podaj mi swój numer to napiszę ci co i jak.

Po tym jak podałam mu numer telefonu, chłopak pożegnał się ze mną i mrugnął mi oczkiem. Jezu! Nawet oko ma seksowne! 

Odwróciłam się w stronę '' moich przyjaciół''.

- Tak. Tak mam czasami – parodiował mnie szatyn – pójdę do lekarza Leoś.

Z najsłodszym uśmiechem, poszłam i uderzyłam go z łokcia w brzuch.

- Dobra, bando degeneratów! Gramy w kosza! Leo i Chris wybieracie skład! - krzyknął Pan Rivera.

Zgadnijcie do jakiego składu dołączyłam! Choć na jego miejscu, jakbym miała ślepą, głuchą babcię z zespołem Tourette'a do wyboru wybrałabym ją, niż siebie. To chyba był jego pierwszy najgorszy życiowy błąd. Ja po prostu boję się dotknąć tej piłki, a co dopiero ją złapać, bo wtedy każdy się na mnie rzuca jakbyśmy grali w rugby. Byłam w drużynie Leo, a wraz ze mną była Kira, David i Graham. W przeciwnej drużynie, czyli mojego upośledzonego brata byli Olivier, Nathan, Roy oraz Ivy.

Najśmieszniejsze jest to, że Leo wybrał mnie jako trzecią osobę. W pierwszej kolejności wziął swoich przyjaciół, czyli Davida i Grahama. Mój brat natomiast zgarnął Oliviera i Ivy. 

-GRAMY! 

Po całej sali przeszedł pisk gwizdka. Nienawidzę też tego urządzenia szatana. Piszczą w ten przeklęty przedmiot na okrągło, jakby grali cholerny koncert. Gdy zaczęła się gra mojemu kapitanowi udało się odebrać piłkę od Chipa. Zdobyliśmy dzięki temu trzy punkty, gdyż udało mu się trafić piłką do kosza zza liny rzutów. Ja przy tym mogłam oglądać, jak tańczą jego mięśnie przy wykonywaniu tej czynności, bo podwinęła się mu koszulka.

- Ślinisz się! - Krzyknął mi Chip do ucha.

- Zajmij się sobą!

- Na urodziny śliniaczek ci kupię, siostrzyczko.

Chciałam go już zdzielić po tym pustym łbie, ale podszedł do mnie Leo przybijając ze mną''piątkę''.

Dłoń też ma całkiem, całkiem. Choć trochę szorstka...

Gra trwała pieprzone czterdzieści minut, a ja spociłam się już jak świnia, unikając piłki. Zostało do końca trzy minuty, a mieliśmy remis. Stałam blisko kosza przeciwnej drużyny, bo i tak z moim wzrostem nikt nie zwracał na mnie uwagi, gdy nagle Graham podał mi te pomarańczowe, okrągłe cholerstwo. Spanikowałam i działałam instynktownie. Czułam już jak mi pot spływa po skroni, a serce pakuje już walizki na Bahamy.

- RZUĆ TO DO KOSZA KOBIETO, TO NIE TOREBKA DO OGLĄDANIA! – krzyknął nasz trener.

No to mi w ogóle nie pomogło! Zwłaszcza, że zobaczyłam jak już nadchodzi moja śmierć przez zgniecenie! I po prostu rzuciłam tą piłkę do kosza. I nastała cisza... Nawet świerszcz nie śmiał jej zagłuszyć. Ta okrągła rzec kręciła się i kręciła po metalowej obręczy, a sekundy uciekały. Patrzyłam na to i błagałam, by wpadła. Po chwili stał się jakiś progres w tej grze i piłka wleciała do kosza. Całą hale wypełnił pisk Kiry i gwizd chłopaków. Leo podszedł do mnie i oderwał mnie od ziemi, podnosząc do góry. Byłam taka szczęśliwa, nawet trener Rivera wydawał się zaskoczony i stał z otwartą buzią. Spojrzałam w stronę brata i pokazałam mu język, ten o dziwo podniósł kciuk do góry. Czego mi więcej potrzeba do szczęścia?

***

Pojechałyśmy po szkole do domu Kiry, by mogła się przebrać. W kuchni przywitała nas jej mama Anna. Była to kobieta przed czterdziestką, z tak samo rudymi włosami. Jej zielone oczy były o ton ciemniejsze od Kiry. Kroiła warzywa w czarnym fartuszku. Pod spodem miała luźne ciemne spodnie i jasnozieloną bluzkę.

- Cześć dziewczynki! - przywitała się, a na jej wargi wkradł się sympatyczny uśmiech.

- Cześć mamo! - powiedziała Kira.

- Dzień dobry! – również się przywitałam.

- Zostajecie na obiad?

- Nie, jedziemy po jakiś kostium na Halloween – powiedziała Kira.

Dziewczyna poszła pod prysznic i się przebrać. Mama Kiry zrobiła mi i sobie kawę. Pomogłam jej kroić warzywa. Gawędziliśmy o szkole, ocenach i o kwiaciarni mojej mamy. Pani Anna jest sympatyczną i miłą osobą. Pracuje jako pielęgniarka i tam poznała swojego męża Victora, szatyna o piwnych oczach. Pan James dalej nie przebolał, że wygrały rude geny i dalej porusza ten temat. Jest to człowiek o mocnym poczuciu humoru.

- Gotowa! - rzuciła Kira wchodząc do kuchni. Przebrała się w zieloną sukienkę, która pasowała do jej oczu.

Dopiłam kawę i podziękowałam za nią. 

- Odwiedzaj nas częściej, Mia! - krzyknęła pani Anna.

- Postaram się. Do widzenia!

Pojechałyśmy teraz do mnie, bym i ja mogła się przebrać. Nienawidzimy z Kirą pryszniców w naszej szatni, więc jak jechałyśmy jej czerwoną Toyotą, musiałyśmy otworzyć okna.

Weszłyśmy do mnie do domu. Z pokoju brata wydobywały się głosy jego i Oliviera, którzy zapewne w coś grali. Poszłyśmy z Kirą do pokoju należącego do mnie, a przy okazji krzyknęłam do chłopaków, by się trochę przymknęli. Nie chciałam słyszeć ich przekleństw, bo rzucali je jak zaklęcia, a zwłaszcza jak grali. Umyłam się dosyć szybko. Założyłam na siebie ciemne, poszarpane spodenki i miętową koszulkę. Był koniec października, a u nas dalej było ciepło.

***

Niestety okazało się, że został wykupiony już strój diabełka.Przeglądając wieszaki znalazłam coś na zastępstwo. Kira dostała ostatnią wersję aniołka. Będzie to bardzo seksowny aniołek. Po zapłaceniu ruszyłyśmy do auta. Nie mogłyśmy się już doczekać imprezy.

- To co, fryzjer? - spytała Kira.

- Jasne. Pojedziemy do pani Frey? Ona ma te dobre cukierki.

- Możemy tam jechać.

Salon pani Frey znajdował, się dwa kilometry od sklepu z kostiumami. Był to przytulny salon i zawsze w misce były te cudowne cukierki, które uwielbiałam nad życie. Zaparkowałyśmy przed salonem, którego ściany zewnętrzne były pomalowane na popielaty. Pełno tu było dużych okien, więc każdy mógł zajrzeć, czy pani Frey ma wolny czas. W środku ściany były pomalowane na delikatny rubinowy kolor, a kafelki na podłodze były ciemne, tak samo jak skórzane fotele dla klientów.

- Co dla was dziewczynki? - spytała kobieta po trzydziestce.

Pani Frey miała kręcone, krótkie czarne włosy i orzechowe oczy. Była szczupłą osobą i o głowę wyższa ode mnie. Miała śliczną opaleniznę, która ładnie komponowała się z jej brzoskwiniowym kombinezonem. Na wierzchu jednak miała skórzany fartuch.

- Ja tylko końcówki – rzekła Kira.

- Ja chce je przefarbować i tak ściąć z pięć centymetrów.

- Angela zajmiesz się Kirą? - spytała się dziewczyny.

Owa kobieta miała proste brązowe włosy do ramion. Posiadała również prostą grzywkę, szmaragdowe oczy i oliwkowy odcień skóry. Ubrana w czarne, obcisłe jeansy i zwykłą koszulkę. Była starsza ode mnie i Kiry może o sześć lat. Wydawała się sympatyczną osobą.

Angela pokiwała głową, a ja usiadłam na wygodnym fotelu. Mogłam dać jej swoje włosy, ot tak. Zawsze jej ufałam, bo podchodziła profesjonalnie do swojej pracy i klientów. 

- No to bierzemy się do roboty! - powiedziała, uśmiechając się do mnie.

 W międzyczasie dostałam wiadomość od Leo z godziną o której przyjedzie po mnie. Popisaliśmy jeszcze trochę. Wydawał się świetnym chłopakiem, choć sypiał chyba z połową dziewczyn w szkole. 

- Leo zaprosił nas na trening lacrosse w czwartek – powiedziałam do Kiry.

- To za dwa dni – oznajmiła rudowłosa.

- Mhm... Nie wiem co o tym mam myśleć – powiedziałam, przegryzając wargę.

- Jak to co? Zaszalej! Nigdy nie miałaś faceta i nadal z naszej trójki tylko ty jesteś dziewicą.

CZY ONA POWIEDZIAŁA TO NA GŁOS?!

- NIC CI DO TEGO! - odwarknęłam.

- Nie denerwuj się Mia!

- Bo to moja sprawa czy będę z kimś spała, czy będę mieć pięć kotów.

- Pomogę ci je niańczyć, oglądając po raz setny Lucyfera – posłała mi buziaka.

To prawda nie miałam nigdy żadnego faceta na dłużej. Kręciłam może tylko z trzema i to praktycznie szybko się kończyło. Jak miałam trochę ponad dwanaście lat zauroczyłam się w Felixie, który mieszkał nie daleko mnie. Gdy miało dość do mojego pocałunku, kichnął. A moja twarz miała na sobie jego gluty. To stało się moją traumą. Jakoś dwa lata później na obozie harcerskim, na którym byłam z Kirą, poznałam Hermana. Był dobrym chłopakiem, ale nie wiedziałam, że ma uczulenie na orzechy, a zrobiłam mu babeczki z bakaliami, gdzie były właśnie one. Biedny chłopak musiał opuścić szybciej obóz, bo dostał wysypkę, która nie chciała mu zejść nawet po tabletkach. No i rok później poznałam na koncercie Winstona, który po dwóch miesiącach powiedział, że woli jednak chłopców. Byłam jego ''eksperymentem''. I z nim przeżyłam pierwszy pocałunek. Totalna porażka. 

***

- Twoja nowa fryzura jest mega! - pisnęła Kira, gdy wyszliśmy z salonu.

Sama byłam pod wrażeniem. Miałam teraz popielate ombre, które było delikatnie wykonane, przez co wygląda to naturalniej. Gdzieniegdzie były rozjaśnione pasma. Choć nie wiem czy można nazwać to popielatym. Mnie się wydaje, że to rozjaśniony blond, jedynie pod słońcem widać ten siwy połysk. Ha! Już nie wyglądam jak mój zepsuty genetycznie bliźniak. Rudowłosa pojechała ze mną do mojego domu na maraton Lucyfera. Gdy przekroczyłam próg domu, zobaczyła mnie od razu moja mama, która szła do salonu. 

- Mia! Ale zmiana. Śliczny kolor. Ścięłaś je też? - spytała się pani domu.

- Mhm. Wiesz jak to się mówi, gdy kobieta zmienia kolor włosów to zaczyna nową epokę – powiedziałam z uśmiechem.

- Chcesz mi coś powiedzieć? - spytała podejrzliwie moja rodzicielka.

- Nie. Wszystko gra.

- Nie chcę się przyznać, ale poznała chłopaka i dlatego tak zaszalała dzisiaj – wtrąciła się moja przyjaciółka.

- To wspaniale! Czy muszę ci przypominać o prezerwatywach? - zapytała.

- MAMO! Kira do pokoju! JUŻ - warknęłam.

Leżeliśmy na łóżku. Oglądając trzeci sezon władcy piekła. Chyba powinnam pościel zmienić, bo już nie pachnie kwiatkami, tylko zgniłym winogronem.

- Podoba ci się Leo? - spytała po chwili Kira.

- A co to za pytanie? Nawet go nie znam. Z wyglądu tak, ale nie wiem jak jego charakter.

- Tak tylko pytam. Ciekawie będzie jak zostaniecie parą.

- Nie wybiegaj za daleko w przyszłość. Raczej nic z tego nie będzie.

- Ja wiem, że w siebie nie wierzysz, ale jesteś śliczną dziewczyną. Nawet nie widzisz tego, jak chłopaki na ciebie patrzą. Nawet sam Travis ma cię na oku.

- Błagam cię nie wspominaj przy mnie tego przeklętego imienia! - jęknęłam.

Kira wybuchnęła śmiechem. Wiedziała, że ta menda zaszła mi za skórę po ostatnim spotkaniu i lepiej dla niego jak nie pokaże mi się na oczy.

- Obiecaj mi coś - szepnęłam do Kiry.

- Wszystko co będziesz chciała.

- Więc obiecasz, że będziesz przy mnie na zawsze? Nawet jak będziesz musiała niańczyć ze mną koty? - spytałam, a pierwsze łza spłynęła po moim policzku.

Tak bardzo się boję, że znów ktoś mnie zostawi. To było moim Dementorem czy też piętą Achillesa. Wiem, że za bardzo to przezywałam i podchodziłam do tego zbyt emocjonalnie, ale pokochałam tą rudą, wredną dziewczynę, tak samo jak Nathana i nie wyobrażam sobie życia bez nich. Każdy powinien mieć taką bratnią duszę. Ja znalazłam to w nich. Traktowałam ich jak rodzeństwo, a oni mnie. 

-Oczywiście! Nigdzie się nie wybieram ty moja paskudo! - powiedziała, przytulając mnie do siebie.

I to właśnie była moja Kira. Moja dobra, kochana przyjaciółka, która zawsze była przy mnie. Pomaga mi poskramiać moje własne demony, bo przecież każdy jakieś ma. Moje czekały tylko w mroku, by wyjść na powierzchnię...

***

Hejo! Pojawiam się z rozdziałem 6! 

To za te gwiazdki, komentarze itp <3

Rozdział dedykuje- Ewelinaa27 Jest to na prawdę wspaniała osóbka, która pomogła mi się trochę wybić. Dziękuję! <3 Oby Bóg Ci w dzieciach wynagrodził! :D Możecie wejść na jej profil- robi cudowne okładki! 

Kolejny rozdział będzie z perspektywy Travisa. Musimy go trochę bliżej poznać i jego życie ^^

Mam nadzieję, że się podoba rozdział. Zostawcie gwiazdki, komentarze, numery telefonu czy też stanika-cokolwiek chcecie !  Ważne, że zostawicie po sobie ślad.☀️

I DZIĘKUJE TEŻ WAM WSZYSTKIM ZA: wsparcie, pomoc, gwiazdki, miłe słowa czy nawet zwykłe rozmowy- to na prawdę motywuje ! <3

Rozdział ma ponad 3K słów. Trochę mało, ale kolejny będzie dłuższy! No i muszę wam przyznać szczerze, że świetnie się bawiłam pisząc go, a pisałam jakieś parę godzin😂

I jak myślicie; Leo czy Travis? ^^
Xoxo. 

Wasza cBlake- Magda

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro