13. Bo cię potrzebuję...
Gdy Travis odchodził czułam się, jakby wraz z nim coś odeszło. Zamknął drzwi, a z tym poczułam, jakby przekreślił nasz rozdział. Patrzyłam się tępo i nie mogłam pojąć, dlaczego tak się stało, przecież wychodziliśmy na prostą. Robiliśmy krok do przodu, a on chciał cofnąć się wstecz.
- Chodź, odwieziemy cię do domu - zasugerowała Kira.
Pokiwałam jedynie głową, bo czułam jakąś niewidzialną gulę w gardle. Nie miałam odwagi spojrzeć też na Leo. Wyjście z nim okazało się totalną klapą. Źle zrobiłam, spotykając się z nim. Chciałam wymazać Travisa, a on uparcie tkwił w mojej głowie i sercu. Nawet nie wiem, kiedy zbliżyliśmy się tak do siebie. Czy to przez pocałunek? Czy przez dzień spędzony w tamtej knajpce?
Ruszyłam pożegnać się z Leo. Musiałam też wyjaśnić parę spraw.
- Chciałam cię przeprosić. Nie wiem skąd Travis się dowiedział, że tu będziemy i dlaczego to zrobił, ale jest mi strasznie głupio.
- Nie masz za co przepraszać. To nie twoja wina. Jutro jest mecz i odpłacę mu się tym samym - odpowiedział ze sztucznym uśmiechem.
- Nie rób mu krzywdy. Wiem, że głupio zrobił, ale...
- Przyszedł tutaj, zniszczył nam randkę. To nie jest głupie zachowanie, to jest raczej dziecinne - przerwał mi Leo.
- Rozumiem, naprawdę mi przykro.
- Mia, idziesz? - pośpieszała mnie Kira.
Odwróciłam się w jej stronę i pokiwałam głową.
- Muszę uciekać. Zobaczymy się jutro.
Ruszyłam w stronę Kiry, Roxanne i Owena, którzy czekali na mnie przed drzwiami.
***
Nadeszła sobota, a wraz z nią mecz, który miał odbyć się w Kempston. Dzisiaj nasza drużyna, gdzie kapitanem był Leo, miała rozegrać rozgrywkę z drużyną Travisa. Każdy był podekscytowany. Jedynie ja byłam jakaś zgaszona, gdzie wytknęła mi to Kira. Całą noc nie mogłam spać i próbowałam wszystko poukładać sobie w głowie. Wiedziałam, że będzie brakować mi chamskiego chłopaka o czarnych oczach. Znajdowaliśmy się na trybunach, a obok mnie siedziała Kira z Nathanem. Miała dołączyć do nas Roxanne, choć jej miejsce było po przeciwnej stronie. Ona jednak wolała siedzieć z nami. Chłopaki były jeszcze w szatni. Gdy po paru minutach weszli na boisko, wszyscy obserwatorzy zaczęli klaskać i bić brawo. Każda drużyna składała się z dziesięciu zawodników. U nas bramkarzem był Olivier, atakującymi Leo, David i Graham. Na obronie stali Roy, James oraz Eric, a pomocą Matt, Victor i Colin. Zauważyłam, że w przeciwnej grupie w ataku był Owen, a Joel był pomocnikiem. Na boisko po chwili wszedł Travis ze swoim trenerem. Na jego plecach z tyłu widziałam biały numer trzynaście. Próbował zawzięcie rozmawiać o czymś z mężczyzną, lecz ten zbył go machnięciem ręki. Sędzia nakazał obu drużyną wejść na stadion. Po chwili rozegrał się gwizdek, a wraz z nim zaczął się mecz.
***
- Nie mogę uwierzyć w to, że przegraliśmy - powiedziałam zła do Roxanne.
- Ktoś musi przegrać, by inni mogli wygrać - odparła ze śmiechem - Travis i jego drużyna jest najlepsza.
- Pewnie lecą na jakiś sterydach - odpowiedziałam.
Rozmawialiśmy chwilę, gdy po chwili nasza koleżanka Kira zerwała się ze swojego miejsca i pobiegła w stronę Owena. Rzuciła się mu na szyję i pocałowała go w policzek, a mnie coś ścisnęło w środku. Popatrzyłam się w stronę Travisa, a on w tym momencie odwrócił głowę. Do niego podeszła jakaś dziewczyna o blond włosach i z tej odległości mogłam zobaczyć kto to był. Olivia szeptała mu coś do ucha i zarzuciła mu swoje ręce na szyję. Chłopak położył swoje ręce na jej biodrach, a mnie coś zmroziło. Poczułam się, jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. Jego spojrzenie powędrowało na moją osobę, a ja chciałam przekazać mu wzrokiem, by się pieprzył i, że mnie to w ogóle nie rusza. Jakim dobrym byłam kłamcą.
- Nie przejmuj się. Travis jest głupi, później będzie żałował.
- Nie obchodzi mnie to Rox.
- Idziecie na imprezę? - spytał Owen, gdy przyszedł do nas wraz z Kirą.
Wzruszyłam ramionami. Nie miałam ochoty iść. Chciałam wrócić do domu, zwinąć się w kłębek i użerać się nad sobą.
- Dawaj Mia. Chodź. Będzie fajnie - powiedziała Kira.
Po małym namyśle, pokiwałam głową, godząc się na to. Wiedziałam, że Travis też tam będzie, a wraz z nim ta żmija Olivia.
***
Impreza miała odbyć się w Kempston. W domu kolegi z drużyny Travisa. Jak dojechaliśmy na miejsce, ludzie trzymali już czerwone kubeczki w swoich dłoniach. Objęłam się rękoma, bo poczułam na swoim ciele chłód. Zmierzaliśmy właśnie do kuchni, gdy ktoś na mnie wleciał.
- Przepraszam - powiedział szatyn.
- Nic nie szkodzi - odpowiedziałam z uśmiechem.
- W ramach rekompensaty przyniosę ci piwo.
- No nie wiem...
- Nie masz co się bać. Nie dodam ci nic - uśmiechnął się - Owen, by mnie zabił.
- Skąd wiesz, że go znam?
- Widziałem jak wchodzicie razem. Jestem jego kolegą z drużyny. Nazywam się William, ale mów mi Will albo Billie - oznajmił to z uśmiechem.
- Jestem Mia.
Spojrzałam na chłopaka. Był całkiem niezły. Miał brązowe włosy i w tym samym odcieniu oczy. Był wyższy ode mnie o paręnaście centymetrów. Był dobrze zbudowany, a jego spojrzenie sprawiało, że miękły mi kolana. Był całkiem sympatyczny.
- Poczekasz? Przyniosę nam coś do picia.
Pokiwałam głową i patrzyłam, jak chłopak poszedł do kuchni. Ściągnęłam z siebie skórzaną kurtkę, która pasowała do moich ciemnych jeansów. Stałam w salonie, gdzie powietrze przesiąknięte było trawką i alkoholem. Wokół mnie ludzie się bawili, tańcząc do muzyki. Inni siedzieli na kanapie i rozmawiali ze swoimi towarzyszami. Wszędzie panował delikatny półmrok. Odwróciłam się w stronę drzwi, które zostały otworzone, a moje serce na moment przestało bić. Spojrzałam w te ciemne oczy, które patrzyły się na mnie chłodno. W swoich objęciach trzymał Olivię, która była tym rozpromieniona. Przez moje myśli przeszło to, że chciałam być na jej miejscu, ale szybko pogoniłam te myśli.
- Proszę.
Odwróciłam się w stronę szatyna, który trzymał w swojej dłoni czerwony kubek.
- Dziękuje.
Teraz wiem, że tego potrzebuję, inaczej nie przeżyję tego wieczoru.
- Więc, co powiesz Mia? Podoba ci się tutaj?
- Już nie - wyrwało mi się nagle.
Chłopak spojrzał na mnie z zapytaniem w oczach.
- Chciałam powiedzieć, że jest całkiem fajnie, choć to nie moje klimaty - skłamałam.
- Rozumiem. Też nie lubię tylu osób. Wolę ciche imprezy. Chodzi mi o takie z przyjaciółmi i nie w moim domu - uśmiechnął się, biorąc łyk piwa.
- To jest twój dom?
Szatyn pokiwał głową.
- Bardzo duży - powiedziałam.
- Nie tylko duży mam dom... - odpowiedział z uśmiechem.
Popatrzyłam się na niego w szoku, a on wybuchnął śmiechem.
- Chodziło mi o podwórko, ale twoje myśli już mi się podobają. Idziemy zatańczyć?
Pokiwałam głową i odłożyłam swój kubek z tyłu na komodę. On zrobił to samo ze swoim i ruszyliśmy na prowizoryczny parkiet. Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale nie zwracałam na to uwagi. Ostatnim razem był to Travis. Już dość miałam chamskich stalkerów. Stanęliśmy na środku i Billie położył swoje dłonie na moich biodrach. Ruszaliśmy się do piosenki Nevermind Dennisa Lloyd. Niedaleko nas na parkiecie tańczyła Kira z Owenem. Gdy dziewczyna nas ujrzała, popatrzyła się na mnie ze znakiem zapytania. Wzruszyłam ramionami i nie przejmując się niczym, dalej się bawiłam. Po kilku innych piosenkach poszliśmy się napić. Gdzieś w oddali na kanapie zobaczyłam Travisa, który wściekły obserwował mnie i Billiego. Na jego kolanach siedziała naburmuszona Olivia. Poczułam mały triumf. Zadowolona z tej sytuacji, piłam swoje piwo.
- Dlaczego Travis tak się na ciebie patrzy?
- Nie wiem. Może nie na mnie się patrzy tylko na ciebie?
- Ja myślę, że raczej na ciebie i jest zazdrosny. Pewnie chce mi przywalić w mordę.
- Skąd te przypuszczenia?
- Patrząc się na jego mordercze spojrzenie? No nie wiem...
- Przesadzasz...
Stałam oparta o ścianę, a obok mnie znajdował się Billy.
- Mam pomysł... - odparł, a na jego twarz wkradł się podstępny uśmiech.
***
- Nie wiem, czy to dobry pomysł... - odparłam szczerze, wręcz czułam, jakie kłopoty mogą nadejść.
- Wiem, że między nami nic będzie. Dobrze, że się z tobą bawiłem, ale nie jesteśmy dla siebie. Twój ukochany siedzi tam... - wskazał na Travisa - A teraz mi zaufaj.
Nachylił się tak, że ze strony Travisa mogło wyglądać to jak pocałunek. Jednak szatyna usta trzymały się z daleka od moich.
- Czas na przedstawienie. Jeżeli mu zależy, to sama zobaczysz efekt.
William chwycił mnie za rękę i ruszył ze mną do schodów. Nie mogłam nic poradzić, że poruszałam się sztywno. Bałam się, że Travis znów uderzy kogoś przeze mnie. Gdy byliśmy już na górze poczułam rozczarowanie. Miałam nadzieję, że to zmusi Travisa do przemyślenia. Doszło jednak do mnie, że nic dla niego nie znaczę.
- Skąd wiedziałeś, że podoba mi się Travis?
Nurtowało mnie to pytanie. Czy, aż tak było to po mnie widać?
- Jak tylko wszedł do domu z tym plastikiem, widziałem ból w twoich oczach. Gdy tańczyliśmy, widziałem, że go szukasz. Taka męska intuicja.
- Mimo wszystko dziękuje za pomoc. Już wiem, że nic dla niego nie znaczę - odparłam smutno, odwracając się do niego plecami. Nie chciałam, by widział cierpienie w moich oczach.
- Czy ja wiem...
- Co masz na myśli? - Spojrzałam teraz w jego kierunku. Usta Williama wygięły się w chytrym uśmiechu.
- Co tam Travis? - Spytał Billy chłopaka, który wspinał się szybkim krokiem po schodach.
- Zejdź mi z oczu... - warknął w jego kierunku. Swoje spojrzenie miał skierowane w moją stronę.
- A to, czemu? Właśnie miałem pokazać Mii mój pokój - powiedział to, poruszając dwuznacznie brwiami.
William przysunął się do mnie i objął mnie w talii. Spojrzałam w jego kierunku, a mój wzrok wyrażał niedowierzanie. Czy ten chłopak chce wydać na siebie wyrok śmierci?
- Ja mogę pokazać ci najbliższy cmentarz - wypowiedział chłodno te słowa Travis.
Moje serce zrobiło fikołka. Jednak mu zależy...
- Chodź Mia, bo ten człowiek nie wie czego chce. Idź się zajmij tą blondynką. - powiedział to do Travisa.
William zrobił ze mną dwa kroki, ale Travis nie pozwolił nam na więcej. Odwrócił szatyna w swoją stronę i gdy chciał mu przyłożyć, ja stanęłam naprzeciwko bruneta.
- Co ty odwalasz Travis? Mówiłeś, że mam się od ciebie trzymać z daleka - wyszeptałam w jego kierunku.
- A ty co odwalasz Mia? Pierwszy raz go widzisz, a pchasz mu się już do łóżka.
- A co ciebie to obchodzi? Ty możesz, a ja nie?
Między nami panowało napięcie. William czując, co się święci, uciekł ze słowami pożegnania. Travis chwycił mnie za łokieć i ruszył do pierwszych drzwi, które był obok nas. Gdy weszliśmy do środka mogłam wyczuć męski zapach perfum, które należały do Billiego. Jednak niedane było mi rozglądać się po pokoju. Brunet z łatwością odwrócił się w moją stronę i wpił się w moje usta. Pocałunek był pełen pasji i chciwości, jakby te usta należały tylko do niego. Przerwałam to, uderzając go w twarz.
- To za to, że mnie odtrąciłeś - wyszeptałam, a po moim policzku poleciała pierwsza łza.
Następnie przyciągnęłam go do siebie i zaczęłam całować. W moim brzuchu wybuchły fajerwerki, a całe ciało zaczęło dygotać. Kto by pomyślał, że skończę, tak swój wieczór? Całując się z Travisem przy drzwiach...
- A to za co? - Wyszeptał w moje usta.
- Bo cię potrzebuję...
***
Witajcie kochani!
Wracam z małym rozdziałem <3
Dziękuję też za słowa wsparcia. Już jest lepiej. Nadal tęsknie, ale życie toczy się dalej.
Jak wam podoba się rozdział? Szczerze? Ja jestem z niego zadowolona ;) Teraz będzie już tylko małe love :) Mam dość już, że ta parka jest osobno ;)
Zostawcie jakiś ślad po sobie <3
Całuje i pozdrawiam mocno <3
Wasza, Blake <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro