Rozdział XXI: Ta Anielica musi uciekać
(upewnijcie się, że przeczytaliście poprzednie rozdziały, bo ostatnio wstawiłam aż 3 [!] trzy dni z rzędu, jeden po drugim)
Pomiędzy Enfer i Elizabeth wkroczył Eric, który zasłonił swoim ciałem młodszą siostrę. Złotowłosa z kolei nie mogła uwierzyć własnym oczom. Nie widziała swojego brata przez tak długi czas, że niemal o nim zapomniała. Uciekł w nieznane, więc i tak zapewne zostałby wydziedziczony. Ale teraz? Oto stał we własnej osobie przed nią, czy też klęczał, zasłaniając ją własnym ciałem.
Krew Erica trysnęła pojedynczymi kroplami na Enfer, która w przerażeniu obserwowała jak szabla Elizabeth przebija się przez jego pierś.
- E... Eric..? Eric!
Mężczyzna padł w objęcia siostry. Z jego ust sączyła się krew. Cios musiał być więc fatalny. Blondyn miał jednak na tyle dużo sił, by móc porozmawiać z Enfer.
- Co ty... Dlaczego...? - szlachcianka nie wiedziała jakie powinna zadać pytanie. - Twoja rana...! Trzeba ją zatamować!
- Ene... Sama jesteś ranna... - Eric przejechał delikatnie dłonią po brzuchu siostry. - Na szczęście, to tylko powierzchowne rany. Ale pewnie będziesz miała od tego blizny.
- Eric... Co ty.... Co ty tu robisz? Skąd... Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - Szlachcianka naciskała jak najmocniej mogła na ranę mężczyzny. - Czy ty... Czy ty współpracujesz z nimi?
- Przepraszam, Enfer. - Mężczyzna wtem przytulił się do siostry. Nie chciał widzieć jej twarzy, jednak wiedział, że prawdopodobnie nie przeżyje i był to ostatni moment na pożegnanie się. - Ciel... Jest niebezpieczny.
- Masz na myśli prawdziwego Ciela, czy Astre, który się pod niego podszywał.
- Zapewne oboje są równie niebezpieczni z różnych powodów, jednak Astre nigdy by cię nie skrzywdził. Ciel i jego pomocnik to inna sprawa. Jesteś w niebezpieczeństwie, Ene. Powinnaś już to zrozumieć, patrząc na tę dziewczynę. Ona także została zmanipulowana przez Ciela.
- Ale... Co ty w tym wszystkim robisz...?
- Uciekłem, to prawda. Uciekłem od swoich obowiązków. Od tego całego narzeczeństwa i odziedziczenia wszystkiego. Ciel mnie znalazł i zaproponował, że mi pomoże. Boże, jakim ja byłem głupcem... Ale to teraz nieważne. Musisz uciekać. Znajdź Astre i uciekajcie. Jak najdalej się da. Normalnie nie ufałbym temu smarkaczowi, ale wierzę, że Astre zapewni ci bezpieczeństwo, którego potrzebujesz.
- Ni... Niczego nie rozumiem... Czy ty... Czy ty przez ten cały czas współpracowałeś z Cielem? Coś ty zrobił, Eric?
- Coś bardzo złego... Byłem jego chłopcem na posyłki. I ja... Ja przepraszam Ene, gdybym tylko wiedział do czego to doprowadzi...
- Coś ty zrobił, Eric?!
- Wydałem go... Wydałem Astre.
- O czym ty...
- Nie ma czasu na wyjaśnianie, Ene. Musisz uciekać. Teraz.
- Ale... Co z tobą? Co z Caroline? Ona... Ona za tobą tęskni. Czeka na ciebie.
- Przekaż jej o mojej śmierci. Wierzę, że znajdzie kogoś lepszego i bardziej odpowiedzialnego niż ja... A teraz, szybko... Muszę... Muszę cię... Podsadzić do tych... Do tych okien.
- Eric, słabniesz! Nie możesz odejść. Nie teraz! Proszę, Eric! - Szlachcianka próbowała go podnieść, jednak mężczyzna widocznie już się poddał.
- Wybacz, że byłem takim słabym, starszym bratem... Ale wiem, że sobie poradzisz. Ze mną, czy beze mnie, zawsze dasz sobie radę - Mężczyzna pocałował Enfer w czoło i padł na ziemię.
- Eric...? Eric! ERIC!
- Nie żyje - odparła po krótce Elizabeth.
- Ty... Ty go zabiłaś... Dla-Dlaczego...?
- Sama wiesz, że to ty byłaś moim celem, Enfer. Twój brat cię uratował i powinnaś być mu za to wdzięczna - Elizabeth odrzuciła na bok swoją szablę. - Zapewne będziesz chciała się zemścić, jednak przed śmiercią, twój brat powiedział, że chce cię podsadzić do tych okien na górze. Teraz już tego nie zrobi.
- I co? Mnie też zamierzasz dobić? A może odebrać mi możliwość ucieczki?
- Nic z tych rzeczy. Ja... Chcę ci pomóc.
- Czy ty siebie słyszysz?! Po tym co zrobiłaś?!
- Wiem. Nie chcę przebaczenia z twojej strony, jednak poświęcenie twojego brata coś mi uzmysłowiło. Po za tym, sama sobie nie poradzisz. Podsadzę cię. Żadnych sztuczek.
Następnie blondyna podeszła pod ścianę z oknami. Czekała jedynie na Enfer, która biła się ze swoimi myślami. Dopiero co straciła brata, a teraz osoba, która go zabiła, zamierzała jej pomóc.
Szlachcianka spojrzała na martwego mężczyznę. Wyglądał jakby spał, a jednak, jego blada cera wskazywała na coś zupełnie innego. Po chwili pogłaskała go po głowie i złożyła pocałunek na jego policzku, by następnie wstać i odejść od jego ciała. To było definitywne pożegnanie.
Enfer nie wiedziała, czy może w tej sytuacji zaufać Elizabeth, jednak nie miała innego wyjścia. Ciel i jego tajemniczy pomocnik mogli w każdej chwili wejść do pomieszczenia i pokrzyżować jej wszelkie plany.
Elizabeth podsadziła Enfer, która następnie chwyciła za brzeg okna i wzniosła się wyżej o własnych siłach, by następnie otworzyć okno, które prowadziło na wolność. Zanim jednak wyskoczyła, postanowiła podjąć jeszcze jedną, zapewne głupią decyzję. Upewniła się, że jej nogi stabilnie trzymają się na ramie okna i schyliła się w stronę Elizabeth, wyciągając do niej prawą rękę.
- Co ty robisz? - spytała skołowana Midford.
- Nie wybaczyłam ci, ale pewnie będziesz miała kłopoty przez to, że właśnie mi pomogłaś. Mogą cię nawet za to zabić.
Elizabeth odwróciła wzrok. Widocznie nad czymś się zastanawiała.
- Szybciej, Lizzy!
- Scotland Yard zapewne poszukuje w tym właśnie momencie Astre. Twój brat im go wydał. Powiedział wszystko to, co Ciel mu przekazał. To, jak podszywał się pod niego i, że jest zagrożeniem dla społeczeństwa.
- O czyn ty...
- Idź, Enfer. Posłuchaj swojego brata i znajdź Astre.
- Elizabeth!
Blondynka jednak nie słuchała i odeszła od okna w cień, przez co Enfer straciła ją ze wzroku.
- Dziękuję, Lizzy - szepnęła jedynie, po czym zeskoczyła na ziemię i zaczęła gnać przed siebie co sił.
Elizabeth w tym samym czasie podeszła do Erica i przykucnęła przy nim.
- Przypominasz mi mojego własnego, starszego brata, Eric. Jestem ciekawa, czy mnie teraz szuka, po tym jak uciekłam z domu...
***
Grell była w rozsypce. Ta smarkula miała jedno zadanie. Zostać i czekać. A jednak, zniknęła z jej pola widzenia, niewiadomo gdzie i niewiadomo z kim.
- Aaachh... Gdyby tylko Madeline tu była... Od razu znalazłaby swoją panienkę. Ten smarkacz Astre zapewne też by ją wywęszył... Albo Sebuś... Ach, Sebuś, słonko!~ Ty od razu byś ją znalazł bez problemu! Nie! Grell, wracaj na ziemię! To twoim zadaniem jest znaleźć dziewczynę i zapewnić jej bezpieczeństwo! Chociaż... Czy jest teraz do tego jakikolwiek cel, skoro Madeline zapewne straciła swoje anielskie skrzydełka i aureolkę? Ale z drugiej strony, zabiłam w sumie tę Dellę, czy jak jej tam, więc chyba powinnam w ramach zadośćuczynienia pomóc teraz Enfer, która nadal mi ma to za złe... Ech...
Grell podjęła wreszcie decyzję. Znaleźć gówniarę, zapewnić jej jakieś bezpieczne miejsce i podziękować za współpracę. Plan idealny.
Chociaż nawet ciekawe przygody z nią miałam - przyznała w myślach czerwonowłosa. - No nieważne. To nie pierwszy raz jak będę żegnać się z jakimś człowiekiem. Zapewne znajdę kogoś innego i równie ciekawego do małej współpracy i znowu mnie ukarają, zabierając mi moją ukochaną kosę. Ja to jednak nigdy się nie nauczę...
Grell skakała po budynkach, a jej włosy rozchodziły się przy tym na wietrze, tworząc piękną, czerwoną falę. Wypatrywała szlachcianki, licząc, że była na tyle mądra, by uciec swoim potencjalnym porywaczom.
- Szukasz kogoś, Sutcliff? - usłyszała nagle.
- Sebuś?! Ach, nie, nie. Nie pora teraz na czułości. Zgubiłam gówniarę i obiecałam sobie, że ją znajdę. A potem zakończę naszą współpracę i obie pójdziemy w swoje własne strony. Nie ma Madeline, nie ma więc i umowy, jaką z nią zawarłam.
- Umowy? Z aniołem?
- Uznałam, że będzie ciekawie... Ale chwila... Czyżbyście to wy porwali Enfer?
- Porwali?! - krzyknął niespodziewanie Astre, który dotychczas stał z boku. - Sutcliff, co to ma znaczyć?
- No, zostawiłam ją na chwilę samą i mi zniknęła. Tak o. Więc uznałam, że ktoś ją musiał porwać. Szczerze, trochę liczyłam na to, że to wy, ale po tej reakcji... No, nie jestem tego taka pewna.
- Sebastianie, rozkazuję ci...
- Nie trzeba paniczu. Znalazłem ją.
- Co?! - krzyknęli jednocześnie Astre i Grell.
- Chociaż panienka nie wygląda jakby była w najlepszym stanie... Dodatkowo... Wygląda, jakby ukrywała się przed kimś.
- Gdzie?! Gdzie?! - pytała Grell, podbiegając do Sebastiana, by spojrzeć z jego kąta widzenia.
Czarnowłosy kopnął na bok Sutcliff, obrzydzony. Następnie podszedł do brzegu dachu, by spojrzeć w jeden, konkretny punkt.
- Jest w jednej z pobliskich alejek, zaraz za drewnianymi pudłami. Zdaje się, że unika Scotland Yardu, którego jest podejrzanie dużo na ulicach. Dodatkowo, jeśli moje demoniczne oczy mnie nie mylą... Jej policzek, ręka i brzuch mają na sobie skaleczenia. Brzuch jest w najbardziej opłakanym stanie.
- Zabierz mnie do niej, Sebastianie. To rozkaz! - krzyknął chłopak, po czym Sebastian chwycił go w ramiona i skoczył.
Grell ruszyła za nimi.
***
Enfer ciężko oddychała. Nie wiedziała ile biegła, ale dostanie się do stolicy z całkowitego zadupia nie należało do najłatwiejszych. Już pomijając fakt, że wyglądała jak obdartuska i miała na sobie liczne, cięte rany, które przypominały jej o sobie z każdym jej ruchem.
Nie wiedziała, czy Scotland Yard poszukuje także jej. Ale prawdopodobnie była na ich oku, w związku z tym, że mogła mieć w ich oczach potencjalne informacje o Astre. Nie mogła więc dać się złapać.
Wciąż także nie wiedziała czemu Elizabeth zdecydowała się jej pomóc i podać jej tak celne informacje. Widać było, że żywi urazę do Astre, jednak dała Enfer szansę ostrzeżenia go w porę.
Nagle Enfer usłyszała jak ktoś wraz ze stukotem butów pojawia się obok niej.
- Ene! - usłyszała znajomy, chłopięcy głos.
- Nie! - krzyknęła dziewczyna, zamachując się ręką na granatowłosego, jednak została ona zatrzymana, zanim zrobiła mu krzywdę. - Se-Sebastian? Astre? Grell?
Sebastian po chwili puścił dziewczynę, orientując się, że ta nie miała zamiaru skrzywdzić panicza i zapewne pomyliła go z jego nikczemnym bratem.
Szlachcianka rzuciła się na Astre, by go przytulić. Może i sprawił jej krzywdę, nie chcąc, by przypomniała sobie prawdę o swojej przeszłości i o tym kim była, jednak wciąż była ona szczęśliwa, że go widzi.
- Ene...
- Nie mamy czasu - stwierdziła szybko Enfer, jej ton zaś był poważny. - Scotland Yard cię poszukuje. Wiedzą, że podszywałeś się pod Ciela. Zapewne już jest za tobą list gończy. Musimy uciekać. Teraz.
- Ach... A myślałam, że będę mogła raz na zawsze zakończyć tę współpracę... - Grell chwyciła w ramiona blondynkę. - Ale widocznie będę musiała się jeszcze z tobą nieco pomęczyć. Mogłabyś przestać wreszcie wpadać w kłopoty, panienko.
- Musimy jak najszybciej dostać się do mojej posiadłości i powiadomić o wszystkim moją służbę. Pomogą nam. Są wyszkoleni i gotowi oddać za mnie życie - stwierdził Astre. - Gdybym tylko wiedział, że mój brat tak namiesza... Nigdy bym cię w to nie wciągnął, Ene.
- Robi się panicz miękki - stwierdził Sebastian, lekko prychając.
- Z łaski swojej, zamilcz i zabierz nas jak najszybciej do posiadłości.
- Yes, my lord.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro