Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XX: Ta Anielica toczy niewyrównaną walkę

- Ty... Ty nie jesteś Astre.

- Bingo.

Przez swój głupi błąd i nie posłuchanie Grell, właśnie wpadła w pułapkę, gdyż przed nią stał prawdziwy Ciel, pod którego podszył się wcześniej Astre.

- Dziękuję za tak miłe powitanie, Enfer! Dawno się w końcu nie widzieliśmy!

- Ty... Gdzie jest Astre..?

- Sam chciałbym to wiedzieć, jednak na ten moment... Śpij.

Następnie dmuchnął w jej stronę tajemniczy, złoty proszek. Enfer zaczęła kaszleć i próbowała rozdmuchać rękoma rozproszoną substancję, cofając się w tył, jednak wpadła na wyższego od siebie mężczyznę.

- Sebastian...? - udało jej się spytać, spoglądając w górę przysypiającym wzrokiem.

- Znowu pudło! Hehehe!

Szlachcianka następnie padła w ramionach srebrnowłosego mężczyzny, ubranego w czarną szatę i kapelusz w tym samym kolorze.

***

Który to już raz, gdy Enfer nagle traciła przytomność, by następnie obudzić się w nieznanym jej pomieszczeniu? Szlachcianka straciła już rachubę, ale zapewne któryś z kolei raz to był. Jednak tym razem mogła winić tylko i wyłącznie siebie za to. To ona popełniła głupi błąd i była gotowa się do tego przyznać, gdy tylko znowu spotka się z Grell... Czy też, JEŚLI znowu spotka się z Grell.

Tym razem blondynka obudziła się na znacznie wygodniejszym łóżku, niż wcześniejsze siano. Pomieszczenie po za tym nie odznaczało się niczym szczególnym. Ściany były koloru niebieskiego, zaś na drewnianym stołeczku, który stał tuż obok łóżka, znajdowała się szklanka z wodą. Nic po za tym. Żadnych mebli, czy dywanu.

Szlachcianka spojrzała z podejrzeniem na wodę, jednak jej gardło domagało się czegokolwiek na zwilżenie. Chwyciła więc szklankę i powąchała zawartość. Nic nie wskazywało na to, że jest zatrute. W razie czego jednak zamoczyła palec. Odczekała chwilę, jednak nie widziała żadnych zmian. Jako ostatnią próbę polizała namoczony palec. Wychodziło na to, że w istocie, była to zwykła, pitna woda. Enfer postanowiła zaryzykować. Jeśli była to jednak jakaś niewykrywalna gołym okiem, węchem i smakiem trucizna, to najwyżej potem będzie sobie pluła w brodę. Teraz musiała jednak myśleć o nawodnieniu. Nie wiedziała co dalej na nią czeka.

W pomieszczeniu, w którym się znajdowała były jedne drzwi. Szlachcianka nie wiedziała co czeka ją za nimi, jednak mogła mieć jedynie nadzieję, że wyjście. Nadzieja matką głupich, ale komu szkodzi spróbować?

Szlachcianka podeszła do drzwi i chwyciła za ich klamkę. Ku jej zaskoczeniu, drzwi były otwarte. Za nimi zaś znajdowało się znacznie większe, prostokątne pomieszczenie, z równie niebieskimi ścianami. Na jednej ze ścian jednak znajdowały się okna, które niestety były za wysoko, by szlachcianka mogła do nich dosięgnąć i spróbować się przez nie wydostać. Mimo to, wiedziała, że jest dzień, gdyż jasne, żółte światło wpadało przez szyby wprost do pomieszczenia, przez co na podłodze widać było "odbicia" okien.

Po chwili jednak szlachcianka usłyszała stukot kobiecych obcasów. Enfer nie wiedziała jednak kogo może się spodziewać. Astre też nosił obcasy, by dodać sobie nieco wzrostu... Jednak... Czy szlachcianka mogła liczyć na to, że to właśnie on ukaże się przed jej obliczem?

Niestety, ale takie rzeczy działy się jedynie w bajkach, zamiast niego jednak...

- Elizabeth? Elizabeth Midford? - spytała Enfer z widocznym zaskoczeniem.

Blondynka jednak nie odpowiedziała. Jej oczy nie były tak lśniące jak wcześniej, wręcz przeciwnie, dziewczyna wydawała się być... Jakby martwa. A jednak, żyła, oddychała, a nawet podchodziła bliżej Enfer.

- Elizabeth, co ty... Co ty tu robisz? Czy oni... Czy ktoś ci zrobił krzywdę? Nie martw się, wydostaniemy się stąd ra-

Nagle jednak pod nogi Enfer została rzucona szabla. Przez samą Elizabeth, która również miała swoją broń i jedynie czekała na to, aż złotowłosa podniesie swój oręż.

- C-Co to ma znaczyć? Czy ktoś cię do tego zmusza? Nie musisz tego robić, Lizzy...

- Proszę, podnieś broń. Chcę, byśmy miały ze sobą wyrównane szanse - odezwała się w końcu.

Enfer była przerażona. Nigdy nie walczyła szablą. By nie wspomnieć, że w ogóle nigdy z nikim w żaden sposób nie walczyła. Postanowiła jednak chwycić za szablę.

Wtem, Elizabeth ruszyła na nią i z gracją wymierzyła swój cios. Enfer nie wiedząc jak zareagować, podniosła szablę, licząc na to, że zablokuje ona atak i zamknęła oczy, odchylają głowę.

Owszem, szable otarły się o siebie, jednak ostrze Elizabeth otarło się także o policzek Enfer, co sprawiło, że szlachcianka syknęła z bólu.

Elizabeth doskonale wiedziała, co robi. Enfer również zdawała sobie z tego sprawę. Była pewna, że Midford bez problemu umie posługiwać się szablą i gdyby chciała, byłaby w stanie trafić fatalnie złotowłosą tu i teraz. A jednak, mimo to, skaleczyła jej jedynie policzek.

- Elizabeth, dlaczego to robisz? Musi być jakiś powód!

Midford wtem zamachnęła się parę razy szablą w powietrzu, by następnie zatrzymać ją tuż przy swojej lewej nodze.

- Ciel... Nie był Cielem, którego znałam. Myślałam, że przez to, co przeżył w trakcie tych pięciu lat, gdy zaginął, zmienił się. Że... To tylko trauma, którą będę w stanie wyleczyć, jeśli będę otaczać go swoją miłością i troską. Jednak on... On nawet nie był Cielem! On był...

- Astre... - szepnęła Enfer.

- Więc ty też wiedziałaś.

- Nie... Znaczy... Dopiero od niedawna... Elizabeth, tak mi przykro...

Wtem Lizzy podniosła swoją broń i wycelowała ją w stronę Enfer. Była jednak wystarczająco daleko, by jej przy tym nie skrzywdzić.

- A co ty możesz wiedzieć? Czekałam na niego pięć lat. Modliłam się, by wrócił. By... By to wszystko, co się stało było jedynie koszmarem. Byłam nawet na jego pogrzebie! Miałam jedynie osiem lat! A kiedy... Kiedy pojawił się przede mną... Ja... Byłam tak szczęśliwa... A on... On mnie okłamał. Podszył się pod swojego brata, którego kochałam i sprawił, że... Że...

- Lizzy... Czy ty... Czy ty może zakochałaś się również w Astre?

- Zamilcz!

Wtem Elizabeth ponownie zamachnęła się na Enfer, która jednak w porę uniknęła ciosu, przewracając się w tył i rozrywając przy tym dół sukni. Midford jednak nie zamierzała odpuścić tej idealnej szansy i znowu drasnęła złotowłosą, tym razem w rękę.

Enfer krzyknęła z bólu, padając na ziemię. Krew zaczęła sączyć z niej się niczym potok. Elizabeth postanowiła odejść od niej, by następnie wyczyścić krew z szabli.

- Lepiej doprowadź się szybko do porządku, Enfer. Ta walka z góry jest niewyrównana, jednak nie jestem potworem. Dam ci szansę, czy dwie. Nie będę się nad tobą pastwić. Nie jestem jak Astre, który nie dba o uczucia innych.

Szlachcianka postanowiła mimo wszystko skorzystać z propozycji Midford. Zdarła z siebie resztę sukni, która i tak by jej nie posłużyła, zdjęła krynolinę, która również nie była zbyt pomocna, jak i pantofelki. Była więc na bosaka, w białym odzieniu i z widocznym brzuchem po ostatniej akcji z pożarem. Ostatnim co zrobiła było wydarcie kawałka fioletowego materiału z sukni, by nim zatamować krwawienie na ręce. Zawiązała materiał z całej siły na ramieniu, używając przy tym zębów, by następnie zdrową ręką chwycić ponownie za szablę.

- Jednak dlaczego walczysz teraz ze mną, Elizabeth? To na Astre jesteś zła.

- Ciel powiedział mi o wszystkim. O tym, jak jego brat przejął jego życie. I o tym, jak okłamywał mnie przez ten cały czas, nigdy nie odwzajemniając tego, co do niego czułam. Zawsze ponoć pamiętał o tobie...

- Ale... Byłaś pewna, że to Ciel! To przez to dażyłaś uczuciem Astre! Ja... Zanim poznałam prawdę, nie byłam chętna do przebywania z Astre, który w tamtym momencie podszywał się pod Ciela. Bo Ciela... Nigdy nie kochałam. I kochać nie będę. To Astre... Zawsze był mi bliski. I nawet jeśli zrobił tyle okropieństw... Jestem skłonna mu przebaczyć! Na pewno musiał mieć w tym wszystkim jakiś powód!

- Powód, hę? Hah! Naprawdę mi cię szkoda, Enfer... Jesteś zaślepiona Astre. Dokładnie tak jak ja byłam. Znosiłam jego chłód, byłam dla niego na dobre i na złe, chroniłam go własnym ciałem, a on...!

- Jestem pewna, że jesteś dla niego ważna! Przecież... Inaczej by cię kompletnie odrzucił...

- To tylko dla jego fasady... Ciel był moim narzeczonym. Astre musiał grać zgodnie z tym. Inaczej nikt by nie uwierzył, że jest on Cielem.

- Ale... Czy nie jest ci szkoda Astre? Wszyscy zapewne ucieszyli się, że powrócił Ciel... Ale... Czy nikt nie kwestionował, gdzie jest jego słabszy, chorowity brat bliźniak...?

- Przestań! - krzyknęła Elizabeth, podbiegając z niebywałą prędkością do Enfer, która nie była gotowa na taki atak. Została ona trafiona w brzuch. - Przestań! Przestań! Przestań!

Z każdym słowem Elizabeth wymierzała ciosy w odsłonięty brzuch szlachcianki. W końcu jednak przestała, gdy Enfer padła na ziemię, ciężko oddychając, z krwawym brzuchem.

- Dlaczego musisz taka być, co, Enfer? Niby piekielne imię, jednak zawsze zachowywałaś się jak anioł stróż. Gdy ja i Ciel bawiliśmy się szczęśliwie na dworze, biegając za sobą, ty zawsze wymykałaś się do posiadłości, by posiedzieć z Astre. Było ci go szkoda, prawda? Biedny, schorowany chłopiec bez przyjaciół... Pewnie uważałaś, że ja i Ciel jesteśmy okropni, co? Że... Olewamy tego słabszego. Ale byliśmy dziećmi! Co mieliśmy robić? Siedzieć spokojnie w domu, w trakcie gdy na dworze była piękna pogoda? Przecież Astre zawsze mógł wyjść na dwór i...

- Nie mógł... - stwierdziła Enfer, ciężko oddychając. - Jego astma by go wykończyła. Zawsze na was patrzył przez okno tęsknym wzrokiem. Nie bawiłam się z nim, bo było mi przykro... Nie, ja po prostu chciałam to robić. Chciałam z nim przebywać, zdobywać wspomnienia. Nie przejmowałam się jego chorobą. Chciałam być tylko jak najbliżej niego. Tak samo jak ty chciałaś byś jak najbliżej Ciela.

Do oczu Elizabeth napłynęły łzy. Nienawidziła przyznawać komuś innemu racji, jednak wiedziała, że Enfer jest szczera w swoich słowach.

- Zamierzasz mnie zabić? Co osiągniesz przez to, Lizzy? Astre nie jest Cielem. W dodatku, ta osoba, która mnie tutaj zabrała... To był prawdziwy Ciel, prawda?

- Ja...

- Zdaje mi się, że prawdziwy Ciel namącił ci w głowie, Lizzy. Nie wiesz co masz czuć w tej chwili. Jesteś sfrustrowana, a twoje uczucia nie mają żadnego sensu dla ciebie.

- Przestań...

- Prawda może być bolesna. Wiem to. Przez lata nie wiedziałam nawet kim tak naprawdę jestem. Straciłam pamięć. A odzyskanie jej... Nie należało do najłatwiejszych. Co dopiero pogodzenie się z tym jak wyglądała moja przeszłość...

- Przestań...

- Nie jesteśmy takie różne od siebie, Elizabeth. Obie jesteśmy równie zagubione.

- Przestań!

Midford już miała wymierzyć cios w bezbronną Enfer... Gdy wtem pojawił się jej wybawca, który przyjął cios na siebie. Złotowłosa jednak nie mogła uwierzyć w to, kogo widzi.

- E... Eric?

-----------
Kiedy masz dwie blondynki-szlachcianki, które ze sobą walczą i musisz kminić jak jedną i drugą nazywać, by nie jechać co chwilę imionami i by było wiadomo którą blondynę masz na myśli.

Po za tym, na tym etapie, to ja już kurwa nie wiem co się odpierdala w mandze. Czy ktoś może czyta to jakoś dokładniej i wie co się tam odpierdoliło przez jakieś +/- 20 rozdziałów??? Bo serio jestem zagubiona.

Plus, uznałam, że zrobię update 3 dni z rzędu. Za te miesiące bez update'u jako rekompensatę :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro