Rozdział XVII: Ta Anielica choruje
Na świat 18 maja 1976 roku przyszła córka państwa Mortem. Jej włosy, podobnie jak jej matki i starszego brata miały kolor ciemnego blondu, zaś duże oczy, spoglądające z ciekawością na świat, który ją otaczał, posiadały kolor morza.
Mimo że państwo Mortem posiadali już syna, którego zdążyli zaręczyć z córką zamożnej pary, która była nie aż tak daleko z nimi spokrewniona, pani Mortem wciąż była zachwycona pociechą, którą wydała na świat i którą będzie mogła wychować na prawdziwą damę.
Kiedy jednak do pokoju wprowadzono najbardziej szanowaną osobę w rodzinie - babcię od strony ojca dziewczynki - cały czar prysł. Nie przypatrzyła się jej dobrze, jednak natychmiast zbladła, chwytając się za serce.
- Demon! Demon! - krzyczała. Była pobożną kobietą. Drżącymi rękami wyciągnęła złoty krzyżyk, który zawsze nosiła i przytuliła go do piersi. - Sancta María, mater Dei, ora pro nobis peccatóribus, nunc et in hora mortis nóstrae. Amen - zaczęła szeptać modlitwy.
- Matko... - pani Mortem, trzymająca na rękach córkę była widocznie zaniepokojona.
- Nadaj jej imię, mamo - rozkazał pan Mortem.
W istocie, babcia była tą osobą, która zawsze nadawała imiona wszelkim dzieciom w rodzinie.
- Enfer - szepnęła w końcu starsza kobieta. - Ta istota... To Enfer.
Pani Mortem przytuliła mocniej córkę do piersi. Mimo to, nie mogła sprzeciwić się woli babci.
Jej córka od dnia swoich narodzin zyskała piekielne imię.
***
Państwo Mortem, jak i starszy brat dziewczyny mimo zapowiedzi babci o tym, że jest to piekielne dziecko, opiekowali się nią z troską, używając przy tym jednak twardej ręki dyscypliny.
Dlatego, oboje zdziwili się, jak tylko ich córka odbiegła gdzieś, w trakcie wizyty u rodziny Phantomhive - starych znajomych pana Mortem.
Znaleziona ona została potem w pokoju jednego z bliźniaków Phantomhive, który był znacznie słabszy od swojego brata.
Dzięki jednak namowom ze strony Vincenta, dzieci zostały ze sobą zaręczone, co szczerze je ucieszyło.
Od tamtej pory rodziny Mortem, Phantomhive i Midford regularnie się ze sobą spotykały, by omówić wszelkie sprawy narzeczeństwa, jak i pozwolić dzieciom przyzwyczaić się do tego, że za te paręnaście lat będą ze sobą połączeni więzem małżeńskim.
Z tego też powodu, Enfer i Astre zostawali razem sami w domu rodziny Phantomhive, doglądani jednak co jakiś czas przez pana Tanakę. Zaś Ciel i Lizzy, jako energiczne dzieci, biegały razem na zewnątrz pod okiem rodziców.
Ten zbieg przypadków zbliżył do siebie Astre i Enfer, którzy potrafili bawić się ze sobą i rozmawiać godzinami. Byli także świetnymi testerami nowych zabawek i słodkości firmy Funtom, która była własnością firmy Phantomhive.
Sielanka ta nie mogła jednak trwać wieczność...
- Waah! Ten nowy pluszak jest naprawdę uroczy - stwierdziła Enfer, przyjmując od Astre kremowego królika. - I jaki miękki... - Wtuliła się w niego. - Zazdroszczę ci, Astre. Twoja rodzina produkuje pluszaki i czekoladki, które sprawiają dzieciom radość, a moja tylko jakąś nudną zastawę porcelanową.
- To nieprawda! Nasi rodzice bardzo doceniają tę zastawę, spójrz! - wskazał palcem za okno, na rodziców siedzących przy stoliku ogrodowym. - Cały czas piją z niej herbatę i jedzą ciasteczka. No i jest naprawdę piękna! W dodatku... Przecież kiedyś też będziesz częścią mojej rodziny... - Chwycił blondynkę z jej rękę. - I też będziesz właścicielką firmy, która sprawia dzieciom radość.
Enfer lekko się zarumieniła. Po chwili jednak dzieci zaczęły się razem głośno śmiać. Śmiech dziewczynki jednak po chwili zamienił się w kaszel, przy którym nie mogła złapać oddechu. Astre natychmiast pociągnął ją w swoją stronę, położył jej głowę na swoim ramieniu i zaczął gładzić jej plecy. To nie był pierwszy raz kiedy był świadkiem jej ataku.
- Już dobrze - pocieszał ją. - Jestem tu, Ene.
Tym razem kaszel trwał dłużej niż zazwyczaj. Astre zaczął się więc coraz bardziej niepokoić. Jego ciocia nie wykryła u niej mimo to astmy. Żaden lekarz nie wiedział jak jej pomóc. Dlatego chłopiec mógł tylko liczyć na to, że zaraz jej przejdzie.
- Zaraz będzie po wszystkim, Ene. - Głaskał dalej jej plecy. Tym razem jednak jego słowa miały być też wymówką dla niego, że nic strasznego się nie dzieje, że zaraz będzie po wszystkim i będą mogli dalej się ze sobą bawić i rozmawiać.
Nagle jednak chłopak usłyszał i poczuł jak dziewczyna coś wypluwa na jego koszulę. Przerażony, gdy ta nagle skończyła kaszleć, odsunął ją od siebie, by zobaczyć dokładnie co się stało. Była nieprzytomna, a z jej ust ciekła krew.
- Panie Tanaka!
***
Niedługo potem u Enfer została stwierdzona gruźlica. Nie dano jej wiele czasu, ani w ogóle szans na przeżycie.
"Musiałby zdarzyć się jakiś cud" - twierdzili lekarze.
Rodzina Phantomhive i Mortem zgodnie stwierdziły, że bezpieczniej będzie, jeśli Enfer nie będzie już do nich więcej przyjeżdżać.
Astre bardzo zaniepokoił ten fakt. Nie wiedział co się dzieje. Zadawał tysiące pytań, byleby uzyskać choć jedną odpowiedź.
"Czy Ene już nigdy nas nie odwiedzi?"
"Czy Ene dobrze się czuje?"
"Czy z Ene wszystko w porządku?"
"Czy Ene cierpi?"
"Czy mogę ja zamiast tego do niej pojechać?"
"Czy to wszystko moja wina? Czy to przeze mnie jest jej źle? Zaraziłem ją astmą?"
- Nie... Nie, Astre. To nie twoja wina. Ene... Ene nie ma astmy. To gruźlica. W porównaniu do twojej astmy... jest śmiertelna.
***
Choroba Enfer drastycznie zmieniła życie rodziny Mortem. Czy było to jej imię, które zesłało taką tragedię? A może fakt, że przebywała przez ten cały czas z chorym chłopcem?
Zamiast obarczać kogoś winą, państwo Mortem zdecydowali się na radykalny krok i zamknęli Enfer samą w piwnicy, by nie roznosiła dalej choroby, zwłaszcza po ataku, jaki dostała przy Cielu, który sam był w końcu chorowity.
Jedynie służba o wyznaczonych godzinach przynosiła do dziewczyny jakieś posiłki, gdyż matka dziewczynki ubłagała, by jej nie zagłodzić na śmierć.
"Moja matka pewnie tego by chciała. " Mówił pan Mortem. "Już od początku jej narodzin twierdziła, że to demoniczne dziecko."
Sam jednak również nie miał serca, by zabić niewinne dziecko.
Starszy syn zaś... Mimo że uległy rodzicom, zawsze wymykał się do siostry w ciągu nocy, by porozmawiać z nią przez zamknięte drzwi.
- Enfer - szeptał a następnie pukał trzy razy. - Enfer, to ja.
Dziewczynka, mimo braku sił, podchodziła do drzwi, by następnie przy nich usiąść.
- Jestem - odpierała, by również dać mu cichy znak.
- Jak się czujesz?
- Dobrze - kłamała. - Ale tęsknię za Astre. Beze mnie musi sanotnie siedzieć w domu, gdy Lizzy ich odwiedza...
- Przykro mi, Enfer...
***
Z każdym dniem traciła coraz więcej sił. Każdej nocy jednak podchodziła do drzwi, by dać znać Ericowi, że żyje i wszystko z nią "dobrze".
Codziennie myślała także o Astre, z którym miała więź nie do opisania. Chciała móc zobaczyć jeszcze raz jego uśmiechniętą buzię, usłyszeć jego śmiech, móc go przytulić i trzymać tak w swoich objęciach jak najdłużej się da.
Ale nie mogła. Wiedziała, że naraziłaby jego zdrowie, gdyby z nim przebywała. Dlatego musiała zadowolić się ciepłymi wspomnieniami. O zapomnieniu osoby, która była jej tak droga nie było mowy.
Dodatkowo, gdy tylko spoglądała za okno z kratą, zamontowane w jej małej, kamiennej i wilgotnej klatce; widziała za każdym razem gwiazdy.
***
- Astre... - zaczęła Ene.
- Tak?
- Twoje imię oznacza gwiazdę, prawda? - spytała, na co chłopiec twierdząco kiwnął głową. - Gwiazdy są naprawdę piękne. Wypowiada się przy nich życzenie. Spogląda się na nie razem z osobami, które się kocha...
Dziewczynka lekko zarumieniła się na to wyznanie, jednak postanowiła kontynuować:
- Zazdroszczę ci, ponieważ babcia nazwała mnie Piekłem. Przy moich narodzinach wrzeszczała, że jestem demonem z piekła. Wrzeszczała "Enfer, Enfer!". Jako że była najbardziej szanowaną osobą w rodzinie, moi rodzice tak właśnie postanowili mi dać na imię.
- Ja lubię twoje imię, Ene. Mógłbym powtarzać je tysiąckrotnie! Enfer, Enfer, Enfer, Enfer..!
- P-Przestań!
- Nie podoba ci się jak mówię twoje imię?
- Znaczy... Lubię, jak je wypowiadasz, ale... Nie lubię jego znaczenia...
Chłopiec chwilę się zastanowił, po czym zaczął radośnie krzyczeć:
- Ene, Ene, Ene, Ene!
Dziewczynka zaśmiała się, po czym postanowiła dołączyć do zabawy:
- Astre, Astre, Astre, Astre!
- Ene, Ene, Ene, Ene!
- Astre, Astre, Astre, Astre!
W końcu jednak oboje opadli z sił po wielokrotnym powtarzaniu swoich imion, głęboko oddychając ze zmęczenia.
Astre mimo to, odważył się po krótkiej chwili spytać:
- Dlaczego twoi rodzice zgodzili się na takie imię? Czy oni... Też cię... Nie lubią tak samo jak babcia?
- Ojciec zawsze był surowy, podobnie jak babcia, jego matka. Ale mama była dla mnie zawsze dobra. Chociaż, gdyby nie nasi ojcowie i ich znajomość z dzieciństwa, nie bylibyśmy pewnie teraz narzeczonymi...
- Pewnie trudno będzie mieć mnie jako narzeczonego z moją astmą... Mogę w każdej chwili zasłabnąć i...
- Astre... Nie przeszkadza mi twoja astma. To dzięki niej i temu, że siedzisz w domu mogłam cię przecież poznać. Sama zresztą czasem mam napady kaszlu i...
- Napady kaszlu?! - Chłopiec chwycił za obie ręce dziewczynki. - Co się stało?! Dobrze się czujesz?! Boli cię?!
- Ach, n-nie musisz się o mnie obawiać...
- Ale obiecałem cię chronić, Ene... - Przyłożył jedną z jej dłoni do swojego policzka.
- Wiem, że chcesz mnie chronić, ale ja obiecałam to jako pierwsza!
- Haha, też racja! Wiesz, tata wspominał, że jutro będzie duuużo spadających gwiazd na niebie! Chcesz ze mną na nie popatrzeć? Nie będzie to taki dobry widok z domu, więc może tata zgodzi się, bym wyszedł... Chyba że wolałabyś tylko ze mną je oglądać...
- Z-Zobaczyć razem gwiazdy? S-Sami? Ech?! Ale masz przez to na myśli, że mnie...
- Będziesz przecież moją żoną, Ene - Astre głośno się zaśmiał, zasłaniając przy tym usta dłonią.
- W-Wiem, że będę twoją żoną, ale...
- Kocham cię, Ene - uśmiechnął się.
- J-Ja ciebie też... Astre.
Następnie Astre pochylił się nad Enfer i złożył jej lekkiego, niewinnego całusa na ustach, tak jak robił to jego tata mamie.
***
- Chciałabym już wydobrzeć i zostać twoją żoną, Astre - mówiła do siebie, spoglądając w niebo. Nie słyszała pukania i nawoływań Erica. - Już przestało mnie boleć. To dobrze, prawda? To znaczy, że musi być mi lepiej... Czyli niedługo się zobaczymy. Oby jak najszybciej... Niedługo będziesz miał urodziny... Ja też chciałabym... Tam... Być...
Odeszła z uśmiechem na ustach, bez bólu, będąc pewną, że znowu spotka się z osobą, którą kocha.
To wzruszyło jednego anioła, który postanowił obserwować ją już od jej narodzin, gdy ta otrzymała tak raniące imię, jakim jest "Piekło". Niby imię, które miało sprowadzić na nią katastrofę, a jednak zapewniło zbawienie.
Gdyż tak oto Madeline de Demandlox zeszła na ziemię, by wskrzesić biedną dziewczynkę, która w końcu nikomu nie zawiniła.
Jej boska moc sprawiła, że dotychczas włosy ciemnego blondu rozbłysły jasnym, złotym, wręcz nienaturalnym połyskiem, zaś oczy z koloru morza przerodziły się w kolor najczystszego cyjanu.
- Panienko...
- Mh? - Enfer wciąż nie do końca wiedziała co się dzieje.
- Już wszystko dobrze, panienko. Przywróciłam cię do życia. Ale ma to swoją cenę. W trakcie, gdy demony zabierają duszę w zamian za kontrakt, my anioły zabieramy cenne wspomnienia, o które ludzie tak dbają. Bardzo mi przykro... Ale może spotkasz jeszcze tego chłopca... Jestem pewna, że on nigdy o tobie nie zapomni.
-------------------
Dlaczego 18 maja? Ponieważ wtedy wleciał 1 rozdział tego ficka (jeszcze w starej wersji, przed poprawą). Więc dałam taką datę, bo why the hell not?
Plus co do tego, że astma Astre miała niby wpłynąć na stan zdrowia Enfer - spokojnie, ja nie twierdzę, że astma jest zaraźliwa. Po prostu piszę fanfick, w którym akcja dzieje się w XIX wieku, a wtedy medycyna mocno kulała. Dopiero w XX wieku odkryto to i owo. Ostatnio słucham sporo podcastów medycznych, więc chyba mi się udzieliło xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro