Rozdział IX: Ta Anielica jest jedynie niewinnym aniołkiem
- Miło znowu widzieć panienkę... - odezwał się znajomy głos.
- Kim jesteś? - spytała Enfer, próbując dostrzec w pustce rozmówcę. Jedyne co udało jej się jednak zobaczyć, była para, dobiegająca z jej ust. Miejsce, w którym się znajdowała, było zastraszająco zimne.
- Już panienka zadawała to pytanie... Oj, coś złą ma panienka tę pamięć. - Zacmokał parę razy, a blondynka wręcz była w stanie poczuć, że ten kręci z dezaprobatą głową. - Nie jestem tutaj jednak, by wyśmiewać panienkę.
Ma ten mój wyimaginowany głos charakterek... - prychnęła w myślach Enfer.
- Niech panienka czuje się zaproszona na bal rodziny Phantomhive - dokończył mężczyzna.
- Phantomhive..?! Czyli..!
Wtem tajemniczy głos pojawił się we własnej osobie, zaraz za dziewczyną, zasłaniając jej usta jedną ręką. Blondynka zaczęła tracić dech. Czuła, że jej kończyny są czymś związane. Próbowała usilnie zaczerpnąć powietrze, wijąc się niemiłosiernie. Dziesięć sekund trwało niczym dziesięć minut.
Zginęła.
***
Enfer obudziła się z krzykiem. Zaczęła ciężko oddychać. Była przerażona. Przed chwilą ktoś ją udusił we śnie.
- Nie tak głośno, nie musisz budzić od razu całej posiadłości...
- Sutcliff..! Co ty tu...?!
- Zrobiłam mały układ z twoją służącą. Od teraz będę tu mieszkała!
Blondynka zbaraniała. Mężczyzna, który był uwikłany w śmierć jednej z jej pokojówek, miał od tak zamieszkać w jej posiadłości? O ironio.
- Ja się na nic nie zgadzałam! - krzyknęła oburzona dziewczyna.
- Oj, Słoneczko... Ty nie masz tutaj nic do powiedzenia.
- To ja jestem głową rodziny, do cholery!
- Oj, takie słowa z ust młodej damy?
Enfer odruchowo zasłoniła usta.
- Szkoda by było, jakby ktoś się o tym dowiedział, prawda? A zapewniam, że jestem w stanie zniszczyć komuś życie.
- Ty parszywy... draniu..!
Dziewczyna głośno westchnęła.
- Gdzie jest Madeline?
- Zajęta. To ja dostałam rolę pilnowania cię. Męczące... - Westchnął przeciągle. - A mogłabym teraz być przy Sebastianku... Och, mój kochany demonie!
W tym momencie, w posiadłości Phantomhive, czarnowłosy lokaj wzdrygnął się z obrzydzeniem, czując, że mówi o nim nieodpowiednia osoba.
- Sebastian? - spytała Enfer. - Sebastian Michaelis?
- Tak..?
- Co cię z nim łączy, Sutcliff? - syknęła.
- Ach! Jesteśmy zakazanymi kochankami!
Obrzydlistwo*...
- Dlaczego pytasz o Sebusia?! Czyżbyś próbowała mi go zabrać?! - rzucił się na Enfer, chwytając jej szyję.
Przerażona dziewczyna, natychmiast go odepchnęła z krzykiem. Sutcliff zrozumiał, że coś było nie tak. Jego ciekawość wygrała:
- Przecież nie zamierzałam cię udusić... Co się stało?
- Nie muszę ci tego mówić...
- Wspomniałam o umowie z Madeline, prawda? Od dzisiaj jestem twoją "strażniczką". Więc. - Zaczął stukać ją palcem wskazującym w klatkę piersiową, z każdym stuknięciem mówiąc kolejne słowo. - Masz. Mi. Mówić. O. Wszystkim.
- Nie zgadzałam się na żadną umowę! - odtrąciła jego dłoń.
Rudzielec westchnął głęboko. Po chwili ułożył się wygodniej na łóżku.
- Wiem, że nie zaczęliśmy zbyt... Pozytywnie. Ale zapewniam, że aktualnie moje intencje nie są złe...
- "Aktualnie"...
- Grunt, że nie są! Ekhem, w każdym razie... Teraz jestem za ciebie odpowiedzialna.
- Nie zamierzam ufać komuś, kto sprzymieszył się z wrogiem...
- Wrogiem?
- Pies królowej i jego posłaniec.
- Ach, gówniak i Sebuś! Co jest niby nie tak z Sebusiem?!
- On... - Enfer chwyciła się za szyję.
Sutcliff zrozumiał aluzję. Przybliżył się więc do blondynki, by szepnąć jej na ucho:
- Już kiedyś oderwałam mu jego rękę. Mogę to zrobić jeszcze raz.
***
Enfer nie wiedziała, czy dobrym pomysłem byłoby wybrać się na ten bal. Nawet jeśli był to jedynie sen, wciąż czuła na swoich ustach i wokół szyi ścisk.
Następnego dnia rzeczywiście dotarło do niej zaproszenie, pod którym podpisał się własnoręcznie Phantomhive. Zdziwiła się jednak nie na żarty, gdy po przeczytaniu listu dotarła do niej wiadomość, że jest to bal przebierańców.
Sutcliff jednak nalegał jak na szpilkach, by wybrać się na niego, ciągle dręcząc tym tematem Enfer, która miała go już serdecznie dość.
- Ach, tylko za co ja bym się mogła przebrać? - głośno myślał Grell. - Czerwony Kapturek? Ach, wyglądałabym tak uroczo!
Enfer przypatrywała się mu w milczeniu, wyraźnie podirytowana.
- Aj nie miej już tak kwaśnej miny, bo to piękności szkodzi! Pracowałam w końcu u krawcowej, będę więc w stanie zapewnić ci cudowny strój!
- Słucham?! Ty chyba sobie żartujesz, Sutcliff...
- Wręcz przeciwnie! Jak dalej będziesz się tak dąsać, to porzucę swój pierwszy pomysł i zostaniesz wilkiem! Chociaż... - W wyobraźni rudzielca pojawił się umięśniony Sebastian, przebrany w strój wilka, który oczywiście odsłaniał całą, dobrze umięśnioną, klatę mężczyzny. - Ach! Ach! Aaaach!~ Sebuś słonko, jak niegrzecznie! Rawr!~
Mina Enfer była nie do opisania. Obrzydzenie, połączone z załamaniem nerwowym i zdziwieniem.
- Ale już dosyć gadania, trzeba się przebrać, ruchy, ruchy! - Chwycił za brzeg sukienki Enfer, by podciągnąć ją do góry.
- Nie dotykaj mnie! Zboczeńcu! - krzyknęła Enfer, zsuwają suknię ponownie, na swoje pierwotne miejsce, cała zaczerwieniona na twarzy.
- Teraz to ja jestem za ciebie odpowiedzialna, pamiętasz? Więc zdejmuj lepiej tę sukienkę i daj się przebrać!
- Madeline! - Enfer wybiegła z pokoju.
- Wracaj tu!
***
Ostatecznie Grell wygrał, a Enfer skończyła w stroju, który ten dla niej przygotował. O dziwo, mężczyzna nie kłamał w kwestii swoich umiejętności, gdyż przebranie było niczego sobie.
Jednak to, co blondynka zastała w lustrze, przeraziło nawet ją.
[Obrazek został z wcześniejszej wersji. Nadal mi się podoba, więc zostawiam]
- Ty chyba sobie żartujesz... - mruknęła szlachcianka. - Nie wyjdę tak to ludzi. Za dużo... odkrytego... ciała... - powiedziała, czerwieniąc się z każdym wypowiedzianym słowem coraz bardziej.
- Nic, tylko byś narzekała... Ech, dzieci w tych czasach są takie trudne do zrozumienia...
Sutcliff rzucił w stronę Enfer białą narzutę, by się nią nakryła.
- Kostki zasłonimy długimi butami - stwierdził Grell, zauważając, że narzuta sięga ledwie kolan.
Miło, że przynajmniej o tym pomyślał... - stwierdziła Enfer, nie chciała jednak wypowiadać tego na głos, by znowu nie kłócić się z mężczyzną.
Dziewczyna ponownie spojrzała w lustro. Gdzieś w głębi wciąż była przerażona. Czuła wręcz, że na jej skórze pojawia się gęsia skórka, gdy tylko przypominała sobie o koszmarze, jaki ją nawiedził.
Sebastian Michaelis zabił ją we śnie, lecz zapewne nie zawahałby się powtórzyć tego w świecie realnym.
-----------------------
*Chciałabym jedynie zaznaczyć, że w XIX wieku związki homoseksualne były ZAKAZANE, dlatego dla Enfer takie coś jest nie do pomyślenia. Osobiście nie mam nic przeciwko takim związkom. Róbta sobie co chceta, z kim chceta, ja mam to gdzieśta(m).
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro