Rozdział XIII: Ta Anielica dostaje ataku
Hrabia zasiadł za biurkiem. Enfer zrobiła to samo, jednak naprzeciwko chłopaka.
Siedziała z nim twarzą w twarz. Nie była w stanie nawet przełknąć śliny, dopóki to chłopak postanowi się odezwać.
Dzieliło ich tylko i wyłącznie biurko. Mimo to, Enfer czuła się, jakby jej nogi stykały się bezpośrednio z kolanami hrabi, a nie bukowym drewnem.
- Przejdźmy więc może do konkretów, Ene - odezwał się wreszcie.
Serce dziewczyny podskoczyło do jej gardła i zatrzymało się w nim, próbując ją udusić, zamiast wykonywać swoją pracę i pompować krew, umożliwiając jej w ogóle żyć.
Nagle jednak, rozmowa została przerwana po raz kolejny. Tym razem przez kamerdynera, który przyszedł wraz z herbatą.
Stanął on po lewej stronie Enfer, po czym niebezpiecznie pochylił się obok niej, kładąc filiżankę, nalewając do niej jednocześnie herbaty.
- Na dzisiejszy wieczór postanowiłem przygotować Laponię. Herbata ta stanowi kompozycję zielonej herbaty Sencha z białą herbatą Pai Mu Tan. Biała herbata obniża ciśnienie krwi, poprawiając tym samym pracę serca. Zielona z kolei sprzyja odmładzaniu.
Jego uśmiech sprawiał, że Enfer zamiast czuć się komfortowo, zastanawiała się nad tym, czy przyjście do posiadłości przypadkiem nie postawiło na niej definitywnego wyroku śmierci. Serce z kolei, które dotychczas było ugrzęźnięte w gardle, nagle spadło z impetem ponownie na swoje miejsce, odbijając się przy okazji od płuc dziewczyny. Wszystko jednak przebiegło w ciszy - jak to bywa z metaforą.
Wtem jednak coś dotarło do Enfer.
- Gdzie jest Madeline? - spytała, pełna obaw, że coś mogło jej się stać.
- Nie ma powodów do obaw... Jedynie się z nią trochę... Zabawiłem. - Mężczyzna lekko oblizał wargi, po czym stanął po stronie hrabi, by jemu również podać herbatę.
- Demon... - wycedziła przez zęby dziewczyna, ledwo powstrzymując łzy. Cała się trzęsła.
Może i straciła zaufanie do Madeline, jednak nie chciała, by stała jej się jakakolwiek krzywda.
Ciel zmarszczył lekko brwi, gdy zobaczył w jakim stanie jest dziewczyna.
- Sebastianie, zachowuj się przy gościu - powiedział spokojnie. Mimo to, dało się odczuć, że chciał zrobić dla Enfer coś więcej.
- Yes, my lord. - Kiedy już zdawało się, że kamerdyner zamilknie, nagle dodał: - Nie rozumiem jednego, paniczu... Mogłem zakończyć wszystko już w jej śnie. Mimo to, postanowił panicz dalej bawić się w prowadzenie za rączkę panienki.
- Zamknij się, Sebastianie - wycedził hrabia.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko, po czym odparł spokojnym, kojącym tonem:
- Yes, my lord.
Kamerdyner stanął w kącie pokoju, widocznie czekając na dalsze polecenia.
Dziewczyna w tym samym czasie spojrzała na herbatę w filiżance.
- Nie bój się, nie jest zatruta. - Ciel wziął łyk ze swojej filiżanki, by udowodnić swoje słowa.
- Może herbata nie, ale sama filiżanka w sobie mogła zostać wysmarowana od środka trucizną.
Hrabia lekko się uśmiechnął.
- Jesteś całkiem bystra. Jednak wciąż nie zmieniam swojego zdania. - Tym razem Ciel sięgnął po filiżankę dziewczyny, by z niej również upić odrobinę napoju.
Nie kłamał, zostały wyraźne ślady po herbanie na brzegach - musiał więc wypić trochę, by takowe zostały.
Mimo że Enfer doskonale wiedziała, że nie powinna, zaschło jej na tyle w gardle, że przyjęła herbatę, nawet jeśli hrabia nieco z niej upił. W aktualnej sytuacji taki szczegół jej nie obchodził.
- Nazwałaś Sebastiana w jeden, charakterystyczny sposób, pamiętasz? Dosłownie jakieś dwie, trzy minuty temu.
- Nazwałam..? - powtórzyła Enfer, próbując powrócić myślami do swoich słów. Nagle ją olśniło. - Demon...
- Dokładnie. Co więc, jeśli oznajmię ci, że takowe istnieją? Na logikę, oznacza to, że inne tego typu również muszą być prawdziwe. - Zaczął jechać palcem wokół filiżanki, po jej brzegu. - Żniwiarze... Żywe trupy... Oraz przeciwieństwo demonów...
- Co masz przez to na myśli?
- Madeline jest aniołem.
Do Enfer nie chciały dotrzeć te słowa. Madeline? Aniołem? Dlaczego do tej pory tego nie wiedziała?
Wiedziałaś.
Dlaczego jej nie powiedziała?
Sekret.
Dlaczego to właśnie Phantomhive jej o tym mówi?
Demon.
Serce szlachcianki zaczęło bić coraz szybciej. Wspomnienia przelewały się przez jej umysł z prędkością światła. Z wrażenia upuściła filiżankę, która rozbiła się niemal od razu po zetknięciu z podłogą, rozpadając się na kilkanaście kawałków.
Nagle jednak zaczęła kasłać. W niepokojący sposób - nie był to zwykły kaszel. Dziewczyna dosłownie się krztusiła. Wkrótce doszła także krew.
Hrabia, widząc to, natychmiast wstał i zacząć biec w stronę Enfer. Zatrzymał go jednak Sebastian.
- Co robisz?! - krzyknął chłopak. - Zostaw mnie! To rozkaz!
- Bardzo mi przykro, paniczu, jednak chronienie pańskiego życia jest dla mnie o wiele ważniejszym zadaniem, niż słuchanie pańskich rozkazów.
- Ene! - krzyczał dalej, wyciągając w jej stronę rękę.
Enfer w tym samym czasie padła na ziemię, kaszląc coraz bardziej.
- Aaaach, wiedziałam, że to zły pomysł pozwolić jej jechać samej.
Do pomieszczenia wszedł czerwonowłosy mężczyzna o zielonych ślepiach - Grell Sutcliff.
- Zesłałeś na nią wyrok śmierci, hrabio. - Powiedział, podchodząc do szlachcianki. Następnie usiadł za nią i objął w swoim uścisku. Dziewczyna momentalnie przestała kasłać. Jej oczy jednak straciły blask, a ciało przestało wić się z agonii. W ogóle się nie ruszała. Jedynie krew małymi strużkami wypływała z jej ust. - Nie... Ona już dawno powinna umrzeć. Ktoś jednak pozwolił jej dalej żyć. Teraz jednak, kiedy osłabiliście moc jej anioła... To zupełnie tak, jakbyście zabrali tej biednej duszyczce drugie życie. Powinieneś o tym coś wiedzieć, Phantomhive. Przecież doskonale wiedziałeś o jej chorobie.
- Ja nie... - hrabia cofnął się, nie mogąc uwierzyć w słowa rudzielca.
Ten dotychczas idiotyczny gej transwestyta, aktualnie wypowiadał się poważnie, można nawet powiedzieć, że arogancko względem chłopaka.
- Gruźlica jest praktycznie schodami do nieba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro