Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIII: Ta Anielica dostaje ataku

Hrabia zasiadł za biurkiem. Enfer zrobiła to samo, jednak naprzeciwko chłopaka.

Siedziała z nim twarzą w twarz. Nie była w stanie nawet przełknąć śliny, dopóki to chłopak postanowi się odezwać.

Dzieliło ich tylko i wyłącznie biurko. Mimo to, Enfer czuła się, jakby jej nogi stykały się bezpośrednio z kolanami hrabi, a nie bukowym drewnem.

- Przejdźmy więc może do konkretów, Ene - odezwał się wreszcie.

Serce dziewczyny podskoczyło do jej gardła i zatrzymało się w nim, próbując ją udusić, zamiast wykonywać swoją pracę i pompować krew, umożliwiając jej w ogóle żyć.

Nagle jednak, rozmowa została przerwana po raz kolejny. Tym razem przez kamerdynera, który przyszedł wraz z herbatą.

Stanął on po lewej stronie Enfer, po czym niebezpiecznie pochylił się obok niej, kładąc filiżankę, nalewając do niej jednocześnie herbaty.

- Na dzisiejszy wieczór postanowiłem przygotować Laponię. Herbata ta stanowi kompozycję zielonej herbaty Sencha z białą herbatą Pai Mu Tan. Biała herbata obniża ciśnienie krwi, poprawiając tym samym pracę serca. Zielona z kolei sprzyja odmładzaniu.

Jego uśmiech sprawiał, że Enfer zamiast czuć się komfortowo, zastanawiała się nad tym, czy przyjście do posiadłości przypadkiem nie postawiło na niej definitywnego wyroku śmierci. Serce z kolei, które dotychczas było ugrzęźnięte w gardle, nagle spadło z impetem ponownie na swoje miejsce, odbijając się przy okazji od płuc dziewczyny. Wszystko jednak przebiegło w ciszy - jak to bywa z metaforą.

Wtem jednak coś dotarło do Enfer.

- Gdzie jest Madeline? - spytała, pełna obaw, że coś mogło jej się stać.

- Nie ma powodów do obaw... Jedynie się z nią trochę... Zabawiłem. - Mężczyzna lekko oblizał wargi, po czym stanął po stronie hrabi, by jemu również podać herbatę.

- Demon... - wycedziła przez zęby dziewczyna, ledwo powstrzymując łzy. Cała się trzęsła.

Może i straciła zaufanie do Madeline, jednak nie chciała, by stała jej się jakakolwiek krzywda.

Ciel zmarszczył lekko brwi, gdy zobaczył w jakim stanie jest dziewczyna.

- Sebastianie, zachowuj się przy gościu - powiedział spokojnie. Mimo to, dało się odczuć, że chciał zrobić dla Enfer coś więcej.

- Yes, my lord. - Kiedy już zdawało się, że kamerdyner zamilknie, nagle dodał: - Nie rozumiem jednego, paniczu... Mogłem zakończyć wszystko już w jej śnie. Mimo to, postanowił panicz dalej bawić się w prowadzenie za rączkę panienki.

- Zamknij się, Sebastianie - wycedził hrabia.

Mężczyzna uśmiechnął się lekko, po czym odparł spokojnym, kojącym tonem:

- Yes, my lord.

Kamerdyner stanął w kącie pokoju, widocznie czekając na dalsze polecenia.

Dziewczyna w tym samym czasie spojrzała na herbatę w filiżance.

- Nie bój się, nie jest zatruta. - Ciel wziął łyk ze swojej filiżanki, by udowodnić swoje słowa.

- Może herbata nie, ale sama filiżanka w sobie mogła zostać wysmarowana od środka trucizną.

Hrabia lekko się uśmiechnął.

- Jesteś całkiem bystra. Jednak wciąż nie zmieniam swojego zdania. - Tym razem Ciel sięgnął po filiżankę dziewczyny, by z niej również upić odrobinę napoju.

Nie kłamał, zostały wyraźne ślady po herbanie na brzegach - musiał więc wypić trochę, by takowe zostały.

Mimo że Enfer doskonale wiedziała, że nie powinna, zaschło jej na tyle w gardle, że przyjęła herbatę, nawet jeśli hrabia nieco z niej upił. W aktualnej sytuacji taki szczegół jej nie obchodził.

- Nazwałaś Sebastiana w jeden, charakterystyczny sposób, pamiętasz? Dosłownie jakieś dwie, trzy minuty temu.

- Nazwałam..? - powtórzyła Enfer, próbując powrócić myślami do swoich słów. Nagle ją olśniło. - Demon...

- Dokładnie. Co więc, jeśli oznajmię ci, że takowe istnieją? Na logikę, oznacza to, że inne tego typu również muszą być prawdziwe. - Zaczął jechać palcem wokół filiżanki, po jej brzegu. - Żniwiarze... Żywe trupy... Oraz przeciwieństwo demonów...

- Co masz przez to na myśli?

- Madeline jest aniołem.

Do Enfer nie chciały dotrzeć te słowa. Madeline? Aniołem? Dlaczego do tej pory tego nie wiedziała?

Wiedziałaś.

Dlaczego jej nie powiedziała?

Sekret.

Dlaczego to właśnie Phantomhive jej o tym mówi?

Demon.

Serce szlachcianki zaczęło bić coraz szybciej. Wspomnienia przelewały się przez jej umysł z prędkością światła. Z wrażenia upuściła filiżankę, która rozbiła się niemal od razu po zetknięciu z podłogą, rozpadając się na kilkanaście kawałków.

Nagle jednak zaczęła kasłać. W niepokojący sposób - nie był to zwykły kaszel. Dziewczyna dosłownie się krztusiła. Wkrótce doszła także krew.

Hrabia, widząc to, natychmiast wstał i zacząć biec w stronę Enfer. Zatrzymał go jednak Sebastian.

- Co robisz?! - krzyknął chłopak. - Zostaw mnie! To rozkaz!

- Bardzo mi przykro, paniczu, jednak chronienie pańskiego życia jest dla mnie o wiele ważniejszym zadaniem, niż słuchanie pańskich rozkazów.

- Ene! - krzyczał dalej, wyciągając w jej stronę rękę.

Enfer w tym samym czasie padła na ziemię, kaszląc coraz bardziej.

- Aaaach, wiedziałam, że to zły pomysł pozwolić jej jechać samej.

Do pomieszczenia wszedł czerwonowłosy mężczyzna o zielonych ślepiach - Grell Sutcliff.

- Zesłałeś na nią wyrok śmierci, hrabio. - Powiedział, podchodząc do szlachcianki. Następnie usiadł za nią i objął w swoim uścisku. Dziewczyna momentalnie przestała kasłać. Jej oczy jednak straciły blask, a ciało przestało wić się z agonii. W ogóle się nie ruszała. Jedynie krew małymi strużkami wypływała z jej ust. - Nie... Ona już dawno powinna umrzeć. Ktoś jednak pozwolił jej dalej żyć. Teraz jednak, kiedy osłabiliście moc jej anioła... To zupełnie tak, jakbyście zabrali tej biednej duszyczce drugie życie. Powinieneś o tym coś wiedzieć, Phantomhive. Przecież doskonale wiedziałeś o jej chorobie.

- Ja nie... - hrabia cofnął się, nie mogąc uwierzyć w słowa rudzielca.

Ten dotychczas idiotyczny gej transwestyta, aktualnie wypowiadał się poważnie, można nawet powiedzieć, że arogancko względem chłopaka.

- Gruźlica jest praktycznie schodami do nieba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro