Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝑅𝑜𝓏𝒹𝓏𝒾𝒶ł 𝓅𝒾𝑒𝓇𝓌𝓈𝓏𝓎

»»────── .⋅ ⚜ ⋅. ──────««

Sześć minut. Tyle brakowało do dzwonka.

Shaye uniosła wzrok znad zeszytu. Odgarnęła kosmyk czarny włosów za ucho. Spojrzała na zegar wiszący nad tablicą. Spuściła wzrok zirytowana mając wrażenie że czas stał w miejscu. Bazgroliła długopisem po kartce. Bez większego sensu, po prostu kreśliła zawiłe i bezkształtne wzory. Siedziała mało elegancko. Gdyby pani Elsher nie była zajęta opowiadaniem o jednym z swoich ulubionych francuskich pisarzy, zwróciłaby Shaye uwagę że nie siedzi jak na damę przystało. Nogi miała wyprostowane pod ławką i skrzyżowane w kostkach. Wystawały one poza ławkę, bo była bardzo wysoka, przez co jej nogi były długie. Zza ławki widziała swoje buty, czarne glany.

Wpatrywała się w kartkę, którą pokrywało coraz więcej tuszu z długopisu.

— W porządku?

Shaye przerwała bazgrolenie gdy usłyszała szept. Spojrzała w bok. W ławce obok niej siedziała Allison. Brunetka lekko się uśmiechnęła i skinęła głową na zeszyt zielonookiej. Shaye spojrzała na zeszyt czując się trochę zawstydzona. Allison wydawała się być szczerze zainteresowana jej trochę nadpobudliwym zachowaniem.

Allison zauważyła że wśród bazgrołów, na kartce w zeszycie Shaye, powtarza się pewien wzór. Okrąg z liściem w środku, a w jego wnętrzu był trójkąt. Wzór był dość precyzyjny, jakby Shaye wiele razy go rysowała.

— Tak. Po prostu chcę aby ta lekcja się już skończyła. — odpowiedziała pół szeptem Shaye. Allison oderwała wzrok od zeszytu i spojrzała na zielonooką.

— Ja też. Mam dosyć słuchania biografii kolejnego francuskiego pisarza. — dodała żartobliwe Argent.

Pani Elsher miała dziwne zamiłowanie do francuskich pisarzy. Nie ważne czy byli sławni albo czy ich dzieła faktycznie były dobre. Potrafiła przez większość lekcji opowiadać o nich. Czasami było to na korzyść uczniów, bo nie musieli robić nic konkretnego na zajęciach tylko udawać że słuchają jej.

Shaye zerknęła na brunetkę. Allison patrzyła już przed siebie, więc nie widziała jak oczy Shaye błyszczały gdy na nią patrzyła, a szeroki uśmiech rozciągnął się na jej twarzy. Gdyby tylko wiedziała że zielonooka była w niej zauroczona. 

Shaye otrząsnęła się po chwili. Miała nadzieję że nikt nie zauważył tego jak się zapatrzyła na brunetkę. Nerwowo przeczesała dłonią włosy. Skrzywiła się gdy pociągnęła za mocno pasma włosów. Miała naturalne kręcone włosy, co czasami było dużym utrapieniem. Odziedziczyła je po mamie, choć kolor po tacie, bo tak jak on, Shaye miała czarne włosy. Pół roku temu zaszalała i zrobiła sobie czerwone pasemka. Mama nie była zbyt zadowolona, ale po czasie przestała marudzić że jej córka niszczy sobie włosy w młodym wieku. Większy wstrząs wywołał niewielki tatuaż, który zrobiła sobie na boku pod żebrami. Czarny dość zwykły wzór. Okrąg z liściem w środku, a w nim trójkąt. Jej mama nie przepadała za takimi rzeczami, ale gdy Shaye wyjaśniła rodzicom co tatuaż symbolizował, przestali negować decyzję córki.

Shaye na powrót wróciła do bazgrolenia po zeszycie. Lekcja rozszerzonego francuskiego była ostatnimi na dzisiaj zajęciami. Była niecierpliwa, nie dlatego że chciała by ta lekcja się skończyła. Chciała wrócić jak najszybciej do domu, bo dzisiaj była pełnia. Potrafiła się dość dobrze kontrolować, ale mimo to, ten dzień był dla niej drażliwy. Szczególnie że siedziała przy swojej sympatii. Słyszała bicie jej serca, waniliowy zapach szamponu do włosów. Bycie spokojną nie było łatwe. Marzyła aby wziąć ją chociaż za rękę. Tyle wystarczyłoby aby załagodzić jej nerwy. Jednak nie mogła pozwolić sobie nawet na tak mały gest. Nawet się nie przyjaźniły. Były tylko koleżankami, które kojarzą się z lekcji francuskiego. Czasami zdarzyło się Shaye, wymienić kilka zdań z Allison, ale głównie po francusku, w ramach ćwiczeń na lekcji. Poza klasą, czasami mówiły sobie cześć na korytarzu, ale nic poza tym.

Zielonooka wiedziała że wystarczyło po prostu zagadać. Zaproponować, chociaż koleżeńskie, wyjście na zakupy czy do jakiejś knajpki. Jednak trzymała się bardziej na dystans. Dlaczego? Bo zaprzyjaźnienie się z łowcą nie było najlepszym pomysłem, w szczególności gdy było się wilkołakiem. Jednak w rzeczywistości było to jedynie wymówką. Shaye nie wiedziała czy Allison również podobają się dziewczyny. Właśnie tego się obawiała najbardziej. Konfrontacji i tego że rzeczywistość znowu ją rozczaruje.

Shaye słyszała plotki o Beacon Hills. Miasto pełne nadprzyrodzonych istot. Właśnie z tego powodu przeprowadziła się tutaj z rodzicami, aby mogła być z takimi jak ona. Jednak to nie było takie proste jak myślała. Minęło prawie dwa miesiące od rozpoczęcia roku szkolnego. Jedyną osobą, którą mogłaby nazwać swoim przyjacielem, był Theo Raeken. Słynna pierwsza chimera Potwornych Doktorów. Oczywiście że Shaye słyszała o nich. Wieści w nadprzyrodzonym świecie bardzo szybko się rozchodzą. Zielonooka znała kilka starszych od siebie wilkołaków, którzy trochę na tym świecie pożyli. Głównie dzięki nim poznała kilka bardzo istotnych informacji. Mimo że traktowała Theo jak przyjaciela, to nadal nie powiedziała mu o sobie prawdy. Wciąż trzymała się na dystans. To wydawało jej się łatwiejsze, niż próba zbliżenia się. Mniej obaw czy niepokoju, że coś może złego się wydarzyć. Po tym co przeszła, nie łatwo było jej otworzyć się na innych. Czuła pewną blokadę. W poprzedniej szkole nie miała takiego problemu, ale wtedy jeszcze nie była wilkołakiem. Tamto życie nie było idealne, ale gdyby mogła, chciałaby cofnąć czas i postąpić inaczej. Ugryzienie zmieniło całe jej życie. Wszystko zniszczyło, a ona była zmuszona przystosować się do nowego życia.

— ... zrobicie w parach projekt. Będzie on jedną trzecią oceny semestralnej, więc lepiej przyłóżcie się do tego.

Shaye uniosła wzrok znad zeszytu. Spojrzała na nauczycielkę. Zmarszczyła brwi niezadowolona. Nie miała pomysłu z kim zrobić projekt. Jednak nie musiała o tym myśleć, bo pani Elsher sama wybrała pary. Zaczęła czytać nazwiska osób, kto miał być z kim.

Shaye czuła jak jej serce zabiło szybciej gdy padło jej nazwisko.

— Argent i Tally...

Zielonooka nie spojrzała w bok, choć czuła jak Allison na nią zerknęła. Zielonooka spuściła wzrok i skupiła się na pisaniu. Była zła na nauczycielkę. Czemu nie mogła parować uczniów alfabetycznie? Shaye miała wrażenie że los był przeciwko niej. Akurat z wszystkich osób w klasie padło na osobę, której spodziewała się najmniej. Z jednej strony poczuła niezmierną radość że mogła spędzić z nią czas, ale z drugiej miała wątpliwości i obawy.

Plotki szybko się rozchodzą. Docierają nawet w najdalsze zakątki świata, szczególnie tego nadprzyrodzonego. Argent'owie nie mieli najlepszej opinii. Szczególnie po tym co zrobili rodzinie Hale'ów. Później niby zaczęli pomagać istotom nadprzyrodzonym. Z łowców stali się obrońcami. Dowodem na to była przyjaźń z prawdziwym alfą, Scott'em McCall'em, który był dość sławny, tak jak jego nietypowe stado.

Dzwonek.

Shaye westchnęła z ulgą. Mordęga dobiegła końca. Zielonooka nie śpieszyła się z spakowaniem. Poczekała aż wszyscy uczniowie opuszczą salę, po czym podeszła do biurka nauczycielki.

— Nie. — oznajmiła pani Elsher. Nie oderwała wzroku od dziennika, w którym coś zapisywała.

Shaye zmarszczyła brwi.

— Nie zadałam nawet pytania.

Nauczycielka spojrzała na nastolatkę, unosząc brew. Jej wzrok był zimny.

— Nie ma możliwości zmiany partnera. Weź kartkę i odejdź. — oznajmiła chłodno, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Wróciła do zapisywania czegoś w dzienniku.

Shaye miała ochotę odpyskować jej, ale opanowała się. Ta kobieta była okropna. Zawsze wredna i chłodna. Była typem nauczyciela, który uwielbiał niszczyć uczniom życie.

Zielonooka wzięła kartkę z stosika na biurku. Były to instrukcje do projektu, jak miał wyglądać i tego typu podobne rzeczy. Obróciła się na pięcie, po czym opuściła salę.

— Suka. — burknęła pod nosem. Zgniotła kartkę w dłoni, ale nie wyrzuciła jej.

— Hej.

Shaye zatrzymała się. Odwróciła się. Allison podeszła do niej. Brunetka czekała na nią pod klasą.

— Czym cię pani Elsher wkurzyła? — piwnooka zerknęła na zgniecioną kartkę w jej dłoni, po czym wróciła do patrzenia na jej twarz.

Shaye westchnęła. Przybrała bardziej przyjazny wyraz twarzy, patrząc na brunetkę. Przecież nie mogła jej powiedzieć, że chciała poprosić nauczycielkę o zmianę partnera w projekcie. Nie chciała urazić Allison, ani tym bardziej by pomyślała że jej nie lubi. Lubiła ją i to za bardzo.

— Nie zgodziła się, więc to bez znaczenia. — wzruszyła ramionami.

— Jest okropna. Jak stara wiedźma.

Shaye zachichotała, na co Allison uśmiechnęła się. Zdecydowanie to określenie pasowało do pani Elsher. Aż dziwne było że ta kobieta nie została starą samotną panną. Miała męża, ale on pewnie był podobny do niej, skoro nadal od niej nie uciekł.

— Pewnie piecze niewinne dzieci w piekarniku. — dodała zielonooka. Teraz to Allison zachichotała.

— Lepiej odsuńmy się od sali, bo jeszcze nas usłyszy.

Nastolatki trochę oddaliły się od sali, do której drzwi były otwarte.

Shaye oparła się ramieniem o jedną z szafek na korytarzu. Tym sposobem chciała trochę zmniejszyć różnicę ich wzrostu. Zielonooka mierzyła aż metr osiemdziesiąt. Allison nie była z tych niskich dziewczyn, ale ich różnica wzrostu nadal była dobrze zauważalna.

— Więc jesteśmy w parze. — odezwała się Allison aby przerwać ciszę między nimi.

Shaye przytaknęła lekko głową. Znowu zapatrzyła się na piwnooką.

— Tak, tak. — otrząsnęła się. Mocniej zacisnęła dłoń na ramiączku plecaka. Zrobiło się trochę niezręcznie, a przynajmniej dla niej. Zielonooka nie zauważyła po Allison aby czuła się niekomfortowo. — Kiedy chcesz się spotkać?

— Może dzisiaj. Lepiej szybciej wziąć się za ten projekt.

— Dzisiaj? — zapytała zmieszana.

— Jeśli ci pasuję.

— Tak, jasne, pasuje mi. — uśmiechnęła się lekko, aby ukryć poczucie niezręczności. Oczywiście że jej nie pasowało, ale nie potrafiła odmówić brunetce. Te jej brązowe oczy były takie piękne. Gdyby Allison poprosiła ją aby skoczyła z klifu, zapewne bez większego zastanowienia zrobiłaby to. Tak, Shaye była zauroczona po same uszy.

— U mnie czy u ciebie?

— U mnie. — powiedziała szybko, na co Allison tylko się uśmiechnęła i lekko przytaknęła głową. W całej tej sytuacji, lepiej było przynajmniej być na swoim terytorium, niż na obcym.

— Okej. Mam jeszcze dodatkowe zajęcia, więc może spotkajmy się za jakąś godzinę? — zaproponowała Allison.

Shaye przystała na jej propozycję. Wymieniły się numerami telefonów, po czym Allison ruszyła do klasy gdzie miała mieć zajęcia.

Zielonooka westchnęła z żałością. Oparła czoło o szafkę. Wystarczyło po prostu odmówić, a uniknęłaby problemu. Czemu musiała być tak miękka? Nastoletnia miłość bywała uciążliwa, szczególnie taka nieodwzajemniona.

— Hej, możesz się odsunąć? To moja szafka.

Shaye zerknęła w bok, choć nadal opierała głowę o szafkę. Niski szatyn z niezręcznością uśmiechnął się. Liam Dunbar, beta Scott'a oraz zawodnik drużyny lacrossa. Oczywiście że gdy przyjechała do Beacon Hills, zebrała najważniejsze informacje. Wolała wiedzieć kogo powinna unikać, a z kim mogła stworzyć pozytywne relacje.

Obok Liam'a pojawił się brunet, był wyższy od szatyna, ale od Shaye trochę niższy. 

— Rusz tyłek Tally. — oznajmił chłodno. Theo Raeken. Miał minę zbitego zirytowanego psa, jakby ktoś kazał mu zrobić coś czego bardzo nie chciał.

Dziewczyna odsunęła się od szafki, robiąc miejsce Liam'owi, który od razu otworzył drzwiczki i zaczął wkładać książki do szafki.

— Spokojnie. — uniosła dłonie w geście kapitulacji. Kącik jej ust drgnął do góry. — Kto ci nadepnął na ogon, Raeken? — uniosła brew. Zielonooki był w złym humorze. Ciekawiło ją kto był tego sprawcą.

— Taki jeden chuderlak z ADHD. — burknął, cicho przy tym powarkując. Shaye skinęła lekko głową domyślając się o kogo chodzi. — Ale przynajmniej fajnie spadał z schodów. — dodał, a kąciki jego ust drgnęły do góry w mrocznym uśmieszku.

— To że skrytykował twoje włosy, nie dało ci prawa go popchnąć. — Liam posłał niezadowolone spojrzenie zielonookiemu, który wzruszył lekko ramionami.

— Nic mu się nie stało. Scott zamortyzował upadek. — parsknął rozbawiony. Zaczął się śmiać, za co oberwał od Liam'a łokciem w żebra, przez co przestał się śmiać. Jęknął z bólu, cios był dość mocny.

— Widok jego upadku z pewnością był zabawny, ale czemu masz zły humor? — zapytała Shaye.

— Bo Liam kazał mi go przeprosić. — Theo spoważniał. Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. Na jego twarzy mignął cień obrzydzenia. Nienawidził gdy ktoś go do czegoś zmuszał, ale dla Liam'a był gotów zrobić wszystko.

— Rozumiem. To musiała być katorga dla ciebie. — lekko się uśmiechnęła, na co Raeken odpowiedział tym samym.

— Przynajmniej ty mnie rozumiesz.

— Nie wiem o co wam chodzi z tymi włosami. To tylko włosy. — Liam zamknął szafkę i odwrócił się aby na nich spojrzeć. 

Theo i Shaye mieli kilka wspólnych zajęć, co doprowadziło do ich pozna  się. Głównie jedna sytuacja sprawiła że zaczęli z sobą rozmawiać. Początek roku, lekcja angielskiego. Nauczyciel przyczepił się do włosów Shaye. Twierdził że teraz młodzież była rozpuszczona i że dziewczyny nie powinny tak wyglądać, bo to im nie przystoi. Shaye odpyskowała mu. Zaserwowała mu taki tekst, że mężczyzna zaniemówił i poczerwieniał na twarzy. Prawie dosłownie para szła mu z uszu jak wściekłemu bykowi. Cała sala zamilkła za wyjątkiem Theo, który roześmiał się razem z Shaye. Nauczyciel wysłał ich do dyrektorki. Musieli zostać po lekcjach i posprzątać w sali chemicznej. Właśnie w taki sposób się poznali.

— To nie tylko włosy, to bardzo ważna część wyglądu, która dużo mówi o danej osobie. — wyjaśniła Shaye.

— Właśnie. — zgodził się z nią Theo. Liam jedynie wywrócił oczami.

— Na razie Shaye. — powiedział Liam. Niebieskooki wziął Theo za rękę. Raeken spiął się trochę, ale pozwolił mu go pociągnąć za sobą.

Shaye uśmiechnęła się rozbawiona reakcją Raeken'a. Zielonooki posłał jej chłodne spojrzenie, by nie śmiała się z niego, ale to nie powstrzymało dziewczyny przed zachichotaniem.

— Do zobaczenia gołąbeczki! — wykrzyknęła za nimi. 

Theo odwrócił się na chwilę aby pokazać jej środkowy palec, na co Shaye odpowiedziała tym samym.

Shaye odwróciła się, po czym ruszyła w kierunku swojej szafki.

Korytarze były już prawie opustoszałe. Większość uczniów wróciła do domu i tylko nieliczni zostali na dodatkowe zajęcia.

Shaye schowała niepotrzebne książki do szafki. Wyjęła czarną dżinsową kurtkę, po czym zamknęła szafkę. Nie założyła jej, bo i tak było ciepło, choć poranek był bardzo chłodny. Jej to nie przeszkadzało, ale założyła kurtkę by inni nie patrzyli na nią dziwnie. I tak do szkoły ubrała się niezbyt odpowiednio na zimny poranek. Miała cienką bluzkę ze stójką, w czarnobiałe paski, na to założoną luźną czarną koszulkę na krótki rękaw z logiem zespołu Gun adn Roses. Górną garderobę miała włożoną w dżinsową czarną spódnicę sięgającą do połowy jej ud, którą zdobił czarny pasek z srebrnymi zdobieniami. Nogi miała gołe, więc niektórzy posyłali jej dziwne spojrzenia, jakby nigdy nie widzieli że ktoś w zimny dzień ubiera się tak lekko.

Zielonooka ruszyła ku wyjściu z szkoły. Na rozwidleniu korytarzy zamierzała skręcić w lewo, ale zatrzymała się. Na przeciwko, parę metrów dalej stała bardzo szczupła dziewczyna o długich jasnych blond włosach. Przed dziewczyną stało dwóch chłopaków. Mówili do niej jakieś wredne teksty na temat jej wyglądu czy rodziców. Śmiali się, drwiąc z niej. Blondynka skuliła się i biernie słuchała jak ją obrażali.

Shaye ruszyła w ich kierunku. Nie lubiła gdy ktoś dręczył słabszych. Włożyła kurtkę pomiędzy ramiączko plecaka aby było jej wygodniej.

— Ej dupki. Zostawcie ją. — stanęła bok nich. Chłopacy spojrzeli na nią. Zmieszali się, bo była od nich trochę wyższa.

— Zasłużyła sobie na to. — powiedział jeden z nich, jakby próbował tym wytłumaczyć ich zachowanie.

Shaye dzisiaj nie była zbyt cierpliwa przez pełnię, może dlatego trochę ją poniosło. Złapała chłopaków za przód ich bluzek, po czym popchnęła ich na szafki. Przycisnęła ich do metalu i trochę uniosła nad podłogę. Patrzyli na nią szeroko otwartymi oczami.

— Gnębienie innych jest złe. Lepiej to zapamiętajcie. Bo jeśli kiedykolwiek zobaczę że komuś dokuczacie, to nie skończy się dla was miło. Rozumiecie?

Chłopacy przytaknęli szybko głowami. Shaye puściła ich, a oni w popłochu odeszli.

Zielonooka spojrzała na blondynkę. Przyjrzała się jej. Dziewczyna wyglądała na niewyspaną, miała lekkie wory pod oczami. Była bardzo szczupła, aż wręcz niezdrowo chuda.

— Nie potrzebuje niczyjej litości.

Shaye uniosła brew. Jak na kogoś kto był w potrzebie, blondynka zamiast okazać choć odrobinę wdzięczności, jeszcze miała do zielonookiej pretensje. Jednak Shaye nie zareagowała na to negatywnie. Być może to była reakcja obronna blondynki. Czasami niektórzy myślą że nie zasługują na pomoc i gdy ktoś jest dla nich miły, odgórnie biorą to za litość.

— To nie litość. Nikt nie zasługuje na złe traktowanie. — przyjaźnie się do niej uśmiechnęła. Blondynka skrzywiła się. Shaye zauważyła że dziewczyna trochę zmarkotniała. — Jestem Shaye.

— Eire. — oznajmiła krótko blondynka. Wyminęła zielonooką, po czym ruszyła wzdłuż korytarza.

Shaye obejrzała się za dziewczyną. Kojarzyła ją z lekcji wuef'u, które razem miały. Nie znała jej, ale zrobiło jej się szkoda blondynki. Kimkolwiek była, nie zasługiwała na to by ją gnębiono.

***********************************

Witam w mojej kolejnej książce związanej z serialem Teenn wolf. Mam nadzieję że rozdział pierwszy was zaciekawił i że zostaniecie tu na dłużej.

Zachęcam do zostawienia po sobie śladu. Gwiazdka lub komentarz bardzo dużo dla mnie znaczą, dzięki temu będę wiedziała czy rozdział wam się spodobał. Zachęcam również do szczerej krytyki

Kolejny rozdział wstawię za tydzień

 <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro