Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝑅𝑜𝓏𝒹𝓏𝒾𝒶ł 𝒹𝓏𝒾𝑒𝓌𝒾ą𝓉𝓎

»»────── .⋅ ⚜ ⋅. ──────««

Shaye nerwowo zaciskała dłonie na dużym plastikowym pudełku, które trzymała na kolanach. Wewnątrz przedmiotu były czekoladowe ciastka, które zrobiła jej mama. Upiekła dość dużą liczbę ponieważ Shaye stwierdziła że lepiej upiec więcej, niż aby miało zabraknąć. Zielonooka miała nadzieję że ciastka posmakują innym. Starała się zachować spokój i nie przejmować za bardzo, aby przyjaciele Allison ją polubili, a przynajmniej zaakceptowali. Tak byłoby łatwiej, bo nie chciała aby brunetka z jej powodu kłóciła się z swoimi przyjaciółmi. Niektórych z nich nie znała w ogóle, pozostałych znała bardziej lub mniej. Zielonooka zastanawiała się czy przyjaciele Allison w ogóle byli zadowoleni że dołączy do ich wieczoru filmowego. Może nie będą zachwyceni. Jednak gdyby jej tam nie chcieli, to Allison raczej w jakiś sposób powiedziałaby jej to. Shaye odblokowała telefon i weszła w wiadomości. Przejrzała czat, na którym pisała z Allison. Brunetka otwarcie napisała że nie może doczekać się ich wspólnego wieczoru. Wysłała nawet emotikon uśmiechniętej buźki z zarumienionymi policzkami. To musiało coś znaczyć. Musiało oznaczać, że zależy jej aby Shaye spędziła z nimi wspólny wieczór.

— Nie musisz się tak denerwować.

Shaye schowała telefon do kieszeni kurtki. Zerknęła w bok, na swojego tatę, Kian'a, który prowadził samochód. Mężczyzna zerknął na nią. Jego zielone oczy emanowały spokojem. Posłał córce pocieszny uśmiech, po czym wrócił do patrzenia na drogę. Miał czarne włosy, krótką brodę oraz jaśniejszą karnację niż Shaye, którą zielonooka odziedziczyła po swojej mamie. Shaye była idealną mieszanką swoich rodziców. Miała oczy, kolor włosów oraz wysoki wzrost po swoim tacie. Odcień skóry, kręcone włosy oraz rysy twarzy swojej mamy. Z charakterem było inaczej, bo była mniej opanowana i spokojna niż jej rodzice. Choć dziadkowie od strony taty, twierdzili że Kian w młodości również miał burzliwy i trudny charakter tak jak Shaye. Z czasem wydoroślał, ale całkowicie nie wyrósł z tego jaki był za młodu.

— Nie za dużo tych ciastek? — zapytał Kian, zerkając na sekundę na pudełko z słodkościami.

— Może, ale to nic. Z nerwów pewnie sama wszystkie zjem. — na zewnątrz wyglądała na bardziej spokojną i opanowaną. Wewnątrz była pełna niepewności. Ostatni raz czuła podobne zdenerwowanie gdy planowała wyjawić swoje uczucia dziewczynie, w której się podkochiwała. Tamto skończyło się kiepsko i pociągnęło za sobą masę negatywnych zdarzeń, ale mimo tego jak paskudnie się wtedy czuła, nie okazała swojego bólu innym. Tym razem również nie zamierzała. Jeśli jej nie polubią, to nie przejmie się tym. Zdanie i opinia innych nie była najważniejsza.

— Poradzisz sobie, zawsze sobie radzisz. Jesteś silna, nie tylko fizycznie. — Kian zerknął na córkę. Shaye w tym samym czasie spojrzała na niego. Oboje pomyśleli o tym samym.

To nie była twoja wina, to zdanie mignęło w jej umyśle jak cichy szept niesiony przez wiatr. Wiele razy słyszała to zdanie. Sama nawet je powtarzała. Z całych sił próbowała w to wierzyć, ale część niej nadal tkwiła w przeszłości.

Shaye lekko się uśmiechnęła do taty, po czym odwróciła wzrok. Kian był świetnym ojcem. Miał swoje wady, ale w momentach gdy potrzebowała go najbardziej, był przy niej i ją wspierał. Była szczęśliwa że miała tak dobrych rodziców. Czasami miała myśli że na nich nie zasługuje. Zwłaszcza po tym co się stało i co zrobiła.

— Największą siłą jest... 

—... spokój. Jak głaz, jak drzewo, jak bizon. — dokończyła Shaye.

Shaye odetchnęła głębiej. Uspokoiło ją to. Negatywne myśli uleciały z niej, przynajmniej na ten moment.

Podjechali pod dom Argent'ów. Na podjeździe stał tylko jeden samochód.

Kian życzył córce udanego wieczoru, gdy zielonooka wychodziła z samochodu.

Shaye trzymając w rękach przezroczyste pudełko stanęła przed drzwiami wejściowymi domu Argent'ów. Zerknęła przez ramię, na swojego tatę, który przez szybę pokazał jej kciuk w górę. Po chwili mężczyzna odjechał spod posesji.

Zielonooka nacisnęła dzwonek.

Drzwi kila sekund później, zostały otwarte.

Shaye lekko się uśmiechnęła, licząc że zobaczy Allison, ale drzwi otworzył starszy mężczyzna. Jednak zielonooka nie dała po sobie poznać że była zaskoczona i nadal się uśmiechała.

— Dobry wieczór panie Argent. 

— Shaye, jak mniemam?

Zielonooka przytaknęła głową, na co kąciki ust mężczyzny lekko się uniosły. Jego ton głosu był spokojny, tak jak jego bicie serca. Shaye dostrzegła w jego spojrzeniu nutę nieufności, przez co trochę się stropiła.

— Wejdź. — przesunął się w bok robiąc zielonookiej miejsce aby weszła do domu. — I mów mi Chris. Te zwroty grzecznościowe są niepotrzebne.

— W porządku... — zielonooka ugryzła się w język zanim użyła zwrotu grzecznościowego. — Chris. — uśmiechnęła się lekko z nutą niezręczności. Dziwnie było jej zwracać się do ojca Allison, po imieniu. Shaye rozejrzała się po korytarzu, aby nie stać w pomieszczeniu jak zwykły kołek. Korytarz był zwyczajny, bez zdjęć czy jakiś konkretnych ozdób.

— Allison jest w salonie. — wskazał dłonią na wejście po prawej.

Oboje weszli do pomieszczenia. Shaye zobaczyła Allison, która razem z rudowłosą dziewczyną i szatynką rozkładały poduszki i koce na kanapie oraz na podłodze.

— Wezmę to. — odezwał się Chris, biorąc pudełko ciastek z rąk Shaye. Zielonooka nijak na to zareagowała ponieważ była całkowicie skupiona na brunetce. Chris lekko zmarszczył brwi szybko rozpoznając sposób w jaki Shaye patrzyła na jego córkę. Nie powiedział nic, tylko poszedł do kuchni zanieść pudełko.

— Shaye! — Allison odeszła od kanapy, po czym szybkim krokiem podeszła do zielonookiej. Brunetka uśmiechnęła się radośnie.

— Chyba przyjechałam za wcześnie? — Shaye była lekko skołowana, bo spodziewała się większej liczby osób. Przyjechała równo na wskazany czas.

— Nie. Chłopacy zawsze się spóźniają, więc zawsze mamy trochę czasu na babskie pogaduszki. Chodź. — Allison wzięła Shaye za rękę. Lekko zacisnęła dłoń, sprawdzając czy zielonooka wyrwie rękę, ale tak się nie stało. Allison pociągnęła ją w kierunku kanapy, na której siedziała rudowłosa dziewczyna, a przed kanapą na rozłożonych kocach i poduszkach siedziała szatynka. Shaye kojarzyła je z szkolnego korytarza. Zielonooka nie miała wcześniej okazji wymienić z nimi choćby jednego słowa. — To Lydia i Malia.

— Cześć. — uśmiechnęła się przyjaźnie Shaye. Lydia odwzajemniła jej uśmiech, ale Malia zmrużyła lekko oczy jakby tym gestem oceniała ją.

— Usiądź, zaraz wrócę. — oznajmiła Allison, po czym wyszła po coś na korytarz.

Shaye zajęła miejsce na końcu kanapy. Rozsiadła się wygodnie. Atmosfera była trochę niezręczna, ale przy poznawaniu nowych osób tak czasami bywało.

— Zostały już wybrane filmy jakie obejrzymy? — odezwała się zielonooka.

— Nie. — odpowiedziała krótko Malia.

Shaye zauważyła że szatynka zaciągnęła się mocniej powietrzem zerkając na nią. Wyglądało to jakby chciała sprawdzić jej zapach. Na szczęście, zielonooka potrafiła maskować zapach swojego wilka, więc nie martwiła się że Malia może wyczuć, że nie była człowiekiem.

— Masz świetne włosy. To naturalne loki? — zapytała Lydia, przerywając ciszę w pomieszczeniu.

— Dzięki. Tak, są naturalne.

— Przyniosłaś sporo tych ciastek. 

Do salonu wróciła Allison. Brunetka trzymała w ręku talerz z czekoladowymi ciastkami. Postawiła go na kawowym stoliku, po czym usiadła na kanapie, między Shaye a Lydią.

⊱ ⚜ ⊰

W końcu przyjechali wszyscy. Każdy rozsiadł się wygodnie w salonie. Kanapa była za mała aby wszystkich pomieścić. Dlatego część musiała usiąść na podłodze wyłożonej poduszkami i kocami. Niektórzy przynieśli przekąski, chipsy, popcorn czy coś do picia.

Shaye siedziała na brzegu kanapy, obok niej znajdowała się Allison, a dalej Scott i Isaac. Zielonooka uśmiechnęła się lekko pod nosem. Trwała debata o tym jaki film wybrać. Stiles upierał się przy Star Wars, na co inni narzekali że mają dość oglądania w kółko tego samego. Theo zaproponował horror, ale pozostali kategorycznie odmówili, Stiles rzucił komentarz że na co dzień mają wystarczająco dużo strasznych przeżyć.

— Jeśli tak dalej pójdzie to nic nie obejrzymy. — stwierdziła Malia. Leżała sobie na poduszkach i z znużeniem przysłuchiwała się rozmowom przyjaciół, przy okazji zajadając się popcornem.

— Może jakiś meksykański film. — zaproponował Stiles. Piwnooki spojrzał na Derek'a, który siedział obok niego. Uśmiechnął się głupkowato i trącił go lekko łokciem  w bok. Hale wywrócił oczami najwyraźniej będąc podirytowanym zachowaniem piwnookiego. — Może... — piwnooki patrzył na ekran telefonu i zamierzał odczytać meksykański tytuł filmu. — El Mariascki. 

Derek skrzywił się na sposób jaki Stiles wymówił tytuł filmu. Brzmiało okropnie.

Jestem pewna że w Meksyku ktoś by go odstrzelił za tak tragiczny akcent. — powiedziała po hiszpańsku Shaye. W Meksyku urzędowym językiem był hiszpański, ale korzenni mieszkańcy używali trochę innego, który można było nazywać językiem meksykańskim. 

Kąciki ust Derek'a uniosły się ku górze. Pozostali zamilkli zaskoczeni. Uśmiech na twarzy Derek'a był niecodziennym widokiem. Żadne z nich nie miało pojęcia co Shaye powiedziała.

Wyobraź sobie że muszę tego słuchać na co dzień. — powiedział Derek. 

Współczuję. Ja bym nie wytrzymała. 

Pochodzisz z Meksyku?

Moja mama stamtąd pochodzi. Ja urodziłam się w stanach, ale od urodzenia uczę się języka. Spójrz na nich, jacy są zdezorientowani.  — oznajmiła i rozejrzała się. Wszyscy siedzieli cicho i nie mieli pojęcia o czym oni rozmawiają.

— O czym wy mówicie?! — odezwał się Stiles. — Obgadujecie nas? I skąd znasz hiszpański?

— Może. — Shaye wzruszyła lekko ramionami. — Moja rodzina pochodzi z Meksyku.

Za mało o tobie wiem. Koniecznie musimy spotkać się we dwie, aby bliżej się poznać. — odezwała się Allison, mówiąc po francusku. Specjalnie użyła tego języka aby przykuć uwagę Shaye. Poczuła się trochę dziwnie, gdy nagle zielonooką połączyło coś z Derek'em.

Shaye uśmiechnęła się, patrząc na brunetkę. Pozostali znowu siedzieli cicho i skołowani.

Jesteś pewna że chcesz mnie poznać bliżej? Ostrzegam, żebyś później nie była zaskoczona. — powiedziała po francusku Shaye. 

Niczego nie byłam bardziej pewna. — na twarzy Argent zagościł lekki uśmiech. 

Pozostali zauważyli że między dziewczynami aż iskrzyło.

— Wystarczy tego mówienia w obcych językach. Głowa od tego może rozboleć. — odezwała się Malia.

— Zdecydujmy się w końcu na jakiś film. — powiedział Mason.

— Shaye ogląda z nami pierwszy raz, więc proponuję aby to ona wybrała co dziś obejrzymy. — oznajmiła Lydia. Allison zawtórowała słowom rudowłosej. Pozostali również na to przystali, przynajmniej w ten sposób szybciej zostanie wybrany film.

Shaye wybrała film pod tytułem "Baby driver". Nie znała gustów filmowych całej paczki Scott'a, więc po prostu zdecydowała się na film który ona bardzo lubiła.

⊱ ⚜ ⊰

Film ogólnie przypadł do gustu wszystkim. Niektórzy byli mniej czy więcej nim zachwyceni. Obejrzeli jeszcze dwa inne. Trochę oceniali jak filmy im się podobały, a później rozmowy przeszły bardziej na szkołę oraz zbliżający się pierwszy mecz lacrosse w tym sezonie. Scott pozostał kapitanem drużyny, choć trener zaproponował Shaye to stanowisko. Zielonooka odmówiła, nawet nie chciała być zastępcą. Nie obawiała się tego brzemienia. W poprzedniej szkole była kapitanem aż w dwóch drużynach i radziła sobie całkiem dobrze. Jednak tutaj było inaczej. Z tyłu głowy miała obawy odnośnie nadprzyrodzonego świata. Nie zamierzała stworzyć własnej watahy, nie zamierzała również dołączyć do stada Scott'a, a przynajmniej nie po to przyjechała do Beacon Hills. 

—... Trener wybrał Shaye na głównego biegacza wśród atakujących. 

Shaye spojrzała na Scott'a, gdy padło jej imię. Nie za dużo mówiła podczas spotkania. Starała się skupić na poznaniu innych, na sposobie w jaki się wyrażali albo z czego żartowali. Dzięki temu uniknęłaby nieprzyjemności gdyby powiedziała coś nie na miejscu. Tak jak było w przypadku Isaac'a, Shaye nie wiedziała jaki jego ojciec był.

— To świetna pozycja. — powiedziała Allison i uśmiechnęła się do Shaye. Tally odwzajemniła jej gest.

— I bardzo ważna. Będą podawać jej najwięcej piłek aby mogła strzelać bramki. — odezwał się Liam.

— Wcale nie zajechało dużą presją. — powiedział sarkastycznie Theo.

— Nie martw się Raeken, poradzę sobie. — oznajmiła Shaye. Posłała w kierunku Theo mały złośliwy uśmieszek.

— Theo i martwienie się? To coś do czego nadal nie potrafię się przyzwyczaić. — powiedział Stiles. — Dlaczego się z nim przyjaźnisz? Łączy was coś? — piwnooki zwrócił się do Shaye. Przymrużył lekko oczy, patrząc na nią. Ten gest trochę rozbawił zielonooką. 

— To proste. Lubimy się. A co nas łączy? — udała że się zamyśla. Dla większej dramaturgii potarła palcami podbródek. Po chwili lekko się uśmiechnęła i spojrzała na Stiles'a. — Mamy podobne poczucie humoru.

— Na pewno łączy was coś więcej? Może coś nietypowego albo coś czego nikomu otwarcie nie mówicie? — zasugerował Stiles.

Shaye stłumiła chęć rzucenia obraźliwego komentarza pod adres Stilinski'ego. Był strasznie wścibski. Trochę go rozumiała. Theo miał na koncie sporo złych czynów, o których oni nie zapomnieli. Zapewne zastanawiali się czemu przyjaźniła się z Theo. Nie wiedzieli że znała jego przeszłość i nie zważając na to, postanowiła pozwolić mu być częścią jej życia. Nie oceniała go przez pryzmat jego przeszłości. U niej miał czystą kartę.

— Właściwie to tak. Łączy nas coś czego nikomu otwarcie nie mówimy. — oznajmiła Shaye. Wiedziała że to ich zaciekawi. Nagle zapanowała cisza, jakby wszyscy wyczekiwali co zielonooka powie dalej. W duchu Shaye uśmiechała się. — Niektórzy za to by nas znienawidzili albo czuli obrzydzenie. To nie łatwe być takim w tym świecie.

Shaye zerknęła na Theo, który posłał jej pytające spojrzenie, co ona kombinuje. Po chwili Raeken rozpoznał błysk w oku Shaye. Uśmiechnął się pod nosem. Szybko sięgnął po jakąś przekąskę aby przypadkiem nie parsknąć z rozbawienia gdy Tally będzie podpuszczać pozostałych.

— Może podziel się tym z nami. — zasugerował Stiles. Ciekawość aż zaczynała go zżerać od środka.

— No nie wiem. Theo, powinnam im powiedzieć? — zwróciła się do Raeken'a. Brzmiała bardzo poważnie.

Wszyscy spojrzeli na Theo, który wzruszył ramionami.

— To twoja decyzja. 

Zapadła cisza w pomieszczeniu. Atmosfera zrobiła się napięta. Wyczekiwali jej odpowiedzi. Najbardziej Stiles, który w każdej chwili miał ochotę powiedzieć że miał rację odnośnie podejrzewania że Shaye coś kombinuje z Theo. Aż nie mógł spokojnie usiedzieć na swoim miejscu.

— Łączy nas to... — Shaye specjalnie wydłużała ten moment. Wyczuwała irytację Stiles'a. — że oboje jesteśmy... homo.

— Miałem... Zaraz co? — zapytał Stiles skołowany. Nie takiego wyznania się spodziewał. 

— Czego oczekiwałeś? — zapytała Shaye unosząc brew.

— Że może kogoś zamordowaliście albo że macie to w planach?

Scott posłał Stiles'owi znaczące spojrzenie aby w końcu przestał drążyć ten temat.

— Gdyby tak było, to o niczym byście się nie dowiedzieli. — stwierdziła z uśmieszkiem Shaye. Sięgnęło po ciastko, leżące na talerzyku na stoliku kawowym. Ugryzła kęs. Jeszcze nie zamierzała wyjawić że była wilkołakiem. Czekała na bardziej odpowiedni moment. Wyznanie że podobają się jej dziewczyny, też nie było takie łatwe. Świat ruszył na przód, ale niektórzy ludzie nadal stali w miejscu. Kilka razy spotkały ją poważne nieprzyjemności z powodu jej orientacji. Nie brała tych słów czy zachowania, do serca. Nie każdy potrafi używać mózgu we właściwy sposób. Jednak jakaś jej mała cząstka była zraniona. Nie zasługiwała na nienawiść, a przynajmniej nie z tego powodu.

⊱ ⚜ ⊰

Shaye stała pod domem Argent'ów, w towarzystwie Allison. Spotkanie dobiegło końca. Zielonooka trzymała w dłoniach pudełko po ciastkach. Wszystkie zostały zjedzone. Nie licząc wścibstwa Stiles'a, wieczór należał do udanych.

— Przepraszam cię za Stiles'a... — powiedziała Allison. Było jej wstyd za zachowanie przyjaciela. Gdy piwnooki zaczął wypytywać Shaye, miała ochotę uciszyć Stiles'a poduszką. I to tak raz na zawsze.

— Nie musisz. Nic się nie stało. — Shaye wzruszyła lekko ramionami. Zerknęła przez ramię, Theo i Liam czekali na nią w samochodzie. Raeken miał ją podwiesić do domu. Było późno, więc Shaye nie chciała specjalnie dzwonić po swojego tatę. — Bawiłam się bardzo dobrze.

— Cieszę się. — na twarzy Allison zagościł uśmiech. 

— Muszę już iść. — Shaye poczuła się trochę niezręcznie. Nie była pewna w jaki sposób pożegnać się z Allison. Brunetka teraz wiedziała, że podobają jej się dziewczyny. W trakcie spotkania zachowywała się normalnie, ale to nie dało Shaye pewności, czy Allison też lubi dziewczyny. — Dobrej... 

Shaye urwała gdy Allison złożyła jej szybkiego całusa na policzku.

— Dobrych snów. — oznajmiła brunetka, po czym odwróciła się i weszła do domu.

— Na pewno będą dobre. — szepnęła z nutą rozmarzenia Shaye.

Miała ochotę skakać, a nawet zawyć z radości. Odwróciła się, po czym wsiadła do samochodu Theo.

— Nic nie mów. — odezwała się Shaye, uprzedzając Theo przed odezwaniem się. W odbiciu lusterka zobaczyła że Raeken uśmiecha się głupkowato. Po chwili odpalił silnik i odjechali spod domu Argent'ów.

Ten wieczór zdecydowanie należał do udanych. 

*******************************

Jak podobał wam się rozdział?

 <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro