𝐸𝓅𝒾𝓁𝑜𝑔
»»────── .⋅ ⚜ ⋅. ──────««
Pięć lata później.
Shaye zaparkowała na podjeździe domu Argent'ów. Kąciki jej ust uniosły się do góry, gdy zerknęła w bok. Allison przeglądała się w lusterku. Ciągle poprawiała włosy.
— Wyglądasz idealnie — oznajmiła zielonooka, z miłością patrząc na swoją ukochaną.
Allison wydęła usta w grymasie niezgody, po czym uśmiechnęła się odrywając wzrok od usterka.
— Powiedziałabyś mi to nawet wtedy gdybym miała na sobie worek na śmierci.
— I nie byłoby to kłamstwo. Moja łowczyni to najpiękniejsza kobieta na świecie, nawet w worku na śmierci — dodała drażniąco, na co brunetka pokręciła głową na boki, ale rozbawienie nie opuszczało jej twarzy.
— A moja alfa to najbardziej wkurzająca wilczyca na świecie — oznajmiła z złośliwym uśmieszkiem.
— Czy nie za to mnie kochasz? Ze mną nuda ci nie grozi.
— Niestety.
— Ała. Zraniłaś moje biedne serduszko — teatralnie złapała się za serce i zrobiła smutną minę.
Allison wywróciła oczami na jej zachowanie, choć uważała to za urocze. Życie nie było idealne, związki też nie, ale nigdy nie zamieniłaby Shaye na kogoś innego. Zielonooka bywała utrapieniem, miała niełatwy charakter, ale taka właśnie była. Jej wady były częścią niej, a Allison kochała ją całą.
— Całus załagodzi zranienie? — pytanie było zbędne, bo Shaye znajdowała przeróżne wymówki aby skraść jej całusa.
Shaye udawała że przemyśla propozycję brunetki.
— Uznajmy że to wystarczy.
Allison pochyliła się ku Shaye. Złożyła pocałunek na jej wargach. Zamierzała się cofnąć, ale zielonooka położyła dłoń u podstawy jej głowy. Przyciągnęła ją do siebie. Ich wargi zderzyły się w bardziej namiętnym i pełnym uczucia pocałunku. Shaye przeciągała tą chwilę tak długo, aż wyczuła że Allison traci oddech. Wtedy puściła ja.
Shaye zachichotała, na widok zdyszanej brunetki. Jej policzki płonęły czerwienią.
— Nie znoszę gdy tak robisz. W końcu mnie udusisz — powiedziała lekko oburzona.
— Chodźmy, bo twój tata wypatruje nas w oknie.
Shaye wysiadła z samochodu. Allison wywróciła oczami. Czasami miała wrażenie że zielonooka pozostała nastolatką. Psotliwości jej nie brakowało.
Zielonooka obeszła samochód i otworzyła drzwi od strony pasażera. Wyciągnęła dłoń w kierunku Allison, która chętnie podała jej swoją dłoń.
Razem ruszyły do domu. W wejściu przywitał je Chris.
⊱ ⚜ ⊰
Kolacja wigilijna przebiegała pomyślnie. W tym roku wszyscy spędzali święta w domu Argent'ów. Opowiadali co się u nich działo. Były dowcipy, małe spory czy dogryzanie sobie na wzajem, ale tak w święta już bywało. Tyle różnych osób i charakterów, ale czuli się jedną wielką rodziną. Wspierali mimo że nie zawsze mogli być przy sobie. Nawet będąc w różnych miejscach na świecie, nie zapominali o sobie. Wracali do Beacon Hills aby pielęgnować to co ich łączyło. Przyjaźń, miłość, krew.
Shaye wykorzystała moment, gdy Chris wyszedł do kuchni. Niektórzy siedzieli przy stole i nadal objadali się, inny zajęli kanapę, rozmawiali czy oglądali świątecznie filmy. Zielonooka uśmiechnęła się, gdy jej mama trzymała na kolanach małą Aelin. Próbowała ją na karmić zdrowszym jedzeniem, ale dziewczynka sięgała cały czas po ciastka na stole. Aria zdecydowała się zachować ciążę, nie było to łatwa decyzja, ale zrozumiała że życie w strachu to nie było prawdziwe życie. Trzeba cieszyć się z każdej dobrej chwili, bo szczęście nie trwa wiecznie, to tylko momenty.
Zielonooka zaproponowała że pomoże przy doniesieniu porcji jedzenia na stół.
— Mam wrażenie że chcesz mi coś powiedzieć — odezwał się Chris. Zerknął na zielonooką. Była ewidentnie poddenerwowała. Nie potrzebował nadludzkich zdolności aby wyczytać że chce z nim porozmawiać o czymś ważnym.
— Walnę prosto z mostu — rozejrzała się aby sprawdzić czy nikogo nie ma w pobliżu, po czym wyciągnęła z kieszeni małe czerwone pudełeczko. — Proszę o rękę twojej córki — starała się brzmieć pewnie siebie, ale stres zjadał ją od środka.
— W końcu — oznajmił Chris. — Ten wieczór zakończy się ciekawie — uśmiechnął się pod nosem. Kontynuował wykładanie ciastek z piekarnika.
Shaye milczała chwilę. Była zdezorientowana jego reakcją.
— Zaraz, zgadzasz się, tak? — dopytała.
— Tak — zerknął na Shaye. Na jego twarzy mignął uśmieszek. Wiedział coś, ale nie zamierzał się tym z nią podzielić.
Shaye zmarszczyła brwi przyglądając się mu, ale darowała sobie dopytywanie o jego dziwne zachowanie.
— Dzięki tatuśku — klepnęła go w ramię, przez co Chris prawie upuścił talerz. Mężczyzna posłał jej niezadowolone spojrzenie. — Sorry — uśmiechnęła się niezręcznie. Wzięła dwa talerze z jedzeniem, po czym zwinnym krokiem opuściła kuchnię.
Shaye czekała na odpowiedni moment aby przy wszystkich zebranych oświadczyć się Allison. Taki moment nie nadchodził, a ją coraz bardziej zżerało zdenerwowanie. Granie spokojnej stawało się trudniejsze, a pewne wilkołaki to wyczuwały. Nie było warto odkładać tego w czasie. Dlatego zdecydowała się wznieść mały toast aby przykuć uwagę zebranych.
— Nie sądziłam że w Beacon Hills odnajdę szczęście, przyjaciół, nową rodzinę i miłość — patrzyła na każdego po kolei, ostatecznie zatrzymując wzrok na Allison, która siedziała obok niej przy stole. — Chciałam wznieść toast za nas. Za naszą wspólną przyszłość. Niech to się nigdy nie kończy — wzniosła swoją szklankę do góry, inni poszli w jej ślad.
Shaye nadal stała. Odczekała moment aby każdy się napił.
— Jest ważna rzecz, którą chciałam ogłosić...
— Może ja będę pierwsza — Allison wstała z swojego miejsca. Rozproszyło to zielonooką.
— W innych okolicznościach ustąpiłabym ci, ale to ważne... — Shaye zerknęła w dół i sięgnęła do kieszeni po pudełeczko.
— No nie.
Zielonooka uniosła głowę i spojrzała na Allison.
— Nie? — zapytała z nutą strachu.
— Nie w tym sensie że nie — Allison dodatkowo zamachała przecząco dłońmi, nie chcąc by zielonooka źle ją zrozumiałą. Wyszło to dość zawile. — Tak. Poczekaj — wyciągnęła srebrne pudełeczko z swojej torebki.
— O cholera — powiedziała zaskoczona Shaye. Teraz rozumiała co miał na myśli Chris mówiąc że ten wieczór ciekawie się zakończy.
— Nieźle się dogadałyście — odezwał się Stiles, za co oberwał z łokcia od Lydii.
Sytuacja była dość zabawna, przez co Theo parsknął śmiechem. Liam musiał zatkać mu usta dłonią aby go opanować. Większość czekała spokojnie na rozwój sytuacji albo w ciszy uśmiechali się pod nosami.
— Która pierwsza zapyta? — odezwała się Malia.
Shaye i Allison spojrzały na siebie. Zielone tęczówki skrzyżowały się z brązowymi.
— Masz przygotowaną jakąś mowę? — zapytała Allison.
— Nie, za bardzo by mnie to zestresowało. A ty?
— Miałam, ale wszystko wyleciało mi z głowy.
— Może kompromis? Zapytajcie jednocześnie — zaproponował Scott.
Shaye przytaknęła głową, na co Allison odpowiedziała tym samym. Obie otworzyły pudełeczka. Spojrzał sobie prosto w oczy.
— Wyjdziesz za mnie?
— Tak.
Zapytały i odpowiedziały jednocześnie. Założyły sobie nawzajem pierścionki. Nastąpiły brawa i radosne okrzyki.
Allison wykorzystała moment i biorąc twarz Shaye w swoje dłonie przyciągnęła ją do pocałunku.
Ta chwila była jedną z najcudowniejszych w ich wspólnym życiu.
*******************************************
To już koniec tej książki.
Mam nadzieje że przyniosła wam wiele radośni, mimo smutnych momentów.
Dziękuje wam że czytaliście tą historię, za każde polubienie i komentarz. To wiele dla mnie znaczy. Sprawiało mi radość każdy ślady jaki po sobie zostawiliście. Jeszcze raz dziękuje że jesteście <3
Może jeszcze zawita na moim koncie jakieś inne fanfiction z Teen Wolf. Niczego nie obiecuje, ale też nie wykluczam.
Na koniec kilka fanart'ów mojego autorstwa:
<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro