Dzień 1 - Wielkanoc 1
21 Kwiecień 2019
Wstałam dziś rano, znaczy obudziła mnie moja mama. To było coś takiego. Leże sobie w łóżeczku, nagle krzyk. - Weronika!!! Weronika!!! - Moja mama woła mnie z parteru. Leniwie wstaje z łóżka i ląduje na moim puchatym dywanie obok śpiącego na nim Jack'a Sparrowa, który trzymał butelkę rumu, jakby tylko nie była pusta to wziełabym i wypiła ten rum. - Weronika!!! - Krzyknęła znów moja mama - No ide!! - Odkrzyknęłam i wstałam. Przeszłam się do garderoby, ujrzałam tam Torda co grzebie mi w ciuchach, machnęłam na to ręką bo ciągle to robi, zbok jeden. Przebrałam się, jako że było 24 stopnie na dworze to ubrałam krótkie spodenki i bluzkę z krótkim rękawkiem, wyszłam z pokoju, prawie sie zabijając przez Mlojniera, Thora zajebie później.
Zeszłam po schodach, omijając moje drapieżne zwierze, czyli mojego kota Antka który kocha mnie gryźć w palce u stóp z samego z rańca. Na pewno myśli że to mnie pobudzi. Z pewnością, zwłaszcza kiedy będę latać po całym domu za tym kotem.
No nareszcie jesteś - Powiedziała moja babcia. - Co ty masz na sobie, idź sie przebież, za 10 minut jedziemy święcić jajka do Brzegu! - Dodała moja mama, jęknęłam głośno i wróciłam sie przebrać , dopiero teraz zauważyłam że Tony siedzi przy moim komputerze i coś na nim robi, weszłam do garderoby i przebrałam się w coś w czym moge wyjść do ludzi, padło na jeansy z dziurami na kolanach, koszulka w koty i jeansowa katana. Wyszłam z garderoby, po drodze na dół z półki zgarnęłam mój choker i kolczyki.
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta, musiałam wrócić się do domu po koszyczek wielkanocny, bo miałam go zabrać jak wychodziliśmy ale ja jeszcze w połowie spałam, wsiadłam do auta, uprzednio wpakowałam tego ateiste Torda i Lokiego oraz właściciela młotka o który sie prawie zabiłam do bagażnika.
Weszliśmy do kościoła, oczywiście musiałam ciągnąć Torda i Lokiego, którzy krzyczeli coś o tym że jak tam wejdą to sie rozpłyną, miałam to gdzie. To za to ze mi grzebie w ciuchach i że wszędzie kładzie tą swoją dzide. Udałam się z chłopakami żeby poświęcić koszyczek. - Wera co to za facet w kiecce? - Spytał Thor - To jest ksiądz, jest przedstawicielem boga na ziemi. - Powiedziałam. - Bzdura, to ja jestem bogiem - Powiedział Loki, pasrkłam śmiechem, staliśmy z przodu, więc ksiądz troche słyszał to co powiedział Loki więc cała nasza czwórka dostała chyba z pół tego wiadra wody święconej na ciuchy. - Moge sie mylić, ale to chyba koszyczek powinien być święcony, a nie my - Powiedział Tord i dostał odemnie kopniaka w kostkę. Złapał się za nią i pchnął mnie lekko, zaśmiałam się i wyszliśmy z kościoła.
Po powrocie do domu ujrzałam schlanego już Toma na kanapie, moja siostra prawie sie zabiła przez tarczę kapitana ameryki, mój tato siedział na tarasie ze Sparrowem i pili rum, a w sadzie Tygrys, Shaker, Rasta i El Koński Ogon kopali piłkę pomiędzy drzewakami owocowymi, do tego dookoła sadu biegał Steve, Bucky i Sam, cała trójka biegała bez koszulki, więc przez chwilkę miałam na co popatrzeć, aż do czasu kiedy mama mnie zawołała i musiałam zrobić z nią sałatkę na jutrzejsze święta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro