Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~13~

Otworzyłem leniwie oczy i delikatnie się przeciągnąłem. Spojrzałem na Inka, który dalej spał przytulony do mnie. Wyglądał tak spokojnie i uroczo kiedy spał. Dobrze, że nie mówię tego nagłos, inaczej dostałbym od niego pędzlem. Cicho się zaśmiałem na tą myśl. Nie miałem ochoty wstawać. Może dlatego, że nie chciałem budzić Inka. Ale ktoś musiał pójść po coś do jedzenia. Tylko...jak to zrobić gdy ktoś się do ciebie przytula? Zauważyłem, że Ink powoli się budzi.

-Dzień dobry malarzyku-przywitałem się z nim. Ink przetarł oczy i spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem.

-Dzień dobry...-odpowiedział cicho ziewając. Zachichotałem.

-Jak się spało?-zapytałem delikatnie głaszcząc Inka po głowie. Gdy to zrobiłem on tylko się we mnie wtulił.

-W porządku...Pospałbym jeszcze trochę, ale niestety nie mogę...muszę iść...-powiedział Ink zaspanym głosem. Podniósł się, odkrył koc i wstał z hamaka. Już miał iść w swoją stronę, ale ja go powstrzymałem łapiąc go za rękę.

-Musisz już iść? Nie możesz zostać?-spytałem. Ink tylko wyrwał swoją rękę z uścisku mojej.

-Niestety nie, przykro mi-odpowiedział malarz idąc w swoją stronę. Opadłem na hamak wzdychając ciężko. Chciałbym, aby Ink chociaż jeden dzień został w domu. Ostatnio coraz częściej gdzieś wychodzi. Nie lubię, kiedy mnie tu zostawia. Mógłbym gdzieś pochodzić, ale po prostu nie mam ochoty. Podniosłem się do pozycji siedzącej. Po prostu siedziałem i myślałem nad wszystkim i nad niczym. Po chwili jednak zebrałem w sobie wystarczającą ilość motywacji aby zmusić się do wstania. Tak jak pomyślałem tak zrobiłem. Wstałem z hamaka i udałem się w stronę kanapy. Szkicownik Inka leżał tam tak jak go wczoraj zostawiłem. Postanowiłem go nie ruszać i po prostu usiadłem na kanapie.

Minęło kilka minut zanim w końcu dostrzegłem malarzyka. Ale...wyglądał inaczej niż zazwyczaj. Miał swoje normalne brązowe spodnie, ale miał też żółtą koszulę, na której wisiał jego pas z farbami, a na to narzucony miał coś alá sweter w kolorze jaskrawego zielonego, co oczywiście trochę nie pasowało do tego wszystkiego, ale postanowiłem się nie wtrącać. Jego ran już nie było, pewnie je wyleczył.

-Co, testujesz nowe style?-zapytałem zaciekawiony.

-Można tak powiedzieć...-odpowiedział niepewnie Ink drapiąc się z tyłu głowy. Wstałem z kanapy i podszedłem do niego.

-Na pewno musisz iść? Nie możesz zostać chociaż dwóch minutek?-spytałem błagalnym tonem łapiąc go za ręce. Od razu je wyrwał. To było dziwne.

-T-tak, jestem pewien. Spokojnie, nic mi nie będzie-zapewnił mnie Ink, ale to w najmniejszym stopniu mnie nie uspokoiło.

-Jakoś ci nie wierzę. Ostatnio wracasz z samymi ranami na ciele, a każdego dnia jest gorzej-zauważyłem.

-Ale to dopiero dwa dni-odpowiedział na to Ink. I szczerze, miał faktycznie rację.

-Ale rany jak były tak są. Przedwczoraj policzek, wczoraj czaszka, co będzie dzisiaj? Może połamane żebra?-pytałem retorycznie coraz bardziej zdenerwowany.

-Dzisiaj nic takiego się nie stanie, słowo-odpowiedział malarz. W dalszym ciągu mu nie wierzyłem, ale postanowiłem udawać że jest inaczej aby dać mu w końcu spokój.

-Trzymam cię za słowo-powiedziałem. Ink uśmiechnął się i pokiwał głową. Wziął swój pędzel i maznął nim po ziemi robiąc na niej plamę. Z bólem w duszy patrzyłem, jak Inky wskakuje do plamy atramentu i znika mi z pola widzenia. Ponownie opadłem na kanapę i westchnąłem.

Hejka ludziki! Oto kolejny rozdział. Nie miałam trochę na niego pomysłu, ale mam nadzieję, że jesteście wyrozumiałymi ludźmi i mimo to wam się podobał. Przepraszam, że tak długo nie ma rozdziałów z Creama, ale jestem na kolejnym rozdziale i nagle brakuje mi pomysłów na dokończenie go. Mam nadzieję, że wkrótce się za niego wezmę. Ja tymczasem się żegnam. Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro