Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34

CHUCK


I to by było na tyle, jeśli chodzi o trzymanie się z daleka od Hope.

Tyle, jeśli chodzi o obserwowanie jej z bezpiecznej odległości i reagowanie wyłącznie w kryzysowych sytuacjach.

Parkuję na swoim podjeździe, by zaraz chwycić torbę treningową i wysiąść z auta. Znowu łapię się na tym, że po moich ustach błąka się uśmiech, którego ostatnio nie potrafię się pozbyć.

Nie mam pojęcia, jakim cudem, ale ostatnio na sparingach boksu pokonuję prawie każdego, a na siłowni biję własne rekordy.

W końcu wszystko się układa.

Spoglądam na dom naprzeciwko i nie mogę się doczekać, aż znowu ją zobaczę. Zupełnie, jakbym był od niej uzależniony, niczym Matt od kokainy.

Czy żałuję, że złamałem swoje, ustalone na nowo kilka tygodni temu, zasady?

Nie.

Nie potrafię tego żałować, bo właśnie spotkała mnie najlepsza rzecz w moim dwudziestosześcioletnim życiu.

Czy zmieniłem zdanie co do tego, że robię źle?

Nie.

Gdzieś w dalekim zakamarku mojego umysłu, cały czas kłębi się ta jedna, niedająca mi spokoju obawa.

Czy, gdyby znała prawdę, nadal chciałaby mieć mnie obok?

Czy nadal by mnie chciała?

Jestem pieprzonym egoistą, bo mimo tego, że – bardziej niż pewne – nie powinienem przekraczać tej granicy, to nie potrafię się już powstrzymać. Nie potrafię się wycofać i z niej zrezygnować.

Kilka razy miałem gdzieś na końcu języka wyznanie jej prawdy.

Chciałem powiedzieć jej wszystko, co powinna wiedzieć.

Ale jej uśmiech, gdy ze mną rozmawia... Jej oczy, pełne miłości, gdy na mnie patrzy, jej czułe gesty, którymi co chwila mnie obdarza – to wszystko sprawia, że natychmiast rezygnuję z tego pomysłu.

Przekręcam klucz w drzwiach wejściowych i momentalnie staję się bardziej czujny, gdy zamiast usłyszeć odgłos zamka, drzwi od razu ustępują.

Zastanawiam się przez chwilę, czy to mój zjebany brat niespodziewanie pojawił się w środku tygodnia, czy może ktoś zupełnie obcy, szukający mnie z niewiadomych powodów?

Gdy, najciszej jak potrafię, przechodzę do kuchni i dostrzegam brunetkę krzątającą się po niej, błyskawicznie czuję ulgę i dopiero teraz przypominam sobie, że ostatnio w końcu dorobiłem dwa komplety kluczy i dałem jej jeden, a w zamian sam otrzymałem jeden do jej domu.

Uśmiecham się na samą myśl, że dziś po raz pierwszy ich użyła i właśnie przygotowuje coś, co kurewsko dobrze pachnie.

Opieram się o futrynę i przyglądam się jej chwilę, gdy niezmiennie robi coś przy kuchennych blatach, odwrócona tyłem i prawdopodobnie nieświadoma mojej obecności.

Ma na sobie krótką, zwiewną sukienkę, w której wygląda obłędnie. To ta sama sukienka, w której siedziała w wiszącym fotelu chwilę przed naszą wycieczką na wybrzeże. Wtedy też wyglądała w niej obłędnie.

Obserwuję, jak materiał sukienki opina się na jej krągłych pośladkach, za które momentalnie mam ochotę chwycić. Jej skóra złapała ostatnio trochę słońca, co sprawia, że mam jeszcze większą ochotę przesunąć po niej opuszkami.

Jej smukłe palce przesuwają się właśnie po długich, czekoladowych kosmykach włosów, które przekłada na jedno ramię, odkrywając przy tym kawałek nagich pleców.

Przełykam ślinę.

Jest taka subtelna w swoich ruchach, a jednocześnie cholernie seksowna.

Pragnę jej. Kurewsko jej pragnę.

Hope odwraca się w moją stronę i rozchyla usta w geście zaskoczenia. Przypatruję się tym kuszącym wargom i obserwuję, jak lekko zwilża je językiem, przez co mam ochotę się na nią rzucić.

Brunetka w końcu obdarza mnie szerokim uśmiechem i to jest chyba jeszcze lepsze od tego, w jaki sposób oblizuje swoje wargi.

Odwzajemniam jej uśmiech i ruszam w stronę kuchennej wyspy, na której dopiero teraz dostrzegam rozłożone talerze.

– Długo się tak gapisz? – pyta przekornie, stawiając na wyspie półmisek mięsa, który pachnie wspaniale.

– Chwilę – robię jeszcze krok i łapię ją za nadgarstek, gdy próbuje odwrócić się w stronę kuchenki, na której coś jeszcze się gotuje.

Przyciągam ją do siebie jednym ruchem i kładę dłoń na jej lędźwiach, uniemożliwiając jej ucieczkę. Spoglądam na jej radosną twarz i oczy, w których frywolnie podskakują iskierki. Ostatnio są tam ciągle i mam pieprzoną nadzieję, że tak już zostanie.

Powstrzymuję się od gwałtownego wpicia się w te kuszące usta i postanawiam zrobić to delikatnie.

Nadal nie mogę przywyknąć do tego, że nie muszę całować jej tak, jakby to miał być nasz ostatni pocałunek. Mimo że czasami obawiam się, że ona w końcu się dowie, a ja nie będę świadomy, że któryś z naszych pocałunków naprawdę będzie tym ostatnim.

– Co zrobiłeś z moim pokojem? – pyta, odrywając usta od moich, jednak pozostaje na tyle blisko, że czuję jej ciepły oddech na twarzy.

Cholera.

Próbuję przeanalizować jej ton. Mam nadzieję, że nie jest zła, że postanowiłem zrobić mały remont w jej sypialni.

Zanim odpowiem, powoli przesuwam językiem po jej wargach. Są takie miękkie i słodkie, jakby wcierała w nie miód.

– Stwierdziłem, że trzeba go odświeżyć – odpowiadam w końcu z taką pewnością, jakbym to ja był jego właścicielem. – Nie masz już piętnastu lat, Bambi, żeby trzymać tam pluszaki i książki sprzed dekady – dodaję z ironią, ale gdzieś w środku kurewsko się boję, że jej się nie podoba.

Nie mogłem znieść niechęci Hope do jej własnego pokoju, w którym najwyraźniej ten skurwiel Matt postanowił ją wykorzystać. Na początku miałem cholerną ochotę zburzyć cały dom i postawić nowy, aby razem z nim, zniknęły tamte wspomnienia, ale na ten moment ograniczyłem się jedynie do sypialni, będąc w chwilowej zmowie z Lizzy.

Więc podczas gdy Hope spędzała u niej cały weekend, ja robiłem rewolucję na piętrze jej domu.

Przemalowałem ściany na mniej jaskrawe, kupiłem zasłony w neutralnym kolorze, nową pościel, a nawet pieprzone, wiszące lampki, jak to ujęła Lizzy – dla klimatu.

Jeśli Hope się nie podoba, to jest to wyłącznie wina Lizzy, bo to ona dawała mi wszelkie wskazówki, co do wystroju.

– To był mój ulubiony miś z dzieciństwa. Do teraz z nim śpię – mówi, wyginając usta w podkówkę.

Okej, miś wraca ze strychu na swoje miejsce. Zanotowane.

– Od teraz śpisz ze mną – odpowiadam, przyciskając ją do siebie jeszcze bliżej. – Codziennie – szepczę jej do ucha, po czym odchylam się nieco, by założyć za nie kosmyk jej włosów.

Obserwuję błąkający się po jej twarzy uśmiech, ale wciąż trwam w niepewności, bo nadal nie wiem, czy jej się podoba.

– To lustro... – zaczyna, przygryzając wargę, a ja mimowolnie się prostuję. – Nie jest trochę za duże?

Kurwa, oczywiście, że jest. Dla przeciętnego człowieka. Ale nie dla Hope, która zasługuje na pieprzoną lustrzaną ścianę, by codziennie móc patrzeć na siebie i pamiętać, że jest absolutnie olśniewająca i piękna.

Kręcę przecząco głową, kradnąc jej kolejny pocałunek.

– Dziękuję – szepcze w końcu, zaciskając drobne dłonie na moich ramionach. – Jest przepięknie – obdarza mnie uśmiechem, który roztapia mi serce.

W końcu czuję jebaną ulgę.

– Rozważałem też zawieszenie na ścianie plakatów z moją podobizną, żeby twoi koledzy z uczelni mieli okazję mnie zobaczyć, jeśli kiedykolwiek zaprosisz ich na wspólny projekt. Co o tym sądzisz? – pytam z lekkim uśmiechem na ustach, jakbym żartował.

Hope unosi brew i zamiast odpowiedzieć, wybucha krótkim śmiechem, co nie do końca mi się podoba.

Postanawiam tymczasowo to zignorować, bo właśnie wpiła się w moje usta, a teraz wczepia palce w moje włosy i pogłębia pocałunek. Czuję, jak delikatnie odchyla się do tyłu, pociągając mnie za sobą. Przenoszę dłonie na jej delikatnie policzki i gładzę skórę kciukami. Fakt, że za każdym razem całuje mnie z taką pasją, kręci mnie jeszcze bardziej.

To właśnie ten fakt, że ona pragnie mnie tak samo, jak ja jej, sprawia, że mam wrażenie, że jesteśmy dla siebie stworzeni.

Uśmiecham się, gdy delikatnie przygryza moją dolną wargę, a później szuka językiem mojego. Doprowadza mnie do szaleństwa, gdy tak robi.

Nie myśląc dłużej, podnoszę ją, by po chwili posadzić na kuchennej wyspie. Odrywam się na sekundę i przenoszę dłonie na jej uda, przejeżdżając po nich kilka razy palcami. Krzyżuję nasze spojrzenia i widzę w tych czekoladowych oczach narastające podniecenie.

W końcu rozchylam jej nogi, na tyle szeroko, by znaleźć się pomiędzy. Znowu wracam do błądzenia dłońmi po jej rozgrzanych udach. Jedną dłonią sunę wysoko, aż dotrę pod materiał sukienki. Pociągam za wąski pasek bielizny, znajdujący się tuż nad jej biodrem, a następnie zjeżdżam niżej i zaczynam ją masować przez cienki materiał stringów.

Widzę, jak zaskoczona otwiera usta, wbijając we mnie spojrzenie. Widzę, że chce mnie pocałować, ale ja chcę widzieć jej twarz, gdy dotykam ją w taki sposób.

– Od kiedy jedzenie zaczyna się od deseru? – pyta głosem pełnym pragnienia.

Śmieję się cicho na jej słowa, nie przestając patrzeć na jej rozchylone usta. Wtem do moich uszu dobiega odgłos kipienia, a potem pełen przejęcia głos Hope.

– Cholera! – w jednej chwili zeskakuje z wyspy i podchodzi do kuchenki, na której faktycznie coś kipi.

Brunetka ratuje sytuację i spogląda na mnie, przygryzając wargę.

Wiem, że podniecenie jej nie opuściło.

– To naprawdę zaraz ostygnie – mówi, spoglądając na pieczeń, obok której mało brakło, a byśmy się pieprzyli.

– Okej – mówię spokojnie, przeciągając dłonią po włosach. Zajmuję swoje miejsce i próbuję skupić się na jedzeniu. – Moja mama kiedyś robiła taką pieczeń – zauważam nagle.

Przenoszę wzrok na Hope, która uśmiecha się, stawiając na blacie pieczone ziemniaki i sos, po czym siada naprzeciwko.

– Wiem – odpowiada, a moja brew drga. – To jej przepis – kiwa głową w stronę jedzenia.

Unoszę kącik ust. Nie jadłem tego od lat, a ona doskonale wie, że kiedyś to była jedna z moich ulubionych potraw. Pamiętam, ile czasu zajmowało mamie, aby ją przygotować, więc teraz już nie mam serca dobierać się do Hope, skoro wiem, ile czasu na to poświęciła.

– Jest zajebiście pyszne – mówię już po pierwszym kęsie.

Na twarz brunetki wkracza coś w rodzaju ulgi.

Naprawdę przejmuje się, czy będzie mi smakować?

Jest wspaniała. Kocham ją.

Lustruję ją przenikliwym spojrzeniem.

– Kocham cię – wypalam, a widelec w jej dłoni zatrzymuje się w połowie drogi do jej ust.

Mruga kilka razy i w końcu bierze kęs, ale momentalnie rozpromienia się jeszcze bardziej, a jej policzki robią się lekko różowe.

Wiem, że oboje nie przyzwyczailiśmy się jeszcze do tych dwóch słów. Dla mnie to cholernie dziwne. Ale właśnie te dwa słowa od kilku tygodni dosłownie huczą mi w głowie.

Uśmiecham się. I, cholera, nie potrafię przestać, mimo że Hope nadal nie odpowiada.

Ja także muszę przywyknąć do myśli, że jest moja, że już nie muszę zwalczać w sobie pragnienia, by się do niej zbliżyć. Teraz bezkarnie mogę jej dotknąć, przytulić i pocałować kiedy tylko chcę. A nawet bezkarnie powiedzieć, że ją kocham.

To najlepsze uczucie na świecie.

– Ja ciebie też, Chuck – odpowiada po chwili, wpatrując się we mnie intensywnie.

Okej, jednak TO jest najlepszym uczuciem na świecie.

I znowu skaczę z radości, że znalazłem tę pieprzoną listę zasad.

– W przeszłości... – zaczyna i zaraz odchrząkuje, nerwowo grzebiąc w talerzu. – Często zdarzało ci się to mówić? – pyta niby od niechcenia, nie podnosząc wzroku.

– Co takiego? – pytam, mimo że doskonale wiem, co ma na myśli.

Uśmiecham się nieznacznie. W końcu doszliśmy do momentu, w którym Hope pyta o moje poprzednie kobiety.

Znowu przez chwilę milczy, jakby dobierała w głowie właściwe słowa, byle nie zabrzmieć zaborczo ani zbyt zazdrośnie, podczas gdy po prostu chce zapytać z iloma kobietami przed nią spałem i ilu wyznałem miłość.

Sam nie zamierzam jej o to pytać. Nie chcę się niepotrzebnie wkurwiać, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że jest byłą dziewczyną mojego brata. Byli razem trzy lata. Znał ją dużo lepiej ode mnie. I mam kurewską nadzieję, że w łóżku i poza nim zadowalam ją lepiej, niż on. Pomijając oczywiście to, co zrobił jej ten skurwiel, jak się niedawno okazało, tuż pod moim nosem.

Mam ochotę go zatłuc...

– W łóżku robimy takie rzeczy... – zaczyna nie zbyt pewnie, ale za to takim tonem, że momentalnie mam ochotę się na nią rzucić, kompletnie zapominając o moich myślach sprzed chwili. – Po prostu zastanawiam się nad twoim doświadczeniem – wzrusza niedbale ramieniem. – Nad tym czy... – przygryza paznokieć kciuka, a ja uważnie ją obserwuję. Jest cholernie słodka, gdy się tak peszy. – Każdej z nich tak szybko wyznawałeś miłość? – pyta nieśmiało i od razu bierze kawałek pieczeni do ust.

– Nie – odpowiadam wręcz od razu. – Właściwie nigdy tego nie robiłem – mówię zgodnie z prawdą i obserwuję, jak ruchy jej szczęki zwalniają, gdy przeżuwa jedzenie. Wbija we mnie te swoje czekoladowe ślepia i czeka, aż powiem coś więcej. Nie przywykłem, by aż tyle mówić o uczuciach, ale dla niej jestem w stanie to zmienić. – Nikomu przed tobą nie wyznałem miłości, Hope – precyzuję i widzę jej rozszerzające się źrenice.

Chyba przez chwilę zastanawia się, czy mówię prawdę, bo właśnie mruży oczy, wpatrując się badawczo w moje tęczówki.

– Serio? – pyta cicho, znowu przygryzając paznokieć.

– Serio – odpowiadam z lekkim uśmiechem. Brunetka poprawia się nerwowo na krześle, a ja widzę w jej oczach, że chciałaby jeszcze odpowiedzi na to drugie pytanie. – Tych kobiet nie było aż tyle, jak pewnie to sobie wyobrażasz. Wierz lub nie, ale w większym stopniu skupiałem się na zarabianiu pieniędzy, zamiast na przypadkowych panienkach – odpowiadam, nabijając na widelec resztki z talerza.

– A teraz? – słyszę i parskam cicho z rozbawienia.

Hope lubi zarzucać mnie takimi pytaniami tylko po to, by usłyszeć zapewnienie, że totalnie za nią szaleję.

– A teraz mógłbym być bezdomny, bylebyś tylko była obok – odpowiadam i dostrzegam na nowo pojawiające się w jej oczach iskierki.

– A przez te cztery miesiące? – zaczyna, przez co teraz ja nerwowo się poprawiam. Naprawdę nie lubię do tego wracać. Fakt, że zostawiłem ją tu samą, dalej niesamowicie mnie uwiera. Tym bardziej teraz, kiedy odważyła się pokazać mi swoją wrażliwość. Teraz, gdy wiem, jak bardzo to przeżyła. – Miałeś kogoś? – kończy, zmuszając mnie do ponownego skrzyżowania naszych spojrzeń.

Zastanawiam się przez chwilę, co odpowiedzieć i kompletnie nie chodzi o inne kobiety.

– Wiem, że przez tamto uważasz mnie za kompletnego frajera – zaczynam niechętnie. – Ale uwierz, mi też nie było łatwo – mówię i widzę, jak mruga kilka razy. Wciąż ciągnie mnie za język, mimo że powoli przestaję chcieć odpowiadać. – Siedziałem w warsztacie po czternaście godzin, wracałem do mieszkania późnym wieczorem, jadłem coś tylko po to, by przetrwać, a potem kładłem się spać. I tak w kółko – odpowiadam i śmieję się gorzko na samo wspomnienie tego, jak się wtedy czułem.

Już wtedy wiedziałem, że Hope nie jest mi obojętna, a myśl, że jest z moim bratem rozrywała mnie od środka.

Brunetka wyrywa mnie z zamyślenia dopiero wtedy, gdy siada na moich kolanach i oplata swoje palce wokół mojej szyi, przyciskając mnie do piersi.

– Najważniejsze, że wróciłeś – mówi cicho, gładząc mnie po karku.

– W zasadzie to zasługa Briana, mojego kumpla – odpowiadam, obejmując ją w talii.

– Inaczej byś nie wrócił? – zastyga na moment. – Czym w takim razie cię przekonał?

– Powiedział, żebym przestał się nad tym zastanawiać i po prostu zobaczył, co się wydarzy. Żebym nie odpuszczał, jeśli mi zależy – mówię zgodnie z prawdą.

– W takim razie, chyba muszę mu podziękować – mówi i czuję, że się uśmiecha.

– Ja już to zrobiłem – szepczę, gładząc jej nagie plecy i dopiero teraz przypominam sobie o porannej rozmowie z Brianem. Znowu poprawiam się nerwowo, tym razem z Hope na kolanach. – Chyba będę musiał wyjechać na kilka dni. To znaczy... Sam nie wiem, ale Brian pełni moje obowiązki, a teraz się rozchorował i prawdopodobnie nie będzie w stanie pracować – mówię niechętnie, a Hope odkleja mnie od siebie, by na mnie spojrzeć. – Jemu jednemu ufam. Reszta też jest w porządku, ale nie chcę zostawiać ich całkowicie samych, bez jakiejkolwiek kontroli. Do tego mam mały sklep przyłączony do warsztatu, z częściami. Tym też zajmuje się Brian. Liczy utarg i w ogóle... – mówię praktycznie jednym tchem, póki Hope mi nie przerwie.

– Jedź – mówi stanowczo, na co unoszę brew, spoglądając na nią niepewnie. – Jedź, Chuck. Nie możesz zaniedbywać swojego życia dla każdej chwili spędzonej ze mną. I nie musisz mi się tłumaczyć – dodaje i całuje mnie delikatnie.

Nie. To ona jest moim życiem. Dla niej mam ochotę pieprznąć tą robotą.

– Po prostu nie chcę zostawiać cię tu samej – odpowiadam zrezygnowany.

Wiem, że gdybym wyjechał, to nie byłoby tak, jak ostatnio, gdy to zrobiłem. Tym razem pędziłbym do niej z powrotem, w pierwszej, możliwej chwili. Mimo to nie chciałbym, by była tu sama. Sama w wielkim domu i z moim bratem–kutasem po drugiej stronie ulicy. Najchętniej zabrałbym ją ze sobą, ale wiem, że nie może opuścić zajęć na tak długi czas.

– Poradzę sobie – mówi i znowu zostawia krótki pocałunek na moich ustach. – Może to nawet dobra okazja, by się przekonać, jak to będzie – stwierdza, wyraźnie zamyślona.

– Jak będzie, gdy będę sześćset kilometrów od ciebie? – prycham. – Już teraz mogę ci powiedzieć – dodaję z grymasem.

Naprawdę nie chcę myśleć o tym, że będą chwile, kiedy będę musiał ją tu zostawić.

– Będziemy codziennie rozmawiać na kamerce. Rano przed twoją pracą i moimi zajęciami, i wieczorem. Jakoś to będzie... – próbuje mnie przekonać, ale jej ton już nie brzmi tak pewnie, jak jeszcze przed chwilą.

– Na kamerce, mówisz... – mamroczę i przyciskam ją do siebie, uśmiechając się zadziornie.

W moim umyśle pojawia się widok Hope, w tej jej seksownej, przykrótkiej piżamce, która robi mi sieczkę z mózgu.

Przesuwam ją lekko, by uzyskać dostęp do jej pośladków i gładzę je dłonią, czując narastające podniecenie.

– Chyba muszę kupić szybsze auto – mówię, by po chwili złączyć nasze usta. – Sześć godzin jazdy do ciebie to zdecydowanie za długo. 

Hope przez chwilę nie odpowiada. Widzę, że skupia się na moim dotyku.

– Za to ja chyba powinnam się wykąpać – mówi nagle, najwyraźniej wiedząc, co zaraz będziemy robić. – Przesiąkłam zapachem jedzenia – dodaje tonem, w którym kiełkuje pożądanie.

Już mam rzucić czymś głupim, w stylu, że po wszystkim, będzie musiała umyć się drugi raz, ale wpadam na inny pomysł.

Podnoszę się z krzesła razem z Hope, która natychmiast oplata nogi wokół mojej talii. Zasypuję ją pocałunkami i kieruje się w stronę małej łazienki na dole.

– Sprytnie to sobie wymyśliłeś – rzuca z błąkającym się po twarzy uśmiechem, gdy ja odkręcam pod prysznicem kurek z ciepłą wodą i wracam do niej, by ściągnąć paski sukienki z jej ramion.

Materiał natychmiast zsuwa się na podłogę, ukazując jej nagie piersi. Bez zastanowienia składam na nich pocałunki, a palcami zaczepiam o jej majtki, by powoli je z niej ściągnąć.

Odsuwam się od niej dosłownie na chwilę, by pozbyć się swojego ubrania i zaraz z powrotem przywieram do jej ust, kierując ją pod prysznic. Strużki ciepłej wody sprawiają, że ciało Hope wygląda teraz kurewsko seksownie.

Zresztą, jak zawsze.

Biorę swoją gąbkę i płyn do kąpieli, po czym zaczynam gładzić jej ciało, zostawiając na nim pianę, podczas gdy ona stoi bez ruchu i wpatruje się we mnie oczami pełnymi pożądania. Sunę po jej szyi, piersiach, zataczając na nich delikatne okręgi, później po brzuchu, by w końcu wierzchem gąbki dotrzeć między nogi. Jej oddech na moment się urywa. Przywieram do niej jeszcze bliżej i teraz dłońmi rozcieram pianę aż na jędrne pośladki.

Wpijam się w jej słodkie usta, całując zachłannie. Pieszczę jej język swoim i znowu słyszę jej cichy jęk, który już maksymalnie mnie podnieca.

Odrywam się od niej i przyciskam ją do ściany, by po raz ostatni przejechać palcami po całym ciele brunetki. Obserwuję jej reakcję i dostrzegam, że jej oczy zaczynają zachodzić czymś w rodzaju mgły. Wtedy gwałtownie odwracam ją tyłem i nogą rozsuwam jej własne.

– Kurewsko cię kocham – mówię tuż przy jej uchu i czuję, jak zaczyna drżeć.

– Też cię kocham – słyszę natychmiast i zostawiam czułe pocałunki na jej szyi.

I mimo że jeszcze nawet nie zaczęliśmy, ja już czuję się w stu procentach spełniony.


✧・゚: 。・゚゚✧・゚: 。・゚゚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro