Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

HOPE


Minęły dwa dni od naszej "nie–randki".

Znowu ze sobą nie rozmawiamy i zastanawiam się, czy tak będzie już zawsze.
Że najpierw zatracamy się w gorących pocałunkach, a później milczymy. A jeszcze później udajemy, że nic takiego nie miało miejsca.

Przebieram się w łazience w krótką piżamę, próbując przy tym odgonić od siebie myśli, które niezmiennie krążą wokół Chucka.

Bezskutecznie, oczywiście.

Jest już późny wieczór, a ja jestem dziś wyjątkowo zmęczona analizowaniem naszej pokręconej relacji, a po części też dniem spędzonym na uczelni.

Powinnam się uczyć, ale nie potrafię się skupić.

Moje myśli znowu wracają do Charlesa, jakbym nie miała nad tym żadnej kontroli.
Szybko uświadamiam sobie, że przecież on chciał o tym porozmawiać... To ja stchórzyłam, ale tylko dlatego, że naprawdę boję się tego, co mogłabym usłyszeć.

Wymyśliłam ze sto scenariuszy tego, co mógłby mi powiedzieć, i w zasadzie żaden z nich nie był pozytywny.

Jedynym wyjściem, aby uniknąć naszych cichych dni i całego tego chaosu, jest skończenie z tym, co się między nami dzieje. Tylko jak? Skoro nie potrafię się powstrzymać, bo ten człowiek zaczął cholernie mnie pociągać.

I nie tylko pociągać...

Poza tym nie byłam tam sama! To on mnie pocałował! Tym razem to on sprowokował to, co się wydarzyło. Dokładnie tak, jak wtedy, gdy wciągnął mnie za drzwi swojego domu i przyparł do ściany.

Tylko że jest między nami jedna ogromna różnica. Ja jestem kobietą szukającą bezpieczeństwa, ciepła, stabilności i tylko jednego faceta, który przy okazji dostarczy mi niesamowitych wrażeń w łóżku i poza nim.

Naprawdę mam dość tego rollercoastera w moim życiu. W momencie, w którym zniknął z niego Matt, obiecałam sobie, że od tej pory będę dobierać sobie partnerów zdecydowanie ostrożniej. Nie zamierzam się z tym spieszyć. Nie planuję kolejnego związku. Generalnie nie mam ochoty na jakiekolwiek kontakty z płcią przeciwną. Już na samą myśl o męskich uśmiechach na uczelni czy ich głupich tekstach na podryw robi mi się niedobrze, bo wszystko to, z niewiadomych względów, kojarzy mi się z Mattem.

Jedynym facetem, od którego nie odrzuca mnie automatycznie, jest Charles. I naprawdę nie rozumiem dlaczego.

Co takiego odróżnia go od innych? W końcu on też jest mężczyzną, który prawdopodobnie czasami nie myśli głową... Który może być nawet typem playboya! Przecież nie mam pojęcia, co i z kim robi w Nowym Jorku, za to jestem prawie pewna, że taki facet jak on nie szuka ciepła i bezpieczeństwa. I prawdopodobnie też nie szuka tej jednej, jedynej kobiety.

W dodatku jest bratem mojego byłego chłopaka. Już na samym początku, gdy się pojawił, postanowiłam, że nie mogę o nim myśleć w taki sposób, w jaki robię to bez ustanku!

Rzucam się na łóżko, ogarnięta emocjami, których nie potrafię nazwać.

"Nie przywiązywać się do Chucka." – rozbrzmiewa w mojej głowie, zagłuszając wszystkie inne myśli.

Nim zdążę dojść do jakiegokolwiek wniosku, co właściwie powinnam z tym zrobić, słyszę dźwięk dzwonka. Marszczę brwi, zastanawiając się, kto to może być o tej porze.

Chuck? Oby.

– Cześć – słyszę, gdy otwieram drzwi.

Mimowolnie się uśmiecham, a gdy widzę, że ubrany jest w dres i koszulkę, na nogach ma klapki, a w dłoni trzyma szczoteczkę do zębów, ogarnia mnie rozbawienie.

– Cześć. Coś się stało? – mówię, nieco zaskoczona, i zapraszam go do środka.

Gdy zamykam za nim drzwi, dostrzegam na podjeździe naprzeciwko kilka samochodów i dopiero teraz słyszę muzykę dochodzącą z ich domu.

– Matt postanowił urządzić sobie piątkową imprezę – z grymasem na twarzy przewraca oczami, opadając na kanapę w salonie.

Unoszę brwi i też się krzywię. Samo jego imię wywołuje we mnie odruch wymiotny.

– Mógłbym tu przenocować? – pyta, a ja szerzej otwieram oczy.

– Jasne - odpowiadam po chwili zawahania. – Pewnie, że tak. Przygotuję pokój rodziców.

– Nie trzeba - unosi dłoń w geście odmowy. – Wystarczy mi kanapa – wzrusza ramionami i odchyla głowę do tyłu. – Chyba, że to problem? – posyła mi niepewne spojrzenie, jakby nagle coś sobie uświadomił. – Po prostu nie mogę patrzeć na tego człowieka, a do tego zachowują się jak bydło – mruczy z niezadowoleniem.

– Żaden problem – odpowiadam szczerze.

Na początku zwyczajnie mnie zaskoczył. Zjawił się w progu moich drzwi, ze szczoteczką w dłoni, po dwóch dniach ciszy spowodowanej naszym pocałunkiem. A teraz znowu udajemy, że nic się nie stało...

– Dziękuję, Bambi – posyła mi wdzięczny uśmiech i przymyka oczy, pozostając w niezmiennej pozycji.

Korzystam z okazji, że tego nie widzi, i przyglądam mu się przez chwilę z przygryzioną wargą.

– Kupiłam nowy projektor. Chcesz zobaczyć? Jest w moim pokoju – mówię, zastanawiając się przez chwilę, czy słusznie.

Chuck niespiesznie otwiera oczy i spogląda na mnie z uniesioną brwią, a na jego usta wkracza dobrze znany mi uśmiech.

– Projektor, tak? – pyta przekornie. – Powiedz wprost, że chcesz, żebym poszedł z Tobą do twojego pokoju – mruczy i kilka razy porusza brwiami.

– Idiota... – kwituję i dopiero gdy odwracam się tyłem i ruszam po schodach, pozwalam sobie na uśmiech.

W chwili, gdy kładę się w swoim łóżku, w progu pojawia się Charles, ciągle ściskając w dłoni swoją szczoteczkę.

Przymykam oczy, walcząc ze sobą, by się nie roześmiać.

– To co z tym projektorem? Co on właściwie robi? – opiera się o futrynę, krzyżując ręce pod piersią.

Natychmiast odwracam wzrok, czując, że znowu w moim brzuchu pojawia się to nieproszone uczucie, gdy przyjmuje taką górującą postawę.

– Robi gwiazdy – odpowiadam krótko i chwytam za pilot, by to zademonstrować.

Moment później mój pokój rozświetla się milionem jasnych światełek na ciemnogranatowym tle. Małe, migoczące punkty zaczynają tworzyć złożony wzór, przypominający rozgwieżdżone niebo. Światła powoli układają się w konstelacje, a przestrzeń wypełnia delikatna, kosmiczna atmosfera, która ostatnio jest moim nowym, ulubionym widokiem.

"Oprócz Charlesa" – podpowiada mi mój zdradziecki umysł.

Mimowolnie na niego spoglądam, ciekawa jego reakcji. Chuck nadal stoi w progu i z wyraźnym zainteresowaniem wpatruje się w ściany mojego pokoju.

– A już myślałem, że ściemniasz – mamrocze pod nosem.

– Połóż się, jest lepszy efekt – wymyka się z moich ust i, albo mi się wydaję, albo Chuck patrzy na mnie z niepewnością, która zdarza mu się ostatnio wyjątkowo często.

Po chwili jednak zajmuje miejsce obok mnie, układając się na plecach.

– Lubisz gwiazdy? – pyta, nie odrywając wzroku od sufitu.

– Uwielbiam – odpowiadam zgodnie z prawdą i milknę na chwilę. – Bardzo często w ciepłe letnie wieczory siadałyśmy z mamą na naszej ławce i odgadywałyśmy nazwy gwiazdozbiorów – odzywam się w końcu, a moje kąciki po raz pierwszy unoszą się, gdy mówię cokolwiek o rodzicach.

I w sumie, nie jestem pewna, ale to chyba w ogóle pierwszy raz, kiedy z kimś o nich rozmawiam.

Chuck odwraca się na bok, przypatrując mi się uważnie.

– To musiało być jeszcze lepsze od projektora – posyła mi subtelny uśmiech i jednym ruchem zakłada mi kosmyk włosów za ucho.

Wbijam w niego zaskoczone spojrzenie, mając nadzieję, że mój wyraz twarzy nie zdradza całkowitej paniki, która właśnie mnie ogarnęła.

– Masz ochotę na pizzę? – mówię natychmiast, poprawiając się nerwowo, i tym samym minimalnie odsuwając się od Chucka.

Postanawiam stłumić w sobie te budzące się emocje, które zrodziły się natychmiast, gdy tylko wykonał ten gest.

Nie planuję dziś żadnego rzucania się na siebie...

– Jasne – odpowiada od razu i z powrotem odwraca się na plecy.

Przez pół godziny leżymy tak bez słowa.

Jest naprawdę przyjemnie i mam wrażenie, że czas zwalnia, pozwalając mi na chwilę oderwać się od wszystkich problemów. Zdaje się, że są momenty, w których po prostu nie potrzebujemy rozmawiać. Dosłownie czuję, unoszący się w powietrzu spokój, który koi moje zmysły.

Sam fakt, że on jest obok, jest wystarczający.

– To pizza – niechętnie przerywam tę ciszę, gdy słyszę dzwonek do drzwi.

Chuck podnosi się z łóżka, prawdopodobnie gotów zapłacić, ale popycham go jednym, sprawnym ruchem z powrotem na poduszkę, więc już nie protestuje.

– Zaraz wracam – mówię tylko i znikam z pokoju.

Po dosłownie trzech minutach wracam na górę z pizzą, która pachnie prawie tak dobrze jak ta, którą jedliśmy ostatnio.

Przekraczam próg pokoju i kładę ją na małym stoliku obok łóżka.

– Mam nadzieję, że będzie ci smakować. Prawdopodobnie jeszcze jej nie jadłeś, bo ta pizzeria otworzyła się niedawno – mówię, nie patrząc na Chucka i otwieram karton.

Mrużę oczy, bo nie odpowiada zbyt długo, więc w końcu na niego spoglądam.

Chuck patrzy na mnie przenikliwym i nieodgadnionym wzrokiem. Jakby chciał przejrzeć mnie na wylot. Jakby chciał czytać w moich myślach.

Momentalnie zastanawiam się, czy zrobiłam coś nie tak, ale wtedy dostrzegam, że na jego udach leży książka, którą mi podarował. Uświadamiam sobie, że zawsze chowam ją pod drugą poduszkę, tę, na której nie śpię, a teraz on się o nią opiera.

Natychmiast czuję ogarniającą mnie panikę, a każdy mój mięsień spina się tak, że prawdopodobnie będę mieć jutro zakwasy.

Z szybko bijącym sercem przenoszę wzrok na jego dłonie.

Zamieram.

Mam ochotę zapaść się pod ziemię.

Czuję, że moje policzki płoną i zaczyna kręcić mi się w głowie.

– C–co robisz... – wyduszam z siebie, nie spuszczając wzroku z małej kartki, którą trzyma w dłoniach.

– Co to jest? – pyta zachrypniętym głosem i przechodzi do siadu, stawiając nogi na podłodze, a książkę odkłada na bok.

Automatycznie cofam się o krok. Nie mam pojęcia, jak się zachować.

– Oddaj mi to – rozkazuję drżącym głosem i wyrywam kartkę z jego dłoni, a potem zabieram książkę, leżącą obok niego.

Robię trzy kroki i wciskam tę kartkę z powrotem w książkę, a potem chowam ją w komodzie, głęboko pod ubraniami. I zastygam w takiej pozycji.

Nie potrafię się do niego odwrócić.

– Hope, zdążyłem to przeczytać – mówi tym swoim lekko rozbawionym tonem.

Naprawdę mam ochotę zapaść się pod ziemię. Zaciskam palce na blacie komody i oddycham ciężko.

– Powiesz mi, co to za lista? – słyszę, i czuję, że wstał.

Nie odpowiadam, nie ruszam się. Modlę się w myślach, by zwyczajnie zniknął. Albo, żebym ja zniknęła. Zaraz spalę się ze wstydu!

– Powiesz coś? – słyszę tuż przy uchu i mimowolnie się wzdrygam, zaskoczona, że jest tuż przy mnie.

Nadal nie odpowiadam, a już po chwili czuję jego ciepłe dłonie na swoich ramionach.

– Hope – nie odpuszcza.

Szepcze blisko mojego ucha i odwraca mnie twarzą w swoją stronę, praktycznie siłą.

Nie mam odwagi spojrzeć mu w oczy, ale Chuck zmusza mnie do tego, chwytając mój podbródek. Nie potrafię odgadnąć co myśli, co czuje, czy co przedstawiają teraz jego tęczówki.

– Możesz coś w końcu powiedzieć? – patrzy na mnie z lekkim uśmiechem, którego nie potrafię rozszyfrować.

A ja czekam. Czekam na moment, w którym wybuchnie śmiechem, w wyniku przeczytania tej cholernej listy z cholernymi zasadami!

Nic takiego nie nadchodzi, więc teraz czekam, aż głosem pełnym współczucia zacznie mi tłumaczyć, że to nic wielkiego.

– Co mam ci powiedzieć? – odzywam się w końcu słabo i cofam się jeszcze o krok, tym samym pozbywając się jego ręki ze swojej twarzy.

Właśnie przykleiłam się plecami do komody, a Chuck oparł o nią dłonie, po dwóch moich stronach, zamykając mnie jak w pułapce.

– Dlaczego zrobiłaś taką listę? – pyta spokojnie, a w jego oczach dostrzegam coraz więcej iskier. – Dlaczego masz mnie nie dotykać, nie patrzeć mi w oczy, nie przyzwyczajać się? – zadaje kolejne pytanie, a ja przymykam powieki.

Nie jestem w stanie znieść tego zażenowania.

– Chuck, błagam... – przełykam głośno ślinę.

Czuję, że się uśmiecha.

– Czyli nie powiesz tego? – słyszę jego niski głos, który porusza moje wnętrze.

– Czego? – szepczę i otwieram oczy.

Miałam rację. Uśmiecha się.

– Tego, że nie możesz przestać o mnie myśleć. Że nie potrafisz wyrzucić mnie ze swojej głowy, że nie możesz się doczekać kiedy znowu cię pocałuję i kiedy znowu poczujesz mój dotyk na swojej skórze – słyszę, jak wymienia i zamieram. A gdy chwyta moją twarz w obie dłonie i zaczyna gładzić kciukami moje policzki, moje serce chce wyrwać się z piersi. – Że już dawno stałem się dla ciebie kimś więcej, niż starym kumplem...

Chuck nie przestaje się we mnie wpatrywać, a ja nie potrafię wydusić z siebie słowa. Nie mam pojęcia, co się właśnie dzieje. Czuję, jak jego spojrzenie przeszywa mnie na wskroś.

– Okej, więc ja to powiem – kontynuuje, a moje oczy stają się jeszcze większe niż przed chwilą. – Nie mogę przestać o tobie myśleć, Hope. Tylko, gdy jesteś blisko, czuję się dobrze. Gdy jesteś obok, ledwo nad sobą panuję. Muszę użyć całej swojej silnej woli, by nie wpić się w Twoje usta, by nie zacząć pieścić twojego ciała, które doprowadza mnie do szaleństwa. Ty doprowadzasz mnie do szaleństwa. Twoja mądrość, twoja delikatność, wrażliwość i te twoje oczy... Nie potrafię wyrzucić cię z mojej głowy... I chyba nawet nie chcę... Myślę o tobie, zanim zasnę i od razu, gdy się budzę. Chyba przegapiłem moment, w którym stałaś się cholernie ważna – chłonę każde jego słowo, stojąc w bezruchu, a gdy milknie, słyszę tylko nasze szalenie głośno bijące serca.

– O czym ty mówisz... – wyduszam z siebie w końcu.

O czym on do cholery mówi?!

– Nie czujesz tego, Hope? Przed chwilą przeczytałem twoją listę. Naprawdę teraz zaprzeczysz, że nie czujesz tego, co ja? – patrzy na mnie z nadzieją i niebezpiecznie zbliża się do mojej twarzy.

A ja nadal próbuję przyswoić jego słowa. Uporządkować je. Zrozumieć.

Jestem dla niego ważna? Nie może przestać o mnie myśleć?

Kurwa, czy on naprawdę tu jest, czy to wszystko po prostu mi się śni?

Muszę się przekonać, więc wyciągam drżące palce w kierunku jego twarzy i przesuwam je aż do jego ust.

On chyba naprawdę tu jest i właśnie wyznał mi to wszystko.

– Mówiłem ci już, nie rób tak – mówi władczym tonem, ale po jego twarzy błąka się uśmiech, a ja uświadamiam sobie, że właśnie przygryzam wargę. – Nawet nie wiesz, jak cię pragnę – mówi cicho, a ja tracę czucie w nogach. – I to nie tylko w łóżku, Hope – dodaje i po raz kolejny przejeżdża kciukiem po mojej dolnej wardze.

Momentalnie zwilżam ją językiem i przełykam ślinę, czując okropną suchość w gardle, a oczy Chucka niemal natychmiast znowu niebezpiecznie ciemnieją.

– To dlaczego chciałeś, żebyśmy byli przyjaciółmi? – zbieram się na odwagę, by zadać to pytanie, póki jeszcze jestem przy zmysłach.

Chuck znowu zakłada mi kosmyk włosów za ucho i czule gładzi jego okolice.

– Bo naprawdę nie powinienem tego robić... – mówi słabo i dosłownie na sekundę spuszcza wzrok.

– Czego? – pytam, marszcząc brwi.

Brunet uśmiecha się smutno, ale przysuwa się jeszcze bliżej, przyciskając mnie do komody.

– Wszystkiego... – kręci lekko głową. – Tego – mówi i gwałtownie wpija się w moje usta, a ja, jak zwykle oddaję mu ten pocałunek. Znowu jesteśmy zachłanni, jakby to wszystko miało zaraz się skończyć. – I tego – szepcze prosto w moje usta, wsuwając ciepłe dłonie pod moją koszulkę. Gładzi moje plecy opuszkami palców, a zaraz wodzi nimi niżej, by delikatnie ścisnąć moje pośladki. – Wszystkiego, Hope – dodaje jeszcze, mimo że ja już prawie go nie słucham.

Nie jestem w stanie, gdy sunie wilgotnymi wargami wzdłuż mojej szczęki, a potem szyi i zostawia na niej subtelne, mokre pocałunki.

– Marzę o tym, by w końcu móc cię dotykać bez obawy, że mnie odrzucisz – mówi cicho tuż przy moimi uchu, zaciskając palce na mojej talii.

– Nie odrzucę cię – odpowiadam drżącym głosem.

Znowu kręci mi się w głowie. Gdy tylko czuję jego dotyk, moje ciało domaga się więcej i więcej.

Po moich słowach Chuck zastyga na jedną, krótką sekundę, a później wraca do moich ust i przygryza moją wargę, lekko się uśmiechając. I mam wrażenie, że odetchnął z ulgą.

Czuję, że właśnie dałam mu przyzwolenie na coś, czego pragnę od miesięcy.

W końcu odważam się ruszyć i niepewnie kładę obie dłonie na jego torsie, wpatrując się w jego błękitne tęczówki, które błyszczą, jak nigdy wcześniej.

Szukam w nich zapewnienia, że to, co zaraz się wydarzy, jest właściwe.

Chryste, pieprzyć to! Naprawdę pieprzyć! Nie chcę dłużej tego analizować. Cokolwiek będzie jutro – pragnę go.

Dzisiaj. Teraz.

Wciskam dłonie pod jego koszulkę, by chwilę później pomóc mu ją zdjąć. Marzyłam o tym, by przyjrzeć się jego umięśnionemu ciału z bliska. Wodzę palcami po jego klatce piersiowej i tym razem to ja wpijam się w jego usta i natychmiast odszukuję jego język swoim. Pieszczę go nim tak, jak on zawsze robi to mnie. I chwilę później całuję każdy centymetr jego szyi, sprawiając, że jego oddech mocno przyspiesza.

Chuck chwyta mnie za uda i zarzuca je sobie na biodra, przyciskając mnie jeszcze mocniej do komody za moimi plecami. Znowu go czuję. Czuję przez cienkie spodenki piżamy, pod którymi nie mam bielizny.

Splata swoje ręce pod moimi pośladkami i niespiesznie przenosi mnie do łóżka, przez chwilę błądząc wzrokiem po moim ciele, jakby nie wiedział, którego kawałka mnie zasmakować najpierw.

Zostawia jeden, przeciągły i wyjątkowo mokry pocałunek na moich ustach i zsuwa się nieco niżej, a ja wyczekuję chwili, w której znowu poczuję jego wargi na jakimkolwiek skrawku mojego ciała.

Czuję, że powoli podciąga moją koszulkę i zostawia pocałunki na moim brzuchu, błądząc po nim rękami. Dosłownie wyczekuję momentu kiedy dotrze do moich piersi, a on, jakby czytał mi w myślach. Podciąga materiał mojej piżamy jeszcze wyżej i zaczyna delikatnie je pieścić, całując mnie przy tym w usta.

Gdy w końcu przenosi usta na mój biust, a dłonią sunie w górę mojego uda, mimowolnie wyginam się w łuk, wczepiają palce w jego włosy. W którymś momencie mój oddech zamienił się w ciche westchnienia i właśnie przeradza się w coraz głośniejsze. Nie potrafię nad tym zapanować. Naprawdę czuję, że zaraz stracę, pobudzone do granic możliwości, zmysły.

– Cała drżysz – mówi nagle, oddychając ciężko i pochyla się nad moja twarzą.

– To przez ciebie, Collins – odpowiadam słabo, głosem przepełnionym pragnieniem.

Wiem, że Chuck je dostrzega, bo jego oczy nagle ciemnieją, jak nigdy wcześniej. Znowu namiętnie mnie całuje. Wodzi językiem po moich wargach i co jakiś czas delikatnie je przygryza, a ja mam wrażenie, że za chwilę nie wytrzymam z rozrywającego mnie podniecenia.

Chwytam go za dłoń, którą właśnie trzyma na mojej talii i przesuwam ją poniżej kości biodrowej. On momentalnie wyczuwa czego chcę i na co mu pozwalam.

Podnosi się na jednym łokciu i pieści dłonią moją twarz, a drugą powoli przesuwa po spodenkach mojej piżamy, zupełnie jakby specjalnie torturował mnie tymi niespiesznymi ruchami. W końcu odkrywa rąbek materiału między moimi udami i delikatnie przesuwa po mnie palcami.

Przymykam oczy, czując błogość, gdy jeździ kciukiem z góry na dół, by w końcu zacząć zataczać małe okręgi. Głośniejsze jęki zaczynają wyrywać się z moich ust i nieświadomie zaczynam się wić pod naciskiem jego palców.

W końcu nie wytrzymuję, chcę go już poczuć. Mam wrażenie, że czekałam na to całe lata, a w dodatku nie mam pojęcia, czy taka okazja kiedykolwiek się powtórzy.
Jednym ruchem zaczepiam palcami o gumkę od jego dresów i pociągam w dół, a on się ich pozbywa.

Bez namysłu zaciskam na nim palce i przesuwam po nim dłonią kilka razy. To wystarczy, by westchnął z rozkoszy.

O cholera. Mogłam się tego spodziewać  myślę natychmiast, gdy przesuwam dłonią po jego długości.

W końcu cały jest dobrze zbudowany. Mogłam się domyślić, że również i tam...

Chuck śmieje się przelotnie tuż przy moich ustach, jakby przejrzał moje myśli.

Kocham ten śmiech...

Nagle łapie mnie za obydwa nadgarstki i powoli przesuwa je nad moją głowę, przy czym lekko się ode mnie odsuwa.

Czuję, że płonę, gdy lustruje całe moje ciało w jakiś nieokrzesany sposób. Jakby upajał się moim widokiem. I ponownie zaskakuję samą siebie, gdy dociera do mnie, że kompletnie nie czuję skrępowania. Gdy patrzy z zachwytem na moją rozpaloną twarz, nabrzmiałe z podniecenia piersi, na moją talię, biodra wysunięte w jego kierunku, pragnę, by już zawsze patrzył na mnie w taki sposób – pełen zachwytu i uwielbienia.

Nie mogę oderwać wzroku od jego hipnotyzujących oczu, ale między nogami znowu czuję dotyk, i tym razem nie jego dłoni. Masuje mnie powolnymi ruchami, aż zaczyna ciemnieć mi w oczach. I gdy czuję, że zaraz w końcu we mnie wejdzie, ogarnia mnie niepokój, którego kompletnie się nie spodziewałam.

Momentalnie wyrywam z jego uścisku swoje nadgarstki i w sekundzie podnoszę się do siadu, dysząc przy tym ciężko.

– Co się stało? – natychmiast słyszę jego zatroskany głos, ale nie potrafię się odezwać.

Chowam twarz w dłoniach, próbując się uspokoić. Próbując pozbyć się z głowy tego obrazu, który właśnie się w niej pojawił, zignorować drżenie z podniecenia całego mojego ciała i pulsowania między udami, domagającego się więcej.

Tym razem mój rozum wygrał. Cholera.

– Skarbie, co się stało? – powtarza, a sposób w jaki mnie nazywa sprawia, że podnoszę na niego wzrok.

Przygląda mi się z naprawdę zatroskaną miną. Widzę, że walczy ze sobą, zastanawiając się, czy powinien mnie przytulić lub w ogóle dotknąć.

– Nic, przepraszam cię – odpowiadam drżącym głosem.

– Zrobiłem coś nie tak? – pyta niepewnie i marszczy brwi.

Chryste! To ostatnie czego chcę! – by myślał, że zrobił coś nie tak. Robił wszystko TAK.

Robił wszystko w taki sposób, że od orgazmu dzieliły mnie sekundy.

– Nie. Było cudownie – odpowiadam. Naprawdę nie chcę, żeby się obwiniał. – To moja wina. Po prostu... – zacinam się, błądząc wzrokiem w przestrzeni między nami. – To łóżko, pokój... Ta pościel... – chwytam za kawałek materiału. – Chyba nie dam rady... – nie potrafię dokończyć, ale mam wrażenie, że Chuck doskonale rozumie.

– Poradzimy coś na to, dobrze? – pyta, chwytając mnie za podbródek. – Tylko nie płacz, proszę – dodaje, zauważając moje szklące się oczy.

Kiwam głową i zaciskam zęby, próbując powstrzymać łzy.

– Przytulisz mnie? – pytam cicho.

– Czekałem, aż zapytasz – uśmiecha się szeroko i zamyka mnie w swoich ramionach, by chwilę później przykryć nas kołdrą.

Czuję, jak gładzi moje włosy, gdy przyciskam policzek do jego klatki i mam wrażenie, że naprawdę śnię.

Właśnie odmówiłam seksu najwspanialszemu facetowi pod słońcem, a on po prostu głaszcze mnie po głowie.

Najgorsze jest to, że nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu go w sobie poczuję, a nagle w mojej głowie pojawił się obraz Matta, który w tym samym miejscu, w tym samym łóżku mnie wykorzystał.

– Jesteś zły? – szepczę, bojąc się usłyszeć odpowiedź.

– Nie żartuj – odpowiada i całuje mnie w czoło. – Skaczę z radości, że znalazłem tę listę. I to tylko dlatego, że książka wbijała mi się w łopatkę – mówi, a ja zaczynam się śmiać, wtulając się w niego jeszcze mocniej.

Co tu się właśnie wydarzyło?


✧・゚: 。・゚゚✧・゚: 。・゚゚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro