Rozdział 5
Nikodem
Boże te Baby mnie wykończą właśnie jedziemy na tą zasraną imprezę.
-Jesteśmy. Nikodem idziesz?
-Tak sorry zamyśliłem się. - tak naprawdę, to nie chcę misię tam iść,ale już nie mam innego wyjścia muszę iść. Wysiadam z auta i powolnym krokiem ruszam na imprezę.
-Hej wchodzie. - mówi pewnie organizator tej zasranej imprezy i to przez niego muszę tu być.
-Hej - mówię i idę do ogrodu, bo oczywiście dziewczyny mnie zostawiły samego.
Siadam na leżaku i rozmyślam nad tym co tu robić. Wyciągam telefon przeglądam media społecznościowe i natrafiam na zdjęcie Lucka liżącego, się z jakąś laskę dobra dość, już tego Instagrama. Włączyłem moją ulubioną piosenkę BTS i zacząłem czytać Wattpada w pewnym momencie, ktoś złapał mnie za ramię obróciłem się i zobaczyłem jakiś trzech typków.
-Hej co ty robisz tu sam, może się razem pobujamy? - japierdole co to za ludzie ja nie jestem gejem a tak to brzmiało, jak jakaś propozycja.
- Kim ty i twoji koledzy są wogóle bo chyba się nie znamy? - powiedziałem i czekałem na reakcje.
- Co cię to. To ja zadałem Ci pytanie czy się pobujamy odpalę ci coś, jak chcesz.
-Co niby. - błagam żeby nie chodziło o to o czym myślę.
-Nie udawaj głupiego wiem, że wiesz ale dobra, jak chcesz to ci powiem, bo widzę że tępy, jesteś chodzi o narkotyki. - domyśliłem się, ale wolałbym, żeby chodziło o coś innego.
-Ja nie potrzebuję ja, już dobrze się bawię. - ta super się bawię siedząc sam.
-Nam się nie odmawia.
Rzucił się na mnie i obalił z leżaka na ziemię wyjął z kieszeni nóż i już, się na mnie rzucić zamknąłem oczy, ale nie poczułem ukłucia powoli otworzyłem oczy. To co zobaczyłem to był wielki szok. Na tym typku, który przed chwilą powalił mnie na ziemię i usiadł na mnie tak, że nie mogłem się ruszać , teraz leży na ziemi a na nim Luck, który okłada go pięściami. Ocknąłem się, kiedy wyciągnął scyzoryk, bo nóż Luck mu zabrał i wyrzucił. Nie czekałem długo od razu krzyknąłem :
-Luck uważaj. - on chyba nie słyszał, bo dalej, go nawalał pięściami. Nie czekałem długo od razu wstałem podbiegłem i wyrwałem mu scyzoryk. Luck ostatni raz go walnął, a on zemdlał. W tym momencie odwrócił się do mnie:
-Dzięki, że zabrałeś mu ten scyzoryk, gdyby nie ty to mógłbym nie żyć. - serio uratował mi życie, a on jeszcze mi dziękuję za to, że zabrałem temu typkowi scyzoryk to ja powinienem mu dziękować.
-Ty jesteś chory, to ja powinienem ci dziękować prawie mnie zabili i jeszcze dziewczyny mnie zostawiły, chyba wracam do domu. - powiedziałem prawdę serio chcę wracać mam, już dość tej imprezy.
-Serio dopiero z godzinę tu jesteś. - skąd on to wie zaraz się dowię.
-Skąd to wiesz?
-Eee znaczy wydaje mi się, bo widzialem cię jak wchodziłeś. - okej w sumie to, każdy mógł mnie widzieć więc wsumie nie potrzebnie się pytałem.
-W sumie to, każdy mógł mnie widzieć ja chyba będę już uciekał. - Chcę iść już spać.
-Okej a może cię odwiozę. - co mu dzisaj jest, w sumie nie chce mi się wracać na pieszo.
-No okej, bo nie chcę mi się wracać na pieszo.
-To chodź tam mam samochód.
-Okej - poszliśmy do samochodu i wsiedliśmy do Audi. Nie wiem czemu, ale odrazu ruszył w dobrym kierunku.
-Okej już prawie jesteśmy - powiedział uśmiechając się do mnie.
-A skąd wiesz, gdzie mieszkam?
-Znaczy no widziałem, jak idziesz do szkoły, kiedyś. - trochę się gubił, ale okej uwierzyłem mu.
-Jesteśmy. - powiedział pod moim domem z wielkim uśmiechem.
-Dzięki bardzo. - powiedziałem też uśmiechając się. Kiedy wysiadałem dał mi jakąś kartkę, którą schowałem do kieszeni.
Okej więc dawno mnie tu nie było, ale wracam z nowym rozdziałem mam nadzieję, że wam się podoba.
600 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro