•Rozdział dwudziesty ósmy•
~■~■~■~■~
|Trening|
Spiner's End, następnego dnia
Przez kuchenne okno, przebijały się pierwsze świetliste smugi wschodzącego słońca, powoli oświetlając wstającą z głębokiego snu naturę i mieszkańców Spiner's End. Alyssa głośno ziewając, przeciągnęła się leniwie na krześle, przypatrując się siedzącemu na przeciw niej Severusowi. Mężczyzna był aż nader spokojny po wczorajszej nocy. Czytał Proroka Codziennego i od czasu do czasu popijał kawę ze swojego ulubionego - i uwaga, szok - czarnego kubka. Nie chciała mu przerywać, ale jej ciekawość i niecierpliwość wzięły górę, więc zapytała:
- Severusie?
- Hmm...? - przynajmniej słucha.
- Pamiętasz... pamiętasz co obiecałeś mi wczorajszej nocy?
- Tak. W czym problem?
- Chciałabym abyś opowiedział mi o tym co się wczoraj stało u... u Voldemorta. - wyznała.
Severus westchnął i przetarł dłonią twarz.
- Nie ma o czym mówić.
- Jest. Jest, i dobrze o tym wiesz.
Coś cię trapi, Severusie. Widzę to.
Snape spojrzał jej w oczy.
- Znasz Iwana Aristowa? - nagła zmiana tematu zupełnie ją zdezorientowała, ale odpowiedziała.
- To ten Mistrz Eliksirów z Rosji, prawda? Zmarł dwa lata temu?
- Wychodzi na to, że nie umarł. Jest jak najbardziej żywy, choć nie powiedziałbym że ma się dobrze. - odrzekł ponuro, rzucając na stół gazetę, którą czytał.
Alyssa chwyciła ją i oniemiała. Na pierwszej stronie, wielkimi tłustymi literami pisało:
Iwan Aristow wcale nie tak martwy? Atak śmierciożerców na Wallbridge.
Pełna niepokoju i złych przeczuć zaczęła czytać.
Wczoraj w nocy, na obrzeżach małej wioski Wallbridge, doszło do wielkiej katastrofy. Chatka, należąca do starego mugola, została podpalona, bardzo silnym zaklęciem Incendio. Ponadto, kilka sekund po podpaleniu i przed nadbiegnięciem innych mieszkańców wioski ‐ również mugoli - na niebie pojawił się Mroczny Znak. Na miejsce, od razu przybyli aurorzy, którzy przeszukali teren oraz przesłuchali świadków, którym wymazali potem pamięć. Z relacji mugolskich świadków wynika, że w chatce mieszkał zwykły ‐ w ich miemaniu - człowiek, o imieniu Iwan Aristow. Orzekli, że do wioski przybył niecałe dwa lata temu, czyli dokładnie w momencie kiedy owy rosyjski Mistrz Eliksirów, wyemigrował z ojczystego kraju, z powodu nadmiernego nękania przez tamtejszych śmierciożerców. Jednak, niestety tu też nie był bezpieczny. Aurorzy ustalili, że udało im się wyszukać parę magicznych sygnatur, które należały do bardzo nam znanych i niebezpiecznych śmierciożerców, czyli m.in Rabastana Lestrange, Antonina Dołochowa, Evana Rosiera i Bellatriks Lestrange. Również aurorzy potwierdzili, że mieszkaniec spalonej chatki, to prawdziwy i uznany za "martwego" Mistrz Eliksirów, Iwan Aristow. Nadzorujący całą sprawę, szef Departamentu Aurorów, Rufus Scrimgeour, stwierdził że wśród szczątków spalonej chaty, nie znaleźli ciała Aristowa. Czy wiedział, że śmierciożercy planują atak na zamieszkaną przez niego wioskę? Czy udało mu się uciec i gdzieś ukryć? Na to pytanie, uda nam się odpowiedzieć w kolejnym numerze Proroka Codziennego.
Pisała,
Rita Skeeter
Ciszę w salonie, przerwał trzask upadającej na podłogę gazety.
Alyssa nie schyliła się by ją podnieść, tylko usiadła na krześle w cichym zamyśleniu. W końcu, zwróciła swe spojrzenie na Severusa i zapytała go cicho:
- On go porwał, prawda? To dlatego cię wezwał?
- Tak. - odrzekł równie cicho Severus.
- Po co mu Aristow?
- Nie wiem. Tę tajemnicę zna tylko on i sam Iwan. - powiedział - Czarny Pan, czegoś chce od Aristowa i czuję, że... to coś może nam zaszkodzić. I to bardzo. Dlatego od jutra zaczynamy trening. - rzekł, wstając z krzesła.
- Co? Czemu?! Przecież noszę ze sobą różdżkę, a wokół domu są ustawione osłony i totemy...
‐ Nie będziesz cały czas siedziała w Spiner's End. Pojedziesz do szkoły i co? Kto cię tam obroni? - przerwał jej i westchnął, przecierając dłonią oczy - Wiem, że jest ci ciężko, ale zrozum. Nie chcę abyś umarła tak jak twoi rodzice. Tak... bezbronnie.
Alyssa przełknęła ślinę. Doskonale wiedziała, o co chodziło Severusowi. Tamtej fatalniej nocy, jej rodzice nawet nie mieli przy sobie różdżek, kiedy zaatakował ich Voldemort. Byli wielkimi czarodziejami, ale czy naprawdę nie zdawali sobie sprawy z ryzyka? Czy tak bardzo ufali swojemu przyjacielowi, że porzucili wszelkie środki bezpieczeństwa?
Alyssa nie mogła tego zrozumieć, mimo że wiele nad tym myślała. Samotne noce na Privet Drive, boleśnie przypominały jej o stracie rodziców do tego stopnia, że w pewnych momentach zaczęła ich nienawidzić.
Nadal ich kochała i za nimi tęskniła, ale nie zmieniało to faktu, że zaufanie do przyjaciela, postawili wyżej niż bezpieczeństwo swoich dzieci. Taka była prawda. Nikt nie mógł jej wmówić że było inaczej.
I Severus miał rację. Nie mogła pozwolić sobie na taką samą lekkomyślność jak jej rodzice. Miała zbyt wiele do stracenia.
Dlatego kiedy wyprostowała się na krześle, spojrzała stanowczo Severusowi w oczy i powiedziała mu że chce zacząć trening teraz, obiecała sobie w milczeniu, że już nigdy nie pozwoli skrzywdzić Voldemortowi jej bliskich.
Nigdy.
Szkoda tylko, że nie wiedziała, że za parę lat jej obietnica zostanie bardzo szybko złamana.
~■~■~■~■~
Parę godzin później, Spiner's End
Obok jej ucha świstnęło czerwone zaklęcie. Szybko odskoczyła z pola widzenia Severusa i przywarła całym ciałem do ogromnego głazu, który stał na odosobnionej od innych domostw polance, którą mężczyzna zabezpieczył antymugolskimi zaklęciami.
Ćwiczyli już dwie godziny. Wpierw, Severus kazał jej wymienić i pokazać wszystkie przydatne w walce zaklęcia, jakie znała. Potem, przeszli do części praktycznej. Stanęli po obu krańcach polanki, i zaczęli rzucać w siebie zaklęciami, bez żadnej zapowiedzi.
‐ Twój napastnik nie będzie ci mówił, kiedy i jakich zaklęć użyje. Śmierciożercy są nieobliczalni. Lubią działać z zaskoczenia i to w większości sytuacjach, daje im przewagę. ‐ tłumaczył jej mężczyzna.
- W większości? Czemu nie we wszystkich?
‐ Ponieważ są tak przekonani o swojej wielkości i nieomylności, że nie biorą pod uwagę przypadku, w którym zareagują zbyt wolno i tym samym dadzą przeciwnikowi szansę na pokonanie go.
- To ma sens. ‐ kiwnęła głową i wróciła do zaciekłego atakowania kukły śmierciożercy.
Tymczasem, Alyssa wychyliła się lekko zza głazu i rozejrzała się ostrożnie po polance. Przeczesała uważnie wzrokiem krańce polanki, pobliskie krzaki i drzewa.
Nikogo tam nie było.
Na polance panowała idealna, niezakłócona cisza. Nawet żaden najmniejszy szelest trawy, nie odważył się jej przerwać. Lecz dziewczyna nie dała się zwieść pozorom. Wiedziała, że to tylko gra.
Severus był drapieżnikiem, który bawił się swoją ofiarą - trzymał ją w niepewności, igrając jej uczuciami i żywiąc się jej narastającym strachem i zdezorientowaniem. I w tym przypadku, tą ofiarą była ona.
Brzmiało niepokojąco? Jak najbardziej. Było to trochę brutalne? Tak, było. Ale takie były realia tego świata. Jedni byli drapieżnikami, a drudzy ofiarami.
I trzeba było się z tym pogodzić. No i naturalnie przystosować.
Alyssa wyszła ze swojej kryjówki na otwartą przestrzeń. Była prawie bezbronna. Zdana na łaskę tylko swojej intuicji. I szczęścia, które jej nie dopisywało, biorąc pod uwagę wydarzenia sprzed kilku ostatnich miesięcy. Ścisnęła mocniej różdżkę w dłoni, powolnymi krokami wchodząc na środek. Liczyła, że Severus zaatakuje ją zanim wejdzie na środek polany. Mogłaby wtedy szybko czmychnąć za drzewo albo krzak.
Niestety, jej nadzieje okazały się płonne. Zanim zdążyła zareagować, w jej stronę, z kilkosekundowym opóźnieniem poleciały trzy zaklęcia. Najpierw Expelliarmus, potem Drętwota, a na końcu Incacerous. Alyssa jęknęła wewnętrznie. Tak szybko dała się pokonać! Naburmuszona patrzyła na Severusa, który stopniowo uwalniał się z zaklęcia niewidzialności.
‐ Jak mnie wykryłeś? Cały czas miałam na sobie Kameleona. ‐ zapytała Alyssa.
‐ Jest takie proste i wspaniałe zaklęcie, które pozwala wykryć obecność osób na danym obszarze. ‐ odpowiedział jej, patrząc na nią z góry.
‐ Czy dowiem się, jak to proste i wspaniałe zaklęcie brzmi? - spytała dziewczynka z nadzieją.
Zadowolony z siebie Severus, pochylił się lekko nad jej leżącym na ziemi ciałem.
‐ Nie. - Potter zrzedła mina - Chyba że... - nadstawiła uszu.
- Chyba że...?
- Chyba że bez mojej pomocy, uwolnisz się z tych sznurów. - wskazał na jej ciasno obwiązane więzami ciało.
- Mam rozumieć, że bez żadnej różdżki?
- Bez żadnej różdżki. - potwierdził mężczyzna - Kiedy skończysz, zaczniemy warzyć eliskiry, które w wielu przypadkach mogą uratować ci życie.
I odszedł.
Po prostu odszedł.
~■~■~■~■~
‐ Nienawidzę cię. ‐ mruknęła Alyssa, mieszając w kociołku miksturę o wyjątkowo paskudnym zapachu. Miała nadzieję, że nigdy nie będzie musiała jej pić.
Naprzeciwko niej, Severus w pełnym skupieniu siekał na równe paski coś, co wyglądało na wyjątkowo nieudaną odmianę jakiegoś warzywa. Gdyby miała zgadywać, powiedziałaby że to sflaczała i zgnita rzepa, którą wsadzono w kąt najgłębszej półki spiżarni i po roku wyciągnięto na światło dzienne.
‐ Mówiłaś to już co najmniej osiem razy. ‐ odpowiedział, nie odrywając wzroku od swojego zajęcia.
‐ I powtórzę to jeszcze drugie razy tyle. Wiesz ile musiałam się namęczyć z tymi więzami? ‐ odpaliła dziewczynka, na chwilę przerywając mieszanie.
‐ Nie przestawaj mieszać. ‐ rzekł mężczyzna.
‐ Bo co? ‐ warknęła, unosząc wyzywająco brew.
‐ Bo wybuchnie i pokryje cię czyrakami. Paskudna rzecz. ‐ pokręcił głową.
Alyssa natychmiast zabrała się za mieszanie, robiąc to bardziej energicznie niż dotychczas. Severus parsknął cichym śmiechem i wrzucił posiekane składniki do kociołka Alyssy. Z naczynia buchnęły opary, a eliksir zmienił barwę z jadowicie zielonego, na żółty. Potter zmarszczyła nos, czując podwojony obrzydliwy zapach eliksiru.
‐ Czy jest jakiś sposób na poprawienie smaku eliksiru? ‐ zapytała nagle Severusa, który przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
‐ Tak. ‐ odparł, po krótkiej chwili ciszy.
‐ To czemu większość eliksirów nadal smakuje tak źle i mdło?
‐ Bo zmiana smaku eliksirów, zmniejszyłaby też ich skuteczność. ‐ wytłumaczył jej Severus ‐ Weźmy na przykład taki Wywar Tojadowy. Powoduje, że osoba cierpiąca na likantropię, zachowuje ludzki umysł podczas przemiany w wilkołaka. Gdyby zmienić smak tego eliksiru, na, dajmy na to...
‐ Malinowy! ‐ podsunęła Alyssa.
‐ O, właśnie, malinowy, to osoba przemieniająca się w wilkołaka, zachowałaby kontrolę nad sobą nie do końca przemiany, tylko do trzech godzin lub nawet mniej. ‐ rzekł ‐ Rozumiesz, Alysso?
‐ Tak. - powiedziała i trochę posmutniała - Czyli to znaczy, że nie możemy zmienić smaku tego eliksiru który warzymy?
- Niestety nie.
- Na co on właściwie jest?
- Na uzupełnienie krwi.
- Obym go nigdy nie potrzebowała! ‐ stwierdziła i ponownie skupiła się na eliksirze.
Severus cicho westchnął.
- Tak... Obyś go nigdy nie potrzebowała.
~■~■~■~■~
Nieznana lokalizacja, tego samego dnia
- Moja cierpliwość się kończy, Iwanie. - w komnacie rozległ się syczący głos.
Kulący się na podłodze starszy mężczyzna, podniósł swą poobijaną twarz, by spojrzeć na Lorda Voldemorta.
- Panie, czekają mnie tylko ostatnie poprawki. Eliksir będzie gotowy pod koniec sierpnia. - powiedział, by tylko zostać trafionym Cruciatusem.
- Lord Voldemort nie ma tyle czasu, Iwanie. - warknął Czarny Pan - Musimy zacząć wprowadzać nasz plan jak najszybciej.
- Rozumiem to panie, ale te zapiski są dość przestarzałe i wiele z tych składników już nie istnieje, dlatego muszę znaleźć ich zamienniki... - wykrztusił głosem przepełnionym bólem.
- Jeśli potrzebujesz pomocy, to poproś Severusa. Jest jednym z moich najbardziej lojalnych wyznawców i wybitnym Mistrzem Eliksirów. Może on sprawi, że praca nad eliskirem będzie szła szybciej.
- Naturalnie, mój panie, naturalnie. ‐ mężczyzna wstał z podłogi i niezdarnie się pokłonił.
- Więc na co czekasz? - syknął Voldemort - Idźże wreszcie!
Aristow wszedł z komnaty, potykając się o swoje własne nogi.
Voldemort pokręcił głową. Gdyby to od niego zależało, to zdrajca już by nie żył, ale był mu potrzebny i musiał utrzymać go przy życiu. Na razie...
~■~■~■~■~
Taki smutny i zabawny rozdział.
No i trochę złowieszczy. Aż strach pomyśleć, co czeka Hogwart w następnym roku szkolnym...
Ale co ja tam będę wam spoilerować! Sami się przekonacie.
Miłej nocy, kochani
Isa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro