•Rozdział dwudziesty czwarty•
~■~■~■~■~
| Inspekcja i plan |
Hogwart , następnego wieczora
Wielka Sala wrzała od gwaru rozmów i szczękania sztućców. Alyssa właśnie jadła sałatkę z warzyw, kiedy w drzwiach Wielkiej Sali stanął bardzo przystojny mężczyzna o długich, platynowych włosach i rysach arystokraty. Alyssie zdawało się, że kiedyś gdzieś już go widziała tylko nie wiedziała gdzie. Znowu skierowała wzrok na mężczyznę, który zaczął iść w kierunku stołu nauczycielskiego, zdobywając po drodze, maślane spojrzenia innych dziewcząt.
- A niech mnie! Czemu sam Lucjusz Malfoy, zaszczycił nas swoją obecnością? - szepnęła Caterine do Alyssy. Najwyraźniej Dumbledore też zadał sobie to pytanie, gdyż wstał ze swojego miejsca, i podszedł do Malfoya.
- Ach, Lucjuszu, dobrze cię widzeć! Powiedz mi, czym zawdzięczam sobie tą wizytę? - zapytał.
Zarówno Alyssa jak i Lucjusz, skrzywili się niemal równocześnie, na przesiąknięty fałszem, ton dyrektora.
- Nasz minister magii, wysłał mnie do Hogwartu abym przeprowadził inspekcję, po tych niefortunnych wydarzeniach jakie miały tutaj miejsce. Pana ministra, jak i mnie i członków Wizagmontu, zaniepokoiło to że jedenastoletnie dziecko które miało być tutaj bezpieczne, jest wystawione na wręcz śmiertelne wypadki. Poza tym, dowiedzieliśmy się o pewnym szantażu który miał przekonać czwórkę uczniów aby zostali przyjaciółmi Alyssy Potter, a w zamian mieli dostać cenne księgi i pieniądze ze skarbca rodowego Potterów, bez zgody ich właściciela. Dlatego też, oprócz inspekcji, zostanie przeprowadzone śledztwo przeciwko tobie, Dumbledore. Ponadto, Wizagmont postanowił na czas śledztwa pozbawić cię tytułu Wielkiego Maga Wizagmontu. - powiedział dobitnie Lucjusz Malfoy a Dumbledore zbladł.
- To niemożliwe! Nie masz prawa! - wydusił. Na te słowa, Malfoy uniósł kpiąco brew i wyciągnął z kieszeni białą kopertę ze znakiem ministerstwa magii i podał ją Dumbledorowi.
- To jest oświadczenie napisane przez samego ministra, skoro mi nie wierzysz, to sam przeczytaj. - odpowiedział. Dumbledore otworzył kopertę i zaczął czytać list. Z każdym słowem jego twarz robiła sie coraz bledsza, aż w końcu kolorem przypominała chusteczkę higieniczną. Kiedy w końcu podniósł głowę znad listu, i spojrzał przed siebie, zobaczył dziesiątki par oczu wpatrzonych w niego.
- Uczniowie, idźcie do swoich dormitoriów! Kolacja się skończyła. - zagrzmiał i wyszedł z pośpiechem z Wielkiej Sali jakby co najmniej sie tam paliło. Rozległo się skrzypienie ław i szuranie butów. Kiedy Alyssa wraz z Caterine zmierzały do wyjścia, zatrzymał je głos Lucjusza Malfoya.
- Panno Potter! Czy mogę z panną porozmawiać? - zapytał, a gdy spojrzał na Caterine, szybko dodał :
- Na osobności. - Alyssa spojrzała na Caterine pytająco. Ta kiwnęła jej głową. Czarnowłosa zwróciła wzrok na Malfoya i odpowiedziała :
- Oczywiście.
- Wspaniale. - Malfoy uśmiechnął się, i skinął Caterine głową.
- Panno Spavento, proszę przekazać moje pozdrowienia dla pani rodziny. - powiedział.
- Oczywiście, przekażę. Do widzenia panie Malfoy. - odpowiedziała uprzejmie Caterine i spokojnym krokiem skierowała się do dormitorium. Po jej odejściu między Alyssą a Malfoyem zapanowała cisza, którą to on, zdecydował się przełamać.
- Może...przejdziemy się. - zasugerował. Alyssa przytaknęła głową. Wyszli na błonia, które były ogarnięte ciemnością a jedyne światło pochodziło od księżyca, który był w pełni.
Dziewczyna spojrzała księżyc i pomyślała, że gdzieś tam, daleko od Hogwartu, Remus przechodzi swoją przemianę w krwiożerczą bestię, która nie zna litości. Westchnęła cicho i potarła rękami ramiona. Jej cienka, biała koszula nie chroniła jej przed zimnym, styczniowym wiatrem. Nagle poczuła jak coś ciężkiego i miękkiego opada jej na ramiona.
Zdziwiona zerknęła na siebie, i zobaczyła że ma na ramionach duży, czarny płaszcz. Spojrzała na Malfoya. Teraz to on, stał na zimnym wietrze w czarnej, jedbawnej koszuli.
- Czemu...- chciała zapytać Alyssa, ale Malfoy jej przerwał.
- Byłoby niekulturalnie z mojej strony, gdybym pozwolił pannie stać na mrozie w tej koszuli. - odpowiedział.
- Ale teraz pan marznie! - zaprotestowała czarnowłosa.
- Uwierz mi panno Potter jestem przyzwyczajony do mrozu. Te kilka lat, spędzonych w ślizgońskich lochach, zahartowało mnie. - odparł rozbawiony.
- Wierzę. - odpowiedziała dziewczyna. Znowu zapadła pomiędzy nimi cisza. Stali tak, patrząc w dal na jezioro, nie odzywając się do siebie. Aż w końcu, dziewczyna zadała pytanie, które ją męczyło od chwili kiedy wyszli na błonia.
- Czemu pan chciał ze mną porozmawiać? I o czym? Bo wątpię, że o temperaturze w ślizgońskich lochach. - spytała, patrząc na niego z ciekawością.
- Nie wiem od czego zacząć.
- Najlepiej od początku. - zasugerowała.
- A więc tak...W chwili kiedy pani brat, pokonał Czarnego Pana, śmierciożercy byli zagubieni. Ich pan, który miał poprowadzić ich do zwycięstwa, upadł, pokonany przez roczne dziecko. Po jego upadku, większość z nich znalazła się w Azkabanie lub została zabita przez aurorów. Lecz pozostała część, poukrywała się w innych krajach, lub dała łapówki ministrowi magii. Tak śmierciożercy zaczęli nowe życie, w przekonaniu że Czarny Pan nie żyje. Tak było do dnia, w którym zdarzył się ten okropny wypadek z tłuczkami. Wieczorem, pierwszy raz od kilku miesięcy, mroczny znak na naszych ramionach, zaczął piec. To było wezwanie pochodzące od niego.
Kiedy znaleźliśmy się na polanie, na którą nas wezwał, był bardzo niezadowolony z Pettigrew, za to że nie wykonał dokładnie swojej roboty, jaką było zabicie pani. - mówił Malfoy - Wtedy kazał wybranym przez niego śmierciożercom, wtargnąć do domu pani ciotki i porwać pani brata. Wbrew temu co pani myśli, Czarny Pan nie ma teraz zamiaru zabijać pani brata, on chce zamiast niego zabić...
- Mnie. - powiedziała powoli Alyssa, wciąż przyswajając nowe informacje - Jestem przeszkodą na jego drodze do Harry'ego, dlatego gdyby zabił mnie, mógłby stworzyć z mojego brata istną maszynę do zabijania, drugiego Czarnego Pana. Wtedy tak zwana "jasna strona" straciłaby swojego Chłopca-Który-Przeżył, a cały świat pogrążyłby się w chaosie. Jednym słowem - Voldemort by wygrał. - podsumowała.
- Zgadza się. To był jego zamysł od chwili kiedy panią zobaczył.
- Ja dziękuję, że mi to wszystko pan wytłumaczył, ale jak ma mi to pomóc w znalezieniu Harry'ego?
- Znam lokalizację w której ukrywa się Czarny Pan wraz z pani bratem. To posiadłość Riddle Manor w Wielkiej Brytanii, w wiosce Imber. Jest ona położona zaledwie piętnaście kilometrów od Stonehenge. - powiedział Malfoy.
- Ciekawe miejsce do zamieszkania. Czy to prawda że ta wioska jest opuszczona? - zapytała Alyssa.
- Tak. Ale mimo to, Czarny Pan otoczył dom wszystkimi możliwymi, zaklęciami ochronnymi.
- Paranoiczny drań. - mruknęła Alyssa - Trudno będzie się przez nie przebić, bo mimo że Voldemort jest imbecylem, umie poprawnie machać różdżką. - powiedziała.
- Nie będzie się pani musiała przez nie przebijać. Widzi pani, Czarny Pan nałożył zaklęcia ochronne, nie tylko na posiadłość, ale też na wszystkie sekretne przejścia - oprócz jednego. Znajduje się ono przy jednym z kamieni Stonehenge na którym będzie wyryta mała, prawie niezauważalna litera "R". Żeby kamień pokazał przejście wystarczy powiedzieć "Slytherin". Potem dalej będzie musiała pani znaleźć brata. Tylko proszę, niech porusza się pani bardzo ostrożne po posiadłości. Roi się tam od śmierciożerców. - powiedział Malfoy.
- Nawet nie wiem jak panu mam dziękować! - wykrzyknęła szczęśliwa dziewczyna.
- Nie chcę żadnych podziękowań. A teraz niech pani już biegnie. Lepiej nie tracić czasu. - odpowiedział mężczyzna.
Alyssa kiwnęła szybko głową i już miała wrócić do zamku, kiedy pewne pytanie pojawiło się w jej głowie.
- Panie Malfoy?
- Tak?
- Przepraszam jeśli to zabrzmi niegrzecznie, ale czemu właściwie powiedział mi pan to wszystko? - zapytała zaciekawiona Alyssa. Malfoy spojrzał na nią ze smutnym uśmiechem na twarzy i odpowiedział :
- Bo nie jestem za zabijaniem niewinnych, jedenastoletnich dzieci.
~■~■~■~■~
Pokój Życzeń, komnata Czterech Założycieli, tego samego wieczora
- To mogłoby się udać, ale skąd wiemy, czy to nie jest jakaś pułapka? - zapytał Salazar. Alyssa wraz czterema założycielami, siedziała na czerwonej, i niewiarygodnie miękkiej kanapie, w komnacie w której się poznali.
- Malfoy nie mógłby mnie tak okłamać. Sam powiedział że nie jest za zabijaniem jedenastoletnich dzieci. - powiedziała stanowczo Alyssa.
- Twoja niewinność i wiara w ludzi, jest tak samo zniewalająco mocna jak u Helgi. - odpowiedział z sarkazmem w głosie Salazar, wskazując na Helgę która otworzyła usta w niemym oburzeniu. Ignorując ją, dodał :
- Zrozum Alysso, że to może być wręcz misja samobójcza.
- Wiem, ale nie możemy po prostu zaryzykować? Przecież i tak nie mamy innego planu. - odparła dziewczyna, przecierając ze zmęczeniem twarz. Był już późny wieczór, a oni nadal ślęczeli w tej komnacie i zastanawiali się czy zaufać Malfoyowi, czy może jednak nie.
- Chcesz ryzykować własnym życiem? - zapytała z niedowiarzeniem Rowena.
- Dla Harrego warto ryzykować. - odpowiedziała poważnie.
Założyciele spojrzeli po sobie, bezradnie wzruszając ramionami. Wiedzieli że nie odciągną Alyssy od tego pomysłu, była po prostu nieznośnie uparta. Dlatego jedynym wyjściem z tej małej sprzeczki, było pójście z nią na tę niebezpieczną, i ryzykowną wyprawę.
- Dobrze, zgadzamy się na twój plan, ale pod dwoma warunkami.
Słuchasz się i trzymasz się blisko nas. Czy to jest dla ciebie jasne? - zapytał Salazar.
- Jasne jak słońce. - potwierdziła czarnowłosa.
- Dobrze, a więc na trzy teleportujemy się do Stonehenge. - powiedziała Helga. Cała piątka chwyciła się za ręce.
- Raz, dwa, trzy! - czarodzieje z cichym trzaskiem teleportowali się z komnaty, pozostawiając po sobie, wciąż palący się kominek.
~■~■~■~■~
Długo nie publikowałam rozdziału w tej książce, i jest mi z tego powodu bardzo przykro, bo wiem, że pewnie bardzo czekaliście na kolejny rozdział.
Niestety, nie miałam czasu na pisanie, gdyż zostałam zawalona masą prac, kartkówek, sprawdzianów i wypracowań ze strony nauczycieli. Ale teraz, wracam do was z nowym rozdziałem w ramach przeprosin i prezentu z okazji świąt Wielkanocnych. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba, i docenicie moje wypociny. Jeszcze na koniec, złożę wam życzenia, które co prawda złożyłam wam już na tablicy, ale wolę złożyć je jeszcze raz. Tak więc, kochani, życzę wam zdrowych, spokojnych i miło spędzonych świąt Wielkanocnych, no i oczywiście, mokrego dyngusa!
Pozdrawiam was ciepło,
Isa😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro