Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33: Race without rules

Rozalia

Napełniłam miskę Otisa wodą. Louis kilka minut temu, poszedł do łazienki się wykąpać. Położyłam miskę na podłodze przy blacie. Minęła godzina, odkąd wróciliśmy do mieszkania Luke'a. Nasz nowy piesek już troszkę się oswoił, więc był już bardziej pewny siebie.

Usiadłam na kanapie, a Otis wskoczył na nią i położył swoją głowę na moich kolanach. Pogłaskałam go po tej jego słodkiej główce. Po chwili usłyszałam, jak drzwi łazienki się otwierają, a po chwili znowu zamykają.
Louis pojawił się w salonie. Miał na sobie białą koszulkę i krótkie szare spodenki, a włosy miał jeszcze mokre. Ja już wcześniej się umyłam, a teraz miałam na sobie czarne spodenki Louisa, oraz również jego szarą koszulkę. Chłopak usiadł obok mnie, pogłaskał Otisa i pocałował mnie w usta.

- Chyba się już oswoił- stwierdził Luke, patrząc na Otiego.

- Tak, jest kochany.

Chłopak włączył telewizor.

- Chciałbym jutro cię gdzieś zabrać- oznajmił.

- Dobra, a gdzie?- spytałam.

- Dowiesz się jutro- uśmiechnął się tajemniczo, patrząc mi w oczy.

***

Obudziłam się przez dziwne dźwięki nad moim uchem. Otworzyłam jeszcze zaspane oczy. Spojrzałam w prawo, gdzie spał Louis, a na nim leżał Oti, który lizał go po twarzy. Uśmiechnęłam się na ten widok. Louis dalej z zamkniętymi oczami, zmarszczył brwi. Otworzył oczy i próbował odepchnąć pieska.

- Rozalia, weź tego psa!- warknął.

Zaśmiałam się. Podniosłam Otisa, położyłam go pomiędzy nas. Chłopak westchnął. Obrócił się na bok, patrząc na mnie, ale jeszcze wcześniej wytarł z twarzy silne Otisa.

- Co?- spytałam.

- Nic, jesteś piękna- jego uśmiech był taki promienny.

Zarumieniłam się, odwzajemniając uśmiech. Również odwróciłam się na bok, tak żeby patrzeć w jego oczy. Otis skoczył z łóżka, wychodząc z pokoju. Czarnowłosy pociągnął mnie do siebie bliżej. Wtuliłam się w chłopaka.

- Nie chce mi się wychodzić z łóżka- oznajmiłam.

Luke prychnął i pocałował mnie w czoło, jakby wiedział, co knuje.

- Wyjdziesz z Otisem?- spojrzałam w jego oczy, robiąc słodką minkę.

- Nie przekonasz mnie słodką minką- pocałował mnie w usta.- A po drugie, to ty miałaś z nim wychodzić- odparł.

- No Louis, proszę.

Przewrócił oczami.

- Niech ci będzie- odwrócił się na plecy.- Ale ty za to robisz nam śniadanie- powiedział, zwlekając się z łóżka.

Louis wyszedł z Otisem, a ja zrobiłam nam śniadanie. Zjedliśmy je i wyszliśmy z mieszkania Louisa, zostawiając w nim Otiego. Miałam na sobie wczorajszą sukienkę, więc jechaliśmy do mojego domu, żebym mogła się przebrać. Gdy przebrałam się w czarne jeansowe spodenki i biały top z krótkim rękawkiem, to skierowaliśmy się tylko Louisowi znanym kierunku. Luke też miał na sobie czarne spodenki, tylko że z materiału, a do tego ubrał czarną over size koszulkę. Dzisiaj było naprawdę gorąco. Ale co się dziwić wakacje były tusz tusz.

Zatrzymaliśmy się na wielkim pustym placu. Był tu tor, a dookoła niego trybuny i jakieś budynki. Jest to, to samo miejsce, w którym odbył się ostatni wyścig Louisa, oraz Milera. To tu odbył się pierwszy nielegalny wyścig, który widziałam.

- Co my tu robimy?- zapytałam.

- Zobaczysz- odparł Louis, wysiadając z auta.- Wysiadaj- zamknął drzwi samochodu.

Przewróciłam oczami. Wysiadłam z grafitowego BMW. Stanęłam przed chłopakiem.

- Wyjaśnisz, co będziemy robić?- spytałam.

- Nauczę cię prowadzić- oznajmił, uśmiechając się jednym kącikiem ust.

Byłam zaskoczona. Już dawno mogłam zrobić prawo jazdy. Ale kiedy moja mama miała wypadek samochodowy, w którym zginęła, nie chciałam robić czegoś, co zabiło moją matkę. Żeby nie skończyć jak ona.

- Chyba... Chyba nie chce- powiedziałam niepewnie.

- Dasz radę- pocałował mnie w czoło.- Wsiadaj za kierownice.

Jak powiedział, tak zrobiłam. Za to Luke usiadł na miejscu pasażera.

- Dobrze, zapnij pasy- odparował, sam zapinając pasy.

Zapięłam pasy, trochę się stresowałam. Ale gdy spojrzałam na Louisa, to stres uciekł w nie pamięć.

- Co następne?

Louis pokazywał mi, co gdzie się znajduje.

- Wciśnij delikatnie sprzęgło- odrzekł.

Zrobiłam, co kazał, ufałam mu.

- Przekręć kluczyk- auto zawarczało- Wrzuć bieg na jedynkę. Okej, dobrze ci idzie. Puszczaj powoli sprzęgło i dodawaj gazu.

Samochód ruszył. Może i jechałam jak żółw, ale przynajmniej jechałam. Podobało mi się to coraz bardziej z każdą następną minutą. Nie było to takie straszne, jak mi się wydawało. A coraz lepiej mi to szło.

- Możesz przyspieszyć- rzekł Louis.

Uśmiechnęłam się, delikatnie przyspieszając. Jeździłam po torze, w jakimś procencie wiem już, jak się Louis czuje gdy się ściga. Później czarnowłosy pokazał mi, jak się hamuje, parkuje i jeszcze parę innych manewrów. Po około godzinie nauki zamieniliśmy się z Louisem miejscami.

- Teraz ci pokażę, jak to się naprawdę robi- uśmiechnął się jednym kącikiem ust.

Louis ruszył, od razu przyspieszając. Było widać, że Luke to kocha i że czuł się jak na jednym ze swoich wyścigów.

***

Louis

Po nauczeniu Rozalii jak się prowadzi samochód, odwiozłem ją do jej domu. Za to ja jechałem do mojego ojca, do domu rodzinnego.
Michael dostał telefon od Robensona, wiem tylko, że złożył nam jakąś propozycje, ale jaką to nie wiem. Wiem, tylko że chłopacy już o wszystkim wiedzą.
Otworzyłem bramę pilotem. A później zaparkowałem na podjeździe domu rodziny Lee. Wysiadłem z auta, wszedłem do domu.

- Louis to ty?!- usłyszałem, jak tata krzyczy z kuchni.

- Tak!- odkrzyknąłem.

Wszedłem do kuchni, zbiłem z ojcem męską piątkę.

- Siadaj. Zaraz będzie kolacja- odparł, mieszając coś na patelni.

Usiadłem przy stole, który znajdował się w kuchni.

- Gdzie Aiden?- spytałem.

- Nocuje u dziadków- odpowiedział.

Mężczyzna położył talerz pod moim nosem. Był to makaron ze szpinakiem. Michael bardzo dobrze gotował, co odziedziczyłem po nim. Tata usiadł obok mnie z talerzem. Zaczęliśmy jeść.

- Co z Calvinem?- zapytałem, połykając jedzenie w ustach.

- Dzwonił i zaoferował nam układ- odparował.- Nie podoba mi się ten pomysł. Ale to ty zdecydujesz, co zrobisz. Pamiętaj, zawsze możemy wymyślić coś innego.

- Co zaproponował?

Odłożyłem widelec.

- Żebyś wziął udział w wyścigu, z jego zawodnikiem.- Odparł.

- I to tyle?- zdziwiłem się.

- Nie. Jeśli wygrasz, to Calvin wyjedzie i nigdy już nie pokaże się w naszym życiu. A gdy przegrasz, to mamy się wycofać z rynku- powiedział.

- To chyba najprostsza umowa, jaką mógł złożyć. Przecież ja zawsze wygrywam- prychnąłem z przekonaniem.

- To nie taki zwykły wyścig, a race without rules- oświadczył.

- O kurwa- westchnąłem.

- Nie chce, żebyś brał w tym udział- ojciec popatrzał wprost w moje oczy.- Ale to twoja decyzja.- westchnął.

Nie wiedziałem, co mam zrobić. Nigdy nie brałem udziału w tego typu wyścigach, ale wiem, czym one zazwyczaj się kończą. Jeden z zawodników zazwyczaj umiera. Nie ma tam zasad, można używać broni, można spychać przeciwnika z toru i nie tylko. Nie ma tam żadnych hamulców.

Odkąd poznałem Rozalie, to miałem dla kogo żyć. Ale i też kogo chronić.

- Wezmę udział w tych wyścigach- oznajmiłem.

***

Wyjechałem spod mojego rodzinnego domu. Po tym jak zgodziłem się na udział w wyścigu, ojciec przez całą kolację odwodził mnie od tego pomysłu. Powtarzał, że wymyślimy coś innego. Wiem, że się martwi, nigdy nie lubił gdy brałem udział w jakichkolwiek wyścigach. A teraz to nie był wyścig, a ,,Race without rules".

Miałem wrócić do mieszkania, ale zboczyłem z trasy. Zatrzymałem się przed bramą cmentarza. Wysiadłem z auta, przeszedłem przez wielką metalową bramę. Przechodziłem pomiędzy pomnikami, zatrzymałem się przed tym nagrobkiem. Usiadłem na małej ławeczce, wyciągnąłem paczkę papierosów i wyciągnąłem jednego z paczki, odpaliłem go.

- Witaj Meliso Ginevro Young- powiedziałem z nostalgią.

Spojrzałem na nagrobek.

Melisa Ginevra Young
Niezapomniana córka, wnuczka, przyjaciółka, narzeczona
Bóg powołał Cię do siebie, żebyś była aniołkiem w niebie.
Spoczywaj w pokoju.

Przychodziłem tu tylko wtedy, gdy było źle i potrzebowałem się wygadać przyjaciółce, oraz siostrze. No i przychodzę tu w jej urodziny i dzień śmierci.

- Pamiętam, jak krzyczałaś na mnie, jak zacząłem palić- zaśmiałem się.

Moje oczy się zeszkliły, na to wspomnienie. Chciałbym ten ostatni raz, żeby na mnie nakrzyczała, albo usłyszeć jak się śmieje. Westchnąłem, serce mnie zakuło, a łza ściekła z mojego policzka.

- Wszystko się tak cholernie komplikuje, a ciebie tu nie ma- pociągnąłem nosem.

Zaciągnąłem się papierosem.

- Poznałem piękną dziewczynę, ma na imię Rozalia. Polubiłabyś ją- uśmiechnąłem się.- Znowu w naszym życiu pojawił się Robenson. I żebyśmy mieli jakąkolwiek przyszłość- pokręciłem głową.

- Muszę wziąć udział w wyścigu bez zasad. Zapewne teraz byś na mnie nawrzeszczała, jakim to ja jestem głupcem, że się zgodziłem. Ale... Ale kocham ją i chce ją chronić. 

*****************************************************************

Mam nadzieje że rozdział wam się podobał. Co myślicie o decyzji Louisa? Dobrze postąpił, czy też nie?

Instagram: koliwia216_

Tik tok: koliwia216_books

Miłego dnia/nocy Koliwia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro