Rozdział 16: Wzgórze nocą
Rozalia
Czarnooki zatrzymał się na jakimś wzgórzu, nic nie było widać. Bo w końcu była noc, a co za tym szło? Że było ciemno. Super, w ogóle go nie znam, a wywiózł mnie na jakieś wzgórze. Nocą. Gdzie nikt mnie nie usłyszy. Jak nie umrę dzisiaj, to będzie cud, zapewne mnie zakopie czy coś. Może on naprawdę jest psychopatą? A do tego zabójcą?
Louis zgasił silnik i odpiął pas, wzdychając.
- To co, zabijesz mnie, a później zakopiesz?- spytałam.
Chłopak zmarszczył brwi, a następnie parsknął śmiechem.
- Nie, to może następnym razem- odparł, wychodząc z auta.- Chodź.
Westchnęłam, opinając pas, wyszłam z auta, podchodząc do Louisa, który opierał się o maskę samochodu i spoglądał w niebo. Powtórzyłam czynność Luke'a, popatrzała przed siebie. Ujrzałam pięknie oświetlone miasto, naprawdę wyglądało to przepięknie. Ze wzgórza było widoczne całe Santa Monica.
Popatrzałam na Louisa, który odpalił papierosa, a później spojrzałam w górę, na niebo. Niebo było czarne, tak jak oczy Louisa, było pełno przepięknych gwiazd, które rozświetlały mrok. Znowu spojrzałam na chłopaka, który palił używkę, patrząc w górę, na mrok i gwiazdy, które pięknie świeciły.
- Co tu robimy?- zapytałam.
- Chciałem pokazać ci to miejsce- rzekł.
-Czemu?
- Bo stwierdziłem, że chce, żebyś je zobaczyła- dalej mówił tak tajemniczo.
- To jakieś ważne miejsce?- spytałam z ciekawością.
- Tak, ważne dla mnie- odrzekł.- Przychodziłem tu, jak było źle, jak potrzebowałem ciszy i spokoju, gdy nie chciałem rozmawiać z ludźmi- dodał.
Nie chciałam ciągnąć tego tematu i tak Louis otworzył się przede mną, w jakimś procencie.
- Tak naprawdę, to w ogóle cię nie znam- stwierdziłam, Lee zwrócił na mnie swoją uwagę.- Zagrajmy w grę, zadajemy sobie pytanie, na które musimy odpowiedzieć, szczerze.
- Okej, zacznij- powiedział beznamiętnym tonem.
Zdziwiłam się. Że tak szybko się zgodził.
- Studiujesz?
- Tak, finanse i rachunkowości- odpowiedział.- Będziesz wybierała się na studia?
- Tak, ale jeszcze nie wiem, na jakie ale jeszcze trochę czasu mam- uśmiechnęłam się delikatnie.
Louis pokiwał głową, zaciągając się fajką.
- Pracujesz?- zadałam kolejne pytanie.
- Pomagam ojcu- wypuścił dym z płuc.- Masz jakieś hobby?
- Można powiedzieć, że trenuje siatkówkę, a ty?
- Wyścigi samochodowe- odparł.
To akurat wiedziałam.
- Twoje ulubione kwiaty?- zadał kolejne pytanie.
- Białe goździki- kocham te kwiaty.- Masz rodzeństwo?
- Tak, brata- odparł.
- Opowiesz coś o bracie?- spytałam, zanim zdążył coś powiedzieć.
- Aiden, mój młodszy brat, jest naprawdę mądrym siedmiolatkiem- zaczął, zaciągając się używką.- Z wyglądu niby jest całkowitym przeciwieństwem mnie, ale tak naprawdę jesteśmy do siebie podobni, z charakteru czasami też- dokończył swoją wypowiedzi.
Zaciągnął się papierosem ostatni raz, następnie wyrzucił niedopałek, zadeptując go butem.
- Jak masz na drugie imię?- spytał.
- Alison- odpowiedziałam.- To teraz ty, jak masz na drugie imię?
- Leonard- powiedział beznamiętnie.
Louis Leonard Lee.
- Ładnie.
- Twoje też jest ładne- jego kącik ust powędrował do góry.
Odwróciłam głowę w stronę Louisa, zauważyłam, że on już na mnie spoglądał.
- Kto wymyślił twoje drugie imię?- spytałam.
- Mój tata. Stwierdził, że będzie śmiesznie, jak moje inicjały będą brzmieć: L.L.L- odpowiedział.- A twoje kto wymyślił?
- Też tata, a to dlatego, że moja mama miała na imię Alison- trochę posmutniałam, ale uśmiechnęłam się smutno.
Louis musiał to zauważyć, zbliżył się do mnie. On wiedział. Wiedział, że mojej mamy już nie ma na tym świecie.
- Nie musiałaś tego mówić.
- Wiem.
Popatrzałam do góry, bo Louis był ode mnie sporo wyższy, spojrzałam w jego oczy. Jego oczy wyglądały jak dzisiejsza noc. Noc z gwiazdami. Coś w nich błyszczało, małe gwiazdki. Dopiero teraz zauważyłam, że staliśmy niebezpiecznie blisko siebie. Louis przybliżył się jeszcze bliżej, i mnie... pocałował.
Przez chwile nie oddawałam pocałunku, dopiero po chwili go odwzajemniłam. Na chwilę czas się zatrzymał, poczułam motylki w brzuchu. Louis położył swoją wytatuowaną, lewą rękę na mój policzek, poczułam na mojej skórze chłód jego sygnetów. Drugą rękę położył na mojej szyi. Ja również jedną dłoń położyłam na jego policzku, a drugą wplątałam w jego włosy. Pocałunek był delikatny, subtelny, ale i namiętny. Nie trwało to długo, może z kilka minut, ale dla mnie, ten pocałunek trwał jak dzień, miesiąc, rok.
Oderwaliśmy się od siebie dopiero wtedy, gdy zabrakło nam tchu. Dalej staliśmy w tej samej pozycji, zdyszani, z mokrymi od śliny ustami, oraz opuchniętymi od pocałunku. Popatrzałam w oczy Louisa, a on w moje. Jego oczy nie wyrażały tego co zawsze, nie były lodowate, obojętne. Tylko wyrażały emocje, jego oczy błyszczały. W pewnej chwili przypomniało mi się, że to przecież przyjaciel mojego brata i jak Neteo tylko się dowie, to mnie zabije. Czym prędzej odskoczyłam od Louisa, odeszłam kilka kroków od chłopaka, oraz auta. Wtedy zakłopotany Louis się odezwał:
- Zrobiłem coś nie tak?- zapytał zakłopotany.
- Tak- wypaliłam zdenerwowana.- Znaczy nie, znaczy... uch, nie wiem- powiedziałam, chodząc w kółko ze zdenerwowania.
- Okejj, spokojnie, co się stało?- spytał spokojnym tonem.
- Neteo nas zabije- odparłam zrezygnowana.
- Naprawdę, pierwsze, o czym pomyślałaś po pocałunku, to jest twój brat- Louis uśmiechnął się kpiąco.
Jego uśmiech był taki piękny. Wyglądał jak upadły anioł, jak dziecko samego diabła i anioła.
- Czy ty możesz się ze mnie nie nabijać?- powiedziałam, podchodząc do niego.
Czarnooki w odpowiedzi podniósł tylko ręce w obronnym geście.
- Chodź tutaj- odrzekł.
Podeszłam do niego bliżej, położył dłonie na moich policzkach.
- Neteo nie musi się dowiedzieć- oznajmił to z takim spokojem.
Wcisnął w moje usta pocałunek. Zdjął ręce z moich policzków. Z powrotem oparłam się o maskę samochodu. Objęłam się ramionami, a Louis za to zarzucił mi rękę na ramiona.
- Zimno ci?
Spojrzałam wprost w jego oczy.
- Troszeczkę- odpowiedziałam.
Louis zdjął rękę z moich ramion, następnie podszedł do auta. Dokładnie do tylnych drzwi, otworzył je. Wyciągnął z samochodu swoją czarną kurtkę. Podszedł do mnie i założył mi ją na ramiona, objął mnie jedną ręką. Uśmiechnęłam się.
***
Leżałam na moim łóżku, rozmyślając o dzisiejszej nocy na wzgórzu. Na którym całowałam się z Louisem. Po naszym pocałunku spędziliśmy jeszcze dwie godziny na wzgórzu, potem Luke odwiózł mnie i pomógł mi wejść do pokoju przez okno. Gdy chłopak opuścił mój pokój, to przebrałam się w piżamę. A teraz leżałam i rozmyślałam o tym wszystkim, o nas. Przypomniało mi się, że mam gumkę na nadgarstku, chciałam ją ściągnąć, ale zauważyłam jej brak. Zmarszczyłam brwi. A później mnie olśniło.
Louis.
Louis, musiał mi ją zabrać.
Co za gnojek.
Uroczy gnojek.
Louis Leonard Lee.
************************************************************************************
Hej mam nadzieje że rozdział wam się podobał. Następny rozdział będzie z perspektywy Louisa, więc bądźcie cierpliwi i czekajcie na kolejne rozdziały.
Instagram: koliwia216_
Tik Tok: koliwia216_books
Miłego dnia/nocy Koliwia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro