Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16: Wzgórze nocą

Rozalia

Czarnooki zatrzymał się na jakimś wzgórzu, nic nie było widać. Bo w końcu była noc, a co za tym szło? Że było ciemno. Super, w ogóle go nie znam, a wywiózł mnie na jakieś wzgórze. Nocą. Gdzie nikt mnie nie usłyszy. Jak nie umrę dzisiaj, to będzie cud, zapewne mnie zakopie czy coś. Może on naprawdę jest psychopatą? A do tego zabójcą?
Louis zgasił silnik i odpiął pas, wzdychając.

- To co, zabijesz mnie, a później zakopiesz?- spytałam.

Chłopak zmarszczył brwi, a następnie parsknął śmiechem.

- Nie, to może następnym razem- odparł, wychodząc z auta.- Chodź.

Westchnęłam, opinając pas, wyszłam z auta, podchodząc do Louisa, który opierał się o maskę samochodu i spoglądał w niebo. Powtórzyłam czynność Luke'a, popatrzała przed siebie. Ujrzałam pięknie oświetlone miasto, naprawdę wyglądało to przepięknie. Ze wzgórza było widoczne całe Santa Monica.

Popatrzałam na Louisa, który odpalił papierosa, a później spojrzałam w górę, na niebo. Niebo było czarne, tak jak oczy Louisa, było pełno przepięknych gwiazd, które rozświetlały mrok. Znowu spojrzałam na chłopaka, który palił używkę, patrząc w górę, na mrok i gwiazdy, które pięknie świeciły.

- Co tu robimy?- zapytałam.

- Chciałem pokazać ci to miejsce- rzekł.

-Czemu?

- Bo stwierdziłem, że chce, żebyś je zobaczyła- dalej mówił tak tajemniczo.

- To jakieś ważne miejsce?- spytałam z ciekawością.

- Tak, ważne dla mnie- odrzekł.- Przychodziłem tu, jak było źle, jak potrzebowałem ciszy i spokoju, gdy nie chciałem rozmawiać z ludźmi- dodał.

Nie chciałam ciągnąć tego tematu i tak Louis otworzył się przede mną, w jakimś procencie.

- Tak naprawdę, to w ogóle cię nie znam- stwierdziłam, Lee zwrócił na mnie swoją uwagę.- Zagrajmy w grę, zadajemy sobie pytanie, na które musimy odpowiedzieć, szczerze.

- Okej, zacznij- powiedział beznamiętnym tonem.

Zdziwiłam się. Że tak szybko się zgodził.

- Studiujesz?

- Tak, finanse i rachunkowości- odpowiedział.- Będziesz wybierała się na studia?

- Tak, ale jeszcze nie wiem, na jakie ale jeszcze trochę czasu mam- uśmiechnęłam się delikatnie.

Louis pokiwał głową, zaciągając się fajką.

- Pracujesz?- zadałam kolejne pytanie.

- Pomagam ojcu- wypuścił dym z płuc.- Masz jakieś hobby?

- Można powiedzieć, że trenuje siatkówkę, a ty?

- Wyścigi samochodowe- odparł.

To akurat wiedziałam.

- Twoje ulubione kwiaty?- zadał kolejne pytanie.

- Białe goździki- kocham te kwiaty.- Masz rodzeństwo?

- Tak, brata- odparł.

- Opowiesz coś o bracie?- spytałam, zanim zdążył coś powiedzieć.

- Aiden, mój młodszy brat, jest naprawdę mądrym siedmiolatkiem- zaczął, zaciągając się używką.- Z wyglądu niby jest całkowitym przeciwieństwem mnie, ale tak naprawdę jesteśmy do siebie podobni, z charakteru czasami też- dokończył swoją wypowiedzi.

Zaciągnął się papierosem ostatni raz, następnie wyrzucił niedopałek, zadeptując go butem.

- Jak masz na drugie imię?- spytał.

- Alison- odpowiedziałam.- To teraz ty, jak masz na drugie imię?

- Leonard- powiedział beznamiętnie.

Louis Leonard Lee.

- Ładnie.

- Twoje też jest ładne- jego kącik ust powędrował do góry.

Odwróciłam głowę w stronę Louisa, zauważyłam, że on już na mnie spoglądał.

- Kto wymyślił twoje drugie imię?- spytałam.

- Mój tata. Stwierdził, że będzie śmiesznie, jak moje inicjały będą brzmieć: L.L.L- odpowiedział.- A twoje kto wymyślił?

- Też tata, a to dlatego, że moja mama miała na imię Alison- trochę posmutniałam, ale uśmiechnęłam się smutno.

Louis musiał to zauważyć, zbliżył się do mnie. On wiedział. Wiedział, że mojej mamy już nie ma na tym świecie.

- Nie musiałaś tego mówić.

- Wiem.

Popatrzałam do góry, bo Louis był ode mnie sporo wyższy, spojrzałam w jego oczy. Jego oczy wyglądały jak dzisiejsza noc. Noc z gwiazdami. Coś w nich błyszczało, małe gwiazdki. Dopiero teraz zauważyłam, że staliśmy niebezpiecznie blisko siebie. Louis przybliżył się jeszcze bliżej, i mnie... pocałował.

Przez chwile nie oddawałam pocałunku, dopiero po chwili go odwzajemniłam. Na chwilę czas się zatrzymał, poczułam motylki w brzuchu. Louis położył swoją wytatuowaną, lewą rękę na mój policzek, poczułam na mojej skórze chłód jego sygnetów. Drugą rękę położył na mojej szyi. Ja również jedną dłoń położyłam na jego policzku, a drugą wplątałam w jego włosy. Pocałunek był delikatny, subtelny, ale i namiętny. Nie trwało to długo, może z kilka minut, ale dla mnie, ten pocałunek trwał jak dzień, miesiąc, rok.

Oderwaliśmy się od siebie dopiero wtedy, gdy zabrakło nam tchu. Dalej staliśmy w tej samej pozycji, zdyszani, z mokrymi od śliny ustami, oraz opuchniętymi od pocałunku. Popatrzałam w oczy Louisa, a on w moje. Jego oczy nie wyrażały tego co zawsze, nie były lodowate, obojętne. Tylko wyrażały emocje, jego oczy błyszczały. W pewnej chwili przypomniało mi się, że to przecież przyjaciel mojego brata i jak Neteo tylko się dowie, to mnie zabije. Czym prędzej odskoczyłam od Louisa, odeszłam kilka kroków od chłopaka, oraz auta. Wtedy zakłopotany Louis się odezwał:

- Zrobiłem coś nie tak?- zapytał zakłopotany.

- Tak- wypaliłam zdenerwowana.- Znaczy nie, znaczy... uch, nie wiem- powiedziałam, chodząc w kółko ze zdenerwowania.

- Okejj, spokojnie, co się stało?- spytał spokojnym tonem.

- Neteo nas zabije- odparłam zrezygnowana.

- Naprawdę, pierwsze, o czym pomyślałaś po pocałunku, to jest twój brat- Louis uśmiechnął się kpiąco.

Jego uśmiech był taki piękny. Wyglądał jak upadły anioł, jak dziecko samego diabła i anioła.

- Czy ty możesz się ze mnie nie nabijać?- powiedziałam, podchodząc do niego.

Czarnooki w odpowiedzi podniósł tylko ręce w obronnym geście.

- Chodź tutaj- odrzekł.

Podeszłam do niego bliżej, położył dłonie na moich policzkach.

- Neteo nie musi się dowiedzieć- oznajmił to z takim spokojem.

Wcisnął w moje usta pocałunek. Zdjął ręce z moich policzków. Z powrotem oparłam się o maskę samochodu. Objęłam się ramionami, a Louis za to zarzucił mi rękę na ramiona.

- Zimno ci?

Spojrzałam wprost w jego oczy.

- Troszeczkę- odpowiedziałam.

Louis zdjął rękę z moich ramion, następnie podszedł do auta. Dokładnie do tylnych drzwi, otworzył je. Wyciągnął z samochodu swoją czarną kurtkę. Podszedł do mnie i założył mi ją na ramiona, objął mnie jedną ręką. Uśmiechnęłam się.

***

Leżałam na moim łóżku, rozmyślając o dzisiejszej nocy na wzgórzu. Na którym całowałam się z Louisem. Po naszym pocałunku spędziliśmy jeszcze dwie godziny na wzgórzu, potem Luke odwiózł mnie i pomógł mi wejść do pokoju przez okno. Gdy chłopak opuścił mój pokój, to przebrałam się w piżamę. A teraz leżałam i rozmyślałam o tym wszystkim, o nas. Przypomniało mi się, że mam gumkę na nadgarstku, chciałam ją ściągnąć, ale zauważyłam jej brak. Zmarszczyłam brwi. A później mnie olśniło.

Louis.
Louis, musiał mi ją zabrać.
Co za gnojek.
Uroczy gnojek.

Louis Leonard Lee.

************************************************************************************

Hej mam nadzieje że rozdział wam się podobał. Następny rozdział będzie z perspektywy Louisa, więc bądźcie cierpliwi i czekajcie na kolejne rozdziały.

Instagram: koliwia216_

Tik Tok: koliwia216_books

Miłego dnia/nocy Koliwia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro