Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Czy uczucie powróci?

- Alan...

- Dlaczego płaczesz? - Zmarszczył brwi i cały czas mi się przyglądał, a najbardziej w okolicach biustu.

Spojrzałam w dół i... cholera jasna. Gwałtownie zasłoniłam siebie dłońmi, bo do połowy moja klatka piersiowa była odkryta przez odpięte guziczki. Przyglądał się moim piersiom i czerwonemu, koronkowemu stanikowi. 

Ugh, co za upokorzenie.

Ale halo... on mnie już widział nago.

- Nic, nie ważne - Pociągnęłam nosem i wpuściłam go do środka. 

Zapięłam niechlujnie guziczki, a on w między czasie rozglądał się po moim apartamencie.

- Nie oszukuj mnie - Rzucił poważniej - Dlaczego płakałaś? Coś się stało?

- Co cię to obchodzi?! - Wydarłam się - Coś jeszcze chcesz? 

- ''Praca wzywa''? - Zacytował mnie, robiąc nawias w powietrzu - Dom, to chyba nie praca. Co się dzieje..? - Spojrzał na mnie zatroskany.

- Nie odzywałeś się do mnie sześć lat i nagle się teraz interesujesz mną?! - Odsunęłam się od niego - Myślisz, że od tak możesz znowu do mojego życia wtargnąć? Zostaw mnie w spokoju! Chociaż ty nie niszcz mi życia... - Zakryłam twarz dłońmi. 

- Czyli mam rozumieć, że ktoś poza mną także ci niszczy życie? Kto to jest? - Słyszałam złość w jego głosie.

- Nikt, nic, nie ważne, Alan... Proszę cię... zostaw mnie... Nie chcę powracać do tego, co było kiedyś... 

- Nie, nie i jeszcze raz nie - Pociągnął mnie do siebie i mocno przytulił - Nie pozwolę ci teraz odejść, nie pozwolę ci teraz zniknąć z mojego życia. Nigdy więcej - Wyszeptał.

Moje serce cholernie zabolało. Na samo usłyszenie jego słów coś we mnie pękło i jeszcze bardziej wyszlochałam. 

Dlaczego tak powiedział...?

Nagle się mną zainteresował, a wcześniej w ogóle ze mną się nie kontaktował? Pamiętam, jak wyjechał do collage'u i od tamtej pory nie dostałam od niego żadnej wiadomości, nic. Nie odzywał się, nie pisał, nie przyjeżdżał na święta albo inne dni wolne. On po prostu zignorował. 

- Nienawidzę cię... - Wychlipałam, a on dalej nie przestawał mnie obejmować.

- Chcę naprawić wszystko. Wszystko, co było związane z tobą. Daj mi szanse, a nie pożałujesz, proszę - Wyszeptał.

O nie, o nie, o nie, nie, nie, nie...

Nie mów tak, błagam.

Nie chcę wracać do przeszłości.

Zakocham się i znowu odejdzie.

Znowu tak zrobi, a ja znowu będę cierpieć.

- Nie chcę. Nie chcę, zrozum mnie... Nie dam rady... - Zacisnęłam dłonie na jego marynarce.

- Nie dam ci odejść po raz kolejny.

- Ale to ty odszedłeś! Powiedziałam ci, a ty... - Pociągnęłam nosem.

Nie odezwał się. Przycisnął mnie bardziej do siebie, a ja nie przestawałam płakać.

Och, dlaczego ja cały czas ryczę.

Udaję silną, a tak naprawdę jestem słaba. Słaba psychicznie.

- Powiedz mi teraz najważniejszą rzecz.. - Nachylił się nade mną obejmując policzki i zginając kolana wyrównał w ten sposób kontakt wzrokowy - Czy ktoś ci coś robi? - Spojrzał mi czule w oczy.

Nie patrz tak na mnie, błagam...

Ale nie umiem odwrócić głowy, po prostu nie umiem. 

- Nie... - Skłamałam - Wszystko gra... 

- Wiem, że kłamiesz. Jak będziesz mieć jakiś problem, proszę... nie bój się mi mówić... - Pocałował mnie w czoło.

Ugh, kurwa...

- Nie mam problemu... Wszystko gra, po prostu rozmawiałam... z mamą - Skłamałam.

- Dalej siedzi z moim ojcem na wyspach? - Prychnął i wyprostował nogi.

- Tak - Powiedziałam niepewnie. 

- Wiesz co, Marnie? - Spojrzał na mnie uśmiechnięty.

- Co? - Burknęłam, ocierając policzki z łez i spojrzałam w jego brązowe oczy.

Te piękne, brązowe oczy...

- Usiądź na mnie jeszcze raz... - Uśmiechnął się łobuzersko - Ale bez ubrań - Mrugnął do mnie.

- Ugh, kretyn! - Trzepnęłam go w ramię.

- Przyjadę po ciebie jutro o dwudziestej - Zaczął kierować się do wyjścia.

- Musisz? Dlaczego w ogóle ty wiesz, gdzie ja mieszkałam? - Zmarszczyłam brwi i odprowadziłam go do drzwi.

- Muszę i chcę - Oparł się o framugę już otwartych drzwi - A skąd wiem? Ma się swoje sposoby - Rzucił szarmancko. 

- Śledziłeś mnie? - Spojrzałam na niego wrogo.

- Chciałem wiedzieć, gdzie mieszka ktoś, o kim nie zapomniałem - Powiedział spokojnie i na dodatek uśmiechnął się delikatnie.

O kurwa, o kurwa, o kurwa, o kurwa.

Błagam, niech to nie będzie prawdą, że on to właśnie powiedział.

Ja się przesłyszałam, prawda?

- Nie rozśmieszaj mnie... - Prychnęłam drwiąco. 

- Oj, dalej zadziorna... - Westchnął rozbawiony.

- No, możesz już iść - Rzuciłam oschle.

- Mogę cię pocałować? 

Kurwa.

Dlaczego moje serce tak mocno drgnęło, że dziwne uczucie przeszło przez całe moje ciało? 

- Nie! 

- Daj mi twój numer - Wyjął telefon.

Podyktowałam mu ciągiem cyfry, a mu uśmieszek z twarzy nie schodził.

Jejku, jest taki piękny...

Kurwa, ogarnij się!

- Gdzie mnie zabierzesz? - Spytałam kiedy schował telefon.

- Zobaczy się - Wzruszył ramionami.

- Nie spieprz tego - Zakpiłam sobie, uśmiechając się zadziornie i zamknęłam drzwi.

- Nie spieprzę tego - Usłyszałam, jak już się oddalał.

Westchnęłam głośno i stanęłam tyłem do drzwi. 

Czy mu zależy..? 

Nie mogę się dać! Nie mogę mu ponownie ulec. 

Nie dam się.

Na pewno.

Nie ma szans.

Hah, co ja pierdole...

~~~~~

Całe czwartkowe popołudnie spędziłam w domu. Przyszła później Sui, robiąc porządki w moim domu, a ja w między czasie zamówiłam duże zasłony na okno. 

Po trzydziestu minutach przyjechali i zawiesili. Piękny, długi i szary materiał całe okna mi zasłaniał. Ucieszyłam się, bo to oznacza już zero zdjęć z moim udziałem.

Na samo wspomnienie mnie ciarki przechodzą...

Mindy dzwoniła do mnie z pytaniami gdzie się podziewam, ogólnie darła mi się do słuchawki, ale zbyłam ją szybkim odpowiedzeniem ''źle się czuje''. Do końca dnia miałam spokój z telefonami, esemesami i innymi wiadomościami. 

Pod wieczór wzięłam gorącą kąpiel. Zsunęłam z siebie szlafrok i stanęłam przed lustrem, oglądając tatuaż. Przejechałam palcem po cyfrach rzymskich, przyglądając się uważnie. Ciekawe wspomnienia, o których nie mam zamiaru zapominać, choćbym nie wiem jak się starała - to po prostu się nie da.

Wlazłam do gorącej wody, nucąc sobie jakąś melodie pod nosem. Była cisza, spokój i tylko kapanie wody cieknącej z kranu rozchodził się po całym pomieszczeniu wraz z moimi nuceniami. 

Wyszłam po trzydziestu minutach i założyłam na siebie czarny komplet bielizny wraz z szlafrokiem. Poszłam do kuchni nakarmić ostatni raz kota i zapalić fajkę. Cały Nowy Jork był oświetlony przez pełnie księżyca. Zastanawiało mnie to, dlaczego on teraz się zainteresował? I dlaczego nasi znajomi tak bardzo knują za naszymi plecami? No chyba, że Alan o wszystkim wie, a tylko ja nic. 

- Wejściowe drzwi, zostały otwarte - Podskoczyłam na samo usłyszenie sekretarki.

Serce od razu podskoczyło mi do gardła. Odgasiłam papierosa w popielniczce i poszłam szybkim krokiem zablokować zabezpieczenia.

Błagam, żeby to sekretarka miała laga.

- Winda, została odblokowana. 

Kurwa mać.

Wypuściłam głośno powietrze i z trzęsącym się ciałem zaczęłam wpisywać kod, aby zamknąć wejściowe drzwi, a później zabrać się za windę. Zaczęłam z paniki się mylić. Do cholery jasnej, dlaczego to się naglę psuje?!

- Wejściowe drzwi, zostały zamknięte.

Odetchnęłam z ulga i zabrałam się za szybkie wpisywanie kodu do zablokowania windy. Znowu się myliłam przez tą pieprzoną panikę. Serce biło mi jak szalone, a nogi pode mną się uginały. Ledwo co stałam na prostych nogach, tak się bardzo bałam. 

- Główne drzwi, zostały otwarte - Usłyszałam dźwięk przekręcającego się zamka w drzwiach.

Moich drzwiach, obok mnie.

Pisnęłam na cały dom i zaczęłam głośniej i szybciej oddychać. Wpisałam szybko kod do windy, aby ją zablokować, ale znowu się pomyliłam..

- Kurwa..! - Pisnęłam.

- Winda, została zablokowana.

Podeszłam do drzwi i zakluczyłam je, a później zaczęłam wpisywać kod dla dalszego bezpieczeństwa. Wszystko udało mi się zamknąć i oparłam się o drzwi, głośno oddychając przy tym. Przymknęłam oczy, gdy nagle za drzwiami na korytarzu usłyszałam dźwięk donośnych, ale spokojnych kroków, kierujących się prosto do mojego mieszkania. 

Jęknęłam załamując się i zsunęłam na ziemie, wpadając w płacz. Mam dość... Dlaczego ktoś próbuje mi zniszczyć życie... Słychać tylko mój cichutki płacz, ale po chwili do moich uszu dotarł czyiś oddech. Momentalnie przez całe moje ciało przeszedł strach. Była kompletna cisza, a ja wsłuchiwałam się w oddech za moimi drzwiami, który słyszałam aż tutaj.

- Wiem, że nie śpisz - Usłyszałam jego głos.

Ten ktoś nazywa się Luka. On mnie prześladuję, nie da mi żyć. Będzie wykorzystywał moją słabą stronę do własnych celów. Jak długo on musiał mnie obserwować, że takie rzeczy wie? Że tak łatwo poszło mu złamanie mnie? Od jak dawna on to planował? 

- Marnie, kochanie... Nie będę tutaj tak stał, wpuść mnie do środka - Rzucił przejętym tonem, ale dla mnie zabrzmiał jak u prawdziwego psychopaty.

- Odejdź... Zostaw mnie... - Wydusiłam z siebie i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej, chowając w nie głowę.

- Wpuść mnie! - Walnął w drzwi - Nie chcesz chyba, żeby ta mała cierpiała, prawda?! - Warknął.

Nie odezwałam się, a tylko zachlipałam pod nosem. Dlaczego dziecko musi być w to wciągnięte..? Dlaczego przeze mnie są inne osoby muszą cierpieć? 

- Otwieraj, dobrze radzę... - Syknął wrogo.

- Pod jednym warunkiem - Palnęłam, wstając na proste nogi.

- Stawiasz warunki? - Zdziwił się. - No nic, mów.

- Nie będziesz zbliżał się do rodziny Mindy.

- Hmm... No dobrze.

Co? Tak po prostu? 

Tak szybko to poszło?

Co, w życiu! 

Przecież każdy może skłamać!

- Luka, proszę cię... Nie rób im krzywdy... Rób ze mną co chcesz, ale nie wciągaj w to ich... A zwłaszcza dziecka...

- Otwieraj - Powiedział stanowczym tonem.

Niepewnie przekręciłam kluczem w zamku. 

On do mojego mieszkania wpadł, nie wszedł. Mocno mną szarpnął i przygwoździł do ściany na korytarzu. Pisnęłam głośno, kiedy obiłam głową o ścianę za sobą. Okropny ból, a na dodatek z całej siły trzyma moje ramiona.

- Zostaw mnie... - Jęknęłam.

- Wreszcie, wreszcie cię dotykam, Marnie... Wiesz, jakie to podniecające? Wiesz, jak ty bardzo mnie podniecasz? - Spojrzał na mnie podekscytowany.

- Dlaczego to robisz... Co ja ci zrobiłam... - Zamknęłam oczy, oddychając coraz szybciej z przerażenia.

- Odrzuciłaś mnie... Wyśmiałaś i zostawiłaś jak psa. Myślisz, że zapomniałem? Oj, nieee... Teraz, to ja ci będę się odwdzięczał za to. 

- P-przepraszam... Przepraszam, ale błagam... rozwiążmy to inaczej... - Przycisnął mnie mocniej do ściany.

- Inaczej? Kpisz sobie? Myślisz, że odpuściłbym bez zabawy? - Uśmiechnął się szyderczo - Tak w ogóle, to pięknie dziś wyglądasz, wiesz? - Oblizał wargi.

Poczułam ciepłą dłoń wsuwającą się pod mój cienki materiał szlafroku. Zacisnęłam bardziej uda, bo wiedziałam, gdzie ta dłoń będzie chciała powędrować. Gładził na początku moje udo od czasu do czasu wjeżdżając wyżej. 

- Jesteś teraz cała dla mnie, o jezu... - Jęknął - Wiesz, jak bardzo czekałem na ten moment? 

Po chwili dotknął mojego krocza i zatrzymał się na nim. Zacisnęłam zęby i zacisnęłam mocniej powieki, z których momentalnie poleciały łzy.

- Nie bądź taka skryta, wiem, że tego chcesz... Chciałbym cię teraz pieprzyć. Ostro. Żebyś jęczała mi nad uchem i błagała o więcej.

- Jesteś... chory... - Wydusiłam z siebie.

- Chory? Chora, to jest moja miłość do ciebie. Jesteś suką, bo owinęłaś mnie wokół paluszka od początku.

- To dlaczego mi to robisz?! Jeśli mnie kochasz, to mnie zostaw! - Spojrzałam na niego. 

- Jeśli mnie pocałujesz.

Jeszcze czego.

- Proszę cię... Zostaw mnie w spokoju... - Jęknęłam wymęczona, nie wytrzymując już nerwowo i psychicznie.

- Pocałuj mnie, a pójdę już - Szepnął łagodniejszym tonem.

Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam oczy. Delikatnie odsunął się ode mnie dając mi trochę swobody. 

- No, już... - Wyszeptał. 

Niepewnie objęłam jego policzki i pochyliłam się, łącząc tym samym moje usta z jego. 

Nie chciałam tego. To był najbardziej niechciany pocałunek w moim życiu. Mimo, że jego usta były delikatne, nie był natarczywy i nachalny, to i tak to było obrzydliwe. Swoimi dłońmi przejechał po całej mojej talii, aż zatrzymał się przy biodrach. W spokojnym tempie jeździł nimi w przód i tył, aż coraz bardziej najeżdżał na tyłek, którego po chwili ścisnął. 

Odsunęłam się od niego od razu, a on zrobił zdziwiony wyraz twarzy i zabrał rękę.

- Już... Idź stąd... - Odwróciłam głowę w bok i nie spojrzałam nawet na niego.

- I tak to nie oznacza, że skończyłem z tobą - Złapał mój podbródek i odwrócił w swoją stronę - Masz spokój do poniedziałku, bo wyjeżdżam jutro rano. Mam nadzieję, że nie zrobisz głupstw, rozumiemy się?

- T-tak... - Rzekłam pod nosem przerażona.

- Co tam pierdolisz?! - Krzyknął wrogo i złapał mnie za włosy. 

- T-tak! Dobrze! - Pisnęłam.

- Grzeczna... - Uśmiechnął się i odsunął się ode mnie.

Odetchnęłam z ulgą i ledwo co trzymałam się na nogach. On zmierzył mnie jeszcze raz i po prostu wyszedł z domu. Zaraz po jego wyjściu zamknęłam drzwi i zablokowałam wszystko z powrotem. Zsunęłam się na ziemie i zaczęłam po cichu płakać. Czułam się okropnie. Nie mam się i tak z czego cieszyć, jak wyjedzie na te trzy dni. On powróci i tak. I znowu zacznie mnie nachodzić.

Dlaczego jak myślę o bezpieczeństwie, przychodzi mi do głowy Alan? 

~~~~~

Ten wkurwiający budzik zaczął mi piać nad uchem. Otworzyłam oczy i po prostu go zrzuciłam z szafki nocnej. Przetarłam powieki i wstałam z łóżka kierując się od razu do toalety. Zrobiłam w nim swoje i przy okazji nałożyłam delikatny makijaż w postaci pudru, tuszu do rzęs, lekkiego cienia do powiek, brzoskwiniowej pomadki na usta i bronzer, by podkreślić kości policzkowe. Włosy zostawiłam rozpuszczone, ale końcówki pokręciłam.

Ubrałam na siebie białe spodnie z nogawką przed kostki i koszulę bez rękawów i dużym wycięciem w serek na dekolcie w kolorze indygo. Dobrałam jeszcze białą, krótką marynarkę i czarne szpilki od Louboutina. Powędrowałam do kuchni zjeść śniadanie i nakarmić kota. 

Ugh, Larry... Dlaczego ty wiecznie śpisz i wpierdalasz? 

Przed posiłkiem zmierzyłam cukier i wstrzyknęłam sobie insulinę. Po skończeniu po prostu ruszyłam do samochodu, kierując się do pracy. I nie powiem, że mam dzisiaj dobry humor, bo nie mam.

Może i spokój od tego skurwiela mam, ale został jeszcze mały problem..

Alan...

Dlaczego... czuje się dziwnie, kiedy on jest obok mnie? 

Błagam, żeby to nie było to, o czym teraz myślę.

O nie, nie, nie...

~~~~~

Wysiadłam na dwudziestym piątym piętrze i ruszyłam do swojego biura. Każdy jak zwykle zajmował się swoją robotą. Niezbyt zadowoleni, w niezbyt dobrym humorze pracownicy z samego rana już odbierali różne telefony i sprawdzali wiadomości. Zrobiłam błąd zwalniając połowę ludzi. Muszę kogoś zacząć przenosić. 

Osoby znajdujące się na dwudziestym piątym piętrze są godne pracowania najbliżej mnie. Niestety pomyliłam się, co do połowy osób. 

- Kawa? - Rzuciłam w trakcie chodu do mojego biura.

Pracownica od kawy od razu podleciała do mnie i wręczyła mi ja. Jeszcze dwie inne podleciały do mnie z nowymi notatkami, a ja  mogłam stwierdzić, że dzisiejszy dzień przeznaczę na wypełnianie. 

Ugh, po co się pisałam na różne rodzaje udziałów charytatywnych, różne święta i inne bankiety. Moja mama bardzo dużo pozostawiła w firmie, czym teraz ja muszę się zajmować. Bardzo dużo rzeczy połączyła i zajmowała się tym, dlatego taką dużą sławę zdobyła, jako dobra bizneswomen. Spadło wszystko na moją głowę, dlatego teraz każdy jest ciekaw czy córka Lisy Emmy Wilson także poradzi sobie z taką pracą. 

A ja mogę stwierdzić, że nie idzie mi najgorzej.

Zawsze idzie po mojej myśli. Zawsze dopnę swego i nie odpuszczę, póki tego nie zdobędę. Idę po trupach i zdobywam cel nie przejmując się innymi. 

Weszłam do biura i od razu zobaczyłam Mindy gadającą z Jasperem. 

- Och, raczyła się zjawić! - Rzuciła, kiedy mnie zobaczyła.

- No co? Źle się czułam wczoraj - Wzruszyłam ramionami - Jest coś dla mnie?

- Paczka - Wyjęła spod biura duże pudełko i mi je wręczyła.

Zmarszczyłam brwi i niechętnie ją przyjęłam. Że też musiał mi ją wręczyć nawet przed swoim wyjazdem.. 

Weszłam do swojego biura odkładając wszystko na miejsce, czyli; Kawa na biurko wraz z pudełkiem i dokumentami, a torebka na sofie. 

Zabrałam się za otwieranie paczki i jak się okazało - czekoladki, jeeeej! 

Żałosne.

Wczoraj taką rzecz odpierdolił i nagle wysłał czekoladki? Ten człowiek jest śmieszny! 

Ale zjem je i tak. 

Sprawdziłam wszystkie e-maile i wzięłam się w końcu za wypełnianie dokumentów.

Oj, dzisiaj będzie ciężki dzień.

~~~~~

Tak - dzisiejszy dzień nie należał do moich ulubionych. Po wypełnieniu dokumentów, które zmarnowały moje trzy godziny życia na tej ziemi - przeniosłam połowę pracowników z różnych piętr do mnie na dwudzieste piąte. 

W końcu zostałam sama w firmie. Czas mijał i dobiegła ta godzina dziewiętnasta, czyli koniec na dzisiaj. 

Ale została godzina, do jego przyjazdu.

Nie cieszy mnie to, ani trochę. Bardziej stresuje i denerwuję, bo wiem, że Alan nie odpuści. 

Zamknęłam wszystko na zamek i ruszyłam do wyjścia. 

Teraz mojego stresu nic nie przebiję.

W brzuchu mnie cholernie ściska, a gula w gardle robi się coraz większa. Pojechałam prosto do domu, a tam miałam tylko czterdzieści minut do jego przyjazdu. 

Nie mam pojęcia czy mam ubrać się elegancko, czy schludnie i luźno. Wybrałam luźno, bo chyba to nie jest jakaś wielka okazja...

Ściągnęłam z siebie ubrania i wskoczyłam pod szybki prysznic. Umyłam się damskim płynem playboy, a włosy szamponem o zapachu lawendy. Wyszłam z wanny i pierwsze co, to spojrzałam na godzinę.

- Kurwa! - Prędko założyłam biały komplet koronkowej bielizny i zabrałam się za suszenie włosów.

Zostało dwadzieścia pięć minut! Modliłam się, żeby on się spóźnił... 

Włosy po pięciu minutach były już gotowe. Zrobiłam z niego ładnego koka z tyłu głowy, a kilka kosmyków włosów rozpuściłam z przodu i po bokach. Zabrałam się za delikatny makijaż. 

Nałożyłam na twarz puder, na powieki delikatny odcień brązu, pomalowałam rzęsy tuszem, podkreśliłam brwi i kości policzkowe i na koniec przejechałam po ustach czerwoną, matową pomadką.

Wyszłam z toalety nawet nie spoglądając na czas. Weszłam do swojej garderoby w celu znalezienia odpowiednich ciuchów, gdy naglę usłyszałam pukanie do drzwi.

- Kurwa - Syknęłam pod nosem i spojrzałam na godzinę.

Była równo dwudziesta... Ten to ma ogromne wyczucie czasu...

Założyłam swój fioletowy szlafrok i poleciałam do drzwi. Nie przejmowałam się tym, że całe ciało wraz z bielizną mi widać. Alan widział mnie już nago i bieliźnie. Pomimo tych sześciu lat, nie zmieniłam się nie wiadomo jak. Wczoraj widział mnie w staniku, więc...

Otworzyłam drzwi i spojrzałam na niego. 

Ugh, jejku...

Wyglądał... normalnie... Bez garnituru, gdzie najczęściej go w nim widziałam. Miał na sobie czarne jeansy delikatnie opinające się na jego nogach, białą bluzkę z jakimś nadrukiem i czarną skórę.  

Podobna do tej, którą dostałam od niego.

Spojrzał na mnie i zrobił większe oczy, mierząc każdy zakamarek mojego ciała.

- Wchodź... - Machnęłam dłonią i wpuściłam go - Wybacz, ale nie zdążyłam się ubrać, poczekasz tutaj? - Stanęłam obok niego, kiedy zatrzymał się w salonie. 

- Mogę ci pomóc - Mrugnął do mnie, przegryzając wargę.

- Nie, dzięki - Rzuciłam oschle i powędrowałam do garderoby. 

Jego wzrok czułam na swoich pośladkach...

Prędko ubrałam się w luźne jeansy z dziurami na kolanach i poszarpaniami na udach, na dodatek nogawki były podwinięte za kostki. Ubrałam białą bluzkę na ramiączkach sięgającą do pasa i... dobrałam jego skórzaną kurtkę.

Z biżuterii dodałam pierścionek z różyczką na palcu serdecznym i... jebać.

Ubrałam naszyjnik, który dostałam od niego.

Założyłam na siebie czarne koturny i spakowałam wszystko, co potrzebne do czarnej torebki od gucci. 

- Kurwa mać! Co to jest?! - Usłyszałam jego krzyk.

Wyszłam ze swojego pokoju i powędrowałam do salonu. Widok, jaki tam zastałam mnie po prostu rozwalił.

Larry siedział sobie na szklanym stoliku, oblizując łapkę, a Alan z wielką precyzją obserwował kota. Oglądał go tak, jakby Larry był jakimś eksponatem w muzeum. 

Uroczo wyglądał.

- To kot - Powiedziałam, a jego wzrok uniósł się na mnie.

Przez chwilę milczał wpatrując się we mnie. Zmierzył mnie całą, a ja poczułam, jak rumieńce wkradają mi się na policzki. 

- To kot?! - Otrząsnął się i wskazał na kota - To, kurwa, szczur!

- Ty jesteś szczurem! - Krzyknęłam.

- Na cholerę ci takie coś? - Zaczął kierować się w moją stronę, spoglądając na kota, dalej nie dowierzając. 

- Och, odczep się od niego... - Westchnęłam - Jak ci nie pasuje towarzystwo koto-szczura, to możesz nigdy więcej tutaj się nie pojawiać. 

- Pasuje, pasuje! - Rzucił od razu.

Dlaczego mu naglę zależy? 

I kto powiedział, że go wpuszczę tutaj następnym razem? 

Kurwa, to oczywiste, że wpuszczę...

Hipokrytka...

Zamknęłam swój dom i zjechaliśmy na dół windą, gdzie na moim parkingu stał jego samochód. Przyjechał pięknym, czarnym porsche panamera. Wsiedliśmy do jego auta, a ja za pomocą tableta zamknęłam wszystkie wejścia. 

- Więc... gdzie mnie zabierasz? - Spytałam, odkładając urządzenie do torebki.

- Pięknie wyglądasz, wiesz? - Powiedział, ignorując moje pytanie. 

- Dzięki.

- Widzę, że naszyjnik i kurtkę dalej masz - Uśmiechnął się.

- Racja, nie wyrzuciłam - Poprawiłam się na siedzeniu - Misia dalej mam - Dodałam uśmiechając się.

- Nie za duża jesteś na misie? - Zakpił sobie ze mnie.

- Okej, wyrzucę go - Wzruszyłam ramionami.

- Ej, nie, nie, nie! Zatrzymaj go.

- Dlaczego? 

- Bo jest ode mnie, proste - Powiedział pewny siebie.

Racja. Nie wyrzuciłam, bo jest od ciebie.

- Powiesz mi, gdzie mnie zabierasz? - Fuknęłam zniecierpliwiona.

- W fajne miejsce. 

- Daleko jeszcze? - Przekręciłam oczami i poprawiłam się na siedzeniu. 

- Nie, zaraz będziemy. 

Resztę drogi się nie odzywałam. Po dziesięciu minutach on zatrzymał auto, a ja wyjrzałam przez okno. To miejsce przypomina mi tylko jedyną rzecz.

Wspomnienia wracają, kurwa.

Dlaczego on akurat tutaj musiał ze mną przyjechać?!

Zwłaszcza, że jest tak samo ciemno, jak wtedy!

Niedaleko nas znajdowało się molo - takie same, jak było w New Jersey. 

Wysiadł z samochodu i okrążył je, żeby mi także otworzyć drzwi. 

- Dlaczego tutaj? - Spytałam kiedy kierowaliśmy się na most.

- Jeśli masz mi za złe, że cię tutaj przyprowadziłem, to możemy w każdej chwili wrócić do twojego albo mojego domu - Uniósł zabawnie brwi.

- Nie chodzi o to... Nie mam nic za złe... Po prostu... dlaczego tutaj? - Spojrzałam na niego.

- Historia lubi się powtarzać - Mrugnął do mnie.

~~~~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro