Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. Na ostro?

Tydzień później, rozprawa.

- Wysoki sądzie, moja klientka - Eva tutaj wskazała na mnie, gdy ja - ze spuszczoną głową w dół bawiłam się dłońmi pod stołem. - Została napadnięta, zgwałcona, była nachodzona WE WŁASNYM DOMU - prawniczka podkreśliła ostatnie słowa.

Gdy porównuje Evę do tej, którą znam z New Jersey, a do tej, którą staję się Panią Prawnik... Jest ostra i surowa, pokazuje kły, pazurki, wszystko, co przeraża. Eva na rozprawach nie ustępuje, nigdy. Zawsze walczy, wykłóca się, jak powinna i nigdy nie odpuszcza. Nie dość, że jest cholernie seksową prawniczką, to jeszcze ten jej cięty i uparty charakter... Mam najlepszą prawniczkę na świecie, bo zawsze ona wygrywa i nie wiem, jak ona to robi! 

Błagam, błagam, błagam, błagam, błagam, dajcie mi wolność.

- Nachodzona przez człowieka, który nie dawał jej spokoju nie tylko w domu, ale i w pracy, u znajomych. Czym zasłużyła sobie kobieta? Co zrobiła? Tego nikt nie wie... - rzuciła i spojrzała na wszystkich dookoła, którzy byli w sali. - Tylko każdy wie, że ona się broniła. To była samoobrona konieczna i w tym przypadku, MUSIAŁA zostać użyta, dziękuje - Eva z powrotem usiadła i zarzuciła nogę na nogę i odchyliła się delikatnie do tyłu. Jej postawa świadczyła teraz o pewności siebie, dumie i wyższości. 

Nie wiem jak ona mogła tak się zachowywać, ale ja nie potrafiłam. Tu chodzi teraz o moje życie, stawka naprawdę jest duża. Jestem w sądzie za popełnienie zbrodni - zabiłam mężczyznę. Eva? Eva jest pewna siebie! 

- Wysoki sądzie, wznoszę sprzeciw ! - wstał zagorzały i gburowaty prawnik Luka. 

- Jaki sprzeciw?! - uniosła się Eva.

- Spokojnie! - sędzia walnął tym tłoczkiem w drewniane... coś. - Tak? - zwrócił się do prawnika Wilda.

- Wygramy to, mówię ci - szepnęła Eva i spoglądała wrogo na obrońce.

- Te całe ''nachodzenie'' trwało miesiąc i oskarżona doskonale wiedziała, że zmarły będzie przychodził, tak? - spojrzał na mnie tak, jakby był tego pewny. - Każdy wie, że jest takie coś, jak kamery... podsłuch... mikrofon... Wiadomo - dokończył. - Dlaczego więc nie skorzystała pani z tej pomocy? Uwiecznienie tego na kamerach byłoby najlepszym sposobem, aby pójść z tym na policję, mam racje? - spojrzał na sędziego. - Dlaczego pani tego nie zrobiła? Dlaczego akurat musiała się pani dopuścić zbrodni?! - walnął dłonią o biurko.

- Broniłam się! - krzyknęłam niewinnie.

- Słyszysz się? - prychnęła Eva w międzyczasie.

- Spokój! - warknął sędzia. - Rozprawa się już skończyła! - wstał.

Momentalnie mi serce zabiło. Ręce zaczęły mi się pocić, jak i nogi trząść. Kurwa, rozprawa się zakończyła, to oznacza jedno - jestem mordercą. Wyląduje w więzieniu, to koniec, koniec, koniec, kurwa. 

Eva walczyła, robiła wszystko, widziałam to, a jednak... Jednak to koniec... 

Tylko czemu Eva dalej jest taka pewna siebie? 

- Spokojnie, Mar... - szepnęła i dotknęła mojej dłoni. 

- To koniec... - szepnęłam i pierwsza łza spłynęła mi po policzku.

- Wynik zostanie ogłoszony za dziesięć minut - siwowłosy sędzia wstał i wyszedł z sali wraz z innymi z powyższej ligi.

Prawnik Lukasa opadł wymęczony na swoje krzesło i rozłożył się na nim. Nie spoglądał nawet w naszą stronę, a wpatrywał się w notatki na swoim biurku. Nie mogłam niczego wyczytać, oprócz niepewności wymalowanej na jego twarzy. 

- Eva, ja... Ja się boje... - wyjąkałam łamliwym tonem.

- Kochana, nie bój się, naprawdę, wszystko gra, uwierz mi. Sędzia jest po naszej stronie, miałam go od początku w garści - puściła mi oczko.

- Ale on też miał dobre argumenty... 

- Co ty pieprzysz? - szepnęła. - Nie gadaj tak, bo ten frajer nawet na prawie się nie zna! Jak kretyn może z kamerami wyskakiwać i z innymi duperelami? Mar, to była konieczność u ciebie, więc powinnaś mieć pewność, że nic ci nie grozi - spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakby to było pewne.

- Wiem, ale się boje... 

- Ugh, nie gadaj bzdur tylko unieś głowę do góry i pokaż im, że się nie martwisz! Gdzie ta Marnie, którą znam? Gdzie ta odważna, bystra i zadziorna laska, która nie pozwoli nikomu wejść sobie na głowę? Schowałaś ją? Gdzie ona jest? - zaczęła się za mną rozglądać, przyglądać się mi i w ogóle wzrokiem błądziła wokół mojej osobie.

- Nie wiem... - zaśmiałam się delikatnie i pociągnęłam nosem i przy okazji starłam nowe łzy z policzków. 

- Uwierz w moje słowa - spojrzała na mnie. 

- Dobrze, wierze... - pokiwałam głową.

~~~~~

- W związku z kodeksem prawnym rozdziału dwudziestym trzecim, artykułem czwartym; Samoobrona konieczna, w tym przypadku użyta przez oskarżoną, została słusznie i jak prawo wskazuję - mogła mieć miejsce.

I w tym momencie zrobiłam wielkie oczy i spojrzałam na sędziego, który mówi, mówi i mówi, a ja tylko słyszałam jedno - wolność. 

Jestem wolna.

Spojrzałam na Evę, która uśmiecha się cwanie i dumnie, a prawnik Luka po prostu się załamał. Uniósł ręce w górze i swobodnie opadły wzdłuż jego ciała. Nawet nie spoglądał już w stronę sędziego, a kiwał przecząco głową pod nosem z kpiącym uśmieszkiem.

- ...dlatego w związku z tym, uchylam rozprawę - zakończył przemowę waląc tłoczkiem w to drewniane coś.

- O mój boż... - westchnęłam pod nosem - Jestem wolna... - dalej nie dowierzałam.

- Widzisz? Mówiłam! - uśmiechnęła się Eva.

- Jezu! - rzuciłam się na nią z uściskami. 

- Mówiłam ci, głupia, a ty co? Słuchaj najlepszej prawniczki na świecie, a nie tych głosów w swojej główce - przytuliła mnie.

- Dziękuje, jejku... - łzy zaczęły spływać ze mnie. To nie był smutek, a szczęście.

Jestem wolna, nie mam żadnej kary, nic. Żyje tak, jak wcześniej. Nie ma go już, nie ma tego człowieka. 

Wszystko wróciło do normy, moje życie znowu jest takie, jakie wcześniej. Na dodatek mieszkam z najwspanialszym mężczyzną na świecie. Czego chcieć więcej? 

- Która godzina? - odkleiłam się od niej i obie wstałyśmy.

- Po siedemnastej - zaczęłyśmy kierować się do wyjścia.

- Cholera, Alan! - krzyknęłam.

- Co? Coś się- 

- Wilson, Miller - usłyszałyśmy oschły ton prawnika.

- Słucham? - spytałam i odwróciłam się w jego stronę.

- Gratuluję... - stanął obok mnie i wyciągnął dłoń.

- Dziękuje - niepewnie ją chwyciłam i uścisnęłam.

- Nigdy nie sądziłem, że przegram, a zwłaszcza z kobietą - spojrzał na Evę.

- Hah! Też mi coś! - prychnęła, a ja się zaśmiałam. - Męska duma nie pozwala na przegraną z kobietą? - uniosła jedną brew w górę i spojrzała z wyższością na mężczyznę.

- Na dodatek piękną - uśmiechnął się.

- Przepraszam, ale najwspanialszy mężczyzna na świecie czeka na mnie w domu, dlatego miłego dnia życzę.

- Alan? - spytałam. Halo, najwspanialszy mężczyzna jest tylko jeden.

- Co? Nie! Matt, ty głupia! - odwróciłyśmy się i skierowałyśmy do wyjścia.

- Powinnaś się cieszyć, że mężczyźni za tobą się dalej oglądają, a nie tylko jeden - uśmiechnęłam się.

- Oczywiście, że się cieszę. Tylko jestem oddana jednemu, jedynemu na świecie, mojemu skarbowi, którego dzisiaj chyba w nocy rozszarpię, bo mam chcicę - zaśmiała się. 

- Hahahaha, no to życzę powodzenia Mattowi, żeby ciebie oswoił. 

- Siedzącą lwicę we mnie teraz nie da rady nikt, oj nieee... - fuknęła zadziornie.

- Dziękuje jeszcze raz - przytuliłam ją, kiedy stanęłyśmy już przy swoich samochodach.

- Ciesze się razem z tobą. Naprawdę, to było pewne, Mar, że wyjdziesz z tego cało.

- Dziękuje - szepnęłam.

- Dobra, leć teraz do Alana, bo z tego co słyszałam, to chyba do niego się spieszysz - uśmiechnęła się. - Trzymaj się - pomachała mi.

Ruszyłam prosto do domu Alana, a bardziej już NASZEGO wspólnego domu. W trakcie jazdy zadzwoniłam do wszystkich moich bliskich, którzy wiedzieli o rozprawię i poinformowałam o wyniku. Alanowi wraz z Mindy najbardziej ulżyło. 

Mój penthouse został sprzedany, osobiście wręczyłam kluczyki zakochanej parze z dzieckiem. Larry zakochał się w tak wielkim domu i teraz ciężko go znaleźć, bo śpi w przeróżnych miejscach, jakie mogą się znajdować... 

Mama wie, że mieszkam z Alanem. Wie, że zamierzamy połączyć firmy, ale ciekawiło mnie tylko jedno, bo gdy jej to powiedziałam - nie pytała się, czy mnie coś z nim łączy, nic, a nic.

Ciekawiło mnie to i to bardzo, ale ja nie mam zamiaru jej pierwsza wspomnieć. Poczekam, aż sama zapyta, a wtedy - odpowiem jej prawdą.

Tak.

Chociaż jestem największą kretynką na świecie, bo dalej nie powiedziałam mu. Nie powiedziałam mu, że go kocham. Kocham, jak szalona. 

O boże, przerażać mnie będzie to, że właśnie za półtorej godziny mam spotkanie z Alanem, bo ię umówiliśmy przez telefon na nie. To spotkanie biznesowe... Ono nie będzie należeć do tych normalnych, nie będziemy normalnie rozmawiać, jak na spotkaniu biznesowym. Przeraża mnie to, bo nie będę mogła się przez niego skupić! On mnie rozprasza!

Dam radę.

Na pewno.

~~~~~

Wpadłam do domu i co pierwsze, to zauważyłam Mindy, która w spokojnym tempie kroczy po holu i przygląda się wszystkiemu dookoła.

- Marnie! - krzyknęła, kiedy mnie zobaczyła i podbiegła do mnie.

Omg, jej cycki... Hop, hop, hop, hop, w górę i dół, górę i dół..

- Mindy? Co ty tutaj robisz? - przytuliłam ją dziwiąc się przy tym.

- Przyjechałam! Jasper pojechał z Alanem po ten garnitur, a ja... A ja zamierzam ci pomóc z dzisiejszą kolacją... - uniosła zabawie brwi w górę. 

- Czyli zobaczę go dopiero na kolacji? - posmutniałam i powędrowałam z blondyneczką do garderoby. 

- Najwidoczniej.

- W ogóle, Min, jak się z tym czujesz, że będziesz szefem firmy, a ja twoim szefem? W tym Alan? - uśmiechnęłam się.

- Ciężko, ale przeżyje... - prychnęła.

- No to się ciesze, że cieszysz się mając takich szefów - uśmiechnęłam się cwanie. - Dobra, idę wziąć prysznic, a ty możesz przyszykować mi ubrania. 

- Się robi, szefowo! - poleciała w głąb garderoby. 

Skierowałam się do toalety. Musiałam prysznic zrobić w naprawdę krótkim czasie, bo czeka mnie makijaż, ubiór i inne kobiece bzdety, przez które się spóźniamy, a ja właśnie nie chcę się spóźnić. Chcę być punktualna.

~~~~~

Mój prysznic trwał dziesięć minut, więc udało mi się w krótkim czasie go wykonać. Tak, tak, dziesięć minut, to krótko?! Tak - dla kobiet, to krótko. 

Ubrana tylko ręcznik zawinięty wokół skierowałam się do garderoby, gdzie czekała już na mnie przyjaciółka. 

- I jak, wybrałaś coś? - spytałam. 

- Tak, ale szukam szpilek... - przyglądała się półce z masą butów.

Spojrzałam na kreację, którą dla mnie wybrała i od razu się zakochałam. Nie wiedziałam nawet, że mam taką suknię! 

Sukienka była czerwona, wręcz bordowa. Sięgała do kolan i kończyła się delikatnymi falami, a dekolt miała wycięty w serek i po bokach kolejne wycięcia. Plecy miała do dołeczków odkryte. Suknia była z satynowego materiału, więc będzie mi idealnie wygodnie.

- Wiesz, co mnie dziwi... - zaczęłam.

- Hmm? - podeszła do mnie i postawiła szpilki. Szpilki od Lou, czarne z czerwoną podeszwą. 

- Że nie pamiętam, kiedy ostatnio mi pomagałaś przy kreacji - uśmiechnęłam się.

- Od czegoś ma się przyjaciółki, prawda? - na jej twarzy zawitał szeroki i szczery uśmieszek. - A teraz lecimy na makijaż! - złapała mnie za plecy i poprowadziła do toaletki. 

Usadowiła mnie na krześle i zabrała się za wyciąganie kosmetyków. Zaczęła od tuszu na rzęsy, później jasnych cieni pod powiekami, gdzie delikatnie dodała czarnego. Później nałożyła puder i podkreśliła policzki, a na koniec dodała bordowej pomadki. 

Spojrzałam na siebie w lustrze i jezu, wyglądałam pięknie! Nie dość, że Mindy przyszykowała dla mnie piękną kreację, to jeszcze fantastycznie wykonała makijaż! To chyba ją powinnam zatrudnić jako stylistka, zamiast Holly!

- Jezu, laska, dzięki! - powiedziałam z wdzięcznością i przytuliłam ją.

- Oj tam, nie masz za co! Kiedyś mi się odwdzięczysz - uśmiechnęła się.

- Godzina? - wstałam i powędrowałam po sukienkę.

- Osiemnasta dwadzieścia trzy. 

- Kurwa! - krzyknęłam.

Na osiemnastą czterdzieści miałam rezerwację z Alanem i jak zwykle się spóźnię, cholera! Zdjęłam z siebie ręcznik i rzuciłam go, nawet nie wiem gdzie, po prostu przed siebie. Nie wstydziłam się obecności Mindy, bo halo... to jest moja przyjaciółka i widziała mnie już nago. 

Nieeee, ja mam założoną na sobie bieliznę... Skądże pomysł, żeby jej nie założyć? 

- Gdzie masz bachora? - spytałam zakładając sukienkę.

- Wyrażaj się! - zaśmiała się i dopięła mi zamek na plecach. - Chcesz naprawdę wiedzieć, gdzie jest Rachel? - spytała.

- Tak, chcę - weszłam w szpilki i poprawiłam włosy, które miałam i tak proste.

- Chodź - skinęła do mnie głową i powędrowała do wyjścia z garderoby.

Zabrałam ze sobą czarną kopertówkę i poszłam za Mindy. Poprowadziła mnie ona do pokoju gościnnego, gdzie delikatnie otworzyła drzwi, a widok mnie od razu rozczulił... 

Rachel spała słodko na sofie, a tuż obok niej był wtulony, zawinięty w kłębek, Larry. Widok był tak słodki, że od razu zrobiłam maślane oczy.

- Nie przeszkadza ci to? Przepraszam, jeżeli problem... - zamknęła drzwi.

- Zwariowałaś?! Nie mam z tym problemu i z tym, że zostajesz w tej chwili sama w tym domu - skierowałam się do wyjścia.

- No nie wiem, czy sama... - uśmiechnęła się i przy okazji zarumieniła.

Do domu wszedł Jasper.  

- Jak długo tu będziecie? - westchnęłam i spojrzałam na nich obojga. 

- Do waszego powrotu, może zerwiemy się wcześniej... - wzruszył ramionami blondyn i spojrzał to na mnie, to na swoją żonę.

- Tylko proszę... Nie róbcie tego u mnie i Alana sypialni... - przekręciłam oczami.

- Um-co-jak-my-

- Dobra, dobra... - zaśmiał się Jasper.

- Mar, my nie-

- Hahahaha, trzymajcie się - pożegnałam się z nimi, a Mindy posłałam oczko, bo zabijała mnie wzrokiem, ale się przy tym uśmiechała z zawstydzenia. 

Super, mam dziesięć minut, a zanim tam dojadę... Jestem spóźniona, tyle w temacie. Od razu skierowałam się do samochodu i ruszyłam do restauracji, która słynie od przyjmowania biznesmenów i takie tego typu spotkań.

Okropnie się stresuję. Z Alanem to nie będzie nasza normalna rozmowa, ale znając nas... Będą pewnie podteksty... 

Dam radę. Będę nieugięta wobec niego. Zachowam się, jak przy innych biznesmenach. Na pewno nie przeszkodzi mi w tym uczucie, którym nim darzę. 

Skądże.

~~~~~

Wysiadłam z samochodu i dostrzegłam już na parkingu jego czarne porsche. 

Spóźniłam się, ale ile?!

Powoli robiło się ciemniej, gdyż dochodzi dziewiętnasta, a mamy dopiero początek kwietnia. Ciepło też nie było, a ja głupia nie zabrałam kurtki ze sobą...

Od razu skierowałam się do wejścia i gdy otworzyłam drzwi - usłyszałam grającą muzykę, która w sumie zawsze w tej restauracji gra. Było spokojnie i cicho, bez żadnego zamieszania wokół. Nieliczni ludzie znajdowali się przy stolikach, ale to byli sami biznesmeni. Każdy omawiał jakąś sprawę nie zwracając uwagi na nic innego, jak na rozmowie i przejścia do sedna sprawy.

Wzięłam głęboki wdech i przegryzłam wargę. Denerwowałam się, jak cholera i nie mogłam zapanować nad bólem brzucha od stresu. 

Poszłam przed siebie i wzrokiem błądziłam po sali, aż w końcu natrafiłam na kelnerkę, która nachylona nad Alanem próbuje coś rozegrać. Typowa blond, pusta lala, która biedne piersi wypchnęła do przodu, a duże usta pomalowała na różowo. 

Od razu złość się we mnie zagotowała, a stres zniknął. Spojrzałam wrogo na blondynkę pomimo tego, ze Alan ją ignorował, to i tak byłam zazdrosna i wkurzona. 

On jest mój!

Z gracją i pewna siebie powędrowałam do stolika, przy którym siedział. Naglę wzrok Alana uniósł się w górę, gdyż wcześniej był wbity w jakieś dokumenty. Spojrzał mi w oczy, a później zmierzył całą i wstał z krzesła poprawiając przy tym krawat i dalej nie odwracał ode mnie wzroku. 

Blondynka spojrzała na mnie z uniesioną brwią i widniejącą drwiną na jej twarzy. Odeszła od nas od razu odpuszczając przy tym Alanowi, gdzie ja uspokoiłam się. 

- Cześ-

- Witam - stanęłam przed nim i z uśmieszkiem na twarzy przywitałam się.

Alan uśmiechnął się zadziornie i przegryzł wargę. Czyli już zrozumiał, że to BIZNES, a nie NASZE spotkanie. Wystawił rękę przed siebie, a ja ją od razu chwyciłam nie spuszczając z jego oczu wzroku, a on z moich.

- Witam - odparł i pocałował moją dłoń, jak na dżentelmena przystało.

Odsunął mi krzesło i sam zasiadł na przeciwko mnie. Nie czułam się niezręcznie, bo wiem, że my się teraz zgrywamy i jest zabawnie. Śmiać mi się chcę, gdy między nami jest taka poważna atmosfera. W sumie w każdej chwili możemy ją zmienić, ale... wolę zabawić się z nim w tą gierkę. Jestem ciekawa, jak długo on pociągnie.

- Więc, Henderson - zaakcentowałam seksownie jego nazwisko i spoglądałam mu w oczy. - Poproszę dokumenty związane z umową.

- Proszę bardzo, Wilson - podsunął mi dokument. 

Po chwili podeszła do nas ta sama kelnerka, co wcześniej. Złość od razu się we mnie zagotowała, gdy zobaczyłam jej piersi, które jeszcze bardziej wystawały, niż poprzednio.

Żenada.

- Proszę bardzo - w jej głosie wyczuwałam sarkazm i chęć zamordowania mnie, haha.

Nalała mi do kieliszka szampana, za co nawet jej nie podziękowałam, a zaczęłam czytać. Bla, bla, bla, umowa to, umowa tamto, bla, bla, bla. Podpisałam się na końcu i wręczyłam mu dokument. 

- Jedno zastrzeżenie - spojrzałam na niego i upiłam łyk szampana.

O jezu, i ten jego srogi wzrok, gdy widzi alkohol w mojej dłoni.

I to, jak go piję.

On mnie zabije tutaj, haha.

- Słucham? - jego głos był poważny. Taki, jaki uwielbiam w nim.

- Sześćdziesiąt procent dla mnie - uśmiechnęłam się zadziornie.

- Połowa - nie odrywał ode mnie tego wzroku.

Nie odezwałam się, a na złość upiłam większego łyka. 

Chyba czas na whisky.

- Kelner! - krzyknęłam i już po chwili znalazł się obok mnie przystojny mężczyzna.

- Słucham? - zapytał wyjmując notes.

- Jim Beana - nie odwracałam od Alana wzroku.

- Robi się - odszedł.

- Taka piękna kobieta, a tak alkohol pije? - spytał niewinnie, ale czułam zdenerwowanie w jego głosie.

- Zdarza się - wzruszyłam ramionami i dopiłam do końca szampana. - Więc... sześćdziesiąt procent dla mnie.

- Połowa. 

- Pięć procent dla Mindy. 

- Pięć procent dla Jesse'a.

- W takim razie mam pięćdziesiąt procent, a ty czterdzieści - uśmiechnęłam się delikatnie. 

- Połowa - dalej naciskał. 

- Proszę bardzo - kelner postawił mi szklankę z whisky.

- Dziękuje - uśmiechnęłam się i spojrzałam w oczy Alana upijając przy tym łyk alkoholu, który rozgrzał moje gardło.

- Zgoda. Sześćdziesiąt procent dla ciebie - poprawił krawat. 

- W sumie może być już ta połowa - mruknęłam i upiłam kolejnego łyka. - Więc mówisz, że Jesse awansuję na szefa? - uniosłam jedną brew w górę.

- Tak, więc podpisz to - podsunął mi kolejną kartkę i poprawił się na krześle.

- A ty to - podsunęłam mu mój dokument.

Mój dokument po prostu polega na zgodę z jego strony jeśli chodzi o zarządzanie moją firmą i kto nią będzie zarządzał, a z tego co widzę, to u niego to samo. Jesse na szefa? Podpisałam od razu. Podsunęłam mu papier, a on po chwili mi, nie zmieniając przy tym swojego poważnego wyrazu twarzy.

- W środę jest bankiet, więc to okazja, żeby poinformować ludzi - nie odwracał ode mnie wzroku.

- Jak dla mnie, super - uśmiechnęłam się delikatnie i upiłam łyka whisky.

- Nie pij - powiedział stanowczo i poprawił się na krześle.

- Czy z tymi dokumentami, to już koniec? - mruknęłam.

- Jeszcze jeden - nie odwracał ode mnie tego wzroku i podsunął mi kartkę.

Podpisałam dokument związany z tym, że bez wiedzy Alana, tak samo jak i on bez mojej - nic nie jest podpisywane, uzgadniane i omawiane. Działamy wspólnie. 

- Więc, panno Wilson, witam we współpracy - uniósł brew do góry i schował dokumenty.

- Też się cieszę, Henderson - dopiłam do końca trunek. - To jak, zamawiamy po jeszcze jednym? - uśmiechnęłam się zadziornie.

- Ty już nie pijesz - rzucił poważnym tonem. - A teraz, wracamy do domu. 

- Co, czemu? - zmarszczyłam brwi.

- Marnie... - nachylił się nade mną i zaczął wpatrywać mi się intensywnie w oczy.

- Alan? - uśmiechnęłam się.

- Kutas mi stoi.

Prawie się zakrztusiłam.

Wyprostowałam się na krześle i zrobiłam większe oczy. Czy ktoś to słyszał?! Dlaczego on to powiedział?!

Co, jak co?! 

- Dlaczego ci... stoi? - powstrzymywałam się od głośnego śmiechu.

- Siedzisz tu. Na przeciwko mnie - nie odrywał ode mnie wzroku. - Jeszcze kurwa w tej sukience, gdzie faceci patrzą ci się na dekolt. Denerwujesz mnie, że pijesz alkohol pomimo tego, że ci zabroniłem, a ty mi się stawiasz, co mnie kręci w sumie. Kurwa, jeszcze taka seksowna jesteś.

- Wracajmy do domu... - pomrugałam kilka razy i wstałam.

- Chodź tutaj i mnie zasłoń - za to on nie wstał ze swojego siedzenia.

- Aż tak? - prychnęłam.

- Wiesz, jaki to jest problem, kiedy kutas staje? W miejscu publicznym? Nie dość, że mam jeszcze takie spodnie... Kurwa, nie wytrzymuje - wypuścił przeciągle powietrze z ust.

- Dobra, chodź - stanęłam do niego tyłem chcąc go zasłonić... w jakiś sposób, ale nie wiem jaki.

- Kurwa.

- Co? - spojrzałam na niego.

- Nie masz majtek! - szepnął i wpatrywał mi się w tyłek.

- Cooo? Nie... - przyłożyłam dłoń do ust i powiedziałam sarkastycznym tonem.

- Kurwa. 

- No co? 

- Wziąłbym ciebie tu i teraz - wstał ze swojego krzesła.

I to właśnie był jego błąd, bo był zbyt blisko mnie. Jego męskość otarła się o mój tyłek, a ja naprawdę poczułam metalowy pręt, dosłownie. Naprawdę współczuje mężczyznom z tym problemem.

- Ja pierdole... - syknął pod nosem. - Chodźmy, proszę cię... - powiedział już zabawniejszym tonem.

Skierowaliśmy się do wyjścia i nieeee, nie było to dziwnym widokiem, kiedy on tak blisko mnie szedł. Na szczęście dużo ludzi nie zwracało na niego uwagę, a na mnie. Zwłaszcza, że to sami mężczyźni.

- Odpłacę ci się w domu - uśmiechnął się.

- Tak? Zobaczymy! - wystawiłam mu język. - Będę pierwsza! - od razu powędrowałam do swojego samochodu.

Ruszyłam prosto do domu zostawiając przy tym Alana. Wyjęłam telefon i wykonałam numer do Mindy.

- Halo? - odebrała po kilku sygnałach.

- Hej, gdzie jesteś? Dalej u nas? 

- Nie, jakieś piętnaście minut temu pojechaliśmy do siebie.

- Okej, dzięki.

- A co? Wracacie już? 

- Tak i będę mieć chyba kłopoty - zaśmiałam się.

- Co zrobiłaś? - spoważniała.

- Nie, nic, nic, nic! To nic strasznego, po prostu... Alan miał problem, którym się... otarł o mnie. Jest napalony. Ma chcicę. Zamienia się w demona seksu, rozumiesz? 

- To widzę, że grubo, hahaha. Dobrze, że zostawiliśmy wam chatę wolną. 

- No dobrze, dobrze, bo ja napalona też jestem - zaśmiałam się.

- Dobra, nie przeszkadzam wam, trzymajcie się i przyjem-miłej nocy! - poprawiła się, ale wiedziałam, co chcę powiedzieć.

- Hahaha, no cześć - rozłączyłam się.

Będę pierwsza w domu.

~~~~~

Wjechałam do garażu i wzrokiem szukałam jego auta wśród tych innych. 

Cholera.

Jest.

Zaparkowałam samochód i wyszłam z niego kierując się od razu do wejścia. Weszłam do domu i było podejrzliwie cicho... On tu jest! On tutaj się czai na mnie, wiem o tym! 

Zdjęłam z siebie szpilki, aby nie robić hałasu i po cichu zaczęłam kroczyć przed siebie, ale długo nie było mi to dane, gdyż naglę zostałam przyciśnięta do ściany.

- ''Będę pierwsza''..? - szepnął cwaniacko do mojego ucha. Jego dłonie od razu zaczęły błądzić po moim ciele.

Jęknęłam z rokoszy i odchyliłam głowę na bok, a on od razu przyssał mi się do szyi. Obdarowywał mnie ciepłymi i mokrymi pocałunkami po szyi, dekolcie, ramionach, wgryzał się, ssał, było to cholernie przyjemnie. Przycisnął mnie mocniej do ściany, a ja jedną nogą owinęłam się wokół jego bioder. 

- Jesteś teraz cała moja... - szepnął w trakcie pocałunków i jedną dłonią zaczął zjeżdżać mi pod sukienkę.

Wiłam się pod nim, dosłownie. Pojękiwałam z podniecenia cały czas, a jego ciepłe dłonie sunące po moim ciele sprawiały mi przyjemny dreszcz. Brzuch mnie skręcał od tego przyjemnego uczucia podniecenia, ugh..

- Chyba zabawie się z tobą tak, jak ty ze mną, co ty na to..? - uśmiechnął się zadziornie i zaczął pocierać moją przyjaciółkę w górę i dół.

- Och, pieprzyć to - rzuciłam i zmieniłam naszą pozycję. 

Przycisnęłam go do ściany i wpiłam się w jego usta. On od razu odwzajemniał pocałunek, który coraz szybciej stawał się pełen podniecenia i seksu. Czułam go, czułam go całego. Próbował zdominować mój język, ale to się nie udawało - nigdy nikomu się nie udało, a jak widzę, ja mam także z tym problem, żeby go zdominować. Pocałunki były takie przyjemne, jezus... 

Odsunęłam się od niego i szarpnęłam za jego koszulę. Od razu guziczki poszły i zaczęły walać się po ziemi. Złączyłam ponownie nasze usta i otarłam się kroczem o jego.

- Na ostro? - uśmiechnął się i objął mnie wokół.

Pieprzyć to.

- Na ostro - rzuciłam stanowczo i wpiłam się ponownie w jego usta, a on mnie podniósł za pośladki i przycisnął do ściany.

~~~~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro