Rozdział 20
Nie odpowiedziałam mu. Nie chciałam nawet. Nie mogłam z siebie wydusić pierdolonego słowa ''Dobrze'' bo byłoby to kłamstwem. Nie mogłam powiedzieć ''Za późno'' bo wydałoby się, że się w nim zakochałam.
A jakby on zareagowałby, gdyby się dowiedział..?
Może on do mnie też coś czuje? Skoro powiedział, że wkurwia go to, jak ktoś mnie dotyka? Ostrzegł mnie, żebym się w nim nie zakochiwała?
Nie, to nie w jego stylu. On nie bawi się w dziewczyny. Nie przejmuje się uczuciami innymi.
A co, jeśli on już się domyślił, że ja się w nim zakochałam..?
Kurwa, nie.
Zaczęłam zasypiać w jego ramionach. Przez kilka minut pozostaliśmy tak do siebie przytuleni, aż w końcu podniósł mnie do góry i zaniósł do łóżka. Delikatnie położył mnie na materac, przykrywając kołdrą. Miałam zamknięte oczy, ale czułam jego obecność obok siebie, był przy mnie dalej. Po chwili moje serce przyspieszyło, a przez ciało przeszedł dreszcz, gdy przejechał swoją dłonią po mojej głowie i skroni, odgarniając kosmyk włosów.
- Dobranoc. - Wyszeptał, zabierając dłoń i opuścił mój pokój.
Od razu poczułam pustkę, zimno i smutek. Za każdym razem czuję smutek, jak mnie opuszcza, jak odejdzie, jak go nie będzie przy mnie.
Zostań przy mnie do końca.
*
Zaczęłam mrużyć oczy. Spojrzałam na godzinę i dochodziła już dwunasta nad ranem. Wstałam i przekierowałam się do toalety zrobić poranne porządki.
No i okres.
Największa zmora comiesięczna.
Wskoczyłam pod prysznic, który potrwał trzydzieści minut. Po skończeniu wysuszyłam włosy oraz umyłam zęby, kończąc na doprowadzeniu swojej twarzy do porządki. Opuściłam łazienkę i skierowałam się do szafy, aby ubrać luźniejsze ubrania. Założyłam szare legginsy i czarną bokserkę, przy okazji związałam włosy w wysoką kitkę. Gdy już miałam zejść do kuchni mój telefon zaczął dzwonić. Chwyciłam komórkę w dłoń i usiadłam na krześle przy biurku, przeciągając zieloną słuchawkę.
- Halo? - Odebrałam.
- Cześć, Mar, co u ciebie słychać? - Rzuciła rozweselona Mindy.
- Niedawno wstałam, ogólnie nudno, a u ciebie?
- Zmęczona po imprezie... - Westchnęła roześmiana. - Szybko zwinęłaś, czemu?
- Zmęczona byłam. - Odparłam.
- Mhm... Alana też nie było. - Mruknęła podejrzliwie.
- Nie poszłam z Alanem. Po prostu on szybciej wyszedł, a później ja. Spotkaliśmy się w domu, a w nim-Do niczego nie doszło. - Rzuciłam, chcąc nie wydać prawdy.
- Mhm... No dobra, jak chcesz. Ja wiem swoje! - Zaśmiała się. - Wpadasz do mnie dzisiaj?
- Nie mam dzisiaj ochoty na nic... - Westchnęłam zmęczona.
- Hahaha, okres?
- Dokładnie. - Uśmiechnęłam się.
- No dobra, to się widzimy jutro. - Zaśmiała się. - Do zobaczenia, całuski.
- No papa. - Rozłączyłam się.
Przekierowałam się do kuchni zjeść coś na śniadanie. Na zwykłych owocach nie mogę jechać wieczność, dlatego znowu muszę zrobić sobie porcję dobrego jedzenia. Stawiłam tym razem na jajecznice z bekonem i już po dziesięciu minutach zajadałam się w kuchni. Mój brzuch musi się przyzwyczaić od średnich porcji, a dopiero później na większych.
Nie widziałam jeszcze Alana.
Jego butów także nie ma, więc musiał wyjść z domu.
Kurwa.
I zostałam sama.
Nie chcę być sama. Chciałabym z nim spędzić wieczność.
Ale czy on zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo?
Alan POV:
Pojechałem prosto do Evy. Musiałem dzisiaj się tak zajebać, żeby przestać o niej myśleć. Dzień w dzień myślę o niej, kurwa mać, to popieprzone. Dlaczego tak bardzo ona zawróciła mi w głowie?! Przecież powiedziałem sobie, że ja już nigdy więcej się nie zakocham!
W drodze do Evy zgarnąłem Matta, który już uśmiechnięty od ucha do ucha cieszył się ze wszystkiego, nawet z odwiedzin u niej.
- A jak tam z Marnie? - Zapytał, uśmiechając się w moją stronę.
- Nic kurwa. - Warknąłem do niego. - Ogarnij się, bo jak Eva zobaczy, że jesteś taki porobiony i to nie przez jej temat, to już nigdy ci go nie sprzeda. - Ostrzegłem, spoglądając przelotnie w jego stronę.
- A ja się z nią dogadam, spokojnie... - Przedłużył pewny siebie.
- No zobaczymy. - Uśmiechnąłem się chytrze.
Już po piętnastu minutach byliśmy przed jej kamienicą. Zaparkowałem samochód obok jej chłopaka i wysiadłem z Mattem. Poszliśmy prosto pod jej mieszkanie, a smród fajek dochodzący z jej mieszkania czułem aż na klatce schodowej. Matt zaczął pukać jak oszalały w jej drzwi, a ja spokojnie oparłem się o ścianę, krzyżując ręce pod klatkę piersiową. Wlepiłem swój wzrok pusto przed siebie, czując dziwne uczucie w środku, gdy tylko pomyślę o niej, cholera jasna.
Nie mogę się zakochać.
Mógłbym ją tylko ranić, a nie chcę.
Chcę ją uszczęśliwić.
- Halo? - Otworzyła drzwi.
- Hej, Sky! Pięknie dziś wyglądasz! - Rzucił Matt i przytulił się do niej.
Dziewczyna o wiecznie zmęczonej twarzy, podkrążonych oczach, wychudzonym ciele podkreślonym jeszcze przez czarny gorset, stanęła jak osłupiała i nie wykonała żadnego ruchu, a pozwoliła się ściskać dwa razy większemu chłopakowi od siebie.
- Dobra, dobra, koniec. - Delikatnie odepchnęła od siebie Matta. - Wchodźcie. - Zaprosiła nas do środka i zamknęła za sobą drzwi.
- Siema, Eric. - Skinąłem głową do jej chłopaka o podobnej posturze ciała i wyglądzie.
- Co was do mnie sprowadza? - Eva poprowadziła nas do salonu, w którym już miała odpaloną szisze z haszyszem, do której zasiadła.
Rozejrzałem się dookoła, wkładając ręce do kieszeni spodni. Jej mieszkanie nic się nie zmieniło. Zwykła buda, w której na dodatek utrzymuje ćpuna. Po co ona z nim jeszcze jest? Tylko się niszczy.
- Temat, Eva, temat. - Usiadłem na kanapie.
- Sky, kurwa, Sky. Nie mów do mnie Eva, to takie dziwne. - Prychnęła pod nosem.
- Jestem przyzwyczajony do Evy, kuzyneczko.
- A Matt co? Moją działką się nie napala i leci do innych? - Spojrzała na chłopaka, który liczył jak zahipnotyzowany jej nasionka marihuany na stole.
- Nie zwracaj na niego uwagi. - Rzuciłem. - Prędzej czy później przyleci do ciebie. - Założyłem ręce z tyłu głowy i spoglądałem na sufit. - Daj mi coś mocnego.
- Co? - Spojrzała na mnie zdziwiona. - A to czemu? - Mruknęła zadziornie, pociągając za ustnik sziszy.
- Bo chcę się na grzmocić jak nigdy dotąd.
- O kurwa, widzę, że grubo u ciebie. - Zaśmiała się. - Chłopak, dziewczyna, przyjaciele? Kto to taki spowodował u ciebie taki nastrój? - Usiadła obok mnie, pełna zaciekawienia.
- Nikt, po prostu mam ochotę się zajebać w ten jakże piękny, niedzielny dzień.
- Mnie nie okłamiesz, kochaniutki. Ja wiem, ze coś jest na rzeczy... - Zaczęła wymachiwać wskazującym palcem tuż przy mojej twarzy.
- Po prostu muszę o kimś zapomnieć, rozumiesz? - Spojrzałem na nią kątem oka.
- O Marnie chcesz zapomnieć?! - Odezwał się Matt.
- Zamknij ryj! - Warknąłem do niego, czując przypływ gorąca w ciele.
- Marnie? - Wtrąciła się Eva. - Marnie Wilson? - Zmarszczyła brwi, spoglądając na mnie.
Na imię i nazwisko wymówione przez nią od razu mi serce przyspieszyło. Ona ją zna?!
- Nasz Alanek w niej jest zajebany... - Wymamrotał cwanie Matt.
- Kurwa, ryj! - Uniosłem się i spojrzałem na niego wrogo.
- Alan!? Ty tak serio? Ty!? - Powiedziała czarnowłosa z fioletowymi pasemkami.
- Nic, zamknij się. Daj mi ten temat i wypierdalam stąd. - Położyłem się z powrotem na kanapę.
- Hahaha, Eric, słyszałeś? Nasz Alanek się zakochał! - Krzyknęła w stronę korytarzu.
- Nie zakochałem się, okej? - Uniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na nią. - Po prostu muszę o niej zapomnieć jak najszybciej, zanim to się stanie.
- I myślisz, że paląc, pijąc i ćpając zapomnisz o dziewczynie? - Uniosła jedną brew w górę. - Chodzi do mojej klasy. Jutro wpada do mnie zrobić projekt na angielski.
- Co? - Rzuciłem zdziwiony. - Błagam, nie rób z nią głupstw... - Spojrzałem na nią ostrzegawczo.
- A co między tobą a nią jest? W ogóle, skoro chcesz o niej zapomnieć, to czemu się nią przejmujesz? - Wstała z kanapy i udała się do szklanego barka.
- Mieszka ze mną od trzech tygodni. Jej matka jest w związku z moim ojcem i się wprowadziły.
- Marnie Wilson z tobą mieszka?! Że jeszcze ludzie w szkole o tym nie wiedzą! - Zdziwiła się.
- Tak, mieszka. - Rzuciłem zirytowany.
Kurwa i przez jedną dziewczynę tak zwariowałem.
Mogła w ogóle się nie przeprowadzać.
- I nie przejmuje się nią. Po prostu chcę o niej zapomnieć i tyle.
- Jesteś debilem. - Rzuciła mi na brzuch malutką folię z białym proszkiem w środku. - Ale rób co chcesz. Tylko pamiętaj później, że nie ociekniesz od tego, skoro z nią mieszkasz. - Uśmiechnęła się.
- Wyjdź Matt. - Powiedziałem.
- Co? - Spojrzał na mnie.
- Eric ma zielsko dla ciebie, pogadaj z nim. - Skłamałem, a ten od razu wybiegł z salonu, pozostawiając mnie i Evę.
- Co ty chcesz? - Usiadła na podłodze i zaczęła ciągnąć swoją sziszę.
- Chcesz być psychologiem, tak? - Zapytałem, czując przypływając gulę w gardle. Cholera, to będzie bardzo trudne.
- No tak. - Wzruszyła ramionami. - Jakaś rada, pomoc? - Uniosła brwi w górę i na jej twarzy namalował się ten chytry uśmieszek.
Uniosłem się do pozycji siedzącej i skrzyżowałem palce u rąk, ściskając je od czasu do czasu. Tak, to będzie bardzo rudne pytać o to, co czuję wobec niej, ale jestem pewien, że ona będzie wiedzieć. Podrapałem się po tyle głowy, powracając wzrokiem na jej wyczekującą osobę.
- Powiedz mi... - Zacząłem niepewnie, przełykając ślinę. - Kurwa mać, chuj. Nie lubię, jak ktoś wobec niej się kręci i nie lubię, jak ona z kimś rozmawia, denerwuje mnie to. - Nawet na nią nie spoglądałem. - Jest chyba pierwszą, której powiedziałem kilka słów o sobie, a nikomu innemu tego nie mówiłem a zwłaszcza dziewczynie. - Zatrzymałem się na chwilę, aby przemyśleć pewne zdanie. - Podoba mi się jej ciało. - Wykrztusiłem z siebie. - Podoba mi się jej osobowość, jest bardzo intrygująca i zabawna, nie wiem czemu, po prostu naglę to mi się spodobało u dziewczyny, a nie tylko cipka, którą mam do zaliczenia. - Przełknąłem ślinę, zagryzając wewnętrzną część policzka. - Często o niej myślę i nie mogę się skupić, czasami nie potrafię zasnąć przez to, bo wiem, że ona jest w pobliżu. Mam... Mam dziwne uczucie w ciele, gdy jest blisko mnie. Czuję się lepiej, zdecydowanie lepiej, kiedy jest obok mnie. Eva. - Spojrzałem poważniej na swoją kuzynkę. - Co to oznacza?
- Jesteś zakochany.
- Ale nie chcę! - Krzyknąłem, unosząc się na wyprostowane nogi.
- Nie chcesz, czy się boisz? - Zapytała, unosząc jedną brew w górę. - Są to dwie inne rzeczy, mój drogi Alanku. Jak nie chcesz, to możesz ją swobodnie ignorować, a jak widzę, to przyszedłeś do mnie po temat, żeby się zajebać, a przez kogo? Przez nią. To oznacza, że zależy ci na niej i nie możesz przestać o niej myśleć aż do takiego stopnia, że po prostu musisz się zaćpać. Ale może też być tak, że po prostu boisz się ponownie stracić kogoś, kogo kochasz. Boisz się otworzyć przed kimś, wyznać uczucia, zostać odepchnięty, odrzucony albo wyśmiany. Boisz się ponownie zakochać, bo boisz się stracić ponownie kogoś, na kim ci zależy.
- Boję się. - Ściszyłem głos, odwracając od niej wzrok. - Boję się ją stracić. - Zacisnąłem pięści. - Już zrobiłem jej wiele krzywdy.
- Za co ją kochasz?
Kocham ją?
Czy kocham ją? Cholera jasna.
- Za wszystko. - Rzuciłem, czując dziwny uścisk w sercu.
- A jak ona wobec ciebie się zachowuje?
- Czasami się kłócimy, ale wiem, że ciągnie nas do siebie. Wczoraj na przykład byliśmy po mocnej kłótni, ale jedno pstryknięcie i przyszła na moje kolana. - Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie tego, jak niewinnie wtuliła się we mnie, a ja wręcz rozpływałem.
- Nie rób tak. - Rzuciła ostrzegawczo. - Nie wykorzystuj jej przez tę twoją piękną buźkę, seksowne ciało i ten charakter niegrzecznego chłopczyka, za którym szaleją dziewczyny.
- Kurwa, to ty nie masz pojęcia o jej charakterze. Ona jest złośliwą suką. Oboje mamy cięte charaktery. - Zaśmiałem się.
- Czyli będzie ciężko. - Westchnęła.
Teraz stała się poważniejsza, co mnie trochę przeraziło i ponownie zasiadłem na kanapie, wpatrując się uważnie w kuzynkę.
- To znaczy? - Zmarszczyłem brwi.
- Ona jest podoba do ciebie? - Spojrzała na mnie.
- W sensie?
- Powiem wprost - potrafi jednym pstryknięciem palca oczarować chłopaka, przelecieć go i zostawić tak o? Nie da sobie wejść na głowę i lubi być chamska w stosunku do innych, nie przejmując się uczuciami?
- No... No tak. - Odparłem.
- Jest to ciężkie, bo macie podobne charaktery. Oboje nie lubicie, jak ktoś wchodzi wam na głowę, a bardziej wy to lubicie i robicie tak. Jesteście dla wszystkich chamscy i nie przejmujecie się uczuciami innych i myślisz, że poradzicie sobie tak ze sobą? Być może jesteś w niej zakochany, ale co będzie później? Co, jak się pokłócicie? To tyczy się waszego pieprzenia się na boki z kim popadnie. Biegacie do kogo popadnie, aby uciec od problemu. Co, jak się pokłócicie i któreś z was po prostu przeleci kogoś, aby się uspokoić? Aby uciec od problemu? Coś was pchnęło w ten wyluzowany świat, w którym niczym ani nikim się nie przejmujecie. Później będziecie tylko cierpieć.
Nie odpowiedziałem. Ona miała rację. Gdyby się we mnie zakochała - ucierpiałaby. Za cholerę nie chcę dopuścić do jej smutku, do jej cierpienia, kurwa mać, nie chcę nawet na to patrzeć, a już jej to sprawiłem. Chuj ze mną, ja się pozbieram, bo to podobno dziewczyny są bardziej uczuciowe niż faceci, dlatego nie chcę patrzeć na jej cierpienie.
Ale ja po prostu chcę ją dla siebie.
- Licz się z tym, że prędzej czy później możesz ją stracić, nie zdążając jej wyznać swoich uczuć. - Pociągnęła za ustnik i wypuściła dym.
- Ona do mnie nic nie czuję, więc mi przejdzie, spokojnie. - Wstałem z kanapy i rozciągnąłem się.
- Skąd wiesz? Mam ją podpytać jutro? - Uśmiechnęła się zadziornie.
- Jak chcesz, ale nie oczekuj, że ci powie.
- Alan, proszę, nie ćpaj przez to, że chcesz o niej zapomnieć, jest to głupie... - Poprosiła spokojniejszym tonem.
- Gówno mnie to obchodzi co jest głupie a co nie. Chcę oderwać się od tej jebanej rzeczywistości, bo ona cały czas mi chodzi po głowie, rozumiesz to?
- W końcu do niej wrócisz, Alan. - Rzekła ostrzegawczo. - I co zrobisz? Będziesz cierpiał przez to, że nie wyznasz jej uczuć i poczekać do momentu, aż odejdzie? Może ona do ciebie też coś czuje?
Chciałbym.
- Nie zasługuje na takiego skurwiela, jakim jestem. - Posłałem jej chłodne spojrzenie i wyszedłem na korytarz.
- Nie dasz sobie szansy. - Usłyszałem.
Nie ma czegoś takiego jak szansa.
Korzystasz raz z życia.
- Matt! - Warknąłem.
- Taaak? - Wyszedł z pokoju, uśmiechając się od ucha do ucha. Jego oczy był przekrwione i wyglądał już jak chińczyk, bo tak mu powieki opadły.
- Idziemy. - Otworzyłem drzwi i spojrzałem ostatni raz na Evę, która stała oparta o framugę salonowych drzwi.
Pokręciła głową i powróciła do swojej poprzedniej czynności, ja za to skierowałem się prosto do auta z ledwo rzeczywistym Mattem. Po wejściu do samochodu od razu zacząłem na tapicerce z przodu formować dwa cienkie paski. Nie obchodziło mnie to, co ona powiedziała, chcę się zajebać. Wyjąłem banknot, zawijając go w rulonik i nachyliłem się nad proszkowatą substancją, zatykając lewe nozdrze. Po kilku sekundach po substancji nie było ani śladu, a ja wyprostowałem się na siedzeniu, czując pieczenie w nosie, przypływanie łez do oczu, a po chwili czysta euforia zaatakowała mój organizm. Tak, tego było mi trzeba.
- Zajebiste... - Spojrzał na mnie brunet po wciągnięciu swojego narkotyku.
Moje ciało odpłynęło. Zapadłem się w krainie czarów.
Nie było jej w niej.
Nie, była.
Jest.
Jest piękna.
Nie mogę przestać o tobie myśleć, kurwa.
Marnie POV:
Cały dzień przeleżałam w moim łóżku, oglądając telewizję i rycząc przed ulubionym serialem, przy okazji zajadając się pizzą, którą zamówiłam. Kurwa, podczas okresu ja wszystko pochłonę. Będę później żałować, bo mój organizm tego nie zniesie.
Ale dlaczego akurat on musiał w tym odcinku umrzeć?!
Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam z łóżka i udałam się na dół, dostrzegając już w szklanych drzwiach Jesse'a, na co zmarszczyłam brwi. Co on tutaj robi?
- Umm, hej. - Powiedziałam, gdy otworzyłam drzwi.
- Cześć, mogę wejść? - Spojrzał na mnie.
- Jasne. - Wpuściłam go i poprowadziłam do kuchni. - Co cię tu sprowadza? - Zapytałam niepewnie, opierając się o wyspę kuchenną.
- Bardziej miałem sprawę do Alana, ale widzę, że go nie ma. - Westchnął, krzyżując ręce pod klatkę piersiową.
- Więc... - Zaczęłam delikatniej. - Możesz iść... - Uśmiechnęłam się i wskazałam na drzwi.
- Ale skoro już tutaj jestem, to chciałem się ciebie czegoś zapytać... - Spojrzał na mnie poważniej.
- Umm, tak?
- Czy zauważyłaś jakieś dziwne zachowanie u Alana? - Oparł się dłońmi o blat, spoglądając na mnie uważnie.
- To znaczy? Jest cały czas taki sam.
- Odpowiesz mi szczerze teraz?
- Taaak... - Skinęłam niepewnie głową.
- Czy pomiędzy tobą a nim coś jest? To jest ważne, powiedz wszystko. Oczywiście nie chcę na ciebie naciskać.
- Czy między mną a nim coś jest..? - Zaczęłam się zastanawiać. - Oprócz tego, że nie mogę bez nieg- Zatrzymałam się.
Kurwa, co ja gadam?! Wygadałam się znowu!
- Nie możesz bez niego-Co? - Zmarszczył brwi. - Marnie, bądź szczera. Wszystko zachowam w tajemnicy, naprawdę.
- A ty podobno jesteś zakochany! - Uniosłam się, żeby zmienić temat.
- Kłamałem. - Uniósł zadziornie brwi w górę.
- To dlaczego tak powiedziałeś?
- Kłamałem, żeby zobaczyć kto też kłamie. Jak widać żyjemy w świecie, gdzie każdy czasami kłamie. - Uśmiechnął się.
Czy chodzi mu o mnie?
Przecież ja też kłamałam tam!
Kurwa.
- Umm... I wiesz, kto kłamał..? - Spojrzałam na niego, zaczynając już grzać się w środku.
- Wiem. - Uśmiechnął się. - Odpowiesz mi na pytanie? Czy pomiędzy tobą i Alanem coś jest? - Zapytał, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Co cię to interesuje? - Zmarszczyłam brwi, biorąc głębszy wdech do płuc.
- Po prostu jest to ważne. - Odparł.
- Pieprzyliśmy się już, jeśli o to ci chodzi.
- Wiem. - Uśmiechnął się.
- Skąd?!
- Alan jest moim przyjacielem.
- Ach, no tak. Przecież musiał się pochwalić. - Uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- Coś jeszcze?
- Nie. - Skłamałam.
Nie powiem mu. Jest jego przyjacielem i jestem pewna, że wygadałby Alanowi, a ten wyśmiałby mnie. Jestem nie jedną, która się w nim zakochała. Nie jedną, którą wyśmiałby. Nie jedną, którą przeleciał.
Ale jedno mnie zastanawia... Dlaczego on tak się zdenerwował? Dlaczego przyszedł do mnie wczoraj i powiedział, że wkurwia go to, jak ktoś mnie inny dotyka? Mówił, że chce, abym była jego małą dziewczynką.
Dlaczego, do kurwy nędzy, on tak mi zawrócił w głowię?
Dlaczego rozpływam się, kiedy wymawia takie słowa do mnie?
Kurwa, ja go chyba...
- Marnie? - Z myśli obudził mnie Jesse, pstrykając palcem tuż przed moją twarzą.
- Co? - Otrząsnęłam się.
- Kłamiesz mnie.
- Każdy kłamie. - Uśmiechnęłam się.
- Czyli między tobą a nim coś jest, tak?
- Nie ma. Poza tym... Znasz Alana... - Spojrzałam na niego rozbawiona. - Wiesz, że on nie bawi się w dziewczyny, nie przejmuje się nikim, nie przejmuje się uczuciami. Dziewczyny ma tylko do pieprzenia, więc skąd nagle ja i on, co?
Ja marzę o ja i on.
Tylko ja i Alan.
- Ech, nie ważne, już nic. Po prostu zignoruj to. - Zmarszczył brwi i machnął dłonią.
- Ale czy tak nie jest? Przyznaj mi rację, to się odczepię. - Prychnęłam.
- Nie jest. - Spojrzał na mnie poważniej.
- Nie rozśmieszaj mnie. - Zaśmiałam się.
- Boże, oboje jesteście nieznośni. - Pokręcił głową.
- Dzięki. - Sięgnęłam po brzoskwinię i obojętnie przeszłam wobec tego, co powiedział.
- Ja idę już. Nie mów Alanowi, że byłem, bo wkurzy się jeszcze. - Nachylił się i pocałował mnie w głowę.
Umm, co?
Zarumieniłam się.
Kurwa.
- Czemu ma się wkurzyć? - Ruszyłam za nim, gdy kierował się w stronę wyjścia. Rumieńce dalej mi nie schodziły z policzków, cholera.
- Nie pamiętasz, jak wkurwił się wczoraj na imprezie? - Uśmiechnął się.
- Powiesz mi właśnie czemu? - Skrzyżowałam dłonie do piersi.
- Porozmawiaj o tym z Alanem. - Poczochrał mi włosy i wyszedł z domu.
- Jasne... - Zamknęłam drzwi i skierowałam się do swojego pokoju.
Jutro mam napisać wypracowanie z tą Sky i za cholerę nie chcę mi się tego robić. Postaram się odwalić robotę za nią, żeby mi nie wchodziła w drogę i nie męczyła dupy. Zasiadłam przed biurkiem i po odpaleniu laptopa weszłam na Facebooka, dodając ją do znajomych.
Marnie Wilson: Cześć, jutro mamy pisać te wypracowanie, co nie?
Sky Miller: Tak
Sky Miller: Po szkolę możesz wpaść do mnie.
Marnie Wilson: Pomyślałam, że mogę sama już ją zrobić jak ci się nie chce. Wiesz, odwale za ciebie robotę i po kłopocie :)
Sky Miller: Nie no co ty zwariowałaś? Razem ją zrobimy, będzie o wiele szybciej ;p
Marnie Wilson: No dobra, to do juta :)))
Wzięłam papierosa do ręki i wyszłam na balkon zapalić. Nagle zorientowałam się, że Alan pali na swoim balkonie obok. Spojrzałam na niego i od razu się zarumieniłam, czując przy okazji przyspieszające tętno wraz z sercem.
Ale chwileczkę...
On ćpał?!
Jego twarz jest bledsza niż zwykle, a włosy w kompletnym nieładzie. Zauważyłam jego przekrwione i podkrążone oczy, on na pewno ćpał, ale dlaczego..? Ja... Ja nie chcę, żeby to robił...
- Alan... - Podeszłam bliżej jego balkonu.
- Tak? - Stanął na przeciwko mnie, wbijając swój intensywny wzrok. Okej, teraz jego spojrzenie jest zupełnie inne, na co moje podbrzusze zareagowało uściskiem.
- Czy ty ćpałeś?! - Krzyknęłam zdenerwowana, zaciągając się mocno nikotyną.
- Jakbyś tego nie robiła, dziewczynko. - Uśmiechnął się łobuzersko i wypuścił dym z ust.
- Przestań to robić, proszę... - Powiedziałam smutnie.
- Marnie. - Rzucił poważniejszym tonem.
- Umm, tak? - Zapytałam, odwracając spanikowany wzrok od niego.
- Jesteś zakochana?
Tak.
W tobie.
- Nie wiem... - Ściszyłam głos, spuszczając głowę w dół. - Ale nie zauważa mnie. - Dodałam.
Nie zauważasz mnie.
To mnie boli.
- A ty? Jesteś zakochany? - Spojrzałam na niego, gdy ten zaczął intensywnie patrzeć mi w oczy.
Ponownie poczuła uścisk w podbrzuszu. Motylki szalały w moim wnętrzu, a ciało się grzało, gdy jego wzrok był wbity prosto we mnie. Zupełnie inaczej niż dotychczas; pełen życia, chociaż ćpał. Pełen radości i dziwnego szczęścia, nie umiem tego określić. Pomimo tego, że w ogóle się nie uśmiechał, to widziałam to doskonale.
- Chyba tak. Kurewsko tak.
Och.
To nie zabolało.
Na pewno nie.
Przecież nie jest moim ptaszkiem w klatce, może robić co chce.
Nie płacz.
Kurwa mać, nie waż się płakać.
- T-To ona ma sz-szczęście... - Wydusiłam z siebie, czując rosnącą gule w gardle, która sprawiała mi ból.
Łzy napływały mi do oczu. Odwróciłam od niego wzrok, żeby nawet na to nie spoglądał. Mocno zaciągnęłam się papierosem, próbując uspokoić wstrząsające mną uczucia w środku. Ból cholerny, okropny i rozrywający moje mięśnie ból. Rozrywający moje serce.
- Dlaczego ten chłopak na ciebie nie zwraca uwagi? Przecież nie da się nie zwracać na ciebie uwagi. - Uśmiechnął się.
- Umm, po prostu chyba n-nie jest m-mną zainteresowany... - Wyrzuciłam z siebie, uśmiechając się sarkastycznie.
Dyskretnie starłam łzę, która spłynęła mi po policzku.
To boli, bardzo boli.
DLACZEGO JA NIĄ NIE MOGĘ BYĆ?
- Znajdziesz w końcu tego jedynego. - Rzekł spokojnym tonem.
Cały czas się na mnie gapił. Patrzył na to, jak cała drżę i dyskretnie ścieram łzy, nie spoglądając nawet mu w oczy. Nie potrafiłam teraz spojrzeć na niego, nie umiem. Myśl, że... że jest zakochany w kimś... mnie boli, bardzo boli.
Chcę ciebie.
Ty jesteś tym jedynym.
Ale ja nie.
Nie jestem twoja.
Ktoś inny.
- I mam nadzieję, że z nim będziesz szczęśliwa.
CHCĘ Z TOBĄ BYĆ SZCZĘŚLIWA.
CHCĘ CIEBIE USZCZĘŚLIWIĆ.
Dlaczego nie możesz usłyszeć moich myśli?
Dlaczego to przez usta trzeba się komunikować?
- T-Tobie też życzę sz-szczęścia z t-tą jedyną... - Spojrzałam na niego, ale od razu odwróciłam wzrok, zaciągając się bardziej.
- Czy ja wiem... Ona chyba jest zakochana w kimś innym. - Westchnął i spojrzał w niebo.
- Mhm-Co? W-Walcz o nią! - Rzuciłam.
NIE WALCZ
BĄDŹ ZE MNĄ
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Chcę po prostu patrzeć na jej szczęście, bo to będzie mi sprawiać w takim razie szczęście. - Spojrzał ponownie na mnie. - Chcę, żeby cieszyła się z nim z najmniejszych rzeczy. Żeby była z nim szczęśliwa i go kochała za to, kim jest. Żeby czuła się z nim bezpieczna i żeby nigdy w życiu nie cierpiała. To będzie mi sprawiać szczęście.
Strzał w serce.
Którego już nie ma.
Chcę być tą dziewczyną.
Którą tak bardzo chcesz uszczęśliwić.
Alan POV:
- Nie wiem. - Wzruszyłem ramionami. - Chcę po prostu patrzeć na jej szczęście, bo to będzie mi sprawiać w takim razie szczęście. - Spojrzałem ponownie na nią. - Chcę, żeby cieszyła się z nim z najmniejszych rzeczy. Żeby była z nim szczęśliwa i go kochała za to, kim jest. Żeby czuła się z nim bezpieczna i żeby nigdy w życiu nie cierpiała. To będzie mi sprawiać szczęście.
Chodzi o ciebie, kretynko.
A ty nie zdajesz sobie sprawy z tego.
I dlaczego się tak dziwnie zachowuje? Coś powiedziałem nie tak?
Przecież facet, w którym się zakochała ma takie szczęście.
Zazdroszczę mu.
Chcę być nim.
- J-ja idę spać, dobranoc... - Nawet na mnie nie spojrzała. Widziałem jak zaciska pięści i udaje się do swojego pokoju.
Nie zostawiaj mnie.
Bądź ze mną.
Do końca mojego pieprzonego życia.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro