Rozdział 4: Pan Lee
Rozalia
Wraz z Luke'iem wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do jego auta, którym było grafitowe BMW. Muszę przyznać, że nawet jego samochód mi się trochę podobał. Ale tylko trochę.
- Pasy- odezwał się czarnooki tym swoim lodowatym i obojętnym tonem.
- Co?- popatrzałam na niego, marszcząc brwi.
- Zapnij pasy- rzucił, odpalając samochód.
- A- mruknęłam.
Zapięłam pasy. Chłopak ruszył z piskiem opon, jechał szybko, pędząc przez drogi. Nienawidziłam jeździć szybko samochodem, bałam się tego, może też dlatego nie mam prawka. Bałam się, a tym bardziej że w ogóle go nie znałam.
- Możesz trochę zwolnić?- spytałam niepewnie, a chłopak spojrzał na mnie.
- A co, boisz się?- odparł ze słyszalną kpiną w głosie, Louis uniósł w prawie niewidoczny sposób kącik ust.
- Nie boję się, po prostu... nie lubię szybko jeździć- oznajmiłam.
- Jakoś ci nie wierzę- rzekł Louis.
Po chwili poczułam, jak auto zaczyna zwalniać. Nie jechaliśmy już z taką prędkością jak wcześniej. Dopóki nie podjechaliśmy pod sklep, to żadne z nas się nie odezwało.
- Jesteśmy- oznajmił Luke.
W tym samym momencie wyszliśmy z samochodu, ruszając do sklepu. Weszliśmy do supermarketu.
- Ja idę po alkohol, ty po przekąski- odparł, odchodząc w stronę alejki z procentami.
Uniosłam ręce w bezradnym geście. Powiedziałam ciche aha, opuściłam ręce i ruszyłam w stronę alejki z przekąskami. Dupek. To określenie pasowało do niego najlepiej, był dupkiem.
Gdy wybierałam chipsy, to podeszła do mnie dwójka chłopaków. Jeden miał brązowe włosy i czarne oczy, ale nie takie piękne jak Louisa. A drugi był blondynem o niebiesko-szarych oczach, do tego był niższy, od swojego kumpla. Wyglądali na dwadzieścia parę lat.
- Hej mała- powiedział szatyn, nie odpowiedziałam na jego zaczepkę.- Może dasz się zaprosić na imprezę, wiesz, będzie alkohol i zioło- dodał.
Miałam ich w dupie, dlatego nie chciało mi się strzępić na nich języka. A do tego zapewne byli ode mnie silniejsi, a ja nie chciałam, żeby mi się coś stało, bo w końcu byłam tu sama. No dobra nie całkiem, ale skąd mam wiedzieć gdzie polazł ten pieprzony dupek?
- To jak mała- rzucił blondyn.
- Nie- odparłam bez zawahania się.
Blondyn i szatyn popatrzeli na siebie.
- Nie daj się prosić- kontynuował niszy, zbliżając się do mnie.- Nic ci nie stoi na przeszkodzie, żeby dobrze się zabawić- dodał, robiąc krok w przód, co również uczynił szatyn.
Zrobiłam krok do tyłu, a oni jeden krok w przód. Byli coraz bliżej mnie, co nie podobało mi się.
- No chodź, będzie fajnie- odezwał się szatyn.
Znowu postawiłam krok do tyłu, ale teraz uderzyłam plecami o coś twardego. Nie obróciłam się, bo za bardzo byłam przestraszona.
- Co ci...- blondyn nie dokończył, bo popatrzał na coś, albo na kogoś za moimi plecami.
- Możecie się od niej odpierdolić? Ona nie chce z wami iść, zrozumcie, też bym się wstydził z wami gdziekolwiek pójść- odezwał się ktoś za mną.
A tym kimś okazał się Louis. Ciekawe ile słyszał z marnego podrywu blondyna i jego kumpla.
- Oczywiście, proszę pana Lee i przepraszamy- powiedział przestraszony szatyn, chwytając kolegę za ramię.
Pociągnął swojego kumpla za rękaw.
- Spierdalajcie- powiedział lodowato Louis.
- Yyy przepraszamy jeszcze raz i to się już nigdy nie powtórzy, panie Lee- rzekł szatyn, odchodząc czym prędzej z przestraszonym blondynem.
- Mam taką nadzieję- odrzekł Louis tak, żeby słyszeli jego przerażający ton.
Stałam tam w szoku, kim do cholery jest Louis, że ludzie w jego wieku lub nawet starsi, zwracają się do niego per pan? A po drugie czemu go się tak bali, dobra Louis jest trochę przerażający, ale chyba nie aż tak. Zdziwiło mnie to.
- Dzięki- szepnęłam.
- Chodź do kasy- rzucił znudzonym głosem.
Jak powiedział, tak zrobiliśmy. Zapłaciliśmy za zakupy, na szczęście nie pytali nas o dowód. Bo ja nie mam dwudziestu jeden lat, a Louis to nie wiem. Z zakupami ruszyliśmy do auta, spakowaliśmy siatki do bagażnika. Wsiedliśmy do BMW, ruszając do domku letniskowego, na szczęście Luke nie jechał za szybko.
***
Droga powrotna do domku minęła nam w ciszy. Louis zaparkował obok mercedesa mojego brata. Nie odzywając się do siebie, wyciągnęliśmy siatki z zakupami, z bagażnika. Weszliśmy do domu, tylko jak przekroczyliśmy próg drzwi, to od razu czwórka chłopaków przybiegła, jak pieski, które przyniosły piłkę swojemu właścicielowi, żeby im rzucił. Charlie, Neteo, Matt oraz Cameron wzięli od nas zakupy, ruszyli z nimi do kuchni. Widać było, że są już nieźle wstawieni. Wraz z Louisem rozebraliśmy kurtki i buty. Poszłam za śladem chłopaków, weszłam do kuchni, a za mną Louis.
- Co kupiliście dobrego?- spytał Charlie.
- Jakieś przekąski i alkohol- odpowiedział Luke.
- Wolę to drugie- rzekł Charlie.
Wszyscy zaśmialiśmy się z słów blondyna.
- Jak zawsze- powiedział Matt, śmiejąc się i kręcąc głową.
Usiadłam przy wyspie obok Matta, a Cam, Neteo i Charlie rozpakowywali zakupy. Za to czarnooki oparł się tyłem o blat i przyglądał się chłopakom.
- Dobra, trzeba ustalić, kto z kim śpi- odparł Cam, kończąc rozpakowywać siatkę.
- Ja z Rozą, bo żaden z was nie będzie mi siostry obściskiwał- odrzekł Net.
Przewróciłam oczami. Nadopiekuńczy gnojek.
- To ja z Charliem, co ty na to blondi?- zapytał się Cam, Charliego.
- Oczywiście, kochanie- odparł piskliwym głosem, Charlie.
Zaśmialiśmy się. I jak tu ich nie lubić?
- To, co Luke, nie mamy wyboru, jesteśmy skazani na siebie- powiedział Matt, podchodząc do czarnowłosego i zarzucając mu rękę na ramiona.
- Bez różnicy i tak wszyscy chrapiecie- rzekł czarnowłosy.
- Ej! Nie prawda!- wrzasnęli równocześnie chłopacy.
Matt ściągnął rękę z ramion Luke, oburzony. Ja z Louisem się zaśmialiśmy. Boże, śmiech tego chłopaka był piękny. Wszyscy wraz z przekąskami, oraz z piciem, przeszliśmy do salonu. Standardowo usiadłam obok Neteo.
- To, co oglądamy?- spytał Matt.
- Annabell!- krzyknął Charlie.
- Możesz mi do ucha nie krzyczeć?- skarcił go Cameron, który siedział obok blondyna.
- Sorry- mruknął zielonooki.
- Tylko nie Annabell- wtrąciłam się.
Po dłuższej dyskusji co mamy zobaczyć, wybraliśmy komedię, która bardzo bawiła wstawionego Charliego, Matta, Cama, oraz mojego brata. Po dwóch komediach każdy z nas rozszedł się do swoich pokoi. Uważałam ten dzień za udany, no może oprócz wypadu do sklepu.
*************************************************************
Hej mam nadzieje że rozdział wam się podobał. Jak myślicie kim jest Louis?
Instagram: koliwia216_
Tik tok: koliwia216_books
Miłego dnia/nocy Koliwia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro