🍅1🍅
●Lovino Pov.●
-Nic się nie stało. -powiedziałem oschle odwracając wzrok. Chciałem pójść dalej, ale nieznajomy mnie zatrzymał.
-Czekaj, jak masz na imię? -spytał się.
-Lovino. -odparłem.- A ty?
-Antonio. Miło cię poznać Loviś. -wyciągnął do mnie rękę, którą zignorowałem.
-Nie zdrabniaj mojego imienia. -powiedziałem stanowczo patrząc w jego piękne zielone oczy. Czekaj co. Ja tego nie pomyślałem. Nie.
-No dobrze Lovi. -on to robi specjalnie. Już mu chciałem wygarnąć, żeby tego nie robił, ale przerwał mi dzwonek mojego telefonu. Dzwonił mój brat.
-Ehhh, muszę odebrać. -powiedziałem, i odebrałem od brata- Tak Feli?
-Fratello, czemu ciebie jeszcze nie ma?! Już dawno powinieneś siedzieć w domu! Zaraz ci pasta wystygnie! Lovino, naprawdę! Ja się o ciebie martwię! Jesteś moim bratem! Nic ci się nie stało? Co ciebie tak zatrzymało?! Masz za chwilę być w domu! -jestem zdziwiony tym, jak szybko od mówił, ale słyszałem lekki płacz z jego strony. O nie, nie, nie, nie. Niech nie płacze, tylko nie to.
-Spokojnie, spokojnie, wszystko jest ze mną dobrze. Nie martw się, zaraz będę. Ciao. -powiedziałem i się rozłaczyłem. Westchnąłem i spojrzałem na Antonia.- Przez ciebie mój brat się o mnie martwi.
-Lo siento Loviś. -powiedział- Zobaczymy się potem.
-Czekaj, zanim pójdziemy, mam pytanie. -powiedziałem. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem- Jesteś hiszpanem, czy mi się tylko wydaje?
-Jestem, tak samo jak ty włochem. -odparł dumny- No to widzimy się potem. Adios!
-Ciao. -burknąłem i wyszedłem ze szkoły. Ruszyłem w stronę domu. Czas się przygotować na armagedon.
~time skip~
-Fratello! -brat rzucił mi się na szyje jak wszedłem do domu- Martwiłem się!
-Tak, tak wiem. Wszystko jest przecież dobrze. -powiedziałem i pogłaskałem go po włosach. Taki miły to jestem tylko do dziewczyn i brata. Wow.
-Chodź, pasta jest na stole. Ve~ -od razu zmienił mu się humor. Typowy Feli...
-Idę, idę -powiedziałem i po chwili byliśmy w kuchni jedząc spaghetti.
-To, co cię tak zatrzymało? A bardziej...kto?~ -powiedział mój brat ze zboczonym uśmieszkiem, przez co prawie nie zakrztusiłem się makaronem.
-Wpadłem na takiego jednego hiszpana i trochę z nim pogadałem. -powiedziałem krótko i w duszy modliłem się o to, żeby nie pytał o szczegóły, jak to on ma w zwyczaju.
-Okej. -uśmiechnął się. Dobra, tego się kuźwa nie spodziewałem.
Po skończonym posiłku udałem się do siebie do pokoju aby pobyć sam w ciszy. Dosłownie rzuciłem się na łóżko, odblokowałem telefon i zacząłem sprawdzać media społecznościowe. Oczywiście milion nieprzeczytanych wiadomości od brata, ale była też jedna inna. Była od tego Antonia.
Antonio Fernandez Carriedo:
"Hejcia Lovi!
Znalazłem cię na messie ^w^
Masz czas pisać?"
O boże, ja nie myślałem, że od na serio chce ze mną utrzymać kontakt.
Ty:
"Jasne, czemu nie. I przestań mnie nazywać Lovi, idioto."
Ah, odpisuje nie myśląc co piszę. Brawo Roma.
Teraz będę musiał z nim pisać. Super.
Choć nie wiem, czy mi to przeszkadza.
####################
Pierwszy rodział? Jasne! Już jest!
I boję się, że jakoś zepsuję te postacie. Tak....nwm. Chyba wiecie o co mi chodzi. Tak czy inaczej
Bai~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro