Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Ten znienawidzony dla mnie dźwięk obudził mnie. Było przed siódmą rano i nienawidzę wcześnie wstawać, a zwłaszcza wtedy, jak coś mi pika nad głową. Szybko wyłączyłam budzik i zaczęłam się rozciągać. Alana oczywiście nic nie obudzi, żadne dźwięk, żadne hałasy, nic. 

- Wstawaj! - Krzyknęłam mu nad uchem. 

- Zamknij się i daj mi spać. - Wymamrotał zaspanym głosem i odwrócił się, zasłaniając się bardziej pierzyną.

- Za dziesięć minut cię budzę. - Wstałam z łóżka i powędrowałam do toalety. 

Chlusnęłam sobie zimną wodą w twarz i od razu się wybudziłam. Zabrałam się za umycie zębów, a później rozczesałam włosy. Po wykonaniu codziennego makijażu wyszłam z toalety i podeszłam do łóżka, gdzie spał smacznie brunet.

- No już, wstawaj! - Odsłoniłam kołdrę z jego ciała. 

Od razu mój wzrok poleciał na jego pięknie wyrobione ciało. Widoczne rysy kaloryfera na brzuchu, mocne i szerokie ramiona to coś, za czym każda dziewczyna przepada. Napatrzeć się nie dało. Jeszcze miał tatuaż na ramieniu, co wszystko dobrze się komponowało. 

Boże, Alan zaczął mnie...

Stop.

Z okropnych myśli się otrząsnęłam, gdy wzrok bruneta mierzył mnie całą. 

- Co? - Burknęłam. 

- Nie, nic. - Zmarszczył brwi i wstał z łóżka. 

- O której dzisiaj kończysz? - Zapytałam, podchodząc do szafy i wyciągając z niej ubrania. 

- O szesnastej, ale pewnie się wyrwę. - Rzucił, wychodząc z pokoju. 

Wyjęłam jasne, jeansowe spodnie i białą, obcisłą bluzkę na ramiączka, którą włożyłam w materiał jeansów. Dobrałam jeszcze biżuterię i zeszłam do kuchni, aby zjeść śniadanie. Po skończeniu odłożyłam naczynia do zmywarki i kiedy się odwróciłam, natknęłam się na stojącego Alana we framudze drzwi.

- Idziemy? - Zapytał, trzymając kluczyki od samochodu w dłoni. 

- Jasne.

Wzięłam torebkę i wyszłam zaraz za nim. Wsiedliśmy oboje do samochodu i skierowaliśmy się w stronę szkoły. 

- No to zaczynamy gówno prawdę. - Uśmiechnął się zadziornie. - Waliłem dzisiaj konia w nocy i spuściłem ci się na brzuch. - Spojrzał na mnie przelotnie. 

- Ty chuju! - Zaśmiałam się, uderzając go delikatnie w głowę. - Gówno prawda! 

- No tak, bo lunatykowałaś i połknęłaś to. - Zakpił sobie. 

- Debil... - Wywróciłam oczami. - Całowałam się z nauczycielem. - Zagryzłam wargę. 

- Prawda. - Odparł dumnie. 

- Ciekawych rzeczy się o mnie dowiadujesz... - Mruknęłam. 

- Bardzo ciekawych... - Zrobił większe oczy i prychnął pod nosem.

- No dobra, dawaj teraz ty. - Kiwnęłam w jego stronę. 

- Miałem trójkąta z bliźniaczkami. 

- Prawda! - Zaśmiałam się. 

- A jakie one były cudowne! - Przymknął oczy, oblizując wargi i westchnął zauroczony. 

- Żadna nie mogła się oderwać? - Uniosłam jedną brew w górę.

 - No kurwa, nawet dały mi swój numer telefonu na kolejny raz. - Rzucił cwaniacko. 

- No dobra, to teraz coś, nad czym pogłówkujesz... - Spojrzałam na niego czarująco. - Mam kolczyka w sutku. - Posłałam mu zadziorny uśmieszek. 

Przez chwilę się zastanawiał, a nawet otwierał lekko usta, aby coś powiedzieć, ale się powstrzymywał od razu. 

- Gówno prawda. - W końcu powiedział. 

- Prawda. 

- Co!? - Spojrzał na mnie i zatrzymał się gwałtownie przed czerwonym światłem. - Nie wierze, pokaż. - Uśmiechnął się. 

- Stara historia. - Zarumieniłam się lekko. - Byłam pijana i tak wyszło... - Prychnęłam pod nosem rozbawiona.

Dobrze wspominam ten moment, jak przyszłam do salonu z piercingiem. Było to rok temu i razem z Sarą wpadłam na głupi pomysł, który tylko ja dokonałam, bo ona stchórzyła. Nawet nie pamiętam tego bólu, jak przebijał mi sutka. Do teraz się zastanawiam, czy nie przebić sobie kolejnego.

- Nie wierze ci, pokaż. - Uśmiechnął się łobuzersko. 

Dobrze wiem, czemu tak bardzo chciał to zobaczyć. Mały zboczeniec!

- A goń się! - Zaśmiałam się. 

- Jeszcze zobaczę. - Spojrzał na mnie dumnie. 

- Zobaczymy. - Prychnęłam kpiąco pod nosem.

*

Wjechaliśmy już na szkolny parking, ale niestety spóźnieni, bo korek na głównej ulicy był dłuższy niż mur chiński. W sumie dla mnie to lepiej, że nikt mnie nie zobaczy wychodzącą z Alana samochodu, a pewnie dla niego to też dobre. W ciągu dalszym żadne z nas się do siebie nie przyznawało. 

Powędrowałam od razu do mojej klasy, gdzie było już piętnaście minut po dzwonku. Na korytarzach widniały informacje o szkolnym balu przebierańców z tematyką super bohaterów. Był on jutro na godzinę dwudziestą do północy. Ciekawe, czy alkohol będzie. 

Weszłam do sali i od razu powędrowałam na koniec mojej ławki. Ludzie oczywiście posyłali mi dziwne spojrzenia, a niektórzy po prostu się tym nie przejmowali i byli wgapieni w białą kartkę. 

- Ekhem... - Burknęła nauczycielka o brązowych włosach związanych w koka na czubku głowy i czarnych okularach z grubą oprawką, które spadały jej na nos. 

- Przepraszam za spóźnienie. - Powiedziałam. 

- Zapraszam po sprawdzian. - Wystawiła białą kartkę na brzeg biurka i posłała mi surowe spojrzenie.

Mindy spojrzała na mnie znacząco, a Jasper obok niej był skupiony na sprawdzianie. Wstałam i przekierowałam się do biurka. 

Historio, jak ja cię kocham. 

Dlaczego, do cholery jasnej, usadzili mnie w klasie humanistycznej? 

Wzięłam kartkę i przekierowałam się do ławki. Kurcze, niezbyt często spędzałam czas w szkole przez ten tydzień i nie sądzę, żebym napisała ten sprawdzian dobrze. 

Pytanie pierwsze: W których latach nastąpił wybuch Wojny Wietnamskiej? 

Banalnie proste. 

Odpowiedź: 1957 r. - 1975 r.

Pytanie drugie: Jakie kraje przyczyniły się do wybuchu? 

Dlaczego to jest takie proste? 

Odpowiedź: Chiny, Rosja, Wietnam Północny. 

I tak bardzo prosty sprawdzian związany z wojną Wietnamską napisałam do końca.  

Bardzo dużo osób uważa chuliganów za debili, nieuków i w tym wszystkim mają o mnie takie zdanie, która jedynie co potrafi to dyskutować, kłócić się, wyzywać innych, bić, wyrywać się z lekcji i ignorować wszystko. Prawda jest taka, że zawsze miałam głowę do nauki. Nie wiem skąd, ale po prostu to jakoś mi wpadało do głowy. 

Oddałam sprawdzian dokładnie po dziewięciu minutach. Uczniowie się dziwili, że spóźniona o piętnaście minut napisałam najszybciej. Skierowałam się do biurka, gdzie pomarszczona nauczycielka sprawdzała bzdury innych klas i odłożyłam jej centralnie przed nos kartkę. 

Uniosła swój ostry wzrok na mnie i zmierzyła mnie od góry do dołu. Wzięła sprawdzian do ręki i obserwując mnie kątem oka, sprawdzała moje dzieło. 

- Widzę, że... - Chciała już coś poprawić, ale się jednak zamyśliła i zaliczyła odpowiedź. 

Prychnęłam pod nosem i tylko spoglądałam na nią jak na głupiego człowieka. Jak ja nie lubię nauczycieli. Kim oni w ogóle są, żeby tak wywyższać się przed uczniami? Są też ludźmi, chodzili też do szkoły, uczyli się, a takich geniuszy udają. Poza tym, to my w przyszłości będziemy zapierdalać na te ich głupie lekarstwa. To dzięki nam będąc na emeryturze będą mogli co jeść. 

- Widzę, że dobrze sobie radzisz, Wilson. - Pogratulowała mi srogo, wpisując ocenę czerwonym długopisem. - Może weźmiesz udział w konkursie? - Spojrzała na mnie, poprawiając oprawki okularów. 

- To chyba zły pomysł. - Spojrzałam na sprawdzian. 

Ocena A widniała w czerwonym kółku. 

- Masz zdolności. - Uniosła brwi w górę, uśmiechając się lekko. - Oni piszą od początku lekcji, a ty się spóźniłaś dłuższy czas i napisałaś od nich szybciej i to jeszcze bezbłędnie. Może wreszcie pokonasz corocznego mistrza w konkursach. - Uśmiechnęła się.

- A kto nim jest? - Zagryzłam delikatnie wargę. 

- Z trzeciej B, Alan Henderson. 

- To kiedy ten konkurs? - Spytałam z uśmiechem na twarzy.

*

Wyszłam na przerwę i już chciałam iść do biblioteki, ale blondynka mnie zatrzymała.

 - Hej, Marnie! - Rzuciła wesoło. - Co u ciebie słychać? Jestem zdziwiona, że tak szybko oddałaś sprawdzian! Co dostałaś? - Uśmiechnęła się od ucha do ucha. 

- Hej. - Spojrzałam na nią. - Nie wiem, pewnie trójkę. - Skłamałam. 

- Jaasne... - Pokiwała znacząco głową. - Widziałam, jak nauczycielka uśmiecha się do ciebie i dość długo z nią rozmawiałaś. 

- Bo tłumaczyłam jej, że moje spóźnienie było przez staruszkę, którą okradli, a ja jej pomagałam. - Skłamałam. - Dlatego mi pogratulowała i się uśmiechała. 

- Nie podobne to do ciebie! - Zrobiła większe oczy. 

- Mindy, skarbie... - Jasper pocałował blondynkę w policzek. - Ja lecę do chłopaków. - Pocałował ją jeszcze raz i poszedł z grupą kolegów przed siebie. 

- Jasne. - Spojrzała na niego. - To jak? - Odwróciła swój wzrok na mnie. - Jakieś plany na bal? Masz strój? Ja już mam! - Rzuciła podekscytowana. 

- Nie wiem. - Usiadłam na ławce i dołączyła do mnie Mindy. - Może przyjdę nago. - Uśmiechnęłam się. 

- Hahaha, a może mam pomóc tobie w zakupach? - Widziałam już jej ten błysk w oku. 

- Poradzę sobie. - Odparłam. 

- Oj nie daj się prosić... - Złapała mnie za ramiona. - Daj szansę! 

Dać szansę... Ile razy ja to słyszałam? 

- No dobra, możemy po szkole gdzieś wyskoczyć. - Rzuciłam już zmęczona jej gadaniem. 

Gdybym się nie zgodziła - trułaby mi dupę cały czas, dlatego już odpuściłam. 

- Ekstra! - Pisnęła radośnie. 

Po chwili podeszły do nas cztery dziewczyny. Dwie blondynki, trzecia czarna, a czwarta ruda. Wymalowane, wszystkie wypchnęły piersi do przodu przez wyzywające bluzki i wszystkie cztery stanęły tak samo; Jedna ręka o biodro oparta i z wyższością na nas spoglądały. 

- W czym mogę pomóc? - Spojrzałam na nie z zadziornym uśmieszkiem.

- Nie pamiętasz mnie? - Rzuciła swoim jakże irytującym głosem jedna blondynka, która na pierwszy rzut oka była ''kapitanem'' całej czwórki. Zmierzyłam dziewczynę od góry do dołu i sobie w końcu przypomniałam. Była to ta, która nazwała mnie lesbijką i później chciała mnie dopaść z tymi dziewczynami. 

- No, pamiętam. - Posłałam jej chytry uśmieszek. 

- W szkole się nie pojawiasz dość często, dlatego tutaj nam zapłacisz za to! - Powiedziała. 

Spojrzałam na Mindy, która miała wielkie oczy. Wyglądała na przerażoną i ten widok spowodował u mnie dziwne uczucie w środku. 

- A czego ty, kurwa, chcesz? - Wstałam spokojnie i spojrzałam na nią groźnie. 

Naglę uczniowie na korytarzu spoglądali na nas i po chwili zrobiło się wielkie kółko wokół nas. Mindy odsunęła trochę dalej na ławce, co dało mi już w pewność, że boi się. 

- Walka Świeżaka z Jordan, uuu! - Jakiś chłopak zaczął gwizdać. 

- Angelica, trzymaj mi kolczyki. - Zdjęła dumnie swoje złote, okrągłe zwisy i podała blondynce. 

- Dziewczyno, ja nie chcę się z tobą bić... - Spojrzałam na nią, krzywiąc się. 

Czy ta dziewczyna ma pojęcie, co robi? 

- Więc przeproś albo ci ryj rozjebię! - Rzuciła groźnie i szturchnęła mnie do tyłu. 

Pomimo mojej traumy próbowałam to wszystko kontrolować. Powstrzymywałam strach, moją panikę i brałam się w garść. 

- Słyszysz się? - Zaśmiałam się. - Spierdalaj stąd lepiej. - Chciałam już usiąść z powrotem na ławkę, ale dostałam mocnego liścia w twarz i moja głowa przekręciła się w bok. 

Poczułam pulsujący policzek, który robi się czerwony. Moje źrenice się rozszerzyły, jak każda komórka w ciele. Adrenalina podskoczyła w górę wraz z pulsem i złością. Spojrzałam na Mindy, która patrzy na mnie z przerażeniem.

- Uuu, Jordi, nieźle! - Ktoś zaczął klaskać. 

- Idziemy dziewczyny... - Powiedziała dumnie, chichocząc pod nosem.

Odwróciłam się w jej stronę z morderczym spojrzeniem. Nie miałam zamiaru dawać jej satysfakcji, nikomu nie daję, nikomu nie ustępuję i z pięści walnęłam dziewczynę w twarz, gdzie ta upadła na podłogę, wpadając od razu w płacz. 

- Krew mi leci! - Wyjąkała płaczliwie, łapiąc się za twarz. 

- Jaka suka! - Rzuciła rudowłosa dziewczyna.

Nikt z nastolatków, którzy nas okrążali nie odezwał się. Spoglądali na mnie, na całą sytuację zszokowani. 

- Uważaj, do kogo zaczynasz. - Nachyliłam się nad blondynką i szepnęłam do niej groźnie. 

Wstałam i spojrzałam na Mindy, która była przerażona. Zasłaniała swoje usta obiema dłońmi i spoglądała na Jordan, która ledwo co wstaję za pomocą swoich koleżanek. 

- Męska dłoń! - Krzyknęła druga blondynka w moją stronę. 

- Co się tutaj dzieję!? - Usłyszałam głos nauczycielki. 

Po chwili uczniowie zrobili przejście i stanęła na baczności starsza nauczycielka o bardzo poważnym wyrazie twarzy. 

- Co się tutaj stało?! - Spojrzała na mnie i Jordan. - Do dyrektora, już! - Machnęła dłonią. - A wy ją zabierzcie do pielęgniarki! - Wskazała na grupę tych dziewczyn i krwawiącą blondynkę.

Nie miałam wyjścia - Musiałam udać się do dyrektora, bo teraz bym nie zwiała. Kobieta wzięła mnie mocno pod ramię i zaczęła prowadzić przez korytarz prosto do wielkich, metalowych drzwi, na których widniał napis ''Dyrekcja'' Otworzyła drzwi i pchnęła mnie tam siłą, na co prawie potknęłam się o własne nogi.

- Więc? - Usłyszałam wysoki ton mężczyzny, który prawdopodobnie należał do dyrektora. 

Odwróciłam się w lewo, skąd usłyszałam rozmowę i zobaczyłam siwego mężczyznę za biurkiem w garniturze, a przed nim rozwalonego Alana na krześle, który swą postawą pokazywał pewność siebie i zadziorność.

Co ten chłopczyk nabroił?

- Panie Scott! - Nauczycielka krzyknęła, jakby coś się paliło. 

Od razu ich wzrok poleciał w naszą stronę, a ja spojrzałam na Alana, któremu uśmieszek na twarzy nie schodził.

- Proszę Pana... - Wzięła mnie za ramię i poprowadziła do nich, gdzie siłą kazała mi usiąść obok bruneta na drugie krzesło. - No, opowiedz, młoda damo! - Uderzyła dłonią o biurko i spojrzała na mnie ostro. 

Dyrektor tylko spoglądał na mnie badawczo.

- No, mów! - Rzuciła wrednie. 

- Uderzyłam koleżankę. - Powiedziałam, powstrzymując uśmiech, a Alan prychnął pod nosem. Od razu pod biurkiem uderzyłam go butem w piszczel. 

- Dlaczego uderzyłaś koleżankę? - Zapytał dyrektor poważnym tonem.

- No właśnie, dlaczego!? - Odezwała się kobieta.

- Ej. - Machnął dłonią w stronę nauczycielki. - Spokojnie... - Powiedział, uciszając tym samym. - Więc? - Spojrzał na mnie. 

- Bo mnie uderzyła pierwsza. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. 

Alan od razu spojrzał na mnie. 

- To dlaczego jej leciała krew, a tobie nie, hmm?! - Zrobiła dumne oczy, a Alan ponownie prychnął pod nosem. 

- Bo jej tak przywaliłam, że poleciała? - Rzuciłam retorycznie, marszcząc brwi. 

- Co za bezczelna! - Uniosła się. - Proszę jej wlepić karę! - Spojrzała gwałtownie na dyrektora. 

- Oboje będziecie mieć karę. - Spojrzał na nas mężczyzna. - Alan, pochwal się teraz ty co zrobiłeś. - Dyrektor usiadł na kręcącym się czarnym, skórzanym fotelu i spoglądał na bruneta. 

- Ja nic. - Wzruszył niewinnie ramionami. 

- Chłopie... - Prychnął pod nosem. - Wszystko jest na kamerach.

- To po cholerę mam się tłumaczyć? - Skrzywił się. - Masz wszystko na kamerach. 

- Od kiedy to jesteśmy na ty, Henderson? - Powiedział zdziwiony. 

- Więc co z karą? - Odezwałam się niewinnie. 

- Oboje macie posprzątać te papieroski, które zostawiacie na szkolnym boisku. - Powiedział, spoglądając poważnie na nas obojga. - Teraz. - Podkreślił ostatnie słowo.

- Czyli rozmowę mam z głowy? - Zapytał łobuzersko brunet obok mnie. 

- Jeszcze do tego wrócimy. - Powiedział. - Cummshots, zaprowadź ich do woźnego, niech da im co potrzebne. - Spojrzał na nauczycielkę. 

Od razu z Alanem zaczęliśmy się śmiać po cichu. 

Cummshots...

Najciekawsze nazwisko, jakie mogłam usłyszeć. 

- Zapraszam. - Spojrzała na nas nauczycielka i wskazała na drzwi. 

Wstałam z brunetem, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Udaliśmy się z nauczycielką do woźnego, który podał nam potrzebne rzeczy do posprzątania boiska. 

- Zapraszam za mną. - Zrobiła dumny wyraz twarzy i skierowała się w stronę wyjścia na szkolne podwórko. 

Zaśmiałam się, gdy Alan wykonywał bardzo ciekawe ruchy, gdy szliśmy dosłownie za nią. Nie mogłam powstrzymać śmiechu, kiedy przykładał swoją dłoń do krocza, zaciskając ją w pięść, ale był jeszcze mały otwór i wykonywał gesty, jakby się masturbował, gdzie po chwili triumfalnie wskazywał w jej stronę.

- Z czego się tak śmiejecie?! - Spojrzała na nas gwałtownie.

- Z ciebie. - Odparł jej prosto. 

- Słucham?! - Stanęła wryta. - Henderson, grabisz sobie, chłopcze! - Wskazała na niego ostrzegawczo palcem. 

- Dzwonek już był, nie ma pani lekcji? - Zapytałam zadziornie. 

Kobieta zrobiła wielkie oczy i po chwili skierowała się prędko do wejścia szkolnego, pozostawiając nas samych. Udałam się razem z Alanem na boisko, nie robiąc nic. Usiedliśmy sobie na trawie, gdzie wokół było trochę papierosów. No dobra, więcej niż trochę. 

- Co robimy? - Zapytałam znudzona, opierając się o ręce. 

- Nie wiem jak ty... - Zaczął wyciągać ze spodni zapalniczkę i paczkę papierosów. - Ale ja sobie zapalę. - Włożył fajkę do ust i wyciągnął paczkę w moją stronę.

- Serio..? - Przeciągnęłam, nie dowierzając. - Ty masz serio głupie pomysły... - Wzięłam od niego jednego papierosa i odpaliłam. 

Nie robiliśmy nic poza paleniem i wyrzucaniem fajek na boisko. Było naprawdę śmiesznie, podobała mi się ta kara, a zwłaszcza, że miałam ją z Alanem. 

- Która laska cię uderzyła? - Zaczął i wyjął kolejnego papierosa. 

- Jordan. Ta, która wraz ze swoimi trzema innymi koleżankami chciała mnie dorwać po szkolę. - Prychnęłam pod nosem. 

- Zaliczałem ją kilka dni temu. - Zaśmiał się. - Mocno jej przywaliłaś? - Spojrzał na mnie. 

- No kurwa. - Powiedziałam dumnie. - Od razu jej krew poleciała. - Wyrzuciłam papierosa na boisko. 

- No i zajebiście! Tak trzymaj! - Objął mnie.

- Idziesz na bal? - Zapytałam.

- Idę. - Odparł.

- W ogóle pijecie na szkolnych imprezach alkohol? - Spojrzałam na niego.

- Na sali nie można, bo chodzą i obserwują,  ale i tak każdy spierdala do szatni albo toalet, pijąc pół litra na głowę. - Prychnął pod nosem.

- No to git. - Rzuciłam z ulga.

- Za co się przebierzesz, dziewczynko? - Spojrzał na mnie zadziornie. - Mogę patrzeć, jak będziesz ubierać się w ten kostium? Przy okazji zobaczę twojego kolczyka. - Puścił mi oczko. 

- Śnij dalej. - Zakpiłam sobie. - Nie wiem jeszcze za co a ty? - Spytałam. 

- To tajemnica. - Szepnął dumnie. 

- Jak twoje erekcje poranne? - Spojrzałam na niego radośnie. 

Alan od razu się zarumienił i złapał za kroczę. 

- To na twój widok, dziewczynko. - Powiedział, poprawiając spodnie w kroku. 

- Mam nadzieje. - Rzuciłam czarująco. 

*

Po chyba godzinie dopiero wyszliśmy z boiska. Trochę pozbieraliśmy tych papierosów, ale nie do końca, bo zabawa i lenistwo nad nami zagórowało. Oddaliśmy woźnemu sprzęt i powędrowaliśmy w swoją stronę. Chciałam na przerwie zobaczyć się z Lukiem, dlatego nawet nie weszłam do mojej sali, w której aktualnie są lekcje i powędrowałam prosto do biblioteki. Usiadłam przy stoliku i wyjęłam telefon, w którym zaczęłam coś grzebać. 

Po dziesięciu minutach usłyszałam dzwonek, co mnie bardzo ucieszyło. Spoglądałam na wielkie drzwi, które otwierały się co chwilę, ale nie wchodziła ta osoba, na którą czekałam.

Po chwili wszedł on...

Blondyn o pięknych, błękitnych oczach, które spoglądały prosto na mnie. 

- Hej! - Przywitał się radośnie i przytulił mnie. 

- Cześć. - Powiedziałam i od razu się zarumieniłam.

- Masz już przebranie na bal? - Usiadł na przeciwko mnie. 

- Nie mam jeszcze. - Odparłam. - A ty? 

- Ja jako Zorro. - Spojrzał na mnie dumnie. 

- To może ja jako muszkieterka... - Rzuciłam zawstydzona. 

- Super pomysł! Będziemy idealnie do siebie pasować. - Uśmiechnął się. 

- Tak myślisz? - Spojrzałam na niego z nadzieją. 

- Może wygramy tytuł króla i królowej. - Zarumienił się lekko.

- Na pewno! - Dodałam od razu. 

Serce mi biło jak szalone, gdy tylko uśmiechał się albo spoglądał na mnie tymi swoimi pięknymi oczami. On cały był piękny i pociągający.

Boże, co się ze mną dzieje.

Całą przerwę obgadaliśmy o głupotach, aż w końcu musieliśmy się rozejść do klas. Była to moja ostatnia godzina. Mindy nie miałam okazji spotkać, dlatego teraz z nią porozmawiam o tym wydarzeniu i chyba wypadałoby przeprosić, więc też tak postąpię. 

Korytarze już ucichły, a ja znowu spóźniona przyjdę na lekcję. Skręcając na schody, którymi miałam udać się na piętro do sali, natrafiłam w kącie całującego się Alana z jakąś brunetką. Obściskiwał ją, macał, a ona mu się dobrowolnie oddawała. 

Spojrzałam na nich, zatrzymując się w miejscu jak osłupiała. 

Przełknęłam ślinę, gdy poczułam dziwne uczucie rozchodzące się po całym moim ciele, na dodatek uderzające w serce.

Dlaczego tak zareagowałam, widząc, jak się całuje z jakąś laską? 

Przecież nic mi do tego. 

Alan nie jest kimś dla mnie bliskim. 

Może robić co chce. 

Nic mi do tego.

Dlaczego, kurwa mać, mam dziwne uczucie w ciele i na sercu? 

On nie jest kimś ważnym dla mnie. 

Na pewno. 

Kurwa, czemu to tak boli?

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro