Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•Rozdział dwudziesty szósty•

~■~■~■~■~
| Witaj na Spiner's End |

Hogwart, następnego dnia, rano.

Kiedy Alyssa obudziła się w Skrzydle Szpitalnym, niemal od razu podbiegła do niej pani Pomfrey. Troskliwa pielęgniarka, zapytała ją o samopoczucie, zmieniła bandaże na ranach, posmarowała maścią siniaki i dała jej do wypicia kilka eliksirów.
Kiedy już miała odchodzić, coś jej się przypomniało i powiedziała:

— Dyrektor prosił, abyś przyszła do jego gabinetu, kiedy się obudzisz.

— Czy mówił czemu? — zapytała dziewczyna.

— Nie podał powodu, ale to chyba jedna, z tych jego " bardzo ważnych spraw które nie mogą czekać ani chwili". — odparła, krzywiąc się pani Pomfrey.

Alyssa westchnęła. Mimo, że naprawdę nie chciała iść do gabinetu dyrektora, wiedziała że ten nie da jej spokoju. Spojrzała na pielęgniarkę i skinęła jej głową.

— Proszę mu przekazać, że przyjdę do niego za godzinę. — rzekła Alyssa, kładąc się na miękkie poduszki.

— Oczywiście. Przekażę mu, a ty na razie odpoczywaj. — orzekła pani Pomfrey, wychodząc ze Skrzydła Szpitalnego i zostawiając Alyssę samą.

Kiedy zatrzasnęły się za nią drzwi, dziewczyna rozejrzała się po sali.

— I co ja mam teraz robić? — spytała samą siebie, ale odpowiedziała jej tylko cisza.

~■~■~■~■~
Hogwart, godzinę później

Weszła po kamiennych schodkach, prowadzących do gabinetu dyrektora, uprzednio mówiąc dość obliczalne hasło
"Cytrynowe dropsy". Doprawdy, zero kreatywności. W końcu stanęła przed drewnianymi drzwiami i od razu w nie zapukała. Kiedy usłyszała pozwolenie na wejście do środka, nacisnęła na klamkę.
Kiedy znalazła się w środku, zauważyła że oprócz siedzącego za biurkiem Dumbledora, na krześle przed biurkiem siedział profesor Snape.

— Dzień dobry, Alysso. Jak dobrze widzieć cię całą i zdrową! - powiedział z szerokim uśmiechem dyrektor.

Snape tylko uprzejmie skinął jej na powitanie głową.

— Dzień dobry, dyrektorze, profesorze Snape. — odpowiedziała Alyssa.

— Siadaj, dziecko. Mamy dużo spraw do omówienia. — rzekł nagle dyrektor, poważniejąc.

Dziewczyna usiadła ostrożnie na krześle obok profesora Snape'a, patrząc zaniepokojonym wzrokiem na obu czarodziejów.

— Kiedy uciekłaś z siedziby Voldemorta — zaczął Dumbledore — twój znajomy przeklnął jego ciało oraz jego magię i duszę. To bardzo poważna klątwa, bo oznacza ona bardzo... nieprzyjemne skutki dla Voldemorta. — rzekł dyrektor.

— Jakie konkretnie skutki? — zapytała niepewnie dziewczyna.

Na to pytanie odpowiedział jej profesor Snape.

— Widzisz, przeklnięcie ciała powoduje jego zniszczenie i różnego rodzaju choroby. — rzekł Snape — Przeklnięcie magii, oznacza jej osłabienie i stłumienie. A przeklnięcie duszy... oznacza jej zniszczenie, zbezeszczenie lub nawet zniknięcie. Po człowieku zostaje już tylko pusta skorupa, bez środka, bez życia. Bez niczego.
To tak, jakby dementor wyssał mu duszę. — zakończył profesor.

— Voldemort był duchem, kiedy go spotkałam. Czy to oznacza, że jest teraz... martwy? — zapytała Alyssa.

Dumbledore i Snape zaśmiali się gorzko.

— Chcielibyśmy, aby tak było. — powiedział ponuro dyrektor — Ale obawiamy się, że niestety Voldemort ma sposób na utrzymanie się przy życiu.

— Mroczny znak. — wyjaśnił Snape — Czarny Pan nie bez powodu wypala je, na przedramionach nowych rekrutów. Nie służą tylko do wzywania śmierciożerców, ich właściwości są o wiele bardziej skomplikowane niż myśleliśmy. Czarny Pan czerpie z nich nie tylko energię, ale też magię, którą kradnie śmierciożercom.

— Czyli to oznaczałoby, że Voldemort żyje, ale nadal nie w sensie materialnym?

— Zgadza się. — przytaknął Snape — Jest osłabiony o wiele bardziej niż wcześniej, ale można powiedzieć że żyje.

— Ale nadal nie rozumiem, jaki ma to ze mną związek.

— Chodzi o to — rzekł Dumbledore — że śmierciożercom nie podoba się fakt, że ich pana, przechytrzyła jedenastoletnia dziewczynka, która dopiero wkracza w świat zaklęć, obrony i tym podobnych rzeczy.

— Boimy się — dodał Snape — że będą chcieli cię skrzywdzić, chcąc zemsty za to co stało się ich panu.

— Dlatego postanowiliśmy, przenieść cię na czas wakacji do kogoś zaufanego, kogoś kto będzie mógł skutecznie cię obronić przed śmierciożercami. — powiedział dyrektor, a na jego ustach zaczął formować się niewielki uśmiech.

— Kogo ma pan na myśli? — zapytała Alyssa.

— Dyrektor ma na myśli mnie, panno Potter. — westchnął Snape — To u mnie ty i twój brat, zamieszkacie na czas wakacji.

~■~■~■~■~
Hogwart, kilka miesięcy później, tydzień przed wakacjami

Czekaj, co? Czy ja dobrze zrozumiałam? Zamieszkasz ze Snape'em? Z tym Snape'em? — zapytała zdumiona Caterine, gapiąc się na pakującą się Alyssę.

— Tak, z tym Snape'em. Chyba że znasz jeszcze innego. — odpowiedziała dziewczyna, wkładając do kufra starannie złożoną bluzkę — A zresztą, on nie jest taki zły, prawda?

— No nie, ale wiesz... On nienawidzi Gryfonów, a ty nim jesteś! — rzekła Caterine.

— Mnie jeszcze tej "nienawiści", nie okazywał. — odparła Alyssa, pakując teraz do kufra książki.

Przeliczyła je. Było ich dziesięć, a powinno być jedenaście. Klepnęła się w czoło.

—  Niech to! Zostawiłam książkę do transmutacji w bibliotece, kiedy pisałam esej. — jęknęła dziewczyna.

— Mogę po nią pójść. — zaproponowała Caterine, wstając z łóżka.

Alyssa machnęła ręką.

— Nie, ja po nią pójdę. Mogłabyś spakować moje pióro i pergaminy? Tylko tego jeszcze nie spakowałam. — poprosiła ją.

— Pewnie, spakuję. A ty lepiej idź i ratuj swoją książkę! — zażartowała dziewczyna.

Czarnowłosa skinęła głową, i wybiegła z dormitorium do biblioteki. Pokonała parę korytarzy i schodów, krzywiąc się kiedy ostry ból przeszył jej ciało.
Mimo że upłynęło dużo czasu,
odkąd odbiła Harrego z siedziby Voldemorta, skutki uboczne Crucio nadal działały.

Będę musiała poprosić panią Pomfrey o eliksir uśmierzający ból. pomyślała — Ale najpierw książka.

W końcu dobiegła do biblioteki mieszczącej się na pierwszym piętrze. Już miała wejść do środka, ale drogę zagrodził jej Albert Ford, życzliwy Puchon z szóstego roku, który pomógł jej nadrobić zaległości w czasie, kiedy leżała przykuta do łóżka w Skrzydle Szpitalnym.

— O, cześć Albercie! Jak się miewa twoja młodsza siostra, Cindy? — zapytała radośnie.

— Bardzo dobrze. — uśmiechnął się blado chłopak.

Alyssa zmarszczyła zakłopotana brwi. Albert nigdy nie uśmiechał się tak słabo i niepewnie. Chłopak zawsze był chodzącym wulkanem energii i optymizmu. Więc co to zmieniło?

— Albert, wszystko w porządku? Wydajesz się być... inny. — zapytała.

— Tak, wszystko w porządku. Jak najlepszym. — jego uśmiech stał się napięty, a szaro-zielone oczy rozglądały się po korytarzu ze strachem.

Coś ewidentnie było nie tak, tylko dziewczyna nie wiedziała co. Postanowiła nie dać po sobie znać, że zauważyła jego nienaturalne zachowanie.

— Pewnie stresujesz się egzaminami, prawda? — spytała współczująco.

— Tak, właśnie. Jestem przez nie trochę... zdenerwowany. — zaśmiał nerwowo, wciąż skanując korytarz wzrokiem.

Po chwili jego wzrok spoczął na niej, i Alyssa poczuła chęć ucieczki kiedy jego oczy wbiły się w jej twarz. Zamiast tego, dyskretnie dotknęła dłonią różdżki, którą trzymała w rękawie szaty. Od momentu w którym Dumbledore i profesor Snape, powiedzieli jej o polujacych na nią śmierciożercach, nigdy nie rozstawała się z różdżką, która dawała jej pewne poczucie bezpieczeństwa.

— Właśnie mi się przypomniało — rzekł Albert — że dyrektor poprosił mnie, abym przyprowadził cię do jego gabinetu.

— Dobrze, więc prowadź. — powiedziała dziewczyna, uśmiechając się do niego.

Skinął jej głową i odwzajemnił uśmiech, znowu stając się tym samym, wiecznie roześmianym Albertem. Ale jego uśmiech, tak samo szybko jak się pojawił, tak też szybko zniknął. Jego mina sposępniała a oczy pociemniały.
Zaczęli iść, nieznaną dotąd Alyssie drogą, a kiedy spojrzała pytająco na Alberta, ten odpowiedział:

— To jest droga na skróty. — po czym zamilkł.

Kontynuowali resztę wędrówki w ciszy, a Alyssa coraz bardziej się martwiła. Szli korytarzami, które były zakurzone i wyglądały na
nie używane. Co więcej, na korytarzach nie było żadnych uczniów, nauczycieli, duchów lub nawet portretów. Byli tutaj sami. Zerknęła kątem oka na Puchona, który szedł obok niej z niewzruszoną miną. W pewnym momencie zatrzymał się na środku korytarza. Alyssa spojrzała na niego z niepokojem.

— Albercie? Co się dzie–... — urwała gwałtownie, kiedy Albert wepchnął ją do jednej z pustych klas.

Pchnął ją na zakurzoną podłogę i zamknął drzwi zaklęciem. Powoli podszedł do Alyssy, kierując w jej stronę drżącą rękę z różdżką. Oddychał ciężko, a na jego twarzy pojawił się pot. Dziewczyna wstała szybko na nogi i cofnęła się do tyłu, wyciągając z kieszeni różdżkę. Ale niestety, Albert był od niej szybszy.

Expelliarmus! — różdżka wypadła z jej dłoni.

Była teraz całkowicie
bezbronna. Nie mogła liczyć na pomoc, bo Albert zadbał o to aby jej nie dostała. Dlatego zaprowadził ją do nieużywanej części Hogwartu.

— Czemu to robisz? — zapytała go spokojnie.

— Bo inaczej oni zabiją Cindy.wyszeptał Albert, ściskając mocnej różdżkę.

Czarnowłosa domyśliła się, że ci "oni" to śmierciożercy.

— To oni kazali ci mnie osaczyć? — spytała dziewczyna.

— Nie. Kazali mi cię zabić. — powiedział drżącym głosem.

— Więc to zrób. Zabij mnie. — rzekła Alyssa, uśmiechając się smutno i akceptując to, co miało się wydarzyć.

Albert przez chwilę patrzył na nią, dziewczyna ujrzała w jego oczach niepewność. Po chwili jednak pokręcił głową i z zdecydowanym wyrazem twarzy,
chłopak podniósł różdżkę, szykując się do rzucenia zaklęcia i natychmiast ją upuścił na podłogę.

— Nie umiem... nie potrafię... — szepnął, padając na kolana — Nie umiem... nie potrafię... — powtórzył, a ciche łzy zaczęły mu spływać po policzkach.

Alyssa podbiegła do niego, odpychając jego różdżkę poza jego zasięg i zrobiła coś czego Albert się nie spodziewał.
Przytuliła go. Przytuliła go, jej niedoszłego mordercę. Okazała mu współczucie i zrozumienie. Przecież chciał tylko chronić jego młodszą siostrę, tak ona chciała chronić Harrego.
Kiedy jego łzy wyschły, Alyssa nadal go przytulając, powiedziała:

— Wybaczam ci. — i pocałowała go w policzek.

Chłopak znowu rozszlochał się, jednak tym razem – z ulgi.

~■~■~■~■~
Hogwart, dzień zakończenia roku szkolnego

Musiała wręcz błagać Dumbledora i profesora Snape'a aby nie powiadamiali aurorów o zaistniałej sytuacji, gdyż nie wątpliwe wtrąciliby Alberta do Azkabanu, za próbę zabójstwa. Obaj mężczyźni zgodzili się, jednak Albert miał pozostać pod ich stałą kontrolą.
Ponadto obiecali, że zaopiekują się Albertem i jego rodziną, aby nie stała się im żadna krzywda ze strony śmierciożerców. Alyssa nie chciała, aby niewinni ludzie płacili za jej czyny.

Stała na peronie, patrząc na oddalający się czerwony parowóz.
Nie mogła uwierzyć, że będzie mogła spędzić z Harrym spokojne i bezpieczne wakacje. Wreszcie nadrobi stracony czas z bratem i wynagrodzi mu kilka miesięcy rozłąki. Nagle usłyszała za sobą kroki i odwróciwszy się do tyłu, ujrzała profesora Snape'a, z czarną walizką.

— Gotowa, panno Potter? — zapytał unosząc brew, w swój charakterystyczny sposób.

Podniosła swój kufer i spojrzała na niego z promiennym uśmiechem, wygładzając szarą sukienkę.

— Tak, profesorze Snape. — odpowiedziała i chwyciła jego rękę.

Przeteleportowali się w jakimś zaułku, a kiedy z niego wyszli Alyssa ujrzała piękny, mały dom. Westchnęła oczarowana urokiem tego miejsca, nie mogła uwierzyć że to w tym domu, spędzi wakacje. Profesor Snape spojrzał na nią, a w jego kącikach ust, pojawiło się coś na kształt uśmiechu.

— Witaj na Spiner's End.

~■~■~■~■~

Oficjalnie zakończyliśmy pierwszy rok Alyssy i zaczynamy wakacje z Severusem – będzie ciekawie ;)

Wiem, że opis Spiner's End w książce, był zupełnie inny, i że Rowling opisywała dom Snape'a jako obskurny, zaniedbany, ponury i biedny, a nie jako uroczy, przytulny i piękny dom, jak ja.
Ale stwierdziłam, że skoro w tym domu ma mieszkać dwoje dzieci (i to przez całe dwa miesiące), to warto jednak, umilić im pobyt tam. I Severus mógłby przed ich przyjazdem trochę przemeblować
i wyremontować swój dom z małą pomocą magii :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro