Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•Rozdział dwudziesty piąty•

~■~■~■~■~
| Odbicie, ucieczka i powrót |

Stonehenge, tego samego wieczora

Wylądowali na samym środku Stonehenge. Od razu w twarz uderzyło ich zimne powietrze od którego szczypały ich policzki. Salazar rzucił na nich zaklęcie ogrzewające, za co Alyssa była mu wdzięczna. Zaczęła rozglądać się po Stonehenge z ciekawością. Pierwszy raz widziała na żywo starożytne kamienie, które - według legend - postawił sam Merlin. Dlatego to miejsce, było święte dla czarodziejów. Taki rodzaj kultu.

- To totalne odludzie! - krzyknął Godryk. Miał rację. Stonehenge otaczały ogromne łąki i pola, i nie było widać ich końca. Dodatkowo nigdzie nie było widać ludzi, przez co, słowo "odludzie", idealnie pasowało do tego miejsca. Czarnowłosa westchnęła z irytacją, kiedy niebo przecięła ogromna, świetlista błyskawica, a kilka sekund później, nad ich głowami rozległ się głośny grzmot. Chwilę po nim, z ciemnego nieba lunął deszcz.

- Tylko burzy nam do szczęścia brakowało! - zawołała Rowena, pochylając się nad jednym z mokrych kamieni, obrośniętym zielonym mchem. Położyła rękę na kamieniu i mruknęła Chłoszczyść, a kamień zrobił się nieskazitelnie czysty. Przesunęła dłonią, po jego chłodnej i gładkiej powierzchni, i zmarszczyła brwi.
Palcami natrafiła na coś wyrytego, coś co strukturą przypominało literę "R". Kiedy rzuciła Lumos, stało się dla niej jasne, że miała rację. Znalazła ukryte przejście.

- Znalazłam! - krzyknęła do swoich towarzyszy. Od razu do niej podbiegli.

- Czyli jednak Malfoy, miał rację. - przyznał niechętnie Salazar, ale kiedy zobaczył zwycięski wyraz twarzy Alyssy, szybko dodał:

- Ale możliwe, że kiedy wyjdziemy z tunelu, będą tam na nas czekać śmierciożercy.

- Co się nie wydarzy. - odparła stanowczo Alyssa i spojrzywszy na kamień, powiedziała:

- Slytherin. - na ich oczach kamień przesunął się, ukazując ciemny, i wilgotny tunel. Był stary, zaniedbany i obrośnięty bluszczem oraz pajęczynami.

- Wygląda na to, że nikt nie używał tego tunelu, od dobrych kilku lat! Wygląda tak, jakby miał się w każdej chwili zawalić. - stwierdziła Helga.

- To chyba powinniśmy się pośpieszyć. - powiedział Godryk, wchodząc do tunelu. Za jego przykładem, poszła pozostała czwórka. Kiedy tylko wszyscy znaleźli się w tunelu, głaz zasunął się za nimi z głośnym hukiem, pozostawiając ich w całkowitej ciemności.

- Lumos Maxima.- wyszeptała Alyssa, a czubek jej różdżki rozjarzył się jasnym blaskiem. Mogli teraz dokładniej przyjrzeć się tunelowi. Jego kamienne ściany, były brudne i popękane, a sufit był zrobiony z drewna, które z upływem czasu, spróchniało.  Jednymi słowy - tunel wyglądał fatalnie.

- Ruszajmy. - zarządził Godryk, po chwili ciszy. Zaczęli iść długim, i niewiarygodnie zawiłym tunelem. Im dalej się posuwali, tym bardziej tunel stawał się kręty.  Kilka minut później, Godryk gwałtownie stanął w miejscu.

- Jesteśmy na miejscu. - powiedział i z ciężkim westchnięciem odwrócił się do swoich towarzyszy - Najpierw musimy rzucić na siebie zaklęcie Kameleona. Malfoy, mówił że roi się tutaj od śmierciożerców, więc lepiej nie ryzykować że nas złapią. - pozostali kiwnęli głowami i rzucili na siebie zaklęcie.

- Świetnie. Teraz omówmy plan działania. Z racji tego, że Riddle Manor jest niewiarygodnie  wielkie i długie, a mamy bardzo mało czasu, musimy niestety się rozdzielić.

- To niebezpieczne. - zauważyła Helga.

- Wobec tego pójdę sama. - odezwała się Alyssa.

- Nie ma mowy! - krzyknął Salazar.

- Spójrz prawdzie w oczy, Salazarze. Z pośród was jestem najmniejsza i najdrobniejsza, co daje mi pewność że śmierciożercy, nie będą wiedzieli, że ktoś pod zaklęciem Kameleona, przechodzi tuż pod ich nosem. W ten sposób mogę podsłuchać czyjąś rozmowę i dowiedzieć się gdzie jest Harry. To najlepsze wyjście. - odpowiedziała.

- Godryku, powiedz jej coś! - poprosił Salazar, rudowłosego mężczyznę. Tamten tylko westchnął i powiedział :

- Alysso, podejdź tu. - dziewczyna podeszła do mężczyzny patrząc na niego swoimi niewinnymi, brązowymi oczami - Naprawdę chcesz iść tam sama?

- Tak. To jedyny sposób abym mogła uratować brata. - rzekła z wielką pewnością siebie.

- Dobrze. - odpowiedział Godryk i przyłożył czubek różdżki do jej znaku Hogwartu na przedramieniu. Mruknął coś, a z różdżki błysnęło pomarańczowe światło które, wchłonęło się w znak.

- Co zrobiłeś? - zapytała, patrząc na znak.

- Dzięki zaklęciu które rzuciłem, w razie kłopotów będziesz mogła nas przywołać. Wystarczy że dotkniesz ręką znaku, i powiesz  auxilium postulo, co znaczy "potrzebuję pomocy". - wyjaśnił.

- A jeśli nie będę mogła mówić?

- To wtedy wystarczy, że o nich pomyślisz. - odparł rudowłosy

- W porządku. - Alyssa wzięła głęboki oddech i podeszła do klapy. Otworzyła ją, i z pomocą Godryka, wyszła przez nią. Rozejrzała się. Była w pokoju, w którym najwyraźniej ktoś mieszkał. Spojrzała na
niepościelone łóżko, i palący się kominek. Nagle ktoś otworzył drzwi. Dziewczyna szybko przywarła do najbardziej oddalonej ściany.

-...i nie waż się tak mówić! Czarny Pan, dokonale wie co robi. - odezwał się piskliwy, kobiecy głos.

- Nie uważasz że to dziwne? Każdy dobrze wie, że Czarny Pan, obdarza tego chłopca, ogromną nienawiścią, więc czemu go jeszcze nie zabił? - drugi, gruby głos, zdecydowanie należał do mężczyzny.

- Czarny Pan, powiedział że chce za pomocą bachora, zwabić jego siostrę, która kocha go nad życie, więc to logiczne że przyjdzie go uratować.  - odpowiedziała kobieta.

- A jeśli Potter, nie przyjdzie? - zapytał niepewnie mężczyzna.

- To wtedy Czarny Pan, ma jeszcze ostatni plan. - ucięła krótko kobieta. - Idę pomóc Narcyzie, w opiece nad chłopakiem. A ty, idź lepiej do mojego szwagra. Powiedział że potrzebuje pomocy, w papierkowej robocie. - powiedziała kobieta i wyszła z pokoju.

- Przeklęty Lucjusz. - jęknął mężczyzna i idąc za przykładem żony, także wyszedł z pokoju. Kiedy Alyssa miała pewność, że drzwi się zamknęły, rozluźniła się, i wypuściła długo wstrzymywany oddech. Podeszła do drzwi, a kiedy kroki na korytarzu ucichły, szybko je otworzyła i wyszła na korytarz. Wyjęła z kieszeni różdżkę, i rzuciła zaklęcie wskazujące na Bellatriks Lestrange, gdyż nie miała wątpliwości, co do kobiety z pokoju. Z różdżki, wypłynęła świetlista strzałka która pokazała jej kierunek, którym miała iść. Zaczęła podążać w tym kierunku, ostrożnie stawiając kroki. Idąc korytarzem, przyglądała się z ciekawością, wiszącym obrazom.
Nagle pochwyciły ją silne, duże, męskie ręce. Zaczęła się wyrywać.

- Spokojnie, myshka. - złowieszczy, rosyjski akcent śmierciożercy, nie sprawił że była spokojna. Zaczęła się jeszcze bardziej wyrywać.

- Nie wyrywaj się, myshka, bo będę zmuszony cię związać. - powiedział stanowczo.

- To to zrób. - warknęła czarnowłosa, kopiąc go w kolano.

- Widzę że jesteś zadziorną dziewczynką, myshka. - odpowiedział z rozbawieniem.

- Nie nazywaj mnie tak, gburze. - odpowiedziała. Mężczyzna roześmiał się głośno.

- Dołohow, znowu śmiejesz się sam do siebie? To już robi się żałosne. - gdzieś z tyłu rozległ się kpiący głos Lucjusza Malfoya.

- Spójrz kogo znalazłem, Lucjuszu! Czyż nie jest śliczna? - zapytał Dołohow, odwracając Alyssę twarzą do Malfoya. Ten rozszerzył lekko oczy, ale szybko ukrył to, pod swoją kpiącą fasadą.

- W rzeczy samej, jest.

- Ciekawe czy Czarny Pan mnie nagrodzi, za jej złapanie. - zamyślił się Dołohow.

- Raczej cię ukarze za to, że się tu dostała. - odpowiedział zimno Malfoy - Jeśli nie chcesz kolejnego, i ponad pięciominutowego Crucio, puść ją lepiej wolno.

- Nie ma mowy! Nie na codzień, pojawia się tutaj taka perełka. - zaprotestował.

- Dołohow, dobrze ci radzę, puść ją wolno. Jeśli tego nie zrobisz, będę zmuszony do użycia nieco drastycznych środków. - rzekł Lucjusz sięgając po różdżkę.

- Doprawdy? - zapytał Dołohow, również sięgając po różdżkę. Puścił Alyssę, która upadła na zimną posadzkę, tym samym nabijając sobie siniaka na kolanie.
Krzywiąc się z bólu, stanęła na równe nogi, chcąc uciec, lecz Dołohow wycelował w nią różdżkę.

- Incarcerous - z różdżki wystrzeliły liny, które związały się wokół ciała dziewczyny, unieruchamiając ją. Czarnowłosa znowu upadła na ziemię, jednak tym razem na plecy. Warcząc pod nosem z irytacją, brązowooka spojrzała na pojedynkujących się czarodziejów. Malfoy miał rozciętą wargę, z której kapała krew, a Dołohow krzywił się, z powodu rany na jego twarzy. Nagle na korytarzu rozbrzmiał kobiecy głos :

- Co tu się dzieje?!

- A, Bellatriks. Właśnie wyjaśniam sobie z Dołohowem pewne, nieporozumienie. - rzekł spokojnie Lucjusz, patrząc na swoją szwagierkę.

- Nieporozumienie? Ten drań, chciał mi odebrać moją zdobycz! - ryknął Dołohow, wskazując  palcem na Malfoya. Wzrok Bellatriks, przeniósł się z mężczyzn na Alyssę, która poczuła jak oblewa ją zimny pot.
Nozdrza kobiety zadrgały, a jej ciemne oczy zapłonęły wściekłym ogniem, kiedy ją rozpoznała. Alyssa pomyślała, że Bellatriks wygląda jak rozwścieczony nosorożec. Kobieta tymczasem odwróciła się do Dołohowa i Lucjusza.

- Mówisz, Dołohow, że to ty ją znalazłeś, tak? - zapytała, a kiedy mężczyzna kiwnął głową, dodała - A czy ty wiesz, kto to jest?

- Noo... Dziewczyna? - bardziej zapytał niż stwierdził.

- Potter! To jest Potter, ty zapyziały kretynie! - wrzasnęła.

- Potter? - Dołohow wyglądał na podekscytowanego myślą, że złapał dziewczynę, której jego pan, tak bardzo chciał się pozbyć.

- Tak, Potter. - rzekła Bellatriks i spojrzała na szwagra - A ty, Lucjuszu? Nie rozpoznałeś jej? Przecież byłeś dzisiaj w Hogwarcie, musiałeś ją tam widzieć.

- Nie było jej w Wielkiej Sali, kiedy składałem krótką wizytę, Dumbledorowi - skłamał Malfoy.

- Hmm... - kobieta zerknęła podejrzliwie na Malfoya, ale w końcu uznała, że mówi prawdę
- W każdym razie, musimy zabrać dziewczynę do Czarnego Pana. Zostaniemy wtedy sowicie wynagrodzeni. - na wzmiankę o nagrodzie, oczy Dołohowa pojaśniały.

- Nie sądzisz że Czarny Pan, będzie wściekły? W końcu jego wróg, nie wiadomo jak, dostał się do Riddle Manor. - zapytał Malfoy.

- Jego wdzięczność wobec nas, przyćmi zdenerwowanie. - odpowiedziała pewnie Bellatriks, po czym dodała, patrząc na skrępowaną linami Alyssę, ze złośliwym uśmiechem - A gdyby chciał wyładować swoją złość, ma przecież do dyspozycji Potter. - Alyssa przełknęła głośno ślinę, ze strachu.

- Dobra, zabieramy ją. - zarządziła Lestrange. Podeszła do młodszej dziewczyny, i brutalnie podciągnęła ją na nogi, które wciąż były związane linami. Czarnowłosa zachwiała się, i upadła na kolana.

- Wstawaj! - warknęła śmierciożerczyni. Alyssa spojrzała na nią z mordem w oczach i splunęła jej pod nogi.

- Cruc...! - zaczęła Bellatriks, ale Lucjusz się wtrącił.

- Nie! Bellatriks, nie waż się!

- Ale czemu? - kobieta wydęła usta jak małe dziecko, któremu odebrano ulubioną zabawkę. 

- Czarny Pan nie będzie zadowolony, że torturowałaś dziewczynę. Chcesz poczuć jego gniew? - zapytał Malfoy. Jego słowa ostatecznie przekonały Bellatriks, która opuściła różdżkę.

- Tak myślałem. Ja zabiorę dziewczynę. - rzekł Malfoy, wyciągając różdżkę i celując nią w Alyssę.

- Wingardium Leviosa - czarnowłosa poczuła jak unosi się w powietrze. Lucjusz kiwnął głową na pozostałą dwójkę śmierciożerców, i powiedział :

- Idziemy.

Zaczęli iść przez długie i zadziwiająco puste korytarze, mijając po drodze kilka komnat i sal. Alyssa przez cała drogę, wisiała twarzą do podłogi, dlatego kiedy się zatrzymali przed ogromnymi, dębowymi drzwiami, przyjęła to z wielką ulgą. Jednak zaledwie kilka sekund później, tego żałowała. Kiedy drzwi się otworzyły, jej oczom ukazał się tłum zamaskowanych osób w czarnych szatach. Jej oczy prawie wyszły z orbit, kiedy zobaczyła ilu ich tam jest.

- Gdyby teraz Voldemort, postanowiłby sobie dla kaprysu, zaatakować Hogwart, to nie mielibyśmy szans. - uświadomiła sobie w myślach, z niemałym przerażeniem.

W miedzyczasie, śmierciożercy rozstąpili się przed nimi, kiedy zobaczyli kogo prowadzą. Wielu z nich, zaczęło szydzić z niej i rzucać w nią obelgami, a inni po prostu patrzyli w milczeniu, jak Lucjusz, prowadzi ją do przodu.
Nagle się zatrzymali, i w sali rozległ się ten głos.

- Widzę że mamy, niezapowiedzianego gościa. Rodzice nie nauczyli cię manier, Alysso? - zapytał Voldemort. Po jego słowach, wśród śmierciożerców wybuchły szepty, i chichoty, które uciszył machnięciem ręki.

- I co ja mam teraz z tobą zrobić, Alysso? - pomyślał głośno, Czarny Pan - Łatwiej byłoby cię zabić, i patrzeć jak twoje oczy stają się martwe i puste, tak jak u twoich godnych pożałowania, rodziców. Chociaż z drugiej strony... miło by było popatrzeć, jak wijesz się z bólu, z powodu Cruciatusa. - rzekł zamyślony Voldemort i dodał zwracając się do Bellatriks:

- A ty Bello, jak myślisz?

- Mój panie, uważam że nasi współbracia i nasze współsiostry, byliby uszczęśliwieni, gdybyś torturował córkę Pottera, na oczach jej młodszego brata. - odrzekła gorliwie Bellatriks.

- Wspaniały pomysł, Bello. - powiedział zadowolony - Narcyzo, ułóż Pottera tak, aby miał dobry widok na swoją starszą siostrę. A ty Lucjuszu, postaw naszego gościa na ziemi. Chcę widzieć strach i ból w jej oczach.

Lucjusz, tak jak mu kazano, uwolnił Alyssę, spod zaklęcia lewitującego, w efekcie czego, upadła twarzą na twardą posadzkę, przy okazji łamiąc sobie nos. Ktoś, najpewniej Dołohow, podciągnął ją i postawił na nogach. Teraz wreszcie, mogła spojrzeć na Voldemorta, i sapnęła w szoku kiedy zobaczyła czym był.
Był zjawą. Był niematerialną istotą.

- Jak ktoś, kto uważa się za największego czarnoksiężnika
wszechczasów, mógł stać się tym... czymś? - pomyślała dziewczyna.

Czarny Pan, najwyraźniej widząc niedowierzającą minę Alyssy, zaśmiał się sucho.

- Tak, Alysso, to właśnie zrobił mi twój młodszy brat. - skinął głową w kierunku jej brata, trzymanego w ramionach Narcyzy.

- Harry... - szepnęła.

Jej brat, ssał spokojnie kciuk, patrząc na nią lśniącymi, zielonymi oczami, które kolorem przypominały zaklęcie, które odebrało im rodzicom życie.

- Jakaż to rozczulająca scena! Aż szkoda ją przerwać! - zakpił Voldemort. Inni na sali, roześmiali się, chociaż Alyssa zauważyła że śmiech Lucjusza, jest wymuszony.

- CRUCIO! - krzyknął Voldemort, a ciemnoczerwony strumień światła uderzył w jej ciało, i w tym samym momencie czarnowłosa poczuła, niewyobrażalny ból. Miała wrażenie, jakby całe jej ciało, paliło się żywym ogniem. Wrzasnęła z bólu, co najwyraźniej ucieszyło Voldemorta i śmierciożerców, bo podwoił siłę klątwy.

- Jak to jest czuć taki ból, Alysso? - zapytał Voldemort - Jak to jest być tak bezbronnym, i zdanym na łaskę swojego wroga? Odpowiedz mi, Alysso! - wrzasnął Voldemort, i wypuścił kolejną wiązkę czerwonego światła, która pomknęła w jej stronę, i uderzyła prosto w jej klatkę piersiową.
Upadła na podłogę, dysząc z bólu.
Łzy bezradności zebrały się jej w kącikach oczu, i robiła wszystko aby je powstrzymać. Wiedziała że już dłużej nie wytrzyma tortur, i będzie musiała błagać Voldemorta, aby przestał. Jej wzrok przeniósł się na prawe przedramię, na którym widniał znak herbu założycieli. Zerknęła na Voldemorta, i śmierciożerców którzy stali w pobliżu niej, a kiedy nikt nie patrzył, położyła opuszki palców lewej dłoni na znaku, i wyszeptała:

- Auxilium postulo. - i wtedy się zaczęło.

Czterej założyciele pojawili się znienacka na środku sali z głośnym hukiem, a kiedy zobaczyli skrępowaną linami Alyssę, leżącą na posadzce, ich twarze wykrzywiły się ze wściekłości. W mgnieniu oka, Salazar chwycił delikatnie dziewczynę w ramiona, mamrocząc coś pod nosem. Alyssa zdołała wychwycić z jego mamrotania takie słowa jak : "zły pomysł"  i  "zabiję tego rudowłosego palanta".
Pokręciła czule głową, i zwróciła swoją uwagę na otoczenie.
Zaklęcia latały we wszystkie strony, śmierciożercy uciekali w popłochu przed trójką założycieli a Voldemort krzyczał coś, wyraźnie zdenerwowany. Zwolennicy Czarnego Pana, teleportowali się w pośpiechu z Riddle Manor, a ci którzy nie mieli tyle szczęścia, leżeli poturbowani na podłodze w sali. Po chwili, kiedy każdy śmierciożerca w sali był znokautowany, a Harry leżał bezpiecznie w ramionach Helgi, Salazar zwrócił się do Voldemorta.

- Dzisiaj w nocy, popełniłeś poważny błąd, Lordzie Voldemorcie. Odważyłeś się torturować dziedziczkę sześciu  najpotężniejszych rodów, a to jest poważna zbrodnia w czarodziejskim świecie. Dlatego przeklinam ciebie, twoją duszę, i twoją magię oraz obiecuję ci zemstę. - z tymi słowami, Salazar teleportował się wraz z pozostałą piątką. Alyssa zdołała jeszcze usłyszeć wściekły ryk Voldemorta.

~■~■~■~■~

Hogwart, pokój nauczycielski, tej samej nocy

Chaos i zamęt. Tymi właśnie słowami mógł określić dzisiejszą noc. Zaczęło się od zwołania zebrania nauczycielskiego, przez spanikowaną Minerwę McGonagall, która stwierdziła że jej podopieczna zniknęła. Po przeszukaniu całego zamku, przez nauczycieli, duchy i woźnego, doszli do wniosku że zaginiona wyszła poza mury Hogwartu, z własnej, lub wymuszonej woli.
Więc Fillius sprawdził osłony Hogwartu, i oświadczył, że rzeczywiście ktoś się teleportował z Hogwartu, ale jego magiczny podpis jest zamazany. To wywołało gorącą dyskusję, podczas której dowiedzieli się że tą "zaginioną" jest Alyssa Potter, co wywołało kolejną dyskusję, która zaczęła go przyprawiać o ból głowy.

- To musieli być śmierciożercy! - powiedziała gorliwie profesor Sinistra.

- Albo Sami-Wiecie-Kto! - zakrzyknął Silvanus Kettleburn.

- Zawsze wiedziałam, że nad tą biedaczką krąży zły omen. - orzekła Sybillia Trelawney, patrząc nieobecnym wzrokiem w sufit.

- Czy powinniśmy wezwać aurorów? - zapytała Septima Vector.

- Powiadomiłem już Ministerstwo, o zaistniałej sytuacji. - rzekł profesor Filitwick.

- Ależ Filliusie, nie było takiej potrzeby! - powiedział Albus Dumbledore, wchodząc do pokoju nauczycielskiego.

- A więc raczyłeś się wreszcie pojawić. - powiedziała chłodno McGonagall.

- Miałem dużo zajęć, dlatego nie mogłem przyjść na czas. - odparł beztrosko dyrektor.

- Od kiedy wpychanie sobie do gardła cytrynowych dropsów, to zajęcie? - wymamrotał cicho, ale Albus i tak go usłyszał.

- Severusie! - powiedział z naganą dyrektor - Doskonale wiesz, że mam na głowie pilne sprawy, które wymagają jak najszybszego wykonania.

- Jak tuszowanie zniknięcia Alyssy Potter? - zapytał, a jego głos ociekał ironią. Twarz Dumbledora pociemniała.

- To co się wydarzyło, to drobne nieporozumienie. Dziewczyna się znajdzie, cała i zdrowa. - odpowiedział, choć głos dyrektora wyraźnie drżał.

- Tak samo jak jej młodszy brat, prawda?

- On i panna Potter, to zupełnie dwie różne sprawy! Zresztą, zobaczycie, dziewczyna wróci prędzej czy później.

- Akurat w tym się nie myliłeś, Dumbledore. - nagle za nim rozległ się głos.

Wszyscy gwałtownie odwrócili się do źródła głosu, i zamarli gdy zobaczyli Alyssę Potter, z brudną, zakrwawioną twarzą i śpiącym Harrym Potterem w ramionach.

- Dzięki Merlinowi! - krzyknęła McGonagall, pobiegając do Alyssy.

- Drogie dziecko, gdzieś ty się podziewała?! Spodziewaliśmy się najgorszego...

- Byłam w siedzibie Voldemorta. - powiedziała dziewczyna, nie chcąc kłamać.

Ktoś wydał z siebie zduszony krzyk, ale nikt się nie odezwał.

- Kiedy dyrektor odmówił mi pomocy w poszukiwaniach Harrego, musiałam działać na własną rękę. Mój... znajomy zdradził mi, że Voldemort ma swoją siedzibę w opuszczonej wiosce Imber, blisko Stonehenge. Dał mi wskazówki, jak tam się dostać, i tego samego wieczora, uciekłam z Hogwartu. - rzekła Alyssa - Nie umiałam się teleportować, więc użyłam zaklęcia którego nauczył mnie tata, i zamieniłam jakiś mały patyk w świstoklik, który przeniósł mnie do Stonehenge. Mój znajomy ostrzegł mnie, że Voldemort otoczył posiadłość najpotężniejszymi zaklęciami i barierami, z wyjątkiem tajnego przejścia, które znajdowało się właśnie w Stonehenge. Przejście przez tunel, zajęło mi zaledwie kilka minut, dlatego szybko dotarłam do wyjścia. Kiedy wyszłam z tajnego przejścia, po drodze spotkałam Dołohowa i Bellatriks Lestrange, którzy zabrali mnie przed oblicze Voldemorta, który zaczął mnie torturować na oczach Harrego. Na szczęście tortury nie trwały zbyt długo, bo mój znajomy przyszedł mi z pomocą, i wykosił wszystkich śmierciożerców i przeklnął Voldemorta, zanim uciekliśmy. - skończyła wyczerpana Alyssa.

Severus to najwyraźniej zauważył, bo powiedział :

- Wyglądasz na zmęczoną, niech pani Pomfrey odprowadzi cię do Skrzydła Szpitalnego, abyś się mogła przespać.

- Ale... Harry... - zaprotestowała słabo dziewczyna.

- Zaopiekujemy się nim. - zapewniła ją ciepło Minerwa McGonagall.

- Chodź, skarbie... Sen dobrze ci zrobi. - powiedziała Pomfrey, prowadząc ja do wyjścia.

Alyssa pokiwała sennie głową, potykając się o swoje obolałe nogi. Położenie się do ciepłego łóżka, brzmiało bardzo dobrze, i pomogłoby, na jej bolące kończyny. Kiedy Minerwa miała pewność, że dziewczyna zniknęła za drzwiami, zwróciła się do Albusa, z gniewnym wyrazem twarzy.

- Tłumacz się.

A Dumbledore po raz pierwszy w życiu, poczuł prawdziwy strach.

~■~■~■~■~
Cześć kochani!
Nie martwcie się - nie porzuciłam ani nie zapomniałam o tej książce - po prostu nie miałam weny do pisania. Jest mi bardzo przykro, że nie publikowałam nowego rozdziału od kwietnia aż do teraz, ale niestety wena nie wybiera :(
Jeśli są w tym rozdziale jakieś błędy i niedoskonałości, to wybaczcie. Pisałam ten rozdział z przerwami, dlatego zapomniałam o niektórych rzeczach które musiałam poprawić lub zmienić.
Mam jeszcze parę uwag, dotyczących tego rozdziału.
Troszeczkę poigrałam z faktami, przedstawionymi przez Rowling. W książkach było napisane, że Voldemort po potyczce z Harrym w Dolinie Godryka, stał się istotą niematerialną, która mogła przejmować kontrolę nad ciałami zwierząt (węże), i mogła funkcjonować w ciele ludzkim, jako pasożyt (Quirrel). Rowling w książkach pisała, że po tej fatalnej nocy, Voldemort był bardzo osłabiony i bez mocy, dlatego musiał pozostać w ukryciu, by zebrać siły aby powrócić do magicznego świata. I mu się udało, w Czarze Ognia.
Ja, w tym rozdziale przedstawiłam to nieco inaczej. Voldemort nie zniknął, by tułać się po świecie, i szukać swojego
"żywiciela". Jest istotą niematerialną, czyli zjawą lub duchem, jak kto tam chce. Jest również  trochę osłabiony, i musi zbierać siły, ale może korzystać magii bezróżdżkowej. Jednak Salazar odebrał mu i tę możliwość i wygnał go z Riddle Manor.
To tyle z uwag, mam nadzieję że rozdział się wam spodoba.
Trzymajcie się ciepło,
Isa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro