Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 49

Watson przysiadł na krawędzi łóżka, zaciskając ręce na materacu, i wbił przyjazne spojrzenie w bruneta. Mężczyzna wziął głęboki oddech, by po chwili ze świstem wypuścić powietrze z płuc i zrzucić szlafrok ze swoich umięśnionych ramion.

- Jesteś pewien, że tego chcesz? - zapytał blondyn.

- Jedyne, czego nie jestem pewien, to jak zareagujesz – szepnął detektyw, jednak w tym pogrążonym w niemal zupełnej ciszy pomieszczeniu, jego głos był doskonale słyszalny dla Johna.

- Widziałem Boga, Archanioła, umarłem dwa razy, nadal żyję i wszystko ze mną w porządku – odparł niebieskooki. - Jeśli o to ci chodzi, to nawet jeśli coś miałoby mnie za chwilę przerazić, nie odejdę, Sherlock. Jesteś dla mnie po prostu zbyt ważny.

Brunet uśmiechnął się i pchnął przyjaciela na plecy, siadając mu na biodrach i wpijając się zachłannie w jego usta. Chciał posmakować jak najwięcej Johna, przekazać mu wszystko, co czuje: nadzieję, strach, smutek i bezgraniczne szczęście, jakiego zaznał. Chociaż był jeszcze niedoświadczony w całowaniu, Watson cierpliwie prowadził go przez kolejne elementy, powoli, dokładnie tak, żeby mężczyzna wiedział, jak potem powtórzyć jego ruchy.

Kiedy John przygryzł dolną wargę Sherlocka i pociągnął za nią, w detektywie coś pękło, a skrzydła rozłożyły się z łopotem same z siebie.

Blondyn zamarł i powoli, z trudem podniósł się do siadu, jednak Holmesa nie zrzucił z siebie, jedynie przesunął go odrobinę do tyłu, na swoje kolana. Popatrzył z zachwytem na potężne, białe, pokryte wielkimi piórami skrzydła. Były nieodłączną częścią detektywa, a doktor po prostu nie mógł się na nie napatrzyć. Zauroczony ich pięknem i blaskiem, jaki od nich bił, wyciągnął rękę w ich stronę i powoli przesunął ciepłą dłonią po osłoniętej mniejszymi piórami kości promieniowej. Sherlock przymknął oczy, czując dotyk Johna na swoich skrzydłach. Nie miał bladego pojęcia, jak to działa, ale po prostu go czuł.

- Sherlock, one są wspaniałe – blondyn przeniósł wzrok z powrotem na pociągłą twarz anioła, a ten zarumienił się lekko. - Nie rozumiem, czego tak się obawiałeś.

-W tej chwili sam tego nie rozumiem – wyznał cicho Holmes, po czym zamknął na chwilę oczy, skupiając się na tym, by złożyć skrzydła, które po chwili zniknęły, jak gdyby wsiąkły w jego blade plecy. Następnie zszedł z kolan Watsona i wdrapał się na łóżko, układając się wygodnie z głową na poduszkach. Po chwili poczuł jak materac tuż obok ugina się lekko, a zaraz potem chłodne powietrze zastąpiło ciepło bijące od ciała lekarza, który nie wiadomo kiedy zrzucił z siebie koszulkę.

- John – zaczął Sherlock i zawahał się przez chwilę. - Ja... - zrobił przerwę na kilka płytkich wdechów – chyba się zakochałem – wypalił w końcu i natychmiast odwrócił głowę w drugą stronę, chcąc ukryć wyrazisty rumieniec, który wpłynął na jego bladą twarz.

- Dziwny zbieg okoliczności – blondyn podniósł się na jednej ręce i spojrzał na detektywa, który po chwili również przeniósł na niego swój niepewny wzrok. - Bo ja chyba też – szepnął, po raz kolejny łącząc ich usta.

Tym razem na trochę dłużej.
* * *

Siedzieli razem w salonie, każdy w swoim fotelu, i powoli sączyli herbatę z ogromnych kubków kupionych na promocji w Tesco przez panią Hudson. Czarno-biała suczka stała między nimi i zwracała łeb to na jednego mężczyznę, to na drugiego, merdając wesoło ogonem.

- Nadal nie ma imienia – zauważył blondyn, zakładając nogę na nogę i patrząc na przyjaciela.

- Victoria, John – odparł detektyw.

- Nie rozumiem.

- Victoria. Zwyciężyliśmy. Ty żyjesz, ja nie muszę dłużej ukrywać przed tobą tego, kim byłem i kim jestem obecnie, a Moriarty został zastrzelony i nikomu już nie zagraża. Myślę, że to dobre imię. Symbol naszej wygranej – wyjaśnił Sherlock, uśmiechając się lekko.

- Victoria... - mruknął Watson, a suczka natychmiast podbiegła do niego i oparła przednie łapy na jego kolanach. Doktor z uśmiechem poklepał ją po łbie. - Chyba jej też się podoba.

- Mówiłem.

- Ale wiesz, że teraz, kiedy już ma imię, nie oddam jej do schroniska?

- Nie zamierzam nawet cię o to prosić – Holmes pochylił się do przodu i wyciągnął jedną rękę przed siebie, a zwierzę natychmiast podbiegło do niego i wsunęło się z radością pod bladą dłoń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro