Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 44

Zaraz po pierwszym strzale Sherlock krzyknął, i w tej właśnie chwili druga kula opuściła pistolet, trafiając kolejną osobę w pomieszczeniu. Teraz już nikt nie był pewien, co może stać się dalej. Szczególnie że na podłodze zaczęła się tworzyć druga plama krwi płynącej spod przestrzelonej na wylot głowy ciemnowłosego.
* * *
- Trzeba było się nie zgadzać – oznajmił ostry głos tuż obok Johna. Mężczyzna gwałtownie zaczerpnął powietrza do płuc i otworzył szeroko oczy, natychmiast je przymykając, kiedy oślepiło go białe światło bijące z góry.

- Obudził się – powiedział basem drugi głos. Blondyn przetarł dłonią twarz i podniósł się do siadu, rozglądając się po pomieszczeniu.

Był to prosty, skromnie urządzony, prostokątny pokój o biało-kremowych ścianach. Doktor siedział na podłodze, tuż przed niewielką kanapą, na której siedzieli dwaj mężczyźni. Jeden z nich, o lekko opalonej cerze i potarganej, rudej czuprynie, ubrany w białą szatę, patrzył na Watsona z wyższością. Drugi zaś, wyraźnie starszy ciemnoskóry, z krótko ostrzyżonymi włosami koloru śniegu i w białym garniturze, spoglądał na niego ciepło.

- Witaj, Johnie Watsonie – powiedział, uśmiechając się lekko.

- Kim jesteście? - zapytał spanikowany doktor. - Gdzie ja jestem?

- Najprościej mówiąc, znajdujesz się w przedsionku Nieba – odparł spokojnie ciemnoskóry, jakby nie widząc przerażenia na twarzy blondyna. - To jest Archanioł Michał, a ja... cóż. Wy, ludzie, nazywacie mnie Bogiem.
* * *
- Wiedziałem – oznajmił John gorzkim tonem i przykrył na chwilę usta wierzchem dłoni, jednak nie był w stanie ukryć tych kilku łez, które napłynęły do jego oczu. - Wiedziałem, że on nie może być prawdziwy. Tacy ludzie się po prostu nie zdarzają – dodał, po czym uśmiechnął się smutno, odwracając się w stronę dwóch mężczyzn, którzy od początku rozmowy ani na krok nie ruszyli się z kanapy. - I co teraz zamierzacie zrobić? - spytał cicho, starając się ukryć drżenie głosu.

- Sherlock narobił nam wiele kłopotów, a z wiedzą, jaką w tej chwili o nim posiadasz, nie możesz dłużej chodzić po świecie – stwierdził chłodno Michał i wstał z miejsca, zbliżając się do lekarza. Wyciągnął rękę w stronę czoła Johna, jednak powstrzymał go żelazny uścisk ciemnej dłoni na nadgarstku.

- Jeśli go dotkniesz, nie będzie mógł już wrócić – powiedział ostro Bóg, po czym puścił rękę Archanioła, pozwalając mu opuścić ją wzdłuż boku.

- O to nam przecież chodzi. Poznał ciebie, mnie, zna prawdę o aniele, jednym z niewielu w historii wszechświata, który został uczłowieczony i jedynym, który sam o to zabiegał – wyliczał rudowłosy, patrząc ze zdziwieniem na twarz ciemnoskórego i stoicki spokój, jaki bił z jego oczu.

- To dobry człowiek, nie rozpowie tego co widział i słyszał – miękki głos Boga częściowo uspokoił Watsona, ale to, co stwierdził on potem, rozwiało wszelkie poczucie bezpieczeństwa. - Decyzja należy do niego. Może wrócić na Ziemię i zdać się na łaskę i niełaskę Archaniołów albo pozwoli się zabrać na górę i zostać tam już na zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro