Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Taksówka podskakiwała lekko na niewielkich wybojach, a siedzący w niej mężczyźni pochylali się od czasu do czasu z lekka to w lewo, to w prawo, gdy pojazd skręcał w kolejne ulice. John siedział jak na szpilkach, chcąc przerwać ciszę tak gęstą, że można by złapać ją w rękę i zamknąć w słoiku, ale nie do końca wiedział jak. Znaczy się, miał mnóstwo pytać, ale jakoś bał się je zadać. Nie był pewien reakcji Sherlocka na jego słowa.
- Widzę, że masz pytania – stwierdził detektyw, jakby czytając blondynowi w myślach.
- Dokąd jedziemy? - zapytał Watson, nie odwracając wzroku od szyby.
- Na miejsce zbrodni – odparł brunet bez zastanowienia. - Następne.
- Czym się zajmujesz? - wypalił mężczyzna. To pytanie dręczyło go od początku. Facet trzymał w domu czaszkę i mnóstwo papierów, grał na skrzypcach i potrafił się zamyślić do tego stopnia, że nie trafiały do niego żadne bodźce z otoczenia. Jego własna gosposia czyta mu o morderstwach opisywanych w codziennych gazetach, jakby chciała wybrać mu sprawę do rozwiązania. Wniosek nasuwa się sam, ale z drugiej strony coś tu nie gra.
- A jak myślisz? - Holmes uniósł brew, jednak także on nie miał zamiaru się odwracać.
- Na początku miałem cię za prywatnego detektywa... - zaczął niepewnie John, urywając jednak w połowie swoją wypowiedź.
- Ale? - ciągnął Sherlock.
- Policja nie korzysta z ich pomocy – dopiero przy tych słowach obydwaj mężczyźni spojrzeli na siebie, dokładnie w tej samej chwili zatracając się w oczach drugiego. John miał wrażenie, że nagle ktoś wrzucił go do ciepłego jeziora, którego powierzchnia skuta jest jednak grubą, aczkolwiek kruchą warstwą lodu. Z kolei były anioł poczuł się, jak gdyby znalazł się niespodziewanie w gorących, japońskich źródłach, tylko że tysiąc razy głębiej niż one sięgały. I to on jako pierwszy odwrócił głowę.
- Jestem jedynym na świecie detektywem doradczym – stwierdził, wypuszczając przy tym całe powietrze z płuc. - Kiedy policja z czymś sobie nie radzi, czyli zawsze, wzywają mnie – dodał, otwarcie kpiąc sobie z funkcjonariuszy pracujących dla Scotland Yardu.
- Policja nie konsultuje się z amatorami! - Watson ściągnął brwi w niezrozumieniu.
- Podczas naszego pierwszego spotkania spytałem cię o Afganistan i Irak – westchnął Sherlock.
- Właśnie, skąd wiedziałeś?
- Nie wiedziałem. Zobaczyłem.
- Zobaczyłeś?
- Fryzura i postawa wskazywały na wojskowe przeszkolenie. W trakcie naszej rozmowiy użyłeś sformułowania „z renty wojskowej". Twarz i dłonie masz opalone, ale przedramiona już nie. Przebywałeś jakiś czas w gorącym klimacie, nie wylegiwałeś się jednak na plaży. Gdy chodzisz, utykasz na jedną nogę, jednak gdy stoisz, nie prosisz o krzesło. Łatwo wywnioskować, że ból ma charakter psychosomatyczny. Musiałeś zostać ranny w traumatycznych okolicznościach, a zatem postrzelono cię na polu walki. Opalenizna i uraz podczas służby wojskowej. To pozostawia do wyboru jedynie Afganistan lub Irak.
- A terapeuta?
- Twoją chorobę wywołały zaburzenia psychiczne, oczywiste więc, że chodzisz do terapeuty – oświadczył detektyw, wzruszając ramionami. - A co do brata...
John wbił wzrok w nieziemsko piękną twarz mężczyzny. Przypominał mu on pewnego bliskiego przyjaciela. Poczuł dziwne ukłucie w sercu, gdy przypomniał sobie o Benie i zorientował się, że nawet nie poinformował go o przeprowadzce.
- Twoja komórka to model z wyższej półki. Masz problem by opłacić czynsz, więc nie kupiłeś jej, tylko dostałeś w prezencie. Jest cała porysowana, była noszona w kieszeni razem z kluczami i monetami. Ty nie traktowałbyś w ten sposób drogiego sprzętu, więc telefon musiał mieć już właściciela. Reszta to już łatwizna – wypalił brunet na jednym wydechu.
- Grawerunek? - John uniósł wysoko brwi.
- Harry Watson, poprzedni użytkownik. Ktoś z rodziny, ale nie ojciec, gadżet należy do młodszego pokolenia. Kuzyn też odpada. Jesteś weteranem wojennym, a nie masz gdzie się podziać, co oznacza, że nie posiadasz dalszej rodziny, z którą byłbyś zżyty. Zostaje więc rodzeństwo. No i Clara. Kim jest Clara? Wygrawerowała na bardzo drogim telefonie symbole pocałunku, więc nie dziewczyna, a żona. Ten model wypuszczono na rynek zaledwie pół roku temu. Skoro Harry się go pozbył, znaczy, że opuścił żonę. Gdyby to ona porzuciła jego, zostawiłby sobie telefon na pamiątkę. Tymczasem oddał go tobie. Fakt, że nie szukasz u brata pomocy pomimo problemów finansowych, świadczy o tym, że nie żyjecie w zgodzie. Być może dlatego, że kochałeś Clarę. Albo z powodu jego problemów z alkoholem – Holmes znów niemalże nie robił przerw na zaczerpnięcie oddechu, chociaż wyrzucał z siebie istne potoki słów, za którymi doktor ledwo nadążał.
- Skąd wiedziałeś o alkoholu...?
- Strzelałem. Wokół wejścia ładowarki jest mnóstwo zadrapań. Poprzedniemu właścicielowi telefonu trzęsły się ręce. Na komórkach osób niepijących nie zobaczysz takich rys. Miałeś więc rację – oświadczył na koniec, jakby chcąc podsumować swoją wypowiedź, która choć sprawiała wrażenie chaotycznej, wcale taka nie była.
- Ja? - zdziwił się John.
- Policja nie konsultuje się z amatorami – odparł beznamiętnym tonem brunet i kontynuował wgapianie się w okno. Jednakże w rzeczywistości obserwował tylko odbicie blondyna, które mu się w niej ukazywało. Jego serce zaczynało bić szybciej za każdym razem, gdy patrzył na jego lekko zadarty nos czy opalone policzki.
- To... było niesamowite – usłyszał po chwili, w tej samej chwili, gdy Watson postanowił na niego spojrzeć.
- Tak sądzisz? - uniósł głowę w nietypowym geście zdziwienia.
- Oczywiście! - niemal krzyknął doktor, patrząc z niedowierzaniem na detektywa.
- Ludzie zwykle mi tego nie mówią – brunet odwrócił się, chcąc ukryć nagły, silny rumieniec, który wpłynął na jego twarz. Wdech i wydech – powtarzał sobie w głowie jak mantrę.
- A co mówią? - zapytał niepewnie John.
- „Spadaj" - oświadczył Sherlock, z szerokim uśmiechem patrząc na Johna, który zaczął się niekontrolowanie śmiać. Zamrugał nerwowo oczami i potarł lekko nos dłonią, bo znowu poczuł gorącą czerwień napływającą mu na bladą twarz. Wiedział doskonale, że przy jego karnacji będzie to dużo bardziej widoczne, i strasznie go ta myśl denerwowała.
Gdy czarny pojazd stanął w końcu w miejscu, Holmes niedbale rzucił kierowcy należność za kurs, po czym razem z przyjacielem wysiedli z taksówki i ruszyli w stronę rozstawionych wokół ogrodzonego żółtą taśmą budynku wozów policyjnych.
- Coś pomyliłem? - spytał Sherlock w pewnym momencie, chociaż był niemal pewien, że wszystko będzie poprawne. Spędził z Watsonem wystarczająco dużo czasu, żeby wiedzieć o nim tyle, ile było mu potrzeba. Jednocześnie niepewnie podchodził do sprawy, ponieważ przez kilka ostatnich dni nie było go przy jego podopiecznym.
- Harry i ja nigdy się nie dogadywaliśmy – potwierdził John, a detektyw w duchu odetchnął z ulgą. - Clara mieszka osobno od trzech miesięcy. Harry rzeczywiście pije na umór.
- Nie sądziłem, że trafię w dziesiątkę ze wszystkim – brunet uśmiechnął się półgębkiem.
- „Harry" to zdrobnienie od „Harriet" - dokończył doktor, ignorując fakt, że Sherlock nagle stanął jak wryty.
- Siostra? - wydusił z niedowierzaniem.
- Dlaczego mnie tu przywiozłeś? - zapytał John, nie zwracając uwagi na coś na kształt pytania, które padło właśnie z ust detektywa.
- Siostra!!! - warknął mężczyzna, nie mogąc przyjąć do wiadomości, że właśnie pomylił coś tak oczywistego. Z drugiej strony, Watson nigdy w rozmowach z Harry nie użył żeńskiego zwrotu, więc Sherlock nie miał na jakiej podstawie osądzić płci nosicielki tegoż imienia.
- Co mam robić? - blondyn rozejrzał się niepewnie dookoła, gdzie kilku policjantów krzątało się bez celu po oznaczonym terenie.
- Coś się znajdzie – odparł Holmes, unosząc przed przyjacielem żółtą taśmę, by ten mógł bez problemu przejść pod nią. W tej samej chwili, gdy sam wkroczył na miejsce zbrodni, założył na twarz swoją socjopatyczną maskę. Teraz liczyło się tylko morderstwo, z powodu którego został tu wezwany.
~
I KNOW.
Czekaliście na ten rozdział cały dzień, a ja Wam tu daję jakieś badziewne bezpośrednie nawiązanie do serialu, przepraszam no ;-;
Obiecuję, że od następnej części jedziemy już w większej mierze z moimi własnymi pomysłami :3

To ten, ja lecę pisać ten następny rozdział! ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro