Rozdział 16
~ Półtora (żmudnego, leniwego, paskudnego, monotonnego) tygodnia później~
John poderwał się z łóżka, gwałtownie zaczerpując powietrza do płuc. Rozejrzał się uważnie wokół siebie, a że wciąż był w swoim łóżku, w swoim mieszkaniu, nakryty białą kołdrą, westchnął boleśnie i opadł bezwładnie z powrotem na poduszki, by przez chwilę pooddychać głęboko, a następnie wstać, sięgnąć po laskę i ruszyć do kuchni z zamiarem przygotowania sobie śniadania.
Kilkanaście minut minęło, nim mężczyzna zasiadł przy biurku i oparł nadgarstki o krawędź otwartego laptopa tylko po to, by po chwili trzasnąć nim po raz kolejny w przeciągu ostatniego miesiąca.
Po powrocie do Londynu Watsona męczyły koszmary ściśle powiązane ze wspomnieniami z wojny. Znalazł wtedy terapeutkę, która poleciła mu pisać bloga. Nie wychodziło mu to, więc wyszedł na dwór i w ten właśnie sposób poznał Bena wraz z jego drużyną, a dzięki nim jego życie nabrało kolorów i wróciło na normalne tory.
Teraz, gdy z różnych powodów nie może spotykać się z przyjaciółmi tak często, jak by chciał, koszmary powróciły, a wraz z nimi okrutny ból w prawej nodze, który to uniemożliwiał doktorowi normalne poruszanie się. Blondyn nie był do końca pewien, czy wynika on z przeżytego dwa tygodnie wcześniej wypadku, czy też ma jakąś inną przyczynę, jednak ponowił wizyty u swojej terapeutki.
Nie wiedzieć czemu, życie znów zaczęło mu się sypać, a brak stałego kontaktu z Benem dostatecznie psuł mu humor każdego dnia.
* * *
Kolejna wizyta, męczące pytania, stracone w towarzystwie Elli godziny, z których i tak nic nie wyniósł, znowu propozycja pisania bloga. Nie mógł tego dłużej znieść. Postanowił wyjść na spacer do pobliskiego parku, w zasadzie i tak nie miał nic lepszego do roboty.
Szedł po wybrukowanym chodniku patrząc przed siebie, ale w zasadzie nic nie widział. Jego umysł odciął się zupełnie od świata, od bodźców zewnętrznych. Mężczyzna wiedział, że jest nieobecny, a jednak nie wywierało to na nim żadnego wrażenia. Nie był pewien, czy myślał, czy po prostu się izolował, ale w pewnej chwili poczuł, że na kogoś wpadł.
- Przepraszam – mruknął, odsuwając się. Na dosłownie chwilę podniósł oczy do góry.
I to był ogromny błąd, bo potem nie mógł ich oderwać od iście boskiej twarzy osobnika, z którym się zderzył.
- Nic się nie stało – oznajmił lekko zachrypniętym, dosyć niskim głosem mężczyzna. Wiatr sam odgarnął ciemne loki z jego bladego czoła, a w lodowato błękitnych tęczówkach odbił się pojedynczy promień południowego słońca, któremu udało przebić się przez warstwę chmur zasnuwających niebo. John zjechał spojrzeniem niżej, na niesamowicie wyraźne kości policzkowe nieznajomego, a potem na usta o odcieniu, który stosunkowo rzadko widuje się u dorosłych mężczyzn, i na ciemnoniebieski szalik, okrywający jego – niewątpliwie piękną i smukłą – szyję. Miał wrażenie, że już go kiedyś widział, ale nie mógł sobie przypomnieć, gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach mogło do tego dojść.
Brunet uśmiechnął się półgębkiem, gdy doktor mierzył go zachwyconym spojrzeniem. Jednocześnie układał w swojej głowie jakąś powalającą, krótką wypowiedź na temat życiorysu weterana wojskowego, i nawet nie musiał wyszukiwać tych informacji w swojej pamięci – posłużył się sztuką dedukcji, obserwując i wyciągając wnioski. Watson sam nieświadomie udzielił mu wystarczających informacji na swój temat. - Sherlock Holmes – powiedział z uniesioną lekko jedną brwią, wyciągając do blondyna rękę ukrytą w czarnej, skórzanej rękawiczce.
- John Watson – wymamrotał tamten, po czym uścisnął dłoń Sherlocka, rejestrując, że miał on niesamowicie silny chwyt.
- Kawy? - zaproponował detektyw, odwracając na chwilę głowę, by namierzyć stoisko z owym napojem, a John musiał wstrzymać oddech, żeby nie jęknąć, gdy zobaczył idealny, jakby wyrzeźbiony w marmurze profil mężczyzny.
- J-jasne, czemu nie – wydukał, spuszczając wzrok. - Ale nie mam przy sobie drobnych...
- Ja stawiam – przerwał mu brunet, po czym odwrócił się w stronę budki z kawą, a Watson ruszył za nim, obserwując powiewający za Holmesem czarny płaszcz.
* * *
- Szuka pan mieszkania w dobrej cenie, prawda? - zapytał Sherlock, dopijając kawę z wciąż ciepłego kubka. Nie była najlepsza, jak to w parku z kofeinowymi napojami bywa, ale przynajmniej dało się ją przełknąć. No, i była nawet mocna.
- Powiedzmy. Z renty wojskowej trudno jest wyżyć w Londynie, ale jakoś sobie radzę – westchnął doktor.
Holmes bez zapowiedzi poderwał się z ławki w takim tempie, że Watson aż podskoczył. Brunet obrócił się wokół własnej osi, powodując, że poły płaszcza zafurkotały za nim, po czym posłał doktorowi tajemniczy uśmieszek.
- Mam na oku ładne mieszkanko w centrum Londynu. Razem będzie nas na nie stać – oświadczył i zaczął oddalać się długimi krokami.
- To tyle? - krzyknął za nim John, podnosząc się z ławki. Detektyw zamarł w bezruchu i odwrócił się przodem do idącego w jego kierunku mężczyzny.
- W jakim sensie? - spytał, ściągając swoje ciemne brwi.
- Nawet nie wiem, gdzie powinienem się jutro stawić! - Watson był nieco zirytowany, a jednocześnie zupełnie zbity z tropu. Jakiś nieznajomy od tak proponuje mu wspólne mieszkanie, a potem odchodzi, nie podawszy choćby adresu?
Brunet westchnął.
- Jest pan lekarzem wojskowym odesłanym do kraju z powodu obrażeń. Ma pan starszego brata, jednak nie lubi pan na nim polegać. Prawdopodobnie dlatego, że pije labo że właśnie zostawił żonę. Pański terapeuta uważa, że ból nogi wynika z zaburzeń psychosomatycznych – powiedział na jednym wydechu, po czym zrobił krótką pauzę. - I ma rację – dodał po chwili zastanowienia. - Tyle chyba na początek wystarczy?
Przez głowę Johna przewinęła się tylko jedna myśl.
Jak on to robi?!
- Adres: Baker Street 221B – rzucił mężczyzna przez ramię, odchodząc w stronę jednej z głównych ulic. - Na razie! - krzyknął jeszcze, po czym zupełnie zniknął doktorowi z oczu.
~
Ufff... Przepraszam za tą cholernie długą przerwę, ale nie miałam sił i weny, a ilość prac domowych i sprawdzianów ostatecznie przesądziła sprawę :c
Ale powracam do Was, i mam nadzieję, że tym razem uda mi się utrzymać bardziej systematyczne tempo pisania xd
To do napisania! ;*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro