Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

John zadziwiająco dobrze poradził sobie z regeneracją po wypadku, więc już kilka dni później został wypuszczony ze szpitala. Przez cały ten czas Ben odwiedzał go regularnie, z czego blondyn był niezmiernie zadowolony. Zdobył przyjaciela, i to bardzo się dla niego liczyło.
Krok za krokiem, wsparty na lasce, opuścił budynek, który w tak krótkim czasie zdążył mu już tak bardzo obrzydnąć. Miedzianowłosy szedł za nim jak cień, jakby w obawie, że Watson nagle zasłabnie lub przewróci się. Był bardzo opiekuńczy względem poszkodowanego, ale ten akurat wyjątkowo nie miał nic przeciwko.
- Ben, a co z chłopakami? Przez cały ten czas ani razu nie byłeś na boisku? - spytał był wojskowy, wsiadając do taksówki, a uprzednio ukradkiem sprawdzając, czy przypadkiem nie kieruje nią ten sam taksówkarz co zwykle. Trzydziestolatek wsiadł zaraz za nim i usiadł przy przeciwległym oknie, nie chcąc naruszać przestrzeni osobistej przyjaciela.
- Ani razu – przytaknął zdawkowo, wbijając wzrok w szybę tylko dlatego, że odbijała się w niej twarz doktora.
- To... miło. Z twojej strony – wymamrotał zbity z tropu John. Nigdy nie sądził, że ktoś będzie w stanie poświęcić dla niego tak wiele, jak regularne treningi ukochanego sportu. Odchrząknął, patrząc na przejeżdżające obok auta.
- Uhm – mruknął Ben. On także niezbyt wiedział, co powiedzieć.
Z racji tego, że rozmowa ewidentnie się nie kleiła, resztę drogi mężczyźni spędzili w całkowitym milczeniu. Obydwaj wysiedli pod blokiem Watsona i stali przez chwilę na chodniku, wpatrując się niepewnie w siebie nawzajem.
- Może wpadniesz na chwilę? - zaproponował blondyn, drapiąc się nerwowo po karku.
- Jeśli nie sprawię ci tym kłopotu, bardzo chętnie – odparł Ben z promiennym uśmiechem, który doktor odwzajemnił. Ramię w ramię weszli na górę i tam John wpuścił przyjaciela do środka, wchodząc zaraz za nim i zamykając drzwi na zasuwkę. Obydwaj zdjęli buty w korytarzu i przenieśli się do kuchni, gdzie gospodarz zaproponował miedzianowłosemu herbatę.
- Poproszę – odparł tamten, siadając na jednym ze wskazanych przez Watsona krzeseł. W zasadzie nie miał w nich dużego wyboru, ponieważ w pomieszczeniu stały tylko dwa. W końcu John mieszkał sam, nie potrzebny mu był długi stół z tuzinem krzeseł po bokach.
- W zasadzie, jak brzmi twoje pełne imię i nazwisko? - spytał mężczyzna, podając swojemu gościowi bawarkę. - Nigdy mi nie mówiłeś, do tej pory znam cię tylko jako „Bena" - dodał, pociągając łyk ze swojej filiżanki.
- Racja – miedzianowłosy uśmiechnął się lekko. - Nazywam się Benedict Aiken – powiedział i upił trochę napoju z półprzymkniętymi w zamyśleniu oczami.
- Co się tak właściwie zdarzyło w barze? - spytał John, a trzydziestolatek zarumienił się nagle i mało brakowało, a oplułby się herbatą. Na szczęście skończyło się tylko na zwykłym zakrztuszeniu, które zresztą szybko minęło. - Umm... powiedziałem coś nie tak? Naprawdę nic nie pamiętam – Watson ściągnął brwi w zdezorientowaniu i rzucił swojemu towarzyszowi niezrozumiałe spojrzenie znad stołu.
- W-w zasadzie... nic konkretnego. Chciałeś, żebym zrobił ci więcej drinków, upiłeś się i ot tak wyszedłeś z baru – Ben potarł nerwowo nos rękawem, jakby chciał zmazać z niego piekący rumieniec. Oczywiście w swojej wypowiedzi ominął najważniejsze szczegóły. Nie był pewien, czy chce, by John to pamiętał. Nie chciał stracić przyjaciela tylko przez to, że kilka dni wcześniej zareagował na jego nieświadome zaczepki.
- Ach. No, tyle to wiem. Ale wciąż wydaje mi się, że mam jakąś taką... czarną dziurę w głowie – doktor wykonał nieokreślony ruch ręką w okolicach skroni, po czym opuścił ją i oparł na krawędzi stolika.
* * *
Żaden z nich nie wiedział jak i w którym momencie zaczęli oglądać maraton filmowy, ale też ani jeden, ani drugi nie miał zbytnio ochoty, żeby się nad tym zastanawiać. Pochłonięci całkowicie obserwowaniem Jamesa Bonda biegającego na ekranie, z rękami w soli, która osypywała się ze zrobionego przez Johna popcornu, czuli doskonale, że tu jest właśnie ich miejsce.
Niespełna pół godziny później głowa byłego żołnierza bezwładnie opadła na ramię Bena, który zarumieniony po uszy spojrzał ze zdziwieniem w stronę przyjaciela, zauważając, że ten jest obecnie pogrążony w spokojnym śnie. Trzydziestolatek uśmiechnął się do siebie pod nosem, po czym ostrożnie usunął się z kanapy, odszukał pierwszy lepszy leżący na widoku kocyk i przykrył nim blondyna. Następnie złapał leżącą na biurku kartkę, niebieski długopis automatyczny i zaczął pisać. Nie minęła krótka chwila, a krótki list spoczął nad głową gospodarza, podczas gdy miedzianowłosy po cichu opuścił mieszkanie.
~
No i finished!
Nie sądziłam, że to pójdzie tak szybko, ale jednak się udało xd

Ostrzegam, że być może w tym tygodniu sytuacja z publikowaniem się powtórzy – ze względu na dość sporą ilość sprawdzianów i kartkówek rozdziały mogą pojawić się dopiero w weekend, chociaż dołożę wszelkich starań, aby napisać coś wcześniej ;-;

No, to ja w zasadzie nie mam nic do dodania...
Do następnego i powodzenia w szkole ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro