Rozdział VII
Podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Świetnie __ - powiedział lekarz - Z nogami nie ma żadnej poprawy?
- Nie... Ale będę chodziła, tak?
- Powinnaś, ale nie wiem ile może zająć to bezczucie. Bądźmy dobrej myśli.
Po tych słowach lekarz mnie opuścił, a Matt wszedł do sali.
- Dalej nic? - zapytał z troską w głosie.
- Dalej nic - odpowiedziałam z nędzą.
- Ale myślmy pozytywnie! Pewnie już niedługo będziemy się ścigać na szpitalnych korytarzach.
- Taką mam nadzieję, Matt.
Smutnie spojrzałam na swoje dolne kończyny. Ostatnio nawet biegałam, a teraz? Mogę o tym pomarzyć i być w ciągłej nadziei.
Matt zobaczywszy, że jestem smutna, podszedł do mnie i objął.
- Obiecuję Ci, że niedługo staniesz na nogi - powiedział i przytulił się do mnie.
Czułam się dziwnie. Niby smutno, ale jednak w obecności rudego kompana byłam szczęśliwa. Miał on w sobie tyle pozytywnej energii, że sądzę twierdzić iż mógł by on zasilić ją jakiś statek. Nawet kosmiczny.
- Dzięki Matt, że mnie wspierasz - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Drobiazg __ - mruknął rudy.
Niebieskooki udawał dźwięki samochodu wyścigowego, a mnie pchał na wózku. Ludzie patrzyli na nas z ukosa, gdyż tu jest szpital. Tu powinno zachować się powagę, a nie udawać małpy. Mimo tego, dalej byliśmy sobą i udawaliśmy zwierzęta.
Matt zakręcał na końcach korytarzu oraz robił drifty, bym czuła się dobrze. W sumie, można by rzec, że czułam się nie dobrze.
- Matt! Zaraz zwymiotuję! - wykrzyczałam, kiedy ten mną kręcił.
- Wybacz! - odpowiedział szybko i także szybko mnie zatrzymał.
- Czuje jakbym była na jakimś szkoleniu na kosmonautę - wymruczałam.
Rudy zaśmiał się.
- Jesteś świetna - powiedział i pomógł mi wstać z mojej wyścigówki.
- Nie, ty jesteś bardziej - rzekłam i objęłam go ramieniem by nie zaliczyć gleby.
- Dobra, masz rację - zarechotał Matt.
- Ooo, ty rudy narcyzie.
- Też ciebie uwielbiam.
Leżałam z Mattem na moim łóżku. Ja oglądałam telewizję, a kompan przeglądał telefon.
- Jest coś ciekawego? - mruknął.
- Nie, same bzdury.
- Niesamowite.
Zaśmiałam się wraz z niebieskookim.
- Uśmiechnij się - powiedział.
- Co? Po co?
- Nic nie mów i się uśmiechnij.
Zrobiłam to co kompan kazał. Matt także się uśmiechnął i zrobił nam oboju zdjęcie.
- Ślicznie - mruknął pod nosem.
Lekko się zarumieniłam, więc powróciłam do oglądania bzdur by tego nie zauważył.
Kątem oka spostrzegłam, że ustawił on te zdjęcie na tapetę ekranu.
Czemu on jest tak cholernie uroczy?
Rudy spał na swoim łożu. Ja nie mogłam zmrużyć oka. Nawet na chwilę.
Najgorsze było to, że musiałam do toalety. Było mi głupio prosić niebieskookiego, gdyż on mnie tam ciągle prowadza.
Westchnęłam niezadowolona.
Podniosłam się do pozycji siedzącej. Przetransportowałam nogi na brzeg łóżka, bym bez problemu mogła ustać, jeśli jest to możliwe. Chwyciłam się mocno metalowych końców i podniosłam się. Postanowiłam swoje stopy na ziemię oraz pomodliłam się w środku.
Puszczałam się powoli oraz ostrożnie swojego podparcia zwanym łóżkiem.
Czułam, że zakończy się to upadkiem, ale się zdziwiłam.
Stałam na nogach. Na swoich pięknych nogach.
Zaniemówiłam z radości. Poczułam kilka łez spływających po moich policzkach, lecz to nie koniec. Ja mam inną misję niż tylko stanie i radowanie, ja muszę iść do toalety.
Postawiłam pierwszy krok, drugi, trzeci. Bez żadnych wywrotek dostałam się do wymarzonego miejsca.
Załatwiwszy swoje potrzeby przeszłam do sali i układałam się na łóżku. Nareszcie mogę ścigać się z rudym na korytarzach! Ale się cieszę!
Mamy następny dzień. Niebieskooki jak zwykle wstał wcześniej, żeby wyglądać bosko. Nie rozumiem tego, gdyż jest on przystojny, a chce być jeszcze bardziej. Chyba go nie zrozumiem.
Chłopak wrócił do sali ubrany tak jak na jego przystało. Ustał w progu łazienki i spoglądał na mnie.
- Cześć Matt - mruknęłam.
- Hejka __ - wyszczerzył swoje ząbki.
Zeszłam z łóżka i podeszłam do niego. Rudemu opadła szczęka i nie miał za grosz pomysłu, co mógłby powiedzieć.
- Mógłbyś? - spojrzałam na niego, a później na drzwi.
- Oh, jasne! - mruknął speszony i odsunął się z wejścia do toalety.
Weszłam do środka.
Ustałam przed umywalką. Przemyłam swoją twarz i spojrzałam zmęczonym wzrokiem w lustro, które znajdowało się nad przedmiotem dającym wodę.
Jeśli stoję, a Matt wygląda normalnie pod względem masy ciała, to niedługo wyjdziemy i już nigdy się nie zobaczymy.
Ja nie chcę!
Dobre i to, że będzie u swoich rodziców dwa tygodnie, a później wyjeżdża. Co ja mówię. To jest przerażające, że tak mało czasu zostanie mi z nim spędzić, jeśli on w ogóle chce go spędzić ze mną.
Wiedziałam, że łazienki są od podejmowania decyzji, ale tutaj nawet ona mi nie pomoże.
Siedziałam z kompanem na moim łóżku i jak zwykle oglądaliśmy telewizję.
- Ty stoisz, ja jestem gruby - zaczął Matt - Niedługo się rozstaniemy.
- Ja nie chcę.
- Ja tym bardziej. Jesteś niezwykła i nie chce ciebie stracić __.
Dzięki Matt, jesteś taki uroczy.
- Jak będziesz za granicą, będziemy do siebie dzwonić?
- Jasne! Nawet codziennie.
- Codziennie?
- Jeśli tylko będziesz miała ochotę i czas.
Matt splótł nasze ręce.
Widać, że chciał coś powiedzieć, lecz się powstrzymał.
- Dzięki, że jesteś przy mnie - mruknęłam.
- Ja też dziękuję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro