Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IV

Mozolnie otworzyłam swoje oczy i ujrzałam rudą czuprynę. Matt nachylał się nade mną podekscytowany i uśmiechnięty.
- Co jest? - spytałam cicho.
- Mama do mnie dzwoniła i powiedziała, że przyjedzie! - wykrzyczał zadowolony.
Zaczęłam piszczeć wraz z Mattem. Byłam szczęśliwa razem z nim.

Po niecałej godzinie mogłam zobaczyć rodzicielkę niebieskookiego. Miała ona rude włosy oraz zielone oczy. Szczerze, nie należała do osób szczupłych czy takich o normalnej masie ciała. Była ona po prostu puszysta.
Przywitała się ze swoim synem, po czym krzywo spojrzała się na mnie.
- Wyjdź - warknęła stanowczo w moją stronę.
Zdziwiła mnie tym zachowaniem. Niepewnie spojrzałam się na Matta, a ten szybko wyszedł z sali.
Rodzicielka rudego zabijała mnie powoli wzrokiem. Mówiąc, chyba bardziej zjadała. Była pewnie głodna.

Chłopak wszedł do sali z wózkiem inwalidzkim. Pomógł mi na niego usiąść i wypuścił mnie z sali, po czym wrócił do jej środka.

Postanowiłam 'pozwiedzać' okolicę. Jeździłam po korytarzach. Rozmawiałam z napotkanymi osobami. Bawiłam się nawet z dziećmi na świetlicy. Było naprawdę wesoło. Jednak było by weselej z rudym.

Pokręciłam się jeszcze po pokojach, tak jakby sąsiadów. Są bardzo uprzejmi oraz mili. Poznałam dziewczynę, która ucierpiała w wypadku. W tym samym wypadku co ja.

Pielęgniarki są bardzo pomocne. Trafiały mi się same flądry. Mam nadzieję, że to się zmieni i do mojej sali zawita jakaś milutka kobietka.

Postanowiłam wrócić do sali. Matka rudego wyszła wściekła z pokoju. Poszła ona do wyjścia.
Cicho i lekko otworzyłam drzwi. Na łóżku siedział zapłakany Matt. Szybko podjechałam do niego swoją bryką.
- Co jest Matt? - powiedziałam szepcząc.
- Odwal się - wysyczał beznadziejnie.
Postanowiłam użyć swoich sił. Mocno złapałam łóżko rudego i podniosłam się rękoma. Mniej więcej stałam, gdyż nogi nadal były bezwładne.
- Matt, proszę... Powiedz mi co się stało - mówiłam - Pomogę Ci.
- No odwal się - warknął ponownie.
Nie miałam zamiaru odejść. Dalej byłam oparta o łóżko rudego.
- Proszę - wymruczałam z nadzieją.
- Mówiłem Ci, odwal się! - krzyknął zdenerwowany.
Niebieskooki mocno pchnął mnie na wózek. Poczułam lekki ból.
Spojrzałam się na niego, a na jego twarzy widniał burzliwy i wściekły wyraz twarzy.
Doszło do mnie, że płaczę. Łzy ostro spływają mi po policzkach, a rudy nic z tego nie robi.
Skinęłam głowę i szybko wyjechałam z sali. Mam go gdzieś.

Pojechałam na korytarz, który świeci pustkami. Okna wpuszczały nędzne światło, które mało oświetlało.
Ściany były tutaj stare. Widać było, że przeszły bardzo wiele lat.
Podłoga skrzypiała. Ona też przeszła wiele. W niektórych miejscach znajdowały się małe dziury.
Mimo tego, było czuć tutaj coś niezwykłego. Niby obskurny ten korytarz, ale jest piękny.
Na swój specyficzny sposób.

Znalazła mnie pielęgniarka i zawiozła do pokoju. Rudy ujrzawszy mnie zrobił się czerwony ze wstydu. Widać było, że chciał coś powiedzieć, ale był w takiej nędzy, że aż nie potrafił. Pielęgniarka pomogła mi dojść do toalety. Wypróżniłam się oraz umyłam. Położyła mnie ona na moje łóżko i wyszła z sali.
Czułam wzrok chłopaka na sobie.
- Ja nie wiem co we mnie wstąpiło __. Tak bardzo przepraszam - wymruczał niebieskooki.
Nie miałam ochoty z nim na rozmowę. Odwróciłam swój wzrok daleko od niego.
- Wiem, jestem okropny - zaszlochał - Jestem wielkim idiotą.
Zrobiło mi się go szkoda. Bardzo szkoda.
Jego zachowanie wynikało pewnie z słowami wypowiedzianymi przez jego rodzicielkę, ale mimo tego nie powinien tak mocno pchać. Gdybym nie trafiła w wózek, tylko może upadła na podłogę? Nie skończyło by się to za dobrze.
Było widać po rudym, że żałował tego bardzo. Powinnam mu wybaczyć, ale jeszcze się wstrzymam.

Chłopak kupił mi ciastka, które z niechęcią przyjęłam. Dokładniej, on położył mi je na łóżko, a ja nie miałam jak ich nie przygarnąć. Nie spojrzałam na niego, ani czekoladową rozkosz, która była na moim łóżku.

Po jakimś czasie coraz gorzej się czułam. Jego szlochy tak bardzo odbijały się na mnie, że aż myślałam nad wybuchnięciem wielkim płaczem. Mimo tego, dalej byłam silna i próbowałam go ignorować.

Oglądałam telewizję. Rudy się uspokoił, lecz jeszcze troszkę szlochał.
Stało się bardzo cicho.
Matt przestał płakać, czyli cud.
Usłyszałam ciche schodzenie z łóżka. Niebieskooki wstał z niego i podszedł w moją stronę. Usiadł naprzeciwko mnie i wpatrywał się w moje oczy.
- Przepraszam __ - powiedział.
Skinęłam głowę.
On naprawdę tego żałuję, powinnam mu wybaczyć. Było to tylko raz, nie kilka. Mam nadzieję, że nie zrobi tak jeszcze, wtedy... Cóż, byłby dla mnie niczym.
- Wybaczam - wymruczałam, a chłopak na moje słowa promiennie się uśmiechnął.
- Tylko było to ostatni raz - dodałam.
- Nigdy więcej tak nie zrobię, nie wiem co we mnie wstąpiło.
- Ale... Czemu wtedy płakałeś?
Chłopak umilkł.
- Mama powiedziała do mnie, troszkę nie miłe słowa.
- Czyli?
- Jeśli nie przytyję, będę dla niej zwykłym śmieciem i nie będzie się przyznawała, że jestem jej dzieckiem.
Niebieskooki uronił kilka łez.
Zrobiło mi się go okropnie szkoda. Poklepałam miejsce na moim łóżku, by ten usiadł. Zrobił to.
Chłopak dalej łkał, więc go przytuliłam. Trochę się uciszył i odwzajemnił misia.
- Jesteś wspaniała __ - powiedział - Jesteś wspaniała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro