//3//
//Victor//
-Amazing!- wykrzyknąłem, stojąc w samym sercu Londyńskiego centrum handlowego.
-Głośniej się nie dało?-wetchnął Yuuri za moimi plecami.
-Vkusno!- zachwycałem się Londyńskimi przysmakami.
-Victor...-zajęczał Yuuri po mojej prawej stronie.
-Perfecto!-przyglądałem się Londyńskowemu garniturowi na skraju sklepu z odzieżą.
-Victor, proszę ... -spojrzał na mnie Yuuri błagalnym wzrokiem. -ludzie się patrzą...
-Co z tego? -spytałem, biorąc do rąk odzienie.- przystojny łyżwiarz i jego pociągający trener... Zawsze na nas patrzą.
-Ale... -wziął wdech.- szkoda gadać-jego wzrok powędrował na innych klientów sklepu.
-Już... Tylko znajdę swój rozmiar...
-Nie ma dobrego na ciebie.
Rzuciłem mu zirytowane spojrzenie.
-Go-me-ne- uśmiechnął się promiennie.
Przewróciłem oczami i ruszyłem do kasy.
-Ej, czekaj!- złapał za rękaw mojego grubego płaszcza.- jeszcze się zgubię... -wtulił w niego twarz.
Pogładziłem cierpliwie jego włosy. Zamruczał. Chyba nieświadomie. Były miękkie...
-To się pilnuj- stwierdziłem i odwróciwszy głowę, zwróciłem się do kasjerki w języku angielskim.
Yuuri stał za mną w milczeniu i przyglądał się widniejącym na ścianie fotografiom; w jednych topił swój wtedy jakby nieobecny tuż obok mnie wzrok, na drugie wręcz łypał niechętnie, po chwili ponownie odwracając wzrok na te, który wywarły na nim większe wrażenie.
Nie wiem, dlaczego, jednak poczułem delikatnie kłujące poczucie winy w sercu. Niczego takiego nie zrobiłem... Chyba. To nie było z powodu Yuuriego... No tak, Plisetsky. Co, jeśli naprawdę więcej się do mnie nie odezwie? Co, jeżeli coś mu się stanie? Porzuci łyżwiarstwo? Nie, aż tak bym nie przesadzał.
No, na pewno tylko wzbudziłem w nim ducha walki.
Wziąłem do ręki torbę z garniturem; nie był jakoś specjalnie ciężki. Yuuri oderwał wzrok od obrazków.
-Gdzie teraz? -spytał.
-Chciałbym coś zjeść...
-Dopiero wyjadłeś mi cały obiad...
-Dalej kupować?
-Jeszcze chwila, a będziesz totalnie spłukany.
-Przejść się?
-A nie będzie ci zimno?
-Chyba będzie... A-ale jest śnieg!- podałem argument błagalnym tonem.
-I co?
Uśmiechnąłem się znacząco.
-Victor, masz dwadzieścia...
-Co z tego?
-Jesteś już odrobinę za stary...
-Na takie zabawy nie można być za starym!
-Proszę cię...
Pociągnąłem go za rękaw w stronę niewielkiego parku; obsypany był białym puchem cały- nawet bez najmniejszej zielonej szparki.
-Hej!-obaj usłyszeliśmy wołanie za plecami. -a co wy tu robicie, pchlaki?
-Jurij... Spokojnie...-odezwał się inny, męski głos.
-Jak mam być spokojny jak ten wieprz znowu chce ubabrać moją drogę swoim błotem?!
-Grzeczniej-obróciłem się z irytacją, na co chłopak wyszczerzył się arogancko.
-Podaj łapę- zakpił.
Zacisnąłem pięści i zauważyłem kątem oka, jak cień lęku przebrął przez twarz Yuuriego. Nie mogło tak być, nawet, jeśli jest to naprawdę jedynie 15-letni koci chłopiec, to nie pozwolę, aby czuł przy nim lęk.
-Jurij- głos zabrzmiał znowu. Dopiero teraz zauważyłem niewysokiego, nawet przystojnego Kanadyjczyka.
-Otabek-uśmiechnął się Yuuri, na co ten odpowiedział mu pozbawionym emocji spojrzeniem. W ręku trzymał kilka kolorowych torebek, które bardzo wyróżniały się wśród śniegu.
-Też byliście na zakupach? -spojrzał beznamiętnie na moją torebkę z garniturem.
-Tylko Victor- odpowiedział Yuuri pośpiesznie.
-Nie. Obchodzi. Mnie. To. Za. Cholerę.- blondyn tupnął nogą.
-Yurio...-zacząłem.
-Waruj- szczeknął.
Nagle rozległ się dziwny dźwięk, którego naprawdę niesposób jest opisać; Kot dostał prosto w twarz zimną, twardą kulą i jęknął z niezadowolenia.
-Kto. To. Zrobił?! -wykrzyknął, poszukując wzrokiem sprawcy zamieszania. -Tyy! -wskazał palcem na śmiejącego się Otabka, jednak nie trafił.- lub Ty!-obrócił się szybko w moją stronę, ale się zdziwił.-czyli pozostaje mi... - jego wzrok powędrował na chowającego się za drzwem Yuuriego. -o, nie! Nie odpuszczę ci tego tak łatwo, świnio!
Schylił się i wziął do rąk niewielką ilość białego puchu. Zgniótł ją najmocniej jak potrafił i zaczął celować.
-Nie uda ci się!- zawołał Yuuri, wychylając się zza drzewa.
Spojrzałem na niego marszcząc brwi.
-Że niby za stary?
-Powiedziałem, że ty jesteś, nie ja!-uśmiechnął się szyderczo.
Poprzez nieuwagę oberwał od Yurio prosto w głowę.
-Ha! A widzisz? -koci chłopiec wyprostował się dumnie.
Wtem poczułem coś zimnego na karku.
-C-co...? -włożyłem rękę za swój ciepły, granatowy szalik i wyciągnąłem lodowatą kulkę, kiedy usłyszałem śmiech Otabka.
-Następnym razem uważaj!-uśmiechnął się.
-Ooo, nie! Tak nie będzie- również zacząłem się śmiać i cisnąłem w niego śnieżką, jednakże on uniknął ciosu.
-Szlag by cię- prychnąłem teatralnie.
Zajęci sobą nie spostrzegliśmy, jaka walka stoczyła się między dwoma Yuriami; ten młodszy naprawdę się rozszalał, natomiast ten "mądrzejszy" zachowywał się na granicy rozsądku.
-Dobra, wściekłe bydle- powiedział Otabek.- idziemy może na jakiś deser?
Jurij podniósł glowę znad śniegu.
-A ty czasem nie mówiłeś, że w końcu zaczniesz trzym... - dokończenie uniemożliwiła mu znikąd przybyła kulka.
-To jak?- Kanadyjczyk zwrócił się do mnie i Yuuriego.
-Jasne- odpowiedzieliśmy zgodnie.
-Miau -spiorunował nas wzrokiem Jurij, strzepujący śnieg ze swojego szalika.
//Ohayou! Doszłam do wniosku, że chłopcom należy się taka zabawa raz na jakiś czas xD. Że też spytam... Podoba się nowa okładka? A może zrobię kolejną, bo tamtą niestety już starciłam... Aa.. I może pozostać sposób opisywania historii używając 1 osoby?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro